Kocham Lindory – powtarzam to od zawsze. Tylko czy rzeczywiście mogłam tak mówić, skoro dopiero w tym roku spróbowałam wariantów innych niż tradycyjny mleczny? Może wcześniej powinnam była doprecyzowywać, że chodzi wyłącznie o pralinki marki Lindt w czerwonym opakowaniu?
Na szczęście dylematy logiczne mam już za sobą. Obecnie jestem posiadaczką wrażeń zmysłowych z degustacji pięciu wariantów smakowych czekoladek Lindor: pomarańczowych, mlecznoczekoladowych, ciemnoczekoladowych, białoczekoladowych i orzechowych w mlecznej czekoladzie. Cztery ostatnie znajdują się m.in. w zastawie Lindor Assorted, który miałam przyjemność gościć w słodyczowej szafce. Pralinki przeleżały u mnie całe lato, więc wyglądają, jak wyglądają – proszę nie mieć im tego za złe. Otworzyłam je dwa miesiące przez deadlinem, więc i ja winy za wygląd Quasimodo* nie ponoszę. Taki mamy klimat.
* W trakcie upałów z pralinek wytopił się tłuszcz. Przesączył się przez papierki i osiadł na zewnątrz, zwłaszcza w punktach skręcenia. Wyglądał jak połączenie smalcu i wosku – fuj.
Lindor Extra Dark 60% cocoa
Lindor Extra Dark 60% cocoa wcale nie wygląda, jakby został zrobiony z ciemnej czekolady. Doprecyzujmy: nie z prawdziwie ciemnej. Widywałam już deserowe tabliczki czarne niczym kopyto szatana i mleczne, które wyglądały jak deserowe. Propozycja Lindta wpisuje się w odwrotny trend. Mimo iż czekoladki mają 60% kakao, przypominają produkt mleczny z nieco większą zawartością kakao.
Lindor Extra Dark 60% cocoa marki Lindt dostarcza ok. 583 kcal w 100 g.
1 pralina Lindor z ciemnej czekolady waży 12 g i zawiera 70 kcal.
Lindor Extra Dark 60% cocoa pachnie obłędnie. To esencja czekolady wyraziście kakaowej, a jednocześnie słodkiej i mlecznej. W aromacie czuć gęstość i aksamit.
Polewa na pralinach jest gruba, co jednak nie sprawia, że nadzienia trzeba szukać z lupą. Ma konsystencję charakterystyczną dla wszystkich Lindorów: nie to jest to tradycyjna czekolada, ale raczej zastygły krem. Daje się poznać jako tłusta na potęgę (oleista), pylista i kremowa masa. Smakuje cierpko w sposób kakaowy i nieprzesadnie słodko. Uwielbiam ją!
Serce pralin Lindor Extra Dark 60% cocoa to już esencja aksamitu. Jest luźniejsze i tłustsze (bardziej oleiste) oraz polewy. W nim także znajduje się proszek. Smakuje cierpkim kakao. Jest słodsze od poprzedniej warstwy. W przeciwieństwie do tamtej rozpuszcza się na bagienko.
Prawdę mówiąc, spodziewałam się sukcesu Lindor Extra Dark 60% cocoa, więc efekt mnie nie zaskoczył. Czekoladki są wyraziście kakaowe, słodkie (gdyby była to tabliczka ciemnej czekolady, uznałabym, że nazbyt, ale w pralinkach taki poziom słodyczy sprawdza się idealnie) i obezwładniająco oleisto-bagienkowe. Na pewno będę do nich wracać.
Ocena: 6 chi
Lindor White Chocolate
Wedle producenta praliny z białej czekolady Lindor White Chocolate ważą 12 g w sztuce. Według mojej wagi nawet 12,5 g, ponieważ cztery kulki (w paczce Lindor Assorted na każdy smak przypadają cztery czekoladki) pokazały równe 50 g. Dla bioder to i tak żadna różnica – w obu przypadkach jest nad czym zapłakać.
Lindor White Chocolate marki Lindt dostarcza ok. 639 kcal w 100 g.
1 pralina Lindor z białej czekolady waży 12 g i zawiera 77 kcal.
Czekoladki Lindor White Chocolate pachną Białą Czekoladą Idealną – rozpuszczoną i połączoną z bardzo słodkim mlekiem. Są znacząco tłustsze pod palcami od pozostałych wariantów.
Gruba polewa jest tradycyjnie oleista i złudnie bagienkowa (przemienia się w sekundowe bagienko, po czym znika). Czuć w niej pylistość. Smakiem odpowiada zapachowi: to Biała Czekolada Idealna rozpuszczona w kubku gorącego i posłodzonego wcześniej mleka. Oczywiście pełnotłustego. Słodycz jest tak wysoka, że już po pierwszej kulce w gardle pojawia się ogień.
Środek pralinek Lindor White Chocolate wymyka się wszelkim kryteriom. Jest gęsty, tłusty i pylisty, ale wreszcie prawdziwie bagienkowy. Podziela smak polewy. Brakuje mi słów, żeby opisać, jak wielkie wywarł na mnie wrażenie. To czysta białoczekoladowa doskonałość.
Jeśli lubicie białą czekoladę i macie wysoką tolerancję na cukrowość, Lindor White Chocolate rozkocha was w sobie. Tylko uwaga: do degustacji zasiądźcie z kubkiem gorzkiego napoju.
Ocena: unicorn smaku
Lindor Hazelnut Milk Chocolate
Jak może smakować pralinka z mlecznej czekolady Lindt z orzechowym wnętrzem i kawałkami orzechów wtopionych w polewę? Jak Ferrero Rocher? Kinder Bueno? Mleczna tabliczka z orzechami? Może jak Nutella? Pudło! W chwili, gdy przekroiłam czekoladki Lindor Hazelnut, do moich nozdrzy dotarł zapach wariacji na temat Toffifee. Poczułam wyraźne toffi, czekoladowy dysk i orzechowe nadzienie. Brakowało tylko widoku całego orzecha laskowego. Jedno jest pewne: przepadłam.
Lindor Hazelnut Milk Chocolate marki Lindt dostarcza ok. 627 kcal w 100 g.
1 pralina Lindor orzechowy waży 12 g i zawiera 75,5 kcal.
Polewa w kulkach Lindor Hazelnut to twór a la czekoladowy, a więc oleisty, kremowy, chwilowo bagienkowy. Pachnie przemlecznie i słodko niczym pocałunek szatana. Choć głównym bohaterem jest Toffifee, w tle czai się echo Nutelli. Gdyby ktoś mi powiedział, że powstała jako owoc nieprawego łoża Lindta i Milki, uwierzyłabym. Nie mam jej do zarzucenia absolutnie niczego.
W smaku polewy znaleźć można słodką do granic możliwości mleczną czekoladę i orzechy laskowe. Te ostatnie są wyraziste, ponieważ Lindt zastosował je w formie cząsteczek. Mimo iż orzechy otacza tłusta masa, zachowały doskonałą kruchość. Są chrupiące, świeże i pyszne. Niby zostały drobno posiekane, jednak jest ich na tyle dużo i są tak skupione, że dają efekt całych okazów.
Wnętrze pralinek Lindor Hazelnut to 200% Toffifee w formie gęstego a la nutellowego kremu. Podobnie jak w zapachu, wyczułam tu każdy element słodyczy marki Storck: otoczkę toffi, orzechowe nadzienie, czekoladowy dysk i świeży orzech laskowy.
Praliny Lindor White Chocolate zasłużenie otrzymały unicorna smaku. Niestety podobna ocena dla czekoladek Lindor Hazelnut to… zbyt mało. Są doskonałością w czystej postaci. Okazały się tłuste, bagienkowe, słodkie, esencjonalnie orzechowe, a przy tym jednocześnie gęste i chrupiące. To absolutnie najlepsze praliny, jakie jadłam w tym ro… w ostatnich kilku latach!
Ocena: unicorn smaku
Lindor Milk Chocolate
Za tradycyjne mleczne praliny Lindor zabrałam się pod koniec degustacji paczki Lindor Assorted. Miałam wątpliwości, czy to dobra decyzja, bo – jako stare i znajome – mogły wypaść na tle nowości kiepsko.
Na szczęście nic podobnego nie miało miejsca. Są cudowne jak zwykle: ponadprzeciętnie mleczne, słodkie, aksamitne i w całokształcie nienagannie bagienkowe. Odnalazłam w nich posmak kawy w mlekiem, albo raczej grubej tabliczki czekolady kawowo-śmietankowej.
Mleczny Lindor to czekoladki o smaku świąt Bożego Narodzenia przeżywanych przez kilkuletnie dziecko. Jedząc je, przenoszę się do odległej przeszłości. Nigdy nie przestanę ich kochać.
Zapraszam na recenzję Lindora Milk Chocolate, która pojawiła się na blogu w przeszłości.
Ocena: 6 chi ze wstążką
Mój faworyt to nie i orzech laskowy ❤
Nigdy nie mogłam się przekonać do lindorow ale ostatnio je uwielbiam :D krem do smarowania z orzechami z Piemontu to bajka! Znowu mamy obie ten sam gust ;)
Ja tylko czekam na promocje by je dorwać ! Jak to cudownie że teraz każdy smak pakują osobno i nie trzeba wydzierac rodzinie ulubionych kulek z rąk :P
Jak nie ma promocji ratują mnie wersje czekoladowe (tabliczka z kremowym laskowym wnętrzem pycha).
„Nie i orzech laskowy”? ;>
Białe :P
Kurcze to, niby maja fajna konsystencję i czekolada na zewnątrz jest genialna, ale mi nie pasuje ten środek. Dla mnie w wersji mlecznej i orzechowej smakował jak wyrób czekoladopodobny. Innych smaków nie jadlam, to się nie wypowiem. Ale mocno się zawiodlam, choć konsystencja rzeczywiście jest niebianska :)
Wyrobów czekoladopodobnych to ja się najadłam w latach 90. Uwierz, że wnętrze Lindorów nie ma z nimi niczeeego wspólnego :P
Wierzę, że masz większe rozeznanie a ja w sumie dawno nie jadlam takich pseudoczekoladowych paskudztw, ale jednak czuje w tym nadzieniu jakąś sztucznosc… Chetnie Ci oddam moje lindorki :)
Wszechobecność wyrobów czekoladopodobnych to jeden z powodów, dla których możesz cieszyć się całym sercem, że urodziłaś się później niż ja. Wszystkie dzieciaki z „przeciętnych domów” były pasione tym paskudztwem.
Niestety czasem rodzice kupowali mi zajączki czekoladopodobne na wielkanoc… Tak ich nie lubiłam, ze sluzyly mi tylko jako ozdoba. Ostatniej wiosny podczas swiat znalazlam w koszyczku takiego zajaca z data ważności do 2013 xD
Hahaha :D Oczywiście zjadłaś ze smakiem?
Dalej siedzi w koszyczku i ładnie wygląda :D przecież takie dzieło sztuki to aż szkoda jeść… No i trochę strach xD
Nie ma się czego bać. Zawsze możesz otrzymać Nagrodę Darwina :)
No nieźle! Chyba nie wytrzymam i otworzę je tuż po nowym roku, choć termin ważności do września.
Wspomnij przy Wojtku, że chciałabyś poznać ich smak, a gwarantuję, że paczkę otworzysz jeszcze dziś :D
Lubię te cukierki z wyjątkiem białej czekolady. Szczęśliwego Nowego roku :)
Dzięki i szczęśliwego Tobie również :)
Kilka lat temu te czarne były po prostu cuuuuuudowne a teraz od ok 2 lat są mniej smaczne coś zmienili w składzie pewnie:(,białe teraz dla mnie nr 1 :)
Orzechowych próbowałaś?
Stanowcze „nie” dla kulek Lindor.
Ale o wersji Stick 60 % mogę się wypowiedzieć.
Masz rację, że za słodko na tabliczkę, bo tak mi się wydaje, że w pralinkach słodycz jednak inaczej się odbiera. O tak, bezwładniająco oleisto-bagienkowe to to. Na pewno nie będę do tego wracać.
Wiesz co… jak tak czytam, to mam wrażenie, że białą i orzechową mogłabym odebrać lepiej niż ciemną. Po prostu takie coś mi do ciemnej czekolady nie pasuje, a tłustość i słodycz w wypadku tych dwóch… Wciąż jednak problemem jest, że oceniałaś pralinki (+nasze różnice gustów), a jednak tabliczka czy paluch to co innego. Nie kupię tabliczek, bo wiem, że coś zajeżdżającego Nutellą itd. i tak by mnie tak nie zachwyciło.
Skoro nie chcesz Nutelli, nie bierz wariantu orzechowego. Po biały sięgnij w formie pralinek, ale nie licz na cuda. Niestety sądzę, że żadna forma Lindorów nie przypadnie Ci do gustu z uwagi na konsystencję. No i przeraźliwie wysoka słodycz… Nie no, przecież Ty byś padła trupem. Albo ja padnę, czytając Twoją recenzję. Zlituj się nad nami obiema.
Właśnie w formie pralinek żadnego smaku bym nie wzięła.
A z tą Nutellą to nie wiem. Dzisiaj jadłam ciemnego Lindta jednego, którego nadzienie kojarzyło mi się z wyidealizowaną Nutellą z nutą alkoholu i… takie coś to lubię (9/10 będzie), ale Lindor chyba rzeczywiście nie. Ten był i tak baardzo słodki (bo i 47 % tylko), ale że właśnie taki poważniejszy wydźwięk, to i taka słodycz mi niestraszna. Lindorów jednak tak. Pocieszające, że nawet te paluszki są na tyle drogie, że za cholerę jednak nie zaryzykuję.
Długo będę musiała czekać na recenzję tego Lindta? Zaintrygowałaś mnie.
Chciałabym spróbować z wyjątkiem tych białych :P
Wszystkiego dobrego w zbliżającym się Nowym Roku :)
Wolałabym, żeby cały nowy rok był dobry, a nie tylko Nowy Rok ;> I tego też życzę Tobie ;*
To miałam na myśli tylko źle się wyraziłam ;)
Oby cały rok przyniósł Ci same miłe wspomnienia i cudowne chwile ;)
Potwierdzamy, że biała czekolada i orzech są przepyszne :)
Piąteczka :) Jakie jeszcze lubicie?
Tak swoja drogą to wiesz że we Wrocławiu jest firmowy sklep Lindta? Ja sie niedawno dopiero dowiedziałam…
Nie miałam pojęcia. Gdzie?
Fashion Outlet na Granicznej
Ach, drugi koniec świata. Pojadę, jak się zrobi cieplej. Dzięki ;*