Wraz z końcem września wzięło mnie nie tylko na wyjadanie zgromadzonych przez lata owsianek, kaszek, budyniów i innych deserów instant, ale również na wyzerowanie cukierków. Kto śledzi blog uważnie, ten wie, że za tak małą formą słodyczy – delikatnie mówiąc – nie przepadam. Oczywiście zdarza mi się cukierki czy pralinki kupić, zwłaszcza gdy stanowią nowość albo z bliżej nieokreślonego powodu poczuję, że muszę, lecz potem cierpię. Wkładam maluchy do puszki i odsuwam degustację na wieczne jutro. One w tym czasie wysychają i skręcają się z nienawiści do mnie, ja zaś zaczynam nienawidzić ich ze wzajemnością.
Pod koniec września uznałam jednak, że dam radę – wyjem wszystko, co zgromadziłam, a potem nie kupię cukierków nigdy więcej! Oczywiście to dość górnolotne postanowienie i jak znam swoją blogowo-łasuchowo-kobiecą naturę, zgrzeszę i kupię cukierki jeszcze nie raz, ale chwilowo dajcie mi triumfować i szczycić się swoją jakże dojrzałą oraz rozsądną postawą.
Piernikowy ze śliwką w czekoladzie
Parę lat temu miałam (nie)przyjemność degustować fragment tabliczki Piernikowej ze śliwką. Nie dość, że nie przepadam za produktami marki Wawel, to jeszcze owa pamiętna czekolada przekroczyła piekielnością wszystkie inne. Była tak wstrętna, że do dziś budzę się w środku z nocy z dreszczami i poczuciem, że ktoś czyha na moje życie. Nie bez powodu wstawiłam do sypialni pancerne drzwi.
Dlaczego w takim razie zdecydowałam się na zakup cukierków Piernikowych ze śliwką w czekoladzie? Tak się składa, że ich akurat nie kupiłam. Któryś z pracowych znajomych miał urodziny i zostawił dla pozostałych poczęstunek w miseczce. Taak, w 100% wawelski… A ponieważ wśród Michałków, Trufli, Malag itd. były to jedyne czekoladki, których jeszcze nie próbowałam, wzięłam dwie sztuki.
Piernikowy ze śliwką w czekoladzie marki Wawel dostarcza 434 kcal w 100 g.
1 cukierek o smaku piernika z dżemem śliwkowym waży 18 g i zawiera 78,5 kcal.
Zabierając z pracy Piernikowe ze śliwką w czekoladzie, nie pamiętałam o piernikowej czekoladzie. Byłam do nich nastawiona pozytywnie i traktowałam je jako alternatywę dla ukochanych śliwek w czekoladzie. Liczyłam na to, że w środku znajduje się nadzienie z prawdziwych owoców, np. poszatkowanych.
Zapach świątecznych wawelskich cukierków jest przyjemny – intensywnie korzenny i pikantnie piernikowy. Mój ukochany cynamon nie gra pierwszoplanowej roli. Ustępuje miejsca gałce muszkatołowej (przede wszystkim!), goździkom (bardzo!), imbirowi, a może nawet chili. Aromatyczna mieszanka przyjemnie kręci w nosie. W tle pojawiają się deserowa polewa i powidła śliwkowe. Całości oczywiście nieodłącznie towarzyszy ordynarna cukrowość.
Polewy z Piernikowych ze śliwką w czekoladzie nie da się zgryźć i spróbować oddzielnie, co z uwagi na fakt, że produkuje ją Wawel, stanowi zaletę. Tuż pod nią znajduje się twardawe korzenne nadzienie, które przyjemnie szczypie w język. W moich cukierkach było lekko wyschnięte, a także skrystalizowane od cukru (mogły to być także wyróżnione w składzie wafelki).
Niestety sercem czekoladek nie są posiekane suszone śliwki, ale gęstwa zwarta żelka. Ma mdławy smak stojący na granicy bezsmaku. Stanowi śliwkową popłuczynę. Byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby Wawel w ogóle z niej zrezygnował i zostawił czysto korzenne nadzienie.
Cukierek Piernikowy ze śliwką w czekoladzie odpowiada swojej nazwie. Przypomina prawdziwe pierniczki z dżemem, choć oczywiście nigdy ich nie zastąpi. Do pewnego momentu podobała mi się zawarta w nim wysoka korzenność, niestety: 1) obawiam się, że ma na celu zagłuszenie bezsmaku śliwkowej popłuczyny oraz mizernej wawelskiej czekolady, 2) po zjedzeniu dwóch sztuk wypaliła mi język i nie czułam smaku herbaty. Cukrowość jest zdecydowanie za wysoka.
Ocena: 2 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, marmolada śliwkowa 19,4% [przecier jabłkowy, cukier, syrop glukozowy, przecier śliwkowy 20%, regulator kwasowości: kwas cytrynowy; substancja konserwująca: sorbinian potasu; aromat naturalny], czekolada 16,7% [cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz shea, emulgatory: lecytyny (z soi)], serwatka w proszku (z mleka), kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, syrop glukozowy, tłuszcz roślinny (palmowy, kokosowy), śmietanka kremowa, orzeszki arachidowe, mleko zagęszczone słodzone (mleko, cukier), mleko w proszku pełne, przyprawy korzenne 1%, spirytus, emulgator: lecytyny (z soi), aromat naturalny, nasiona sezamu, wafle [mąka pszenna, olej rzepakowy, sól]. Czekolada: masa kakaowa minimum 43%. Oprócz tłuszczu kakaowego czekolada zawiera tłuszcze roślinne.
Wartość energetyczna: 1822 kJ/434 kcal
Tłuszcz: 16 g, w tym kwasy tłuszczowe nasycone: 7 g
Węglowodany: 66 g, w tym cukry: 62 g
Białko: 3,4 g
Sól: 0,14 g
Ja w sumie nigdy nic nie mialam do czekolady Wawelu. Czy w mieszance krakowskiej tez Ci ona nie smakuje? :p
Mieszanka Krakowska to galaretki, wiesz o tym? Odpowiadając, nigdy nie jadłam Mieszanki~, nie zamierzam, bo nie przepadam za galaretkami, a czekolada z Wawelu jest wstrętna zawsze i wszędzie.
Tak, wiem, ale Galaretki też mają czekolade, i zastanawiam się czy ją też byś negatywnie odebrała :p te cukierki są podobne do Opolanek, może by Ci posmakowaly? :)
Jest pewna ZNACZĄCA różnica: Opolanki robi Odra, a Odrę lubię :P
Hahahah, ale Malage tez lubisz, prawda? Może mieszanka krakowska nie bylaby tak tragiczna ;D
Nie, nie lubię Malagi. Lubiłam ją kilka lat temu, natomiast teraz – właśnie z uwagi na czekoladę – jest dla mnie niejadalna.
Ach, jak Co producenci się pogarszają… Ale to niestety smutna prawda, mam tak samo z Nesquikami :(
O, ja tak mam ze wszystkimi „smakowymi” płatkami Nestle. Są twarde jak drewno i szybko tracą smak.
Dokładnie! Ale może też inaczej odbieralismy niektóre produkty jako dzieci, i za bardzo je idealizujemy :c
Nie, nie. Ja jako dziecko nie dostawałam takich bajerów. Mama robiła mi albo domową owsiankę, albo domową kaszę mannę. Nestle czasem skubnęłam u znajomych. Kochałam Kangusy i Cheeriosy. Nesquiki oczywiście też. Jednak sama w płatki Nestle wkręciłam się dopiero na studiach. Jak były Dni Dziecka i inne takie, prosiłam o dołączanie właśnie płatków. Wówczas moimi ukochanymi były Cookie Crisps. Potem zakochałam się w corn flakes – najpierw oryginale Nestle, później wolałam Bruggena i tak zotało do dziś – i na kilka lat oddałam im serce. Do „smakowych” wróciłam na próbę mniej więcej rok temu i… masakra. Drewno. W międzyczasie odbyła się akcja „poprawy” składu, więc jestem przekonana, iż to jej „zasługa”. Zresztą podobnie Nestle „poprawiło” moje ukochane Kit Katy, dzięki czemu obecnie są jak batony z niższej półki. Na początku blogowania naprawdę lubiłam Nestle. Obecnie produkty tego koncernu to – nie obrażając nikogo – wypierdy mamuta.
„Odrę lubię”… bo Odra płaci…
Rozumiem, że lubisz tylko te osoby, które Ci płacą? :) Poza tym zanim po raz kolejny spróbujesz być uszczypliwy/-a, zwróć uwagę na datę komentarza. Inaczej Twoja wypowiedź nie będzie miała sensu, tak jak obecnie.
Nie Wawel jest okropny !!!! Kaszanki tak się popsuły że już przenigdy nie dam im kolejnej szansy …. żegnaj ochydztwo
Kaszanki z Wawela nie jadłam:) a kasztanki całkiem smaczne kiedyś były :)
Pozamiatane :’D
Faktycznie nawet klasyki się zepsuły. Kiedyś kochałam Malagę, a teraz z uwagi na obrzydliwość czekolady nie jestem w stanie jej zjeść.
Na szczęście cukierków na wagę nie gromadzę, nie mam w domu ani jednego ;) Patrząc na opakowanie tego, nie spodziewałabym się po nim niczego dobrego.
Ja już też!!! <3
To dość idylliczne życzenie, żeby w słodyczach naprawdę znajdowały się owoce – po klasycznych owocowych czekoladach od Wedla (z a’la owocowymi żelami, których nie lubię) już dawno przestałam marzyć o tym, żeby te nadzienia miały w sobie coś z dżemora :D
Wzięłam te cukierki, żeby nie musieć kupować całej tabliczki piernikowej. A pierniki kocham – zwłaszcza te z dżemem w czekoladzie – więc musiałam spróbować. Obrzydliwy :D Nadzienie zbyt ostre, słodycz paląca, a opis „śliwek” jak najbardziej adekwatny. Całe szczęście, że wzięłam tylko 3 sztuki – dwie opchnęłam siostrze ciotecznej, a moją napoczętą wywaliłam do kosza.
Coraz bardziej przekonuję się o tym, że nie lubię słodyczy Wawel. Toleruję jedynie mleczną bezcukrową czekoladę i tabliczkę gorzką 70%. Z cukierków: Michałki są świetne, mleczno-orzechowy również i pralina orzechowa (kwadratowa, którą próbują zamienić ohydnym Nut Breakiem). Sentymentem darzę Kasztanki i Tiki Taki, bo Malagi nie lubiłam. Z ich cukierków moje ostatnie dramaty to: piernikowy, bakaliowy, jogurtowy, karmelowy, pralina truskawkowa.
Siostra cioteczna przeżyła? Co powiedziała? :D
Ja zawsze lubiłam Malagę, a parę lat temu polubiłam Tiki Taki. Niestety obecnie nie mogę jeść żadnego z tych cukierków, bo czekolada budzi we mnie wstręt (próbowałam parę miesięcy temu; Malagę wyrzuciłam po nagryzieniu). Według mnie tylko Michałki się trzymają, choć i tak wolę inne, np. Michaszki Mieszka.
Serio? A dla mnie 10/10 – smakują jak pierniczki i są mega dobre :D
Jesteś ewenementem :)
Nie próbowałam ich jeszcze, a miałam ochotę.
A ja miałam ochotę, żeby lewe interesy nie reklamowały się na moim blogu. Link usunięty. Nie musisz dziękować.
Nie wiem, jakim cudem, gdy rano czytałam i spojrzałam na zdjęcie przekroju, połówka po prawej skojarzyła mi się z misiem Yogi. Teraz już tego nie widzę i jestem sobą tak zdziwiona, że zapomniałam, co miałam napisać. Na pewno nie to, że już lecę na poszukiwania, by zrobić zapas tych cukierków.
To „rano” było o 3:00 albo 4:00? :D
Dziwne. Byłam pewna, że akurat Ty zrobisz zapas.
Niee, recenzje czytam już pod koniec jedzenia śniadania, a więc najczęściej około 6:00.
O 6:00 przewracam się na drugi bok i przytulam termofor. Ostatnio znalazłam sposób na to, żeby nie marznąć w nocy. Tuż przed zaśnięciem zalewam termofor wrzątkiem, a w nocy, jak się budzę, macam w jego poszukiwaniu ręką i tulę się. Cudowne uczucie.
Moze sproboj zlapac za jakiegos cieplego penisa. Tez ciekawe uczucie.
Dzięki za radę na poziomie, ale nie łapię za pierwsze lepsze penisy (: