Po spróbowaniu wafla z kremem orzechowym lidlowej marki Tastino wiedziałam już, że ze strony kolejnych dwóch wersji nie czeka mnie nic dobrego. Ponieważ jednak zostały zakupione, poza tym głupio byłoby się poddać po pierwszym, dzielnie sięgnęłam po Apeninky z kremem kakaowym.
Apeninky z kremem kakaowym
W kakaowym wariancie wafla z Lidla płatki są ciemnawe, wyglądają na wypieczone. Boki pokrywa cienka polewa w uroczym i optymistycznym kolorze mlecznej czekolady. Baton Apeninky jest wysoki, ale wąski. Waży tylko 40 g, mimo iż budową oraz nazwą odwołuje się do 50-gramowych Góralków.
Wafel Apeninky marki Tastino dostarcza 547 kcal w 100 g.
Batonik z kremem kakaowym z Lidla waży 40 g i zawiera 219 kcal.
Apeninky z kremem kakaowym odznaczają się zapachem niemytej… nie mogę napisać czego, ponieważ: 1) to nieapetyczne, 2) zaraz znalazłby się ktoś życzliwy, kto zechciałby mnie pozwać za zniesławienie. Na drugim planie rozsiadła się zdecydowanie przyjemniejsza mleczna czekolada.
Przekrojenie wafla odrobinę zmienia jego aromat. Gdy do głosu dochodzi nadzienie, pojawiają się przesadna słodycz oraz kakao dla dzieci a la Nesquik. Łącznie jest to zapach kakałka z cukrem.
Znajdującej się po bokach polewy – mlecznej czekolady – nie ma zbyt wiele. Jest gęsta, bagienkowa i bardzo mleczna. Naprawdę smaczna, jednak morduje cukrowością, jak to produkty z Lidla.
Wafel jest chrupiący, niestety jednocześnie stetryczały. Słodki. Przypomina zwietrzałe i doprawione cukrem wafle do lodów starego typu.
Kremu w Apeninkach znajdują się cztery dość cienkie warstwy. Jest bardzo ziarnisty od cukru, tłusty, miękki, luźny. Słodki, a jednocześnie gorzkawy. Przypomina sztuczne kakao.
Jak zdradziłam na początku, po batonie z Lidla nie spodziewałam się niczego dobrego. Apeninky z kremem kakaowym śmierdzą, są stetryczałe, suche i pozostawiają na ustach powódź oleju. A to i tak nie koniec złego. Kakaowy krem powala cukrowością i jest mdły. Sprawia wrażenie najtańszego i ordynarnego nadzieniska.
Wafel da się zjeść, zwłaszcza gdy każdy kęs popija się herbatą i szybko przemywa podły smak oraz kiepską jakość. Na pewno do niego nie wrócę, a wam zdecydowanie nie polecam.
Ocena: 2 chi ze wstążką
(dla wafla popijanego herbatą)
Ten najbardziej kojarzy mi się z kioskiem niedaleko gimnazjum – były tam podobne wafelki, ale chyba nigdy nie odważyłam się ich kupić (nie ufałam nieznanym produktom :P).
Nie pamiętam, bym w młodości choć raz spotkała wafla o takiej konstrukcji. Pierwsze były Góralki (wówczas Horalky).
Miałam na myśli raczej grafikę na opakowaniu ;)
Ach :)
Wafelki swoim wyglądem nie zachęcają do ich konsumpcji ;P
Alpino/Easy są brzydsze, a pyszne! ;>
uwielbiam te batoniki
O ile w ogóle je jadłeś/-aś.
Linka reklamowego pozwoliłam sobie usunąć. Mój blog to nie śmietnik.
Apeninky! uwielbiam ten batonik :)
No to super (: Byłoby miło, gdybyś go jeszcze spróbował/-a.
Linka reklamowego pozwoliłam sobie usunąć. Mój blog to nie śmietnik.
Bardzo lubię ten baton. :)
Nie no, tylko mi tak oko na komentarze poleciało… Jedno, bo drugie podejrzliwie łypie na zdjęcia, czy przypadkiem przez monitor mi nie zacznie śmierdzieć… yyy… haha. Nie chcę wiedzieć, co robili przy linii produkcyjnej. Tobie współczuję zjedzenia go. I uczucia, że chciałoby się coś w recenzji napisać, ale jednak to blog to tak trochę nie można.
Po przeczytaniu pierwszego zdania Twojego komentarza wzięłam i umarłam, na szczęście Rubi wyrecytowała mi resztę i powstałam niczym feniks z popiołów.