Ubiegłego lata otrzymałam od mojej ukochanej słodyczowej wróżki Ani trufle z Biedronki. Powiedziała, że bardzo jej smakują, więc przyjęłam podarunek z radością. Niestety jeszcze tego samego dnia okazało się, że lato zadrwiło z nas obu. Pozostawione dla mnie sztuki rozpuściły się i zbiły w jedną wielką – z uwagi na wysoką zawartość czekolady określenie owo zdaje się trafione w dziesiątkę – kupę.
Zimą Ania zrobiła jeszcze jedno podejście (dziękuję!). Tym razem upolowała inny wariant czekoladek, bo orzechowy. Ponieważ Belgijskie Trufle z chrupiącym nadzieniem o smaku orzechowym znajdują się w takim samym lub bardzo podobnym kartoniku co poprzednicy, wnioskuję, iż wytwarza je jeden producent. Mimo iż miałam wątpliwości, przygotowałam się na ponadprzeciętną degustację.
Belgijskie Trufle z chrupiącym nadzieniem o smaku orzechowym
Zanim przejdziemy do części właściwej, zaznaczę jeszcze, że nie przepadam za truflami. A przynajmniej za tymi prawdziwymi. Jestem miłośniczką cukierków czekoladowych typu trufle, przede wszystkim wytwarzanych przez markę Odra. Prawdziwe trufle jadłam kilka razy w życiu, może nawet tylko raz. Wydały mi się nazbyt twarde, smakowo nijakie, nieciekawe.
Belgijskie Trufle z chrupiącym nadzieniem o smaku orzechowym dostarczają 567 kcal w 100 g.
4 trufle z Biedronki ważą 40 g i zawierają 227 kcal.
1 trufla czekoladowa waży 10 g i dostarcza 57 kcal.
Jedzone w przeszłości prawdziwe trufle były okrągławe, obficie obsypane kakao i w miarę eleganckie. Belgijskie Trufle z Biedronki zdecydowanie eleganckie nie są. Przypominają poop emoji, dżdżownicze wydaliny lub stosik błota powoli poddający się sile grawitacji.
Słodycze pachną… nie, nie mogę użyć tego słowa. Przede wszystkim dlatego, że trufle z Biedronki śmierdzą. Czuć w nich przyjemny aromat czekolady, wyrazistą słodycz, kakao umieszczone na zewnątrz oraz nutę czerwonego wina, podobną do tej odnotowanej w Raw Energy Cocoa & Cococa Beans lub Raw Barze Cococa Cocoa Beans. Niestety każdy z tych niewątpliwie atrakcyjnych elementów skrywa się za dusznymi, przepoconymi stopami wysmarowanymi sztucznym kremem orzechowym.
Przesadzam? Kilka sztuk zaniosłam mamie i poprosiłam o opinię w sprawie zapachu, nie sugerując niczego. Powiedziała, że trufle śmierdzą jak jej pies w momencie, w którym nadaje się do wykąpania.
Belgijskie Trufle marki Confiserie Vandenbulcke są twarde, lecz nie skaliste. Kroi się je całkiem łatwo. Od zewnątrz praliny pokrywa sypkie kakao, później jest cienka warstwa czekolady, w środku zaś rozpościera się kremowe serce o smaku – jak obiecuje producent – orzechów laskowych.
Kakaowa posypka jest gorzka i pylista, z racji iż zastosowano wytrawne kakao. Czekolada – z bliżej nieokreślonego powodu mleczna, co mnie odpowiada, jednak wydaje się kiepskim wyborem w kontekście polewy potencjalnie wytwornych trufli – okazała się delikatna, idealnie aksamitna, tłuściutka. Smakuje mlecznie i słodko, choć czuć w niej zapowiedź nadzienia. Moim zdaniem czekolada to najlepszy element Belgijskich Trufli z chrupiącym nadzieniem o smaku orzechowym.
Krem orzechowy jest znacznie twardszy od polewy czekoladowej. Także szybko się rozpuszcza, jednak znika w sekundę. Nie przemienia się ani w bagienko, ani nawet w wodę. Wyparowuje. Jest kremowo tłusty. Urozmaicono go licznymi kruchymi wafelko-ciasteczkami (w rzeczywistości ryżem preparowanym). Smakuje wyciszonym, sztucznym orzechem laskowym.
Jeżeli szukacie eleganckiego produktu, który można komuś podarować, od Trufli Belgijskich z Biedronki trzymajcie się z daleka. (Chyba że chcecie komuś subtelnie dać znać, że go nie lubicie). Jedyny godny uwagi element tych pralinek to polewa z mlecznej czekolady: gęsta, aksamitna i smaczna. Niestety jest jej mało.
Czekoladki z Biedronki śmierdzą spoconą stopą (opcjonalnie: brudnym psem), wyglądają jak poop emoji, a smakiem odpowiadają przeciętnym cukierkom na wagę typu michałki, produkowanym przez znaną i kochaną markę Marka. Do tego krem jest tłusty w sposób oleisty i rozpuszcza się na niebyt. Serwuje kubkom smakowym jezioro słodyczy i rzekę sztucznej orzechowości.
Trufle Belgijskie to idealny deser dla miłośników orzechów z probówki i podofili.
Ocena: 3 chi
Ciekawe, skąd wziąl się ten ich zapach. Powinny przecież pachnieć po prostu czekoladowo i orzechowo :o jadlam kiedyś podobne trufle ale czysto czekoladowe, chyba z Lidla. One były w porządku ale szału nie ma :) tutaj czare goryczy przepelnia jeszcze ryż preparowany… Po co, po co? Już u tak było wystarczająco źle xDD
Krótko mówiąc: koncert rozpaczy :P
Raczej nie grozi mi wejście w ich posiadanie, ale teraz wiem, co mnie czeka, gdy tak by się stało :D
Lepiej roztopić niedrogą tabliczkę czekolady i utoczyć z niej kulki stopami, koniecznie tuż po powrocie z długiej wędrówki po górach.
Określenie „śmierdzą spoconą stopą” skutecznie zniechęciło nas do spróbowania xD
Zupełnie nie rozumiem dlaczego.
Yeah, też wolę cukierki, a tych belgijskich nie lubię (chociaż też chyba tylko z raz jadłam).
Dobrze CZUŁAM, że dziadostwo. Na szczęście Mama nie kupiła.
Dla pedofili… Ja ostatnio miałam do czynienia z czekoladami śmierdzącymi domem z niemowlakiem…
PS A tamtą stopioną kupę zjadłaś?
Podofile, pedofile i inni -file… każdy znajdzie słodycz dla siebie :P
PS Nope. Wylądowała w koszu.
Myślę, że stopiona kupa paradoksalnie byłaby lepsza niż ten wariant : D Dla mnie też pachniały dziwnie, choć nie pamiętam już teraz czy określiłabym ten aromat jako przepoconą skarpetę.
Pewnie nie. Mojej mamie na przykład śmierdziały brudnym psem. Może kurier wsadził je sobie w dupę, a potem dla niepoznaki zapakował w nową kopertę. Szkoda, że nie zostawiłam jej, żeby porównać z Twoich charakterem pisma.