Szlakiem cieciorki, soi i soczewicy z marką Primavika

Życie nie kończy się na słodyczach. Wprawdzie mogłoby być ciekawie, zwłaszcza gdyby po przyjęciu większej ilości czekolady organizm nie miał potrzeby wgryźć się w kawał kiełbasy czy bułkę z pasztetem, ale póki co jesteśmy skazani na różnorodność. Poza tym warzywo od czasu do czasu zjeść wypada.

Zdyscyplinowanie żywieniowe jest konieczne nie tylko podczas diety odchudzającej lub treningowej, ale również gdy zakazane produkty je się często i w dużej ilości. Jako słodyczowa bloggerka sama spotykam się z taką sytuacją, a ponieważ żyję i mam się dobrze – moje włosy są mocne, na skórze zaś nie wyrastają żadne paskudztwa – nie widzę potrzeby zrywania z obecnym sposobem żywienia.

Słodycze jem dokładnie raz dziennie. O innych porach uprzejmie dziękuję, gdy ktoś mnie częstuje. Nie przygotowuję słodkich śniadań ani obiadów. Nie wyobrażam sobie też zjeść słodkiej kolacji. Uwielbiam chleb, więc przed snem obowiązkowo zjadam kanapki z wybranym smarowidłem i ogromem warzyw spadających na talerzyk – trzeba trzymać je wszystkimi palcami naraz.

Wyszukiwanie smarowideł nie sprawia mi kłopotu, acz czasem jestem znudzona i chętnie sięgnęłabym po coś nowego. Lubię serki śmietankowe typu Almette, jednak nie mogę kupić zbyt wielu naraz, bo mają krótkie daty ważności. A chomikować uwielbiam! Jako dziecko z lubością pałaszowałam wieczne pasztety, niestety obecnie nie jestem w stanie ich jeść. Tanie straszą MOM-em, droższe zaś – z wyższą zawartością mięsa – zawierają galaretowato-tłuszczowe bryłki, które stają mi w gardle.

Jeszcze przed założeniem bloga zwróciłam się w stronę pasztetów sojowych, a następnie innych wegetariańskich i wegańskich past warzywnych. To jedne z nielicznych produktów, na które nie szkoda mi pieniędzy, mimo iż w tej samej cenie mogłabym dostać coś mniej zdrowego i większego. Stały się moją słabością, podobnie jak słodycze. Słoiczki obowiązkowo kolekcjonuję, choć nie wiem po co.

Moim tegorocznym odkryciem są pasztety z cieciorką oraz wegetariańskie paprykarze marki Primavika, które znalazłam w Lidlu. Z dostępnych sześciu czy ośmiu wariantów kupiłam cztery, a potem się zakochałam. Rzadko odwiedzam sklepy ekologiczne, więc nie miałam pomysłu, gdzie upolować resztę. Wiedziałam jednak, że muszę mieć wszystkie. O pomoc poprosiłam producenta i tak oto otrzymałam wybrane pasty do testów. Przedstawienie ich na blogu jest dla mnie ogromną przyjemnością, ponieważ lubię polecać coś, co smakuje mi na tyle, że sama decyduję się o to zawalczyć.

Pasty kanapkowe Primavika

W skład mojego testowego zestawu wchodzą:

1. Wegańskie pasztety z cieciorką:

  • meksykański – 37% cieciorki, po 5% groszku, kukurydzy i czerwonej fasoli, 152 kcal w 100 g,
  • koperkowy – 35% cieciorki, 0,5% koperku suszonego, 145 kcal w 100 g,
  • oliwkowy – 38% cieciorki, 23% oliwek zielonych, 128 kcal w 100 g,
  • warzywny – 35% cieciorki, 21% marchwi, po 7% selera, pietruszki i cebuli, 145 kcal w 100 g,
  • ogórkowy – 30% cieciorki, 30% ogórka kiszonego, 141 kcal w 100 g,
  • pomidorowy – 38% cieciorki, 17% koncentratu pomidorowego, 146 kcal w 100 g.

2. Wegańskie pasztety z soją:

  • z pomidorami – 40% soi, 18% koncentratu pomidorowego, 140 kcal w 100 g,
  • pieczarkowy z bazylią – 45% soi, 22% pieczarek, 0,9% bazylii, 131 kcal w 100 g.

3. Wegańskie pasztety z soczewicą:

  • warzywny – 11% soczewicy zielonej, nieznana ilość soi, po 4,5% marchwi i selera, 3,5% pietruszki, 2,5% cebuli, 135 kcal w 100 g,
  • paprykowy – 20% soczewicy zielonej, 16,9% papryki czerwonej, 136 kcal w 100 g.

4. Wegetariańskie paprykarze:

  • z ryżem – 17% ryżu, 178 kcal w 100 g,
  • z kaszą jaglaną – 17% kaszy jaglanej, 180 kcal w 100 g,
  • z amarantusem – 22% płatków z nasion amarantusa, 186 kcal w 100 g,
  • z quioa czerwoną – 15% ziaren quinoa czerwonej, 191 kcal w 100 g.

5. Ekologiczny hummus bio:

  • z suszonymi pomidorami – 32% cieciorki, 15% pomidorów suszonych na słońcu, 227 kcal w 100 g.

W ofercie marki Primavika dostępne są także inne smaki hummusu.

Co wyróżnia pasty warzywne Primaviki?

