Po bohatera dzisiejszej recenzji – Tofelka marki Tastino – udałam się do Lidla po wykończeniu paczki oryginalnych holenderskich ciastek Stroopwafels. Oferowany pojedynczo łakoć jest tym samym tworem, choć nieporadnie opisanym przez jakiegoś superznawcę jako: wafelek przekładany toffi*.
Nieporadność opisu polega na trudności szybkiego przekazania, czym w rzeczywistości są stroopwafels. Przede wszystkim z waflami mają wspólnego dokładne tyle, że oba produkty pokrywa drobna kratka. Czy jednak możemy nazwać sukienkę waflem tylko dlatego, że jest na niej kratkowy deseń?
* W opisie na tyle opakowania pojawia się już zapis nadzienie karmelowe. To doskonały przykład na nieumiejętność producentów bądź dystrybutorów do nazywania tego, co oferują klientom. Albo składy są tak przekombinowane, że już nie wiadomo, czy dany twór jest bardziej karmelem, czy może jednak toffi, albo producenci nie znają definicji i nazywają produkty, jak im się podoba. Niedługo kupimy czekoladę z nadzieniem truskawkowym, po czym okaże się, że to kiwi. No co? Przecież są podobne: oba to owoce!
Tofelek
Pojedynczy Tofelek jest cięższy od jedzonych przeze mnie Stroopwafels, jednak wizualnie nie odbiega od nich ani odrobinę. Z uwagi na ciemny odcień wygląda na twór przesiąknięty tłuszczem, tak jak holenderskie ciasteczka. Dopiero w dotyku okazuje się, że jest łaskawszy, bo nie pozostawia ordynarnych oleistych śladów na palcach. Nie znaczy to oczywiście, że tłusty nie jest.
Tofelek marki Tastino dostarcza 457 kcal w 100 g.
Ciastko z nadzieniem toffi z Lidla waży 40 g i zawiera 183 kcal.
Aromatem Tofelek w 100% odpowiada holenderskiemu oryginałowi. Przywodzi na myśl jednocześnie korzenne ciasteczka w kształcie serc, kruche cynamonowe herbatniki i naleśniki. Czuć zarówno miażdżącą słodycz, jak i nutę karmelu. Apetyt wzrasta w miarę je… wąchania.
Z uwagi na zapach trudno powstrzymać się przed zjedzeniem ciastka prosto z opakowania. Na szczęście cierpliwość wynagradza. Stroopwafels należy jeść dopiero po odczekaniu kilku minut, podczas których spoczywają na brzegu filiżanki lub kubka i nasiąkają parą gorącej herbaty czy kawy – są niesamowite!
Ciastko w Tofelku jest grubsze i treściwsze niż w próbowanym przeze mnie oryginale. Na dodatek, czego nigdy bym się nie spodziewała, twór z Lidla jest… mniej słodki! Podczas jedzenia odrobinę zapycha, lecz nie zaliczyłabym tego do wad. Dzięki zapychliwości nabiera treściwości, staje się pożywny.
Nadzienie w ciastku Tastino jest albo gęstsze, albo szczodrze dodane. Odznacza się konsystencją dziegciu. Smakuje miodowo-karmelowo-krówkowo, tym razem bez nuty Werther’s Original (czyli bez maślanego toffi). W przeciwieństwie do wsadu ze Stroopwafels ciągnie się niczym gęsta krówka.
Tofelek to nie wafel. To cudowne treściwe ciastko, które w komplecie z gorącym napojem i poddane działaniu pary staje się Łakociem Idealnym. Warstwa zewnętrzna jest wyraziście korzenna, środek zaś karmelowo-krówkowy. Słodycz plasuje się na doskonałym poziomie, a i natłuszczenie trafia w punkt.
Biorąc po uwagę fakt, że ta gęstawa, twardawa i zwarta miodowa krówka w treściwym korzennym ciastku herbatnikowym kosztuje jedynie 89 gr, nie mogę wystawić innej ceny. Tofelek uważam za lepszy od oryginału. Na pewno do niego wrócę, tym bardziej że Lidla znaleźć nietrudno.
Ocena: 6 chi
Śliczny kubek ❤
Jadłam te wafle faktycznie są smaczne aż dziw że lidlowskie ….
Kubek kazał podziękować. Czemu dziw?
Plusem jest nie tylko śmieszna cena, ale i pojedyncze opakowanie, nie trzeba od razu kupować mnóstwa ciastek :D na marginesie, Twoj kubek jest piekny <3
Zgadzam się, pojedyncze opakowania są genialne. Kubek się zawstydził, ale kazał podziękować.
Jadłam tylko oryginalne Stroopwafels i kiedyś bardzo je lubiłam, nie wiem jak byłoby teraz, bo mój smak przeszedł sporą przemianę na przestrzeni ostatnich lat :D Może kiedyś kupię tego lidlowego twora, choć skład mnie odstrasza :P
Tuż przed przedostatnim zdjęciem wypatrzyłam literówkę – w Stroopwafels brakuje r ;)
Skład niewiele różni się od oryginalnego (mam na myśli ciastka kupowane w paczkach, nie wypiekane i podawane w domach czy kawiarniach). Jeśli się boisz zawodu, odpuść.
Literówkę poprawiłam, dziękuję <3
Moja siostra lubiła i czasem prosiła abym jej kupiła (kiedy robiłam zakupy). Nie wiem czy nadal jej smakuje ;)
Ach te dawne czasy. Jak byłam piękna i młoda, też robiłam zakupy.
Nie jadłam Tofelka, ale pamiętam, jak tego typu wafle/ciastka zaczęły wchodzić do Polski (innej firmy, nie pamiętam już, jakiej). Mama mi je kupowała, ale zapamiętałam je jako takie grube wafle a’la duńskie. Rzadko miałam tyle cierpliwości, żeby czekać, aż karmel się rozpuści.
Moooże kupię. Zobaczymy :)
Skoro obrzydziła Cię recenzja Stroopwafels, nie polecam.
Co?! Mniej słodki?! Aż trudno uwierzyć.
Nie wyobrażam sobie rozmiękłych od herbaty wafelków, które miałyby u mnie szansę. Tu, no tak, to ciastko, ale moje skojarzenia są za silne. Twór nie dla mnie zupełnie.
PS A ja jadłam czekoladę, która miała być piernikowa, a smakowała owocowo. Baron potrafi! Może niektórzy producenci losują opisy na zasadzie jak… kulki w Lotto?
Próbuję odkopać w pamięci wspomnienie czekolady, która miała krem piernikowy czy cappuccino, a ja czułam wyłącznie owoce… Może i było to właśnie Millano? O jakiej czekoladzie piszesz?
Przepyszne są Tofelki z Lidla. Polecam
(mój ulubiony słodycz ;))
Piąteczka :)