Tim Tam Choc Cherry Coconut to limitowana wersja popularnych w Australii kruchych ciastek z nadzieniem. Powstała we współpracy marki Arnott’s z siecią australijskich lodziarni Gelato Messina. W moich łapkach znalazła się dzięki kochanej Oli z bloga Healthy Cottage oraz jej siostrze (dziękuję obu!).
Tim Tamów miałam okazję próbować tylko raz – była to wersja Chewy Caramel. Ponieważ oczarowały mnie od pierwszego ugryzienia, zapragnęłam poznać całą serię. (Podobne marzenie dotyczy Quest Barów, Kit Katów i Oreo). Mam nadzieję, że przez kolejne lata zgłębię co najmniej połowę asortymentu.
Tim Tam Chill Me! Choc Cherry Coconut
Mimo iż ciastka przebyły długą drogę, by do mnie trafić – Ola napisała, że wyglądało to następująco: Sydney -> Katar -> Dublin -> wiocha irlandzka -> Dublin -> Londyn -> Lublin -> Wrocław – zachowały się w idealnym stanie. Nie obeszły szarością, nie rozpuściły się, nie rozkruszyły. Wyglądały pięknie i apetycznie.
Tim Tam Chill Me! Choc Cherry Coconut marki Arnott’s dostarczają 519 kcal w 100 g.
1 ciastko z kremem wiśniowo-kokosowym waży 17,8 g i zawiera 92,5 kcal.
Z bliżej nieokreślonego powodu w rozpisce pojawiają się tylko wartości w kJ, nie kcal.
Do pierwszej degustacji zasiadłam z czterema ciastkami. Jedno przekroiłam do zdjęć i tym samym spisałam na straty (= przeznaczyłam do zjedzenia na sucho, co i tak planowałam zrobić), z trzema zaś uczyniłam to, do czego zostały stworzone – Tim Tam Slam.
Tim Tam Slam to popularny sposób jedzenia ciastek marki Arnott’s. Polega na odgryzieniu końców lub dwóch przeciwległych rogów herbatnika. Tak przygotowaną jadalną rurkę wsadza się niezbyt głęboko do dowolnego ciepłego napoju i zasysa go. Po przełknięciu herbaty czy kawy trzeba szybko chapnąć Tim Tama, gdyż w przeciwnym wypadku – zupełnie miękki – utonie w naczyniu. Niejeden śmiałek już poległ!
Z przyjemnością odkryłam, że ciastka Tim Tam Coc Cherry Coconut pachną cudownie. W pierwszej chwili Bountym, czyli gęstym i mięsistym nadzieniem z wiórków kokosowych, zatopionym w słodziutkiej mlecznej czekoladzie. Zaraz potem dołączył aromat wiśniowej gumy balonowej. Na końcu odnalazłam uroczość ekstrawiśniowych galaretek w czekoladzie. Świetnie wydało mi się właśnie to, że każdą z warstw – mleczną czekoladę, wiśnię i kokos – czułam wyraziście, na dodatek jednocześnie razem i osobno.
Konsumpcję rozpoczęłam od zgryzienia czekolady z ciastka zaserwowanego na sucho. Okazała się gęstawa, lekko bagienkowa, tłusta i niemal aksamitna. Typowo polewowa. Znajduje się w niej drobny proszek typu pudrowego, co sprawia, że nietrudno byłoby go przeoczyć. Czekolada smakuje słodko i mlecznie, odpowiednio do gatunku. Nie mam jej do zarzucenia niczego poważnego.
W środku znajduje się niecodziennie dużo nadzienia – wreszcie jakiś producent nie oszczędza! Nie podoba mi się jego konsystencja, ponieważ jest suchego typu i ziarnista, a zarazem margarynowa. Przywodzi na myśl sztuczny margarynowy krem z torcików bezowych. Smakuje słodkimi chemicznymi wiśniami, dla których tłem jest kokos. Nadzienie zawiera ziarenka soli, jednak przede wszystkim jest cukrowe.
Herbatnik tradycyjnie przypomina bezę bądź jadalny pumeks. Jest leciutki i kruchy. Smakuje cudownie czekoladowo. W połączeniu z mleczną polewą tworzy produkt idealny.
Ciastka Tim Tam Chill Me! Choc Cherry Coconut są nierówne. W wersji na sucho, jeśli stawi się czoła każdej warstwie z osobna i dotrze do nadzienia, można dostać paraliżu kubków smakowych. Krem jest najgorszego rodzaju suchym margaryniskiem z cukrem, plastikowymi wiśniami i echem kokosa.
Tim Tam Slam to zupełnie inna bajka. Pod wpływem gorącego napoju – u mnie gorzkiej herbaty – warstwy zmieniają konsystencję i stają się jednym wielkim bagienkiem (lekko proszkowatym). Uwydatnia się mlecznoczekoladowość, ginie zaś odczucie spożywania margaryny. Wiśnie i kokos stanowią pyszne zwieńczenie kompozycji. Jedyny minus to wysoka potężna cukrowa słodycz.
Jeść Tim Tamy i zrezygnować z potraktowania ich jako rurki do napoju to postępek haniebny!
Ocena: 4 chi
(z innym kremem bez wątpienia 6 chi)
Ale super pomysł :) szkod a że nie dane mi będzie ich spróbować :/
Może kiedyś :)
Da się je jakoś kupić w Polsce? :)
Jeśli tak, to tylko w sklepach ze słodyczami zagranicznymi.
Ale połączenie smaków jest…ciekawe, nie?
Zdecydowanie :)
Chętnie zanurzyłybyśmy je w herbatce i same oceniły :D
Chętnie zrobiłabym to ze pozostałymi smakami.
A potem wyruszyły jeszcze do Katowic :D
Ja postąpiłam haniebnie bo żadnych Slamów nie było, może dlatego nie bardzo mi smakowały. A może to wina wiśni, której w słodyczach nie lubię.
A mówiłam jeden Tim Tam na sucho, jeden slamowo :[
Te Tim Tamy, o których wiecznie marzę. Niech no ja tylko uzbieram na bilet w jedną stronę do Kangurolandii i będę się nimi opychać codziennie! Czuję też, że ten Slam musi być prawdziwym wyzwaniem, a ja muszę mu stawić czoła! <3
Marzysz o Tim Tamach ogólnie, czy o tym wariancie? Jeśli ogólnie, zażycz sobie ciach w prezencie na urodziny/święta/coś albo odłóż na zakupy w sklepie zagranicznym. Wyjdzie NIECO taniej niż podróż do Australii :D
Ogólnie. Sęk jest taki, że ja zamierzam wylecieć do OZ na zawsze :)
Ooo ;> Zdradzisz coś więcej?
Ja też dostałam od Oli Tim Tamy, ale chyba kokosowe i były przepyszne :)) Te też wyglądają bardzo smakowicie ;)) Jak kiedyś odwiedzę Australię to na pewno przywiozę zapas :D
Mmm, zjadłabym kokosowe. A do Australii, jeśli polecę, wezmę dodatkową torbę :D
To może zamówcie kontener i drogą morską Wam przyjdzie za miesiąc :P
A wraz z kontenerem nowe meble, bo już nie ma gdzie tych słodyczy upychać :P
I wszystko jasne! Ja po prostu nie wiedziałam, jak się te Tim Tam je – wróciłam do mojej recenzji i zjechałam do komentarzy. Haha, wtedy odkryłyśmy, że nasze gusta kompletnie się różnią. Co do suchych wersji można jednak wysnuć wniosek, że się zgadzamy, że paskudy. Mimo wszystko bagienkowa maczana rurka z kremem obecnie do mnie pewnie też by nie przemówiła, te ciastka mnie nie ciekawią, ale dobrze wiedzieć, że ich przeznaczenie jest konkretnie określone.
Swoją drogą „Chill me” w pierwszej chwili pomyślałam, że to jakaś gra słów a smak np. inspirowany wiśniowo-kokosowymi lodami z chili i od razu wielkie oczy, że u Ciebie takie coś.
Idź mi z tym chilli z komentarza! Poza tym Tim Tam zdecydowanie NIE JEST paskudny na sucho, proszę tu bezczelnie i na swoją korzyść nie nadinterpretowywać :D
Jest. Jednego jadłam i to jeden z moich koszmarów wraz z Quest Barem Cinnamon Roll (też jedyny jedzony smak, a takie chwalone, to mi się przypomniał). :P
Pfff. Oba słodycze przepyszne!
Już Ci dookreślam powód – Australia posługuje się innymi jednostkami. Oni używają tylko kilodżuli. Nie używają kalorii. Mają mile, nie kilometry. Jeżdżą po lewej. Chodzą do góry nogami i nie spadają.
Postępuję haniebnie, bo na tyle przejedzonych Tim Tamów – dalej nie zrobiłam Tim Tam Slam. Ale mam jeszcze kilka – muszę się tylko zmobilizować do zrobienia herbaty (rzadko ją pijam latem). I przyjechać do domu :P Jedzone na sucho, bez rozdzielania na warstwy, są pyszne.
Jeśli jeszcze potrafią czuć smak czekolady przed zjedzeniem tabliczki, jadę tam!
Błagam, nie zapomnij o slamie :(
Pamiętam, pamiętam i obiecuję, że zrobię.
U mnie w Intermarche są fajne ciastki pokroju TimTam. Muszę je kupić :) Nie wiem, czy są w każdym Intermarche, bo to przy granicy z Czechami i są różne czeskie słodycze czasami..
Nie kuś, zła istoto.