Pewnego dnia w sklepie osiedlowym znalazłam miniaturowe bombonierki Lindta. Miały różne kolory, ale tę samą zawartość, na którą składa się dziewięć pięknych pralin (pięć smaków). Byłam podwójnie zaskoczona, gdy okazało się, że owa 44-gramowa przyjemność kosztuje jedynie 7 zł.* Wiedziałam, że nie opuszczę sklepu bez Mini Pralines w dłoni. Cudem powstrzymałam się od zakupu dwóch opakowań.
* Prawdopodobnie powinnam napisać, że aż 7 zł, ale biorąc pod uwagę fakt, że to Lindt, którego bombonierki charakteryzują się cenami przyprawiającymi konsumentów o zawał serca – podejrzewam, że gdyby przeprowadzono badania na temat najczęstszych przyczyn trafiania do szpitala w związku z zawałem serca, ceny bombonierek Lindta znalazłyby się w pierwszej dziesiątce – jestem skłonna uznać, że załapałam się na superofertę. Tylko odrobinę większe zestawy są dużo droższe.
Mini Pralines
Mała bombonierka Mini Pralines od Lindta to 44 g czekolady podzielonej na 9 pralinek – niestety rozczarowująco maleńkich – co oznacza, że na jedną czekoladkę przypada średnio 4,9 g oraz 26,5 kcal (100 g dostarcza 539 kcal). Smaki nie zostały opisane, więc wybieranie ich to loteria. Zabawa polega na odgadnięciu, co autor miał na myśli. W dobrych pralinach nie powinno być z tym problemu. Jak jest tutaj?
Praliny okrągłe z białych wierzchem
Czekoladki są twarde, nie topią się w palcach. Pachną kusząco, bo kawą i śmietanką, co pozwala odkryć ich smak szybko. A przynajmniej tak się może wydawać. Odznaczają się trzema kolorami: beżowym (polewa i dolna warstwa nadzienia), brązowym (spód) oraz ciemnym, kawowym (górna warstwa nadzienia).
Góra smakuje białą czekoladą. Pod nią znajduje się nieokreślony ciemny twór, który jest gęsty, jednolity i smakuje zwykłą mleczną czekoladą, być może z minimalnym wkładem kawowym. Zaskoczenie stanowi dolna część nadzienia, która jest miękka. W smaku słodka… i tyle. Jest proszkowata i gumowa.
Czekoladka nie zachwyca. Odznacza się bazą o konsystencji plasteliny (masy czekoladowej) i z jednej strony smakiem nieokreślonym, z drugiej po prostu cukrowym. Pod zjedzeniu kolejnej sztuki byłam już pewna, że obok kawy pralina nawet nie stała. Zasługuje na 3 chi, a to i tak w przypływie łaski.
Praliny w kształcie gwiazdki
Te czekoladki wygrywają wyglądem – są urocze. Zbudowano je w warstwy beżowej i brązowej. Nie mają zapachu. W tle pojawia się mleczna czekolada, ale równie dobrze może to być zapach desperacji.
Beżowa góra praliny jest twarda, smakuje jak zwykła biała czekolada. Dół jest kawowy – tym razem naprawdę – acz zasmucająco słabo. Wygląda na miękki, jednak ma konsystencję tradycyjnej mlecznej czekolady. Całość jest idealnie gładka, plastelinowawa. Znów nie zachwyca, ale z uwagi na obecność kawy – nawet jeśli znikomą – i ujmującą formę przyznaję jej 3 chi ze wstążką.
Praliny podłużne z napisem Lindt
Czekoladki wyglądają na największe i najcięższe, choć oczywiście w porównaniu z tradycyjnymi pralinkami są żałośnie małe. Ich wnętrze dzieli się na dwa kolory: karmelowy i biały. Dolny krem sprawia wrażenie kokosowego, przez co przekrój budzi skojarzenie z wawelskimi Tiki Taki. Słodycz pachnie mleczną czekoladą, i to by było na tyle. Gdzie się podziały walory wyrobów Lindta?
Środek praliny jest miękki, a górę nadzienia częściowo wypełnia… coś. Owo nieokreślone coś przypomina marcepan, a dokładniej marcepan w formie dżemu, który pod wpływem upływającego czasu zbrylił się i zamienił w żywicę. Całość rozpuszcza się w ustach, jest delikatna i nareszcie posiada jakiś smak. Warto dodać, że tutaj występuje czekolada ciemna. Skłaniałabym się ku 5 chi, acz jest to ocena jednorazowa.
Pralina w kształcie serca
Niniejsza czekoladka jest pojedyncza i znajduje się w centrum bombonierki. Pachnie intensywną i słodką pomarańczą, budząc skojarzenie z galaretkami. Jej wnętrze składa się z ciemnego dołu brownie oraz płynnego karmelu na górze. Oczywiście to tylko złudzenie, w rzeczywistości bowiem karmel jest sosem owocowym, a nadzienie o smaku czekoladowego ciasta zwykłą czekoladą.
Galaretkowego sosu nie ma dużo. Jest gęstawy, gładki, bardzo słodki i esencjonalnie pomarańczowy. Czekolada prawdopodobnie jest ciemna, ale trudno orzec. Całość wypada po prostu okej i nie zasługuje na więcej niż miłosierne 3 chi ze wstążką.
Praliny w kształcie torcików W-Z, czyli wuzetek
Te czekoladki stoją na drugim miejscu pod względem uroczości. Przypominają wuzetkę dla lalek Barbie. Są zdecydowanie najtwardsze. Pachną kawow…awo. Są wypełnione kawałkami czegoś twardego i chrupiącego, co przypomina skamieniałą bezę albo granulki cukru.
Podczas gryzienia czekolada wciąż jest twarda niczym głaz. Na szczęście smakuje cudownie, bo jak Mleczna Czekolada Idealna. Góra chyba jest deserowa, lecz nie psuje mlecznej rozkoszy. Szkoda tej twardości, ale jednorazowo opłaca się nagiąć zasady i przyznać pralinom 5 chi.
W całokształcie bombonierka Mini Pralines od Lindta jest słaba, rozczarowująca i irytująca. Praliny mają rozmiar, którymi mogłyby się nasycić co najwyżej wspomniane już lalki Barbie, ich smaki zaś nie tylko są nie do odgadnięcia, ale również nie powodują zachwytu. Już lepiej wywalić 7 zł przez okno, bo przynajmniej ktoś je znajdzie i kupi sobie coś wartościowego, np. siedem doskonałych gatunkowo piw.
Ocena: 3 chi
Praliny lindt sa ochydne. Nigdy ich z wlasnej woli nie kupie a jak dostanę to się poryczę… raz sprobowalam i nigdy więcej do nich nie wrócę bleee …..
Aż tak zła na nie nie jestem, ale też nie chciałabym dostać.
7 zł za opakowanie to w przypakdu Lindta mało, ja dałam tyle za trzy kulki na wagę hahaha. Ale trzeba było spróbować nieznanych smaków. Był to kokos, orzech i karmel bodajże. Tłusto, zapychająco i słodko. To już standard, Lindt jedzie tylko i wyłacznie na marce. Ceny i zachwyty są na wyrost.
Wolałabym Lindory od tej bombonierki. Chociaż trzy kulki za 7 zł… hmmm…
Ja za 11 sztuk (12-sta była gratis :P) dałam ponad 20 zł.
No to by się mniej więcej zgadzało. Zależy ILE ponad 20 – raczej złocisza, czy raczej złociszy dziewięć.
Jakiś czas temu widziałam je w Kauflandzie ale przeszłam obojętnie :)
I prawidłowo.
Gdzie kupiłaś praliny ???
Odsyłam do pierwszego zdania recenzji. Przykro mi, że nie dotrwałaś/eś nawet do tego momentu.
Pralina w kształcie serca skradłaby mi serce. Ciekawa jestem też tej czekoladki W-Z.
Szkoda, że nie ma porównania np. z palcem, bo nie wyobrażam sobie wielkości takiej mini-pralinki. Widziałam chyba tylko standardowe bombonierki Lindta, ale ich ceny… o mój Panie. To ja sobie wolę chyba skomponować torebkę z Lindorkami (choć portfel też cierpi).
Czekoladki mają <2 cm średnicy.
W kształcie gwiazdki wyglądają śmiesznie, wywołująco ciepły uśmiech na twarzy, ale chyba tylko dlatego, że takich pralinek nigdy nie widziałam, a W-Z najładniej. Choćbym nie wiem, jak bardzo chciała, nie dam rady wymyślić nic pozytywnego, co jeszcze mogłabym napisać. Odrzuca mnie od nich w każdym aspekcie. Już zaczynając od faktu, że to pralinki Lindta, przez to, ile w tym bieli, na cenie i jakości, smaku kończąc. Skamieniała beza, owocowy karmel… Co twórcom we łbie siedzi? Te ceny, w których normalnie występują to już w ogóle… Nie no, ogólnie twór, którego sensu nie rozumiem. I kto to kupuje?
Ja kupiłam… :D Ale drugi raz tego błędu nie popełnię, obiecuję.
Ja raz dostałam w prezencie duże opakowanie,ależ nam szło jej jedzenie jak krew z nosa.
Czyli Ty też nie chciałabyś się zmagać z bombonierką po raz kolejny?