  • Mogą je jeść weganie i wegetarianie.
  • W zależności od wariantu są dobre dla: dzieci, diabetyków, osób z nietolerancją glutenu.
  • Z uwagi na niską zawartość kalorii są przyjazne osobom na diecie odchudzającej.
  • Znajdują się w mocnych i uroczych opakowaniach: 160-gramowy słoiczkach.
  • Mają wiele wariantów smakowych – każdy znajdzie coś dla siebie.
  • Wybrane pasty zawierają ekologiczne składniki.
  • To smaczne źródło dobrze przyswajalnego białka…
  • …a także witamin i korzystnych dla zdrowia pierwiastków.
  • Są wykonane na bazie wody, więc rozprowadzanie ich na kanapce jest łatwe.
  • Można je wykorzystać nie tylko do kanapek, ale również naleśników czy placuszków.
  • Nie zawierają cukru.

Upatrzyliście wegańską pastę dla siebie?
A może już macie ulubieńca?


(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Primaviki,
odwiedź też fanpage’e: Facebook, Instagram)

22 myśli na temat “Szlakiem cieciorki, soi i soczewicy z marką Primavika

  1. Cóż kolejna rzecz która nas łączy ! Podpisuje się obiema łapkami pod tym fragmentem wypowiedzi :”Słodycze jem dokładnie raz dziennie. O innych porach uprzejmie dziękuję, gdy ktoś mnie częstuje. Nie przygotowuję słodkich śniadań ani obiadów. Nie wyobrażam sobie też zjeść słodkiej kolacji”. A takze pod nawykiem maniakalnego chomikowania zapasów i słoiczków – z tym że u mnie to słoiczki po maśle orzechowym. Mam ich już 3 torby w piwnicy ;)
    Past warzywnych nie jem chyba ze sama zrobię z soczewicy :)

    1. Moje słoiczki są mniejsze, więc (jeszcze!) nie muszę składować ich poza domem :D

      O której godzinie jesz słodycze?

  2. Jadłam może ze 2 pasty tej firmy, jakoś nie widuję ich w sklepach albo patrzę nie tam gdzie trzeba :P U mnie ostatnio z niesłodkich smarowideł na pierwszym miejscu jest hummus bio z Lidla i pasty Warzywo firmy Zdrowe Pola, ale jak widzę, dużo jeszcze mam do odkrycia :)

    1. Pasty Primaviki widziałam w ubiegłym tygodniu w Delikatesach T&J (odnoga Społem).

      W Lidlu chętnie kupuję pastę z groszku w szklanym pojemniczku. Wzięłam też na próbę wariant paprykowy. Zobaczymy, czy mój żołądek wyjdzie z tego cało.

    1. Jeszcze nie trafiłam na pastę, która miałaby za dużo soli. Wręcz przeciwnie, wszystkie próbowane wydają mi się bardzo delikatne, neutralne, po prosu warzywne.

  3. Uwielbiam ich produkty, szczególnie paprykarz z kaszą jaglaną <3. Natomiast nie wyszło im masło orzechowe, jest takie mdłe i zbyt oleiste

    1. Paprykarz z kaszą jaglaną jest jedną z past, które kupiłam sama, bo bardzo mnie interesowały. Maseł orzechowych nie jadam, więc nie wiem.

  4. Eee, mogłabym polemizować ze sposobem żywienia, ale nie będę tego robić, bo każdy ma wybór :D
    Odnośnie smarowideł, to też kocham serki Almette (zwłaszcza na tostach z łososiem na wierzchu <3 ale i same są pycha), a jak byłam mała i jeździłam na Podlasie z rodzicami na wakacje (mieliśmy tam działkę w lesie – a na niej przyczepę campingową), to zajadałam się pasztetem podlaskim z "pomodorem" lub ogóraskiem kiszonym od babci. Stare, dobre, niefit czasy.

    Nie jadłam produktów Primaviki, ale pysznie brzmią:
    *Wegańskie pasztety z ciecierzycą: meksykański, warzywny, pomidorowy
    *Wegański pasztet sojowy z pieczarkami
    *Wegańskie pasztety z soczewicą
    *Wegetariańskie paprykarze z ryżem i z kaszą jaglaną

    Muszę kupić tę pastę sojową z Lidla, co mi polecałaś. Aaaa! Jestem hummusożercą. Tylko mój fetysz to albo hummus + marchewka w słupkach, albo hummus + świeża, pszenna buła. Och…

    1. Almette + łosoś… mmm. Chociaż wolę łososia ze świeżym masełkiem/dobrą margaryną i świeżym pomidorem. W ogóle kocham łososia. Kiedyś często kupowałam, niestety wraz z upływem lat cena rosła, a zawartość opakowania malała. Obecnie plasterki są tak cienkie i poharatane, że mogłyby robić za ser z dziurami. Albo dziury z serem.

      Z Lidla to raczej polecałam Ci pastę z wędzonym tofu. Sojowej żadnej nie kojarzę. Przy okazji weź słoiczek z pastą z zielonego groszku i cukinii, jest przepyszna.

      1. A no tak, z tofu. Chociaż tofu jest z soi :D Widziałam te pasty w słoiczkach – będę mieć na uwadze.

        A łososia w plasterkach nie lubię, wolę wędzonego na gorąco.

        1. Tofu jest z soi?! Zawsze myślałam, że tofu jest z… tofu. Czas umierać.

          Wędzone ryby znad morza, oesssooo <3

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.