Lindt, Lindor Orange

Zaprezentowane dziś czekoladki Lindor Orange czekały na degustację kilka tygodni. No dobra, kilka miesięcy. Okeej, może i był to prawie rok, ale kto by tam liczył? Poczęstowałam się nimi w grudniu 2017 roku w pracy. Przyniosłam parę sztuk do domu, po czym potraktowałam jak każde inne cukierki: włożyłam do puszki przeciwrobakowej i zignorowałam.

Tak to bowiem ze mną i cukierkami jest. Najpierw mnie kuszą, bo nowe, bo klasyka, bo w sumie dawno nie jadłam, bo ktoś polecił i tak dalej, a potem orientuję się, że przecież nie lubię cukierków i w ogóle to co ja z tymi zakupami teraz zrobię?! Tym bardziej mam nadzieję, że powzięta w październiku decyzja o wykończeniu cukierkowych zbiorów i niedoprowadzaniu do ich powstania nigdy więcej przełoży się na rzeczywistość. Och, o ile moje życie byłoby prostsze i przyjemniejsze, gdyby nie te małe zdradzieckie dziady!

Lindt, Lindor Orange, pralinki z mlecznej czekolady z kremem pomarańczowym, świąteczna bombonierka, copyright Olga Kublik

Lindor Orange

Pomarańczowe Lindory – które skądinąd przez wszystkie miesiące trzymania w puszce miałam za dyniowe, a dokładniej: Pumpkin Spice – niezbyt dobrze zniosły letnie upały. Jak widzicie na zdjęciach, ich kolor pozostawia wiele do życzenia, a i struktura nieco przyquasimodziła. Pozostawała wiara, że smak się nie zmienił, a rano obudzę się we własnym łóżku, nie zaś trumnie, rozpaczliwie drapiąc o wieko.

Czekoladki Lindor Orange marki Lindt dostarczają 626 kcal w 100 g.
1 pralinka waży 13 g i zawiera 81,5 kcal.

Lindt, Lindor Orange, pralinki z mlecznej czekolady z kremem pomarańczowym, świąteczna bombonierka, copyright Olga Kublik

Lindory pomarańczowe marki Lindt pachną ślicznie i słodziutko: mleczną czekoladą subtelnie muśniętą pomarańczą. Nie jest to zapach ani sztuczny, ani galaretkowy (przyjemne zaskoczenie). Przywodzą na myśl pomarańczowo-czekoladowy krem do smarowania.

Polewa w Lindorach nigdy nie jest typową czekoladą. Przypomina raczej zastygły oleisty krem. Bardzo tłusty, gęsty i mleczny, choć niekoniecznie kakaowy. Niemal idealnie aksamitny, z marginalną ilością pylistości. Nie trzeba szukać w nim bagienkowości, wszak sama ta oleista masa jest jednym wielkim bagienkiem. Na ciepłym języku roztapia się w sekundę, opływając kubki smakowe.

Kremowa masa stanowiąca serce pralinek Lindor jest jeszcze lżejsza i tłustsza od polewy. Nadal zdaje się oleista, występuje w niej także nieznaczna pylistość. Jeśli wierzchnia warstwa rozpuszcza się w sekundę, ona skraca ten czas do setnej sekundy.

Lindt, Lindor Orange, pralinki z mlecznej czekolady z kremem pomarańczowym, świąteczna bombonierka, copyright Olga Kublik

W Lindorach Orange warstwy są zespolone pod względem aksamitności i delikatności, ale również smaku. Gdy 13-gramowa kulka zastygłego kremu rozpuszcza się w ustach, roztacza smaki mlecznej czekolady i delikatnej pomarańczy. Nie pojawiają się żadne sztuczne ani niezidentyfikowane akcenty. Słodycz trafia w punkt, oleistość zaś przekracza normę, dobijając do 200%.

Żeby docenić pralinki Lindta, trzeba je po prostu lubić. Zatem jeśli jesteście fanami tradycyjnych Lindorów w czerwonych papierkach, a połączenie czekolady z pomarańczą nie nęka was w sennych koszmarach, wariant Orange także powinien przypaść wam do gustu. Pamiętajcie jedynie, by nie nastawiać się na typową mleczną czekoladę – w słodyczach z tej serii, bez względu na wersję smakową, nie uświadczycie jej.

Ocena: 6 chi


Skład i wartości odżywcze:

Lindt, Lindor Orange, pralinki z mlecznej czekolady z kremem pomarańczowym, świąteczna bombonierka, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

15 myśli na temat “Lindt, Lindor Orange

  1. Nie wiedziałam ze takie są/były? …. A masz w zbiorach tegoroczne dostępne w Polsce praliny o smaku orzecha laskowego?

  2. Może mam zbyt plebejskie kubki smakowe,ale mnie Lindory nie urzekly. Owszem, sa pyszne i mają fajną konsystencję, ale jakoś nie kusza mnie i nie zachęcają do powrotu. Naprawde wole plebejskie,tanie cukierki :D

    1. Ja do Lindorów nie wracam tylko dlatego, że mają nie moją formę. Cała reszta aspektów trafia do mojego serduszka.

  3. Te mnie nie kuszą, ale uległam i kupiłam sama pudełko tych mieszanych po tych jak je zachwalałaś.

  4. Hmm… ja dziś jadłam Lindt Lindor Stick 60 % i nie odpowiadał mi. Stąd wiem, i po Twojej ocenie, że te kule to naprawdę coś, od czego powinnam się trzymać z daleka, co robię latami. Aż się dziwię – tak bardzo są mi obojętne i były, odkąd pamiętam. Nawet tabliczkowe mnie nie ruszają.

  5. Ooooj mój ukochany Lindor <3 <3 <3 chyba żyję 100 lat za Murzynami, bo nigdzie tej wersji nie znalazłam. Znam klasyczną, gorzką, kokosową i w sumie mieszankę z tymi złotymi.

    1. Kokosowej pralinki Lindta jeszcze nie jadłam, ale zmienię to, jak tylko będę miała okazję. Lindora spróbowałabym nawet malinowego i anyżowego.

    1. Nie dziwię się. Ja nad malinową też bym się dłuuugo zastanawiała. Z kolei chilli ani anyżowej nie chciałabym w ogóle.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.