Niedługo po wprowadzeniu do Biedronki limitowanych Puddingów Milki – obłędnego mlecznoczekoladowego i zawierającego ferrerową nutę czekoladowo-laskowooorzechowego – do chłodziarek w tym samym markecie zajechały desery Mousse. Te 75-gramowe pokurcza przyczyniły się do biegu na oślep milionów konsumentów uzależnionych od cukru. Kto się załapał, tego szczęście. Wszak zapłacić 3 zł za produkt dokładnie o połowę lżejszy od tradycyjnego jogurtu czy deseru to jak zrobić interes życia.
Ja zrobiłam nawet cztery interesy, kupując Mousse hurtem, na wypadek gdyby kolejnego dnia zniknęły z powierzchni Ziemi (chciałam też ograniczyć ryzyko zadeptania na śmierć przez pędzące po deser tłumy cukrowych zombie). Oczywiście nie zjadłam ich od razu, bo każdy produkt swoje musi u mnie odstać. W końcu jednak nastały te pełne emocji wieczory. Dokładnie trzy, bo podczas jednego zjadłam dwie sztuki.
PS Wpis dedykuję Magdzie, która powiadomiła mnie o deserach Mousse (dziękuję, że miałam okazję stracić 12 zł w najgorszy sposób), a także przypomniała, że kiedyś pisałam śmieszne recenzje. Mam nadzieję, że niniejsza lektura i ukazane w niej sprawozdanie z cierpienia miłymi Ci będą.
Mousse
Alpine Milk Chocolate
Trzymając Mousse w dłoni, tuląc go do snu i żonglując nim za dnia, nie spodziewałam się, że jest inny niż powszechnie znane Bakusie: niepozorne i obłoczkowe. Okazało się jednak, że aero w wykonaniu Milki to twór ciężki, gęsty, zwarty i tłusty. Dałoby się go wyciągnąć z opakowania w całości i pokroić nożem niczym margarynowy krem z torcika bezowego. W żadnym aspekcie nie przypomina lekkiej napowietrzonej pianki Bakomy, którą trudno się najeść. Innymi słowy, Mousse – mimo iż mały – daje się odczuć.
Mousse Alpine Milk Chocolate dostarcza 171 kcal w 100 g.
Czekoladowy deser aero marki Milka waży 75 g i zawiera 128,5 kcal.
Mousse nie pachnie czekoladowo. Słodko (cukrowo) i kakaowo – owszem. Za to w smaku w 100% odpowiada mlecznej czekoladzie, tyle że niekoniecznie milkowej. Ale! Oczywiście przede wszystkim deser smakuje cukrem. Nie, nie smakuje. Bądźmy precyzyjni. Właściwszym określeniem jest tu: morduje. Otóż po dwóch łyżeczkach w gardle robi się mdło, a po trzeciej języczek staje w płomieniach. O kolejnych better nie pisać. Warto mieć pod ręką wiadro zimnej wody lub szubienicę.
Poza gęstością, zwartością i tłustością pianka Milki odznacza się pokaźną proszkowatością, za co należy jej się wielki karny byczy. Deser można jeść łyżeczką, ale również widelcem i nożem bądź łopatą, z racji iż i tak dzieli się na nieruchome kawałki o idealnie gładkich ścianach.
Choć Mousse Milki odznacza się wysoką tłustością, warto zaznaczyć, że nie jest to tłustość taniej margaryny od Grażyny. Nie jest to także tłustość paskudna. Smak byłby w porządku, gdyby nie poziom słodyczy. W deserze bowiem niczego nie ma tak wiele, jak cukru. Już w połowie pierwszego kubeczka byłam na granicy życia i śmierci. Na dodatek wiedziałam, że w najbliższym czasie przyjdzie mi umrzeć jeszcze trzykrotnie, wszak – jak wyznałam – w desperackim akcie kupiłam aż cztery sztuki.
Jeśli nie mieliście okazji upolować w Biedronce tego deseru, zamroźcie kakaowe mleczko w tubce (np. marki Gostyń), żeby zyskało na gęstości, a potem zjedzcie 75 g. Smacznego.
Ocena: 2 chi
Zgadzam się, cukrowosc i tlustosc przekracza tu wszelkie granice przyzwoitosci. Ale jak dla mnie tym czymś nie da się najesc, po tych śmiesznych 75 gramach bylam tylko bardziej glodna xD
Miałam na myśli, że deser jest bardziej „odczuwalny” od Bakusia w takim sensie, że nie wywołuje wrażenia jedzenia powietrza. Najeść się nim zdecydowanie nie da :D Tyle że ja się nie najadam nawet Protein Puddingiem Ehrmanna. Przyzwyczaiłam się, że deser = jogurt/serek/coś w tym stylu + słodycze.
To trochę dziwne, bo ocenę wystawiam o wiele lepszą, a mimo to chyba odebrałam go gorzej. Przyznaję, że to dobry tłuszcz, bo właśnie śmietankowy, całość wyszła bardzo czekoladowo (to, że nie milkowo u mnie chyba jest wartością dodanią), ale i tak mnie to tak zmogło… Tłuszcz, cukier, że nie dałam rady jednego całego zjeść. Jestem ciekawa, jak by to było, gdyby zrobili z tego po prostu wierzch (koronę) do jakiegoś bardziej ciemnoczekoladowego deseru.
Różnica ocen może wynikać z faktu, że każda z nas inaczej podchodzi do produktów Milki i „jak na jej gust, deser był…”. Ponieważ lubię fioletową markę bardziej niż Ty, byłam silniej zirytowana.