Ach te ogromne czekolady. Nawet gdyby chciało się na nie zapolować, gramatura skutecznie odstrasza. Rozumiem kupowanie ich do rodzinnego barku, na przyjęcie czy w ramach prezentu. Co jednak z osobami, które żyją same i nie mają ochoty jeść jednej tabliczki przez rok? Czy nie można by od razu wypuścić wersji 100-gramowej albo batonikowej? Przecież jeden rządek takiej czekolady waży mniej więcej 50 g, więc akurat nadawałby się jako słodycz w sam raz na raz. Nie miałabym żadnych oporów przed zakupem.
Z serii wedlowskich czekolad Cookie Chrupiące ciastko Czekolada mleczna do tej pory jadłam tylko jeden wariant: Orzechowo-kakaowe Cookie. Nie kupiłam go sama, zostałam poczęstowana. Dzisiejszą bohaterką – Peanut Butter Cookie – też mnie obdarowano. Otrzymałam rządek do recenzji od mojej kochanej słodyczowej wróżki Ani, za co bardzo dziękuję.
Peanut Butter Cookie
Chrupiące ciastko Czekolada mleczna
Trzy niewinne kostki zjedzone i 50 g czekolady pooszłoo w biodra. Nie każdy będzie z tego powodu zadowolony, na szczęście dla mnie to porcja idealna na deser, zwłaszcza że jem jeszcze jogurt, serek lub owsiankę i dodatek (aktualnie wafle kukurydziane). To także doskonała wielkość do testu: nie za dużo, nie za mało. Akurat można odkryć wszystkie walory oraz… niewalory.
Peanut Butter Cookie marki Wedel dostarcza 525 kcal w 100 g.
Rządek czekolady mlecznej z masłem orzechowym i ciastkiem waży ok. 50 g i zawiera 262,5 kcal.
1 kostka wedlowskiej czekolady peanut butter waży ok. 16,1 g i dostarcza 85 kcal.
Mimo iż wcześniej nie miałam do czynienia z tabliczką Peanut Butter Cookie, jej zapach znam doskonale. To aromat typowej wedlowskiej mlecznej czekolady. Słodki, lecz nie w sposób infantylny. Bardzo mleczny. Zawiera charakterystyczną nutę, którą roboczo określam grzybową, choć niezupełnie