Po milionie spojrzeń – czasem obojętnych, czasem wręcz pogardliwych – rzuconych w kierunku znanej wszystkim przynajmniej z widzenia Papity, wreszcie zdecydowałam się na zakup. Baton marki Solen trafił do mojego koszyka w Netto, do towarzystwa mając wersje z kremem kokosowym oraz z karmelem.
Papita z ciastkiem pokrytym mleczną czekoladą, kremem mlecznym i drażami
Papita w wydaniu podstawowym to batonik złożony z kruchego ciastka z kremem mlecznym, oblanego mleczną czekoladą oraz ozdobionego kolorowymi drażetkami. Kompozycją odpowiada popularniejszym M&M’s biscuit. Nie jest to mój rodzaj słodyczy, ale zdecydowałam się zaryzykować.
Papita z kremem mlecznym i drażami dostarcza 518,9 kcal w 100 g.
1 batonik marki Solen waży 33 g i zawiera 171,5 kcal.
Po wypakowaniu batona – a może jednak ciastka? – z niezbyt urodziwego opakowania, którego szata graficzna zatrzymała się w drugiej połowie XX wieku, kiedy to zapewne powstała, dostrzegłam, że został nierówno udekorowany drażetkami. Pachnie za to przepięknie, bo po prostu mleczną czekoladą.
Drażetki występujące na wierzchu wyglądają jak typowe M&M’s, tyle że są odrobinę mniejsze. Mają chrupiącą skorupkę i gęste czekoladowe wnętrze, którego konsystencja zakrawa o margarynowość. Smakują w porządku. Nie mam do nich większych uwag.
Ciastko stanowiące bazę Papity jest lekkie, superkruche i pszennie mączne, a nawet piaszczyste. Smakuje słodko. Jest przyjemne – tylko i aż tyle.
Mleczna czekolada okazała się tłustawa i gęsta, jednak nie bagienkowa. Trochę margarynowa, tak jak wnętrze drażetek. W połączeniu z mlecznym kremem daje efekt kinderkowości.
Mlecznego kremu nie ma w Papicie wiele. Przywarł do czekolady na stałe, z uwagi na co warstw nie da się rozdzielić. Jest gładki, aksamitny, zbity, gęsty, a także twardawy.
W Papicie najbardziej przeszkadzają mi drażetki, ponieważ nie przepadam za cukierkami. Żeby nie zakłócić degustacji, wygryzłam je przed spożyciem batona.
Poziom słodyczy produktu marki Solen jest akuratny. Do maczania w herbacie łakoć się nie nadaje, bo na wilgoć reaguje jedynie ciastko – pozostałe warstwy są obojętne. Papita przypomina no-name’owego Kinderka z nieatrakcyjnymi drażami. Jest esencją przeciętności. Batonem kryzysowym, którego równie dobrze można nigdy nie spróbować oraz którego tydzień po degustacji nie będzie się pamiętało.
Ocena: 3 chi
Tęsknię za oryginalną wersją :( nie rozumiem dlaczego już jej nie ma w biedronce tylko ciągle te drugie … nie lubię ich :/
Czy masz na myśli Twix i M&M’s biscuit? Ciasteczka MARSa nigdy nie były w stałej ofercie Biedronki. Co rozumiesz poprzez „te drugie”?
No twix. Bo ja uwielbiam m&ms biscuits :/ wiem ze sezonowe. Ale twix wiecznie zalegają w biedronkach a ciągle się pojawiają od nowa w sezonowych ofertach ….. o_O
Hmm. Może po prostu nie zwracam na nie uwagi, bo nie znajdują się w zakresie moich zainteresowań.
W Papicie niby wszystko jest w porządku – kruche ciasteczko, krem niczym z kinderkow, mleczna czekolada i kolorowe cukiereczki – czy to może się nie udać? Zawsze się zatem dziwilam, czemu mnie do niej nie ciągnelo :) kupilam raz, i zgadzam się, że jest do bólu przeciętna. Smaczna, ale to tyle :D zresztą kruche batoniki to nie moja bajka, podobnie jak niestety wafelki. Zdecydowanie wolę zbite bloczki, takie jak snickers czy mars :)
Ja też wolę „zbite bloczki”, przede wszystkim Snickersa (kocham!). Ciasteczka i wafelki stoją tuż za nimi. Do Papity zaś nie wrócę nigdy – jestem o tym przekonana.
Ja z wafelkow napraawde lubie tylko lusette. Inne wydają mi się za suche :p
Jestem świeżo po degustacji kokosowych Knoppersów – ogromny zawód. Jadłaś?
Oczywiście znam! …Tylko z widzenia. Dodawanie drażetek do batonów, ciastek, czy czekolad to według mnie działanie bez sensu. Nawet tak obiektywnie patrząc, to jakoś tak nie pasuje. Kiedyś, lata temu jeszcze mogłam od czasu do czasu jakieś draże pochrupać, ale obecnie to tak skrajnie nie w moim typie twór… Ble. Znaczy ble, bo baton z cukierkami, a tak to wierzę na słowo, że spoko.
Tak do recenzji wygrzebanie wszystkich cukierków i zjedzenie osobno? A przecież to pewnie wszystko się jakoś harmonijnie zgrywa, a poszczególne nutki się uzupełniają… „Sranie w banie” – jak to moja babcia mówiła (tak przy świętym Dygdzie (?) mi się przypomniało).
Zdradzę Ci w zaufaniu, że tak naprawdę wszystkie draże świata zostały z lat 90. i wcześniejszych, a że szkoda je wyrzucić, firmy wpychają, gdzie się da.
„Sranie w banie” oczywiście też znam z dzieciństwa. Nie wiem tylko, czy od babci.
Ja nigdy z nim nie zaryzykowałam i to się raczej nie zmieni…
Wiele nie straciłaś :)
Pamiętam że jadłam to tylko raz i to w dalekim dzieciństwie, ale wiem że bardzo mi posmakowała. Ciekawe jak byłoby teraz, kiedy moje gusta i zapewne receptura batonika się zmieniły. :D
Nie masz ochoty sprawdzić? W razie gdyby, daj znać :)
Jadłam go wieki temu – w podstawówce. Były to czasy, kiedy jedząc cokolwiek, nie zwracałam uwagi na teksturę, smak, gęstość, bagienkowość, margarynowość, etc. Dlatego pamiętam go jako smaczny.
Natomiast przypomniałaś mi całą linię sławnych batonów w formie „biscuitsów” – M&M’s, Mars, Twix… Esencja 2 klasy podstawówki. Uwielbiałam je.
Oryginały MARSa jadłam wyłącznie w wersjach Twix i M&M’s, i to po raz pierwszy ze dwa lata temu. Nie zrobiły na mnie wrażenia, więc do nich nie wrócę.
Tak jak wcześniej pisałyśmy, nie zrobił na nas wrażenia i też nie przepadamy za drażetkami ;)
Jakiekolwiek draże lubicie/lubiłyście? Lila Stars Milki były obłędne. Szkoda, że zniknęły.
Wspaniała jest Papita. Najlepsza kokosowa. Opakowanie zniechęca do zakupu, ale ciastko jest wyjątkowo smaczne
Kokosową też zaprezentowałam na blogu :) Jest tutaj.