Pojedziemy do sklepu i słodycze pod choinkę wybierzesz sobie sama. Okej, mnie taki układ pasuje. Mając do wyboru otrzymywanie pierwszych lepszych łakoci, z których połowę jadłam, a połowy nienawidzę, bądź też nieotrzymywanie ich wcale, zdecydowanie wolę sama przejrzeć regały i wskazać palcem to, co mnie interesuje. Wcześniej robiłam chcę-listy, niestety w mojej rodzinie się nie sprawdzają. Najbliżsi albo nie potrafią szukać – pomijając fakt, że zawsze piszę, gdzie dany produkt jest dostępny – albo im się nie chce.
Nowe na rynku Corny Oatpower Flapjacki otrzymałam od Pyszczka. Z trzech wariantów udało nam się dorwać dwa, a to i tak cud, bo już kilka miesięcy później w Carrefourze zaczął się pojawiać tylko kakaowy. Pierwszym jest zaprezentowany dziś Flapjack cocoa, drugim Flapjack almand – caramel. Ten, którego nie było – na szczęście najmniej atrakcyjny – odznacza się dodatkiem żurawiny i pestek dyni.
Corny Oatpower Flapjack cocoa
Z flapjackami – czyli batonami owsianymi – polubiłam się pod koniec zeszłego roku, toteż na wieść o nowym produkcie marki Corny bardzo się ucieszyłam i wiedziałam, że zbożowych przekąsek spróbuję. Kakaową wyróżniają piękny i odpowiadający nazwie kolor oraz bogactwo pokruszonych płatków owsianych (wyglądających jak wiórki kokosowe), które widać przez w dużej mierze przezroczyste opakowanie.
Corny Oatpower Flapjack cocoa dostarcza 461 kcal w 100 g.
1 baton owsiany o smaku kakaowym waży 65 g i zawiera 300 kcal.
Kakaowy flapjack z serii Oatpower pachnie słodkimi ciasteczkami owsianymi z dodatkiem… nie tyle kakao, co trufli. Jest intensywnie czekoladowy w sposób truflowy, równie mocno owsiany. W tle występuje delikatna i przyjemna nuta olejku migdałowego.
Baton owsiany od Corny odrobinę się lepi. Konsystencję cechuje zwartość wynikająca z zastosowania licznych płatków owsianych. Nie jest proszkowaty, lecz odznacza się typową dla słodyczy stworzonych z płatków mączną suchością. Na tym polu można by wiele poprawić.
Flapjack jest miękki podczas krojenia i gryzienia, ale tylko w pewnym stopniu. Gdy zbliża się moment rozgryzienia batona, warstwa skumulowanych twardych płatków owsianych stawia zębom czynny opór.
Po rozgryzieniu baton okazuje się ciekawy, bo… soczysty! (Co niestety wynika z obecności syropu glukozowo-fruktozowego na drugim miejscu w składzie oraz innych nędznych surowców stojących w dalszej części). Smakuje bardzo słodką mleczną (!) czekoladą. Jest odrobinę likierowy. W tle pojawia się posmak maku. Przywiódł mi na myśl rozpuszczone wraz z grubą polewą lody czekoladowe. Jest przepyszny.
Smak oraz zapach Oatpower Flapjacka cocoa marki Corny nie budzą zastrzeżeń. Do zmiany nadaje się za to twardość płatków, która jest przesadna i utrudnia rozgryzanie batona.
W batonie owsianym pojawia się zalążek gęstości, która – gdyby nie płatkowa suchość – mogłaby zamienić się w gęstość raw barów. W obecnych formie i cenie zdecydowanie do niego nie wrócę.
Ocena: 4 chi
(5 chi za smak oraz 3 chi za konsystencję)
Żaden baton od corny mi jeszcze nie podszedł sieci tym też dużo bym się nie spodziewała…
Słusznie. Nie jest na tyle fajny, żeby warto było ryzykować.
Skład ani trochę nie zachęca, wizualnie baton też mi się nie widzi, na pewno mogę bez niego żyć.
O składzie żal pisać. Ach te „zdrowe” batony.
Miałyśmy nadzieję, że jak na owiany batonik to skład będzie ciut lepszy :) Ale spróbować zawsze można ;)
Nie warto. Nie za tę cenę.
Taki batonik owsiany ;)
Nie, inny :P
Już lepiej zjeść tego jawnie niezdrowego i ucieszyć się smakiem.
Święta racja.
Baton nie dla mnie, więc nie kupiłabym, ale co szkodzi ponarzekać? Lubię soczystość, ale prawdziwą, bo ta syropu mnie obrzydza. Kiedyś jadłam chałwę, w której był zamiast cukru i myślałam, że umrę.
Mleczna czekolada w czymś o smaku kakao? Ach, ta logika producentów! Chyba, że chodziło o gorące kakao na mleku… ze stwardniałym kożuchem, tak patrząc na strukturę.
Mączność produktów z płatków mnie zastanawia. Ostatnimi czasy jadłam batony, które właśnie też były sucho-mączne, ale tam autentycznie płatki były przerobione na mąkę (zmielone). O tym, na zdjęcia patrząc, bym tego nie powiedziała, więc to mnie trochę zaskoczyła. Jestem ciekawa, z jakich płatków zrobili te batony. Że z takich niegotowanych, a po prostu uprażonych, a potem rozmoczonych, sklejonych syropem? Prażonych w syropie? Ble, chyba jednak nie chcę wiedzieć.
Kożuch musiałby być hodowany przez co najmniej rok, żeby dorównać temu… wyrobowi twardością.
Podejrzewam, że przed prażeniem – o ile nie zapomniano ich uprażyć, bo na to stawiałabym nawet bardziej – były surowe, przeterminowane o dziesięć lat i trzymane w nieodpowiednich warunkach, gdzie przeschły na wiór.
Ciekawa jest ta soczystość – gdyby nie źródło tej soczystości, to byłby dla mnie duży atut, bo nie lubię przesadnej mączności w batonach owsianych. No, chyba że mnie naleci.
Kompletnie umknęły te batony mojej uwadze w sklepie.
Tymczasem to najgorszego rodzaju PSEUDOsoczystość :'(