W blogowej karierze – a prawdopodobnie i całym życiu – próbowałam tylko dwóch czekolad szwedzkiej marki Marabou. Pierwszą była otrzymana w ramach współpracy popularna tabliczka Oreo, drugą kontrowersyjna lukrecjowa Black Saltlakrits, którą poczęstowałam się w pracy. Łączyła je baza w postaci mlecznej czekolady, którą uważam za cudowną. Jest bajecznie gęsta, bagienkowa i przesmaczna. Podczas spotkania zapoznawczego stwierdziłam nawet, że walorami przebija Milkę!
Zaprezentowana dziś Mork Choklad to pierwsza ciemna czekolada Marabou, której stawiłam czoła. Jej spory fragment, wraz z limitowanymi ciastkami Tim Tam z Australii i kawowym batonem białkowym z Biedronki, otrzymałam od Oli z Healthy Cottage (dziękuję!).
Mork Choklad
Po Mork Choklad sięgnęłam tuż po rozprawieniu się z ciemną kawową tabliczką Kaffeesplitter marki Ritter Sport. Ponieważ niemiecka propozycja zawiodła mnie wysokim poziomem słodyczy, a ja miałam ogromną potrzebę, by wgryźć się w coś prawdziwie ciemnoczekoladowego, odłożyłam ją i zaczęłam szukać dalej.
Wybierając tabliczkę Marabou, niewątpliwie ryzykowałam. Ma niższą zawartość kakao – 44% względem ritterowych 50% – i cukier na pierwszym miejscu w składzie, poza tym jest bardziej… hmm… popkulturowa. Uznałam jednak, że okaże się pyszna jak mleczne i spełni zadanie.
Deserowa czekolada Mork Choklad marki Marabou dostarcza 525 kcal w 100 g.
1 rządek ciemnej czekolady waży 30 g i zawiera 157,5 kcal.
Mork Choklad pachnie zgodnie z tym, czym jest: słodką czekoladą deserową. Nie czuć zbyt wiele kakao. Dominującą nutę stanowi słodycz. Jak na popkulturówkę jest w porządku.
Tabliczka okazała bardzo twarda, wręcz skalista. Podczas łamania trzaska. Jest gruba i mięsista, co dodatkowo utrudnia jej krojenie. Wstępie pogryziona w ustach roztapia się na coś w rodzaju kakaowego bagienka. Jest też pylista, prawdopodobnie z uwagi na zawartość kakao.
W smaku szwedzkiej czekolady Mork Choklad, podobnie jak w zapachu, dominuje słodycz. I to niestety słodycz wysoka oraz złego rodzaju: cukrowa. Jeśli macie ochotę na czekoladę prawdziwie ciemną, nie zaspokoi waszego pragnienia. Mojego nie zaspokoiła.
Mork Choklad marki Marabou jest niewątpliwie lepsza od ritterowego Kaffeesplittera, bo przynajmniej nie ma w niej trzaskającego pod zębem cukru. Niestety wciąż daleko jej do ideału: czy to ciemnoczekoladowego, czy w ogóle czekoladowego. Ma bagienkowawą konsystencję, ale przy okazji jest pylista. Smakuje jak przecukrzona deserówka. Ja czekoladom o smaku cukru – zwłaszcza ciemnym – podziękuję.
Ocena: 3 chi
Z jednej strony szkoda, że jak zwykle przecukrzyli sprawę, a z drugiej dla mnie to lepiej – nie przepadam za gorzką czekolada i zdecydowanie przyjemniejsze są dla mnie słodziutkie :D mam to z dzieciństwa, kiedy jeszcze bylam łakomym na wszystko, co ma w nazwie „czekolada” dzieckiem… Sąsiadka babci dala mi kosteczkę czekoladki, która okazała się gorzkim, ponad 80% szatanem. Wyplułam wszystko do kałuży xD teraz oczywiście bym zjadla, ale bez większych ochów i achów… Moje podniebienie jednak woli cukier :D więc ta czekolada pewnie jak najbardziej by mi posmakowala! :)
W dzieciństwie miałam dokładnie tak samo. Obecnie od ciemnej czekolady wymagam słodyczy na odpowiednim poziomie. Wciąż nie może być zbyt niski, ale za wysoki wpływa na odbiór równie źle.
Jaka była najbardziej gorzka czekolada jaką jadlas? :)
100% kakao :'( Jadłam trzy:
1) Pralus Chocolatier, Le 100%
2) Original Beans, Cusco Chuncho 100%
3) Manufaktura Czekolady, Chocolate Story Ghana 100%
Nie przepadamy za deserowymi czekoladami. Jak już to albo mamy ochotę na prawdziwie gorzką tabliczkę albo na klasyczną mleczną :)
Mam dokładnie tak samo. Deserowa to takie pitu-pitu.
Ciemna cukrowa? Żadnych emocji we mnie nie wzbudza. Po zjedzeniu może negatywne byłaby w stanie trochę.
Tak przy okazji cukrowych czekolad, że zwłaszcza ciemne takie są złe. Wiesz, że ostatnio trafiłam na cukrową ciemną z marcepanem, która wyszła lepiej od cukrowej mlecznej z marcepanem (tej nawet przełykać że przez cukier nie dało)? A zawsze myślałam, że za silna słodycz właśnie, jak już, to mi w mlecznych, z nugatem itd. lepiej podchodzi.
Ciekawa sprawa. Niestety brak stosownych doświadczeń sprawia, że nadal sądzę, iż lepsza jest przecukrzona mleczna niż przecukrzona ciemna.
Zgadzam się z podsumowaniem – przecukrzona deserówka. Na dodatek taka… wodnista. Brak jej „wsparcia” w postaci śmietanki czy mleka, które dopełniłyby całość. No i racja, nie kremowa, nie bagienkowa. W chwilach niedocukrzenia – idealna, ale na pewno nie dla koneserów gorzkich czeko :)
No i piąteczka :) Jadłaś inne czekolady tej marki? Nie pamiętam. Warto, bo bywają naprawdę dooobre.
Nieee, nie jadłam :( Ale słyszałam same dobre rzeczy o tej ciasteczkowej (koleżanka była w Szwecji na Erasmusie i stąd wiem :P).