Zwykła mleczna czekolada – tak oceniłam tabliczkę Olenka, w angielskim tłumaczeniu zwaną Alionka (?!), którą podarowała mi moja słodyczowa dobra wróżka Ania (dziękuję). W przeciwieństwie do innych otrzymanych wówczas słodyczy czekolada nie zrobiła na mnie wrażenia i nie obudziła żadnych uczuć: ani pozytywnych, ani negatywnych. Ot, kolejna nieznana pozycja na liście do odhaczenia.
Olenka
W dniu degustacji Olenki spojrzałam na tył opakowania i odczytałam informację, że producentem jest Roshen – marka nieznana mi bezpośrednio, ale kojarzona z pozytywnymi opiniami znajomych. To był moment, gdy moja obojętność przerodziła się w ekscytację oraz nadzieję. Chyba powinnam sprawdzać producentów od razu po otrzymaniu słodyczy. Albo i nie? Może właśnie lepsze jest zaskoczenie?
Mleczna czekolada Olenka marki Roshen dostarcza 540 kcal w 100 g.
Tabliczka waży 90 g i dostarcza 486 kcal.
Mimo iż kostki Olenki nie są standardowe ani jednakowe, bardzo mi się podobają. Tabliczka odznacza się przepięknym, acz zaskakująco ciemnym kolorem i przyjemnym, mimo iż zwyczajnym zapachem mlecznej czekolady: supersłodkim, supermlecznym. Tradycyjnie świątecznym, dziecięcym, apetycznym. Niestety aromat raczej nie wyróżniłby Olenki na tle dziesiątek czekolad no-name.
Czekolada Roshen jest bardzo lepka oraz tłusta. Fakt, że klei się i topi w palcach jak zwariowana, stanowi zapowiedź bagienkowości. Poza tym tabliczki nie da się złamać – ona się gnie, a fragmenty oddziela się poprzez oderwanie. Zęby wchodzą w nią jak w masło. W ustach rzeczywiście przemienia się w gęste bagno, i to w sekundę, podobnie do Toblerone. Nie zawiera ani cienia proszkowatości.
Olenka smakuje podobnie do mlecznej czekolady Wedla. (Po zastanowieniu się jej zapach również jestem skłonna porównać do wedlowskiego, ale by wydać pewną opinię, musiałabym przetestować więcej produktów marki Roshen. Co skądinąd na pewno się wydarzy). Jest słodka do kwadratu i mleczna. Przypomina gęsty mlecznoczekoladowy krem – coś tak gianduja, tylko bez udziału orzechów laskowych.
Mleczna czekolada marki Roshen to jedna z najlepszych mlecznych czekolad, jakie jadam w przeciągu ostatnich miesięcy, a może nawet roku. Jej jedyny minus stanowi potworna słodycz. Stanowi idealną tabliczkę dla plebsu. Bez wątpienia sięgnę po jej rodzeństwo.
Ocena: 6 chi
Fajna ta czekolada, próbowałam ją bo Mama dostała od swojej pracownicy.
Innym razem, taki fajny Ukrainiec przyniósł mojej Mamie taką smaczną bombonierkę – to były takie czekoladki nadziewane galaretką arbuzową i bananową :)
Bombonierka brzmi nieco gorzej (małe czekoladki), ale powtórką czekolady w tabliczce bym nie pogardziła.
Kupiłam ją kiedyś na Ukrainie, ale nie mialam okazji zjeść bo oddałam koleżance. Ogólnie na Ukrainie są całe sklepy tej firmy, kiedy weszłam tam to zaświeciły mi się oczy i pakowałam do koszyka wszystko co się dało, tym bardziej ze tamtejsze ceny na to pozwalają. Ze słodyczy roshena polecam czekoladę z kokosowym nugatem – taki kokosowy milky way. Ja przepadłam totalnie i żałowałam ze nie kupiłam więcej. Przy następnej wycieczce do Lwowa na pewno zrobie zapas :)
Nie bywam we Lwowie, ale moi znajomi z pracy czasem tam jeżdżą. Chyba wiem, o co ich poproszę przy najbliższej okazji… :D Dziękuję Ci za info :)
No patrz, taka niepozorna. Wydawałoby się, że będzie najmniej interesująca na tle innych rzeczy, które Ci dałam, a tu zaskoczenie.
Otóż to. Skromna, a zachwyca :)
To dokładnie tak jak Ty ; )
Ach, bo spłoną mi policzki! ]:->
Lubię mleczną czeko z Wedla, więc pewnie i ta by mi smakowała. Z tej firmy żadnej czekolady nie jadłam, ale co jakiś czas dostaję zestaw cuksów :D
Ja z kolei nie jadłam cuksów. Dobre?
Niektóre da się zjeść, ale sama to bym ich na pewno nie kupiła :D
Mama ostatnio kupiła sobie jakieś cukierki toffi Roshen właśnie, a dla mnie czekolady ciemne, nasłuchawszy się pozytywnych opinii. Ponoć cukierki były paskudne, ale czekolady „na oko” wyglądają mi całkiem ok. Po recenzji tej… no cóż, pewnie będą strasznie słodkie, bo kakao nie ma w nich aż tak dużo, ale trzymam kciuki, aby chociaż proszkowe nie były. Rwącej się konsystencji chyba nie mam co się bać.
Wygląda na to, że w tych ciemnych podział będzie inny, a szkoda, bo te kostki rzeczywiście ładnie wyglądają.
Opublikuj recenzję szybciej niż za sto lat, to może i na ciemną się skuszę.
Niestety, daty długie, więc nie wiem, kiedy po nie sięgnę. Spróbuję w miarę szybko (latem?).
Którego roku?
Jej opakowanie skojarzyło mi się ze starymi pocztówkami :)
To pozytywne wrażenie, dobrze rozumiem?
Jak najbardziej :) Aż ciepło się robi w serduchu :)
Ciekawa jestem, czy ją jadłam w przeszłości – kojarzę taki podział na malutkie kosteczki i dwie GIGA KOSTKI, dodatkowo tabliczka była także mała i przypominała Wedla. Podobną dostałam w ramach pocieszenia po pierwszym w życiu pokazie tańca, kiedy to na oczach wszystkich wywinęłam orła (miałam… 5 lat chyba).
Czuję, że by mi smakowała, skoro przypomina Toblerone.
Pamiętasz czekoladę, którą dostałaś w wieku 5 lat? Szacun. Chociaż i ja mam parę wyrazistych wspomnień z wczesnego dzieciństwa.
Tak, to przez to wywalenie się na pokazie tańca – wstyyyd :D
Ja polecam oryginalną Alonke, nie tą produkowaną przez ROSHEN, tylko Красный Октябрь. Jakość jest nie porównywalna, w tej czekoladzie można znaleźć jeszcze kakao.
Dzięki za info :) Jak tylko będę miała możliwość, kupię.