Dokument z notatkami, na bazie których powstała niniejsza recenzja, został założony 30 września. Stosunkowo niedawno, powiecie. Przecież zdarzało jej się opisywać produkty sprzed pół roku i dalej, dodacie. No i cóż, zapewne mielibyście rację, gdyby nie jeden szczegół…
Owym szczegółem jest fakt, iż notatki powstały pod koniec września, ale roku 2016. To wówczas Froopy marki Muller zostały wycofane ze sklepów, a na ich miejsce weszły Froopy Smoothie. Zobaczywszy je, pomyślałam, że są supernowością i warto przedstawić je czytelnikom. Spisałam z internetu dostępne smaki i rozpocząłem polowanie. Szybko jednak znalazłam warianty nieuwzględnione w sieci. Na końcu zaś zorientowałam się, że to nie żadna nowość, a ja dałam się wpędzić w maliny (częściowo dosłownie).
Do napisania niniejszej recenzji zebrałam się dokładnie rok później, bo 2 października 2017 roku.
Opublikowałam… sami widzicie kiedy.
Froop Smoothie brzoskwinia-marakuja
Pierwszą wersją nowego-starego jogurtu, na którego nabrałam się niczym ostatni naiwniak, jest moje ukochane połączenie brzoskwinia-marakuja. Przez przezroczyste opakowanie kusi brzoskwiniowym kolorem pianki. Podobnie nęci zapachem, gdyż odpowiada bardzo słodkim brzoskwiniom z puszki, zatopionym w cukrowo-owocowym syropie.
Pianka jest jednolita i gęsta, w ustach rozpuszcza się na wodę. Smakuje zwykłym dżemem z brzoskwiń. Nie rozrzedza jogurtu, który także jest gęsty, jak również kremowy oraz jednolity – cudowny i o niebo lepszy od białej części Polskiego Jogurtu czy Fantasi.
We Froopie Smoothie brzoskwiniowo-marakujowym nie występuje kwaśność, a jeśli występuje, to na poziomie 1%. Smak jest głównie brzoskwiniowy, lecz może dlatego, że nie potrafię rozpoznać drugiego tytułowego owocu (marakui). Uważam, że deser jest doskonały.
PS Dziwną i śmieszną rzeczą jest to, że zamiast świeżych owoców w składzie znajduje się sok z zagęszczonych soków. Dobrze, że nie sok z soków z soków z soków.
Ocena: 6 chi
Froop Smoothie malina
Podczas kupowania i testowania nowości nie mogłam zrezygnować z ulubionego smaku malinowego, w związku z czym i on się w mojej lodówce pojawił. Ponieważ warstwa musu nie zawiera pestek – a przynajmniej tak wówczas sądziłam – kupiłam dwa kubeczki.
Górna część deseru posiada przepiękny i głęboki kolor wiśni. Pysznych owoców nie ma już niestety w zapachu. Zamiast nich pojawia się tytułowa malina: słodka i intensywna. Aromatycznie 6 chi na minusie.
Pierwsza łyżeczka Froopa Smoothie uświadomiła mi, że w produkcie pestki jednak są, i to jak najbardziej właziwzębowe. Góra jest słodka w sposób malinowy, posiada konsystencję musu. Świetnie współgra z naturalnym i lekko słodkim jogurtem.
Całość jest odpowiednio gęsta i treściwa. Tradycyjnie kremowa. Słodka na idealnym poziomie, lekko kwaśna. Malinowy smak na upartego da się przeżyć, tylko te nieszczęsne pestki…
Ocena: 3 chi
Froop Smoothie owoce leśne
Jednym z powodów, dla których z napisaniem recenzji zwlekałam milion lat, jest fakt, że po przetestowaniu dostępnej wówczas w Żabce podstawy dowiedziałam się z internetu o istnieniu maliny. A i tak czułam, że to jeszcze nie koniec. Kilka miesięcy później trafiłam na owoce leśne i mango.
Smak owoców leśnych kocham, jednak – podobnie jak w przypadku malin – nie mogę znieść właziwzębowych pesteczek. Ponieważ w pamięci zatarło mi się wspomnienie o ich obecności w warstwie musowej poprzednika, i tym razem kupiłam kilka kubeczków.
Foop Smoothie owoce leśne oczarował mnie. Nie tylko posiada najpiękniejszą kolorystykę z całej mullerowej serii, ale również serwuje tytułowy smak… bez pestek! Mało tego, nie przypomina surowych owoców, ale konfiturę z rogalików drożdżowych. Zawiera posmak różany.
Deser pachnie tak samo, jak smakuje. To jogurtowa forma drożdżówki lub rogalika z marmoladą owocowo-różaną. Jest gęsty, aksamitny i cudowny pod każdym względem. Wraz z wariantem kiwi tworzą parkę moich ulubieńców. Z przyjemnością będę do niego wracać.
Ocena: 6 chi
Froop Smoothie mango
Na koniec wariant deseru Mullera, na który trafiłam najpóźniej i który jest chyba najoryginalniejszy we froopowej serii. Posiada piękny kolor pianki oraz intensywny, a raczej ostry – jak mocz kota, acz nie tak odpychający – zapach kwaśno-słodkiego mango. Mimo dziwnego porównania kusi od pierwszego niucha.
Niestety smak nie jest już tak cudowny, jak zapach. Czuć w nim mango, lecz jest ono stłumione. Zamiast obiecywanego przez aromat orzeźwienia otrzymałam słodycz i wygasły, rozwodniony egzotyczny owoc. Na domiar złego Froop Smoothie mango ma w sobie coś z Fantasi, której nie cierpię.
Jogurt wyróżnia się rewelacyjną konsystencją: gęstą i aksamitną. To niestety zbyt mało, bym zechciała kupić go ponownie (chyba że zapomnę – zanotowałam rok temu, co rzeczywiście się sprawdziło). Sam w sobie jest niezły, jednak na tle innych Froopów Smoothie mizerny. Przede wszystkim za słodki, bez choćby cienia kwasku, a przez to mdły. Nie ma wiele wspólnego z mango.
Ocena: 4 chi
Froopy mnie w dalszym ciągu nie interesują, ale przypomniały mi o czekających w domu dorodnych mango :))
Nie jadłam świeżego mango od… o rety, liceum pewnie, jeśli nie gimnazjum.
Będzie recenzja smaków z linii tropikalnej ?
Och, była dawno temu :) Niedawno ją powtórzyłam i potwierdzam wcześniejsze odczucia.
Matko, jak ten czas leci. Pamiętam jak dziś jak mi o nich opowiadałaś na spacerze na Balonowej, a to było w 2016…
Haha, to prawda :D
Sama mam w „Wersjach roboczych” recenzje, które napisałam dawien dawno – teraz ich już chyba nie opublikuję, bo zdjęcia pozostawiają wiele do życzenia :D Chyba że ponownie kupię te produkty i je obfotografuję. Ciężkie życie blogera </3
Brzoskwinia odpada, bo wolę naturalny owoc, a nie taki śmierdzący i obślizgły z puszki. W malinie pestki by mi kompletnie nie przeszkadzały. Wariant z owocami leśnymi brzmi obłędnie i jego najchętniej bym spróbowała.
Biedne brzoskwinie z puszki… :D
Na owoce leśne w sumie mogłabym się skusić.
Pestki malin w takiej piance? Meh, to mi nie pasuje tak samo jak posiekane migdały w czekoladzie z moussem (myślę o Ritterze).
Stłumione mango nie kusi, mimo że owoce te kocham. Chyba mi jednak chodzi właśnie o surowy owoc jako całość, bo w formie pianki? I to takiej? Niee.
Uzbrój się w cierpliwość do wyraźnej słodyczy i poluj na rogalikowe owoce leśne :)