Dzień po degustacji Marco Polo Classic oraz Marco Polo Hazelnut zabrałam się za wafla, którego z mieszkowej trójki spotyka się najrzadziej. Chodzi o Marco Polo Coconut, po długich poszukiwaniach upolowanego w Kauflandzie (jest w stałej ofercie marketu). Pozostałe dwa można znaleźć chociażby w Carrefourze czy wybranych sklepach sieci Społem.
Z uwagi na przyzwyczajenie do stale obecnej na rynku Princessy kokosowej krem o tym smaku kojarzy mi się z białą czekoladą. W produkcie marki Mieszko mamy jednak do czynienia z czekoladą mleczną, wafel więc przypomina raczej limitowane Prince Polo kokosowe.
Marco Polo Coconut
Oblany mleczną czekoladą kokosowy Marco Polo obszedł starczą szarością jeszcze bardziej niż jego brat przekładany kremem orzechowym. Okropny efekt próbuje wynagrodzić fakt, że polewy jest dużo – nie to, co na Grześkach – oraz że szczelnie pokrywa wafle. Mogło być gorzej, mogło być lepiej.
Marco Polo Coconut marki Mieszko dostarcza 537 kcal w 100 g.
Wafelek z kremem kokosowym w mlecznej czekoladzie waży 34 g i zawiera 183 kcal.
Kokosowy baton Marco Polo sprzyja degustacji lepkiej i brudnej. Z uwagi na rodzaj i jakość polewy lekko się topi i zostaje na opuszkach. Pachnie jak cukierki Kokoski marki Mieszko: słodko, sucho-kokosowo, kakaowo (polewą kakaową, nie zaś mleczną czekoladą). Aromat jest apetyczny.
Czekolada w wyniku kontaktu z ciałem ludzkim lekko się topi. Jest gęsta, bagienkowa i pylista. Słodziutka i tłuściutka. Podobnie jak w wersji Hazelnut, przeszła nutą kremu. Jest więc nie tyle mleczna, co kokosowa.
Wafle w Marco Polo Coconut są leciutkie, kruche i chrupiące. Tradycyjnie tekturowawe, lecz bez stetryczenia (o włos!). Przylegają do nich dwie warstwy grubego kremu typu suchego. Nie jest jednolity. Został wypełniony czymś, co przypomina sproszkowane wiórki kokosowe. Sprawia wrażenie niskosłodzonego.
Baton Marco Polo Coconut jest bardzo dobry. To nadal wyrób tani, co objawia się m.in. pod postacią tekturowawego wafla, jednak bajecznie plebejski. Czekolada i krem są tłuściutkie – zostają na palcach i wargach. Ponadto kokosowy Marco Polo jest najmniej słodki z trójki wafli Mieszka.
Produkt ma trzy główne wady. Pierwszą jest tekturowawość wafla. Drugą fakt, że po raz pierwszy płaty waflowe zahaczają o stetryczałość – stoją na granicy, acz jeszcze jej nie przekraczają. Trzecia to dość spora suchość pomimo tłustości. Świadoma niedoskonałości, kupiłabym go ponownie.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Nie widziałam tego wariantu smakowego na oczy ….
Ja też nie ;>
Na ten może nawet mogłabym się skusić.
Niedługo będziesz miała Kaufland całkiem blisko. Z drugiej strony szkoda tracić czas.
Wygląda ciekawie i gdybym miała to pewnie bym nie pogardziła, ale szukać specjalnie nie będę. Przypomniało mi się za to kokosowe Prince Polo ;)
Nic dziwnego, skoro o nim napisałam ;>
Jakie masz wspomnienia z kokosowym Prince Polo?
Jadłam takowe często w dzieciństwie, jak chodziłam z rodzicami po górach. I mam nawet zdjęcie zrobione w Dolinie Pięciu Stawów, z miną umęczonego życiem dziecka (miałam może z 6 lat) i z tym właśnie Prince Polo w rękach. Na fotkach przewija się też wersja orzechowa :P
Aż się prosi, by namówić Cię do zeskanowania zdjęć ;>
Gdzie można go kupić?
Polecam czytanie wpisów zamiast wrzucania śmieciowych komentarzy ze śmieciowymi linkami.
Kurczę, takie ambiwalentne mam odczucia :D Stetryczenie jak w tanich waflach mi nie odpowiada (ideałem jest dla mnie Knoppers, a zaraz potem Lusette), tłustość suchego typu w kremie to też nie jest jakaś szczególna zaleta (to takie zmieszanie mąki kokosowej z olejem – znam to doskonale :P)… No ale krem jak w Kokoskach brzmi fajnie :D
Marco Polo nie są stetryczałe. Podchodzą pod ten stan, lecz pozostają jedynie tekturowawe. Nie przypominają okropnych stetryczałych Princess.
No i biały w każdej serii musi być! Dziwne, że nie mleczny czy śmietankowy, ale ja po dawnym teście wafelków kokosowych mam ich serdecznie dość. Na samo wspomnienie kokosowego Rogera z Lidla aż mi gorzej się robi.
Zaskoczyłaś mnie, że wyszedł najmniej słodko.
Pamiętam okres zawaflowania na Twoim blogu i drogę przez męk(okos)ę :D
Taak, takiej drogi nawet Alighieri nie wymyślił.
Hahaha, urodził się zbyt wcześnie :D Musimy dopisać parę alternatywnych kręgów.
W Kauflandzie zakupów co prawda nie robimy ale jeżeli nam się zdarzy to musimy się przyjrzeć bardziej półkom z waflami :)
Śmiało :)