Miętowo-ciasteczkowa mleczna czekolada Oreo Mint Flavour marki Cadbury nie jest ani pierwszą, ani ostatnią tabliczką z linii Dairy Milk, którą miałam okazję ugryźć. Przygoda z czekoladami nadzianymi kakaowymi herbatnikami zaczęła się od otrzymanej od Muszki Oreo Peanut Butter. Wiele miesięcy późnej zbiory zasiliła zaprezentowana tu wersja miętowa, którą z Wielkiej Brytanii przywiozła mnie i Pyszczkowi jego mama (dziękujemy!). Na końcu do puszki z tabliczkami dołączyła klasyczna wersja Dairy Milk Oreo z mlecznym kremem. Dostałam ją w bożonarodzeniowym prezencie od przyjaciół.
Dairy Milk Oreo Mint Flavour to już ostatni oreowy produkt z Wielkiej Brytanii. Zapraszam do przeczytania recenzji poprzedników: klasycznych ciastek Oreo Mint Flavour oraz cienkich Oreo Thins Chocolate Creme, czyli czekoladowych odpowiedników Oreo Cripsy & Thin.
Dairy Milk Oreo Mint Flavour
Tabliczki Oreo marki Cadbury są urocze. Duże – ważą po 120 g – ale złożone z wielu maleńkich kosteczek. W każdym rzędzie znajdują się trzy kostki, które ozdabia logo marki. Są zaokrąglone i odznaczają się pięknym mlecznoczekoladowym kolorem. W teorii czekolada powinna starczyć na długo.
Dairy Milk Oreo Mint Flavour dostarcza 667 kcal w 120-gramowej tabliczce.
100 g czekolady od Cadbury to 556 kcal.
Połowa to 333,5 kcal.
1 rządek to ok. 15 g i 83,5 kcal.
1 kostka to ok. 5 g i 28 kcal.
Podchodząc do degustacji mlecznej czekolady z Oreo, nie czułam strachu. W roku 2017 odkryłam, że po ponad ćwierćwieczu życia… polubiłam połączenie mięty z czekoladą. Może nie zostałam Fanką Numer Jeden, ale obecnie nazwa typu Mint & Chocolate nie sprawiłaby, że odrzuciłabym produkt.
Kiedy Dairy Milk Oreo Mint Flavour powitała mnie intensywnie miętowym zapachem, uśmiechnęłam się. Przywiodła mi na myśl herbatę, w której torebkę z naparem pozostawiono na zbyt długo. Herbata owa jest bardzo słodka, ale nie bardziej niż miętowa. Podobnie pachną listki After Eight.
Czekoladowa polewa jest typowym wyrobem marki Cadbury (a więc podobnym do milkowego). Cechują ją gęstość, bagienkowość, wysoka słodycz oraz cudowna mleczność. Albo jest proszkowata drobno, chwilowo i nieznacznie, albo wcale – trudno ocenić. Wgryzł się w nią smak miętowego kremu.
Ciastek w czekoladzie jest dużo bardzo dużo. Odznaczają się różnymi rozmiarami: od maleńkich, po całkiem spore. Herbatniki są ekstrakruche, chrupiące. Słodkie, ale i nutkę soli się w nich odnajdzie. Mają smak kakao, lecz bardzo delikatny, ginący pod intensywną miętą.
Głównego bohatera kompozycji – miętowego kremu – nie ma zbyt wiele. Trzyma w kupie ciasteczka. Jest gładki, leciutki, jednolity i tłuściutki. Smakuje słodko i bardzo miętowo, czym idealnie odpowiada zapachowi. Funduje efekt słodkiego odświeżenia. Prawdopodobnie nie jest proszkowaty.
Dairy Milk Oreo Mint Flavour jest naprawdę smaczna. I ciekawa. Intensywna mięta wiąże się w niej z cukrem oraz tłuszczykiem. Czekolada uzupełniona kakaowymi herbatnikami chrupie i rozpływa się na gęste bagienko jednocześnie. Duży rozmiar pozwala cieszyć się nią dłużej.
Pomimo dobrego przyjęcia czekolady nie sądzę, bym chciała do niej wrócić. Jestem nowym podróżnikiem na miętowo-czekoladowej ścieżce, więc nie chcę przesadzić. Zbyt wiele mięty – a tu jest jej naprawdę dużo – wciąż mnie przytłacza. Nie chciałabym niepotrzebnie się zniechęcić.
Ocena: 4 chi
Zdecydowanie nie jest to czekolada w guście mojej rodzinki :)
Powiedz Ty mi… Dlaczego na forum pytasz o słodycze, które zupełnie nie są w Twoim guście? Już dawno miałam zapytać, bo jestem bardzo ciekawa, alem zapomniała. Chodzi np. o Princessę cytrynową.
Znam osobę, którą ta Princessa zainteresowała, dlatego zapytałam :)
Daj znać, czy jest zadowolona ze smaku, jak już zje.
Jeśli nie zapomnę :)
Mięta w czekoladzie ciągle mnie nie przekonuje :D
Ja się cieszę ze zmiany, która we mnie zaszła. Daje więcej możliwości.
Nie lubię mięty w słodyczach…także nie bardzo
Może kiedyś się przekonasz. Na mnie „miętowa łaska” spłynęła niedawno.
Mogłabym trochę spróbować. Pewnie przeszkadzało by mi to, że ciastka chrupią, a nie rozpływają się z resztą (miałam tak w przypadku Milki Oreo), ale połączenie wydaje się ok, mimo że nie jest to mój typ czekolady. Swoją drogą, wreszcie znormalniałaś z tą miętą. :D
Rozpływające się ciastka? Brzmi okropnie. Nie wierzę, że napisałaś, że wolisz właśnie takie.
Mięta w czekoladach od razu nas odrzuca :)
Jeszcze rok temu podpisałabym się pod tym komentarzem.
Za After Eightami nie przepadam, ale tutaj wydaje się być ta mięta trochę rozproszona przez mleczność nadzienia i herbatniki – a przynajmniej takie sprawia wrażenie, dlatego wciąż nie mogę uwierzyć, że jest to tak bardzo miętowa tabliczka. Spróbowałabym, bo klasyczną Milkę Oreo uwielbiam.
Uuu, nie. O rozproszeniu mięty nie ma tu mowy :P