W okresie świadomego życia – czyli takim, który pamiętam i za który mogę poręczyć – próbowałam dwóch wariantów szwajcarskiej czekolady Toblerone. Pierwszy to oczywiście klasyczny z nugatem i miodem, drugi zaś kokosowy: Crispy Coconut. Oba uznałam za smaczne i przyjemne z uwagi na warstwę czekolady. Niestety kawałki plastikowego nugatu pozostają dla mnie nie do przejścia.
Do powyższej dwójki niedawno dołączyła batonowa tabliczka Toblerone Crunchy Almond. Dostałam ją od mojej słodyczowej dobrej wróżki Ani, za co bardzo dziękuję. Jak to się mawia, do trzech razy sztuka. Skoro udało mi się przyzwyczaić do oleju kokosowego w raw barach, może i nugat ma szansę wyswobodzić się spod szatańskiej etykiety? Bardzo na to liczyłam, zwłaszcza że obecne w czekoladzie migdały wielbię.
Toblerone Crunchy Almond
Szwajcarska czekolada mleczna pachnie niczym innym, jak czekoladą mleczną właśnie. Jest wyrazista i przyjemna. Wyczułam w niej kakaowość oraz wysoką słodycz. Dodatki nie zdradzają swojej obecności. Mleczna nuta podkreśla całokształt. Wiele mogę tworom Toblerone zarzucić, ale pachną nieziemsko.
Crunchy Almond marki Toblerone dostarcza 535 kcal w 100 g.
3 kostki-górki czekolady Toblerone z migdałami waży 25 g i zawiera 134 kcal.
Ucieszyłam się, widząc w Toblerone duże migdały, z racji iż kocham bakalie w czekoladach. Degustację rozpoczęłam właśnie od nich. Ugryzłam sztukę wystającą z mlecznoczekoladowej kostki-górki i… skrzywiłam się. Cóż to za pomysł, by nazwać baton Crunchy Almond zamiast Salted Almond? Byłoby uczciwiej, a osoby negatywnie nastawione do soli nie musiałyby zmarnować pieniędzy, czasu czy dobrego humoru. Poza tym jednak migdały są ogromne, esencjonalne smakowo, chrupiące i cudownie świeżutkie.
Mleczna czekolada pod względem konsystencji nie pozostawia wiele do życzenia. Jest wstępnie twarda, lecz tuż po położeniu na ciepłym języku bagenkowieje i opływa usta. Nie zawiera proszkowatości. Smakuje mlecznie i bardzo, bardzo słodko. Czy poprzednie próbowane przeze mnie warianty Toblerone też tak porażały cukrem? Nie pamiętam. Tu zdecydowanie przesadzono.
Najgorsze są oczywiście kawałki nugatu. Tradycyjnie plastikowe, włażące w zęby, smakowo nijakie, po prostu słodkie. Ile mogłam, tyle wydłubałam i zostawiłam na talerzyku.
Toblerone Crunchy Almond to czekolada o mylnej nazwie. Według mnie powinna się nazywać Salted Almond lub Salted Almond & Deadly Nougat. Otaczająca migdały sól rujnuje przyjemność chrupania ich. Występuje w kryształkach, więc trzeszczy pod zębami. Kiedy już zniknie z pola widzenia jedzenia, język trafia na plastikowe nugaty. Koszmaru dopełnia ogromna cukrowość, która morduje zalety szwajcarskiej mlecznej czekolady. Mam nadzieję, że to ostatnia tabliczka marki Toblerone, której przyszło mi próbować.
Ocena: 2 chi
Może ta sól była właśnie po to, by przełamać tą ogromną cukrowość :D mimo że baaardzo lubie sól w slodyczach, to na te czekolade bym się nie skusila – nie lubie tobrelone właśnie przez ten irytujący nugat. Niech go sobie odpuszczą chociaż w jednej górko – tabliczce (bo tabliczka to chyba złe słowo :p)
Nugat to ich sztandarowy dodatek do czekolad, więc mała szansa :(
To może chociaż zamiast takich twardych diabełków zrobić mięciutkie nadzienie nugatowe? ^^
Marzenie!… niestety raczej ściętej głowy. Wydaje mi się, że nie bez powodu czekolada ma kształt batona. Łatwo ją wziąć na wycieczkę, przede wszystkim w góry. Podczas wędrówki wariant z kremem by się nie sprawdził.
Ale w domu – jak najbardziej! <3
Też wystawiam 2! …ale klasycznej i w mojej skali. Crunchy Almond z kolei 8, bo bardziej mi smakowała. Właśnie uważam, że sól świetnie wyszła, jednak… No tak, nazwa teraz jest myląca. Nie rozumiem, po co powprowadzali te zmiany (przypominam, że ja miałam Crunchy Salted Almond).
Dlaczego nie dziwi mnie, że tak skrajne odczucia mamy?
Obecnie jednak w ogóle na Toblerone bym się nie porwała ze względu na stożkową formę i kamienny nugat, a więc dyskomfort związany z jedzeniem. Pomijam już przesłodzenie.
Twoja recenzja z dwójką dla Toblerone będzie niczym nugat – ale w kremie! – na moje serce.
Ja ją oceniam znacznie wyżej. Może dlatego, że mam dużą tolerancję na sól i w ogóle jej tutaj nie wyczułam, a i nugat też mi nie przeszkadza.
Weź w końcu zrecenzuj coś ode mnie co Ci smakowało, bo mam wyrzuty sumienia ; )
Jutro i pojutrze wjeżdżają Wedle Cookie, także spoko oko.
Nie znoszę Toblerone – niezależnie w jakim wariancie smakowym – bleeee! :P
Czekolada jest pyszna, choć przebrzydle słodka. Za to dodatki… yuk.
Jadłam Toblerone bez dodatków i pamiętam tylko przesadną słodkość. A taka niespodziewana obecność soli bardzo by mnie rozczarowała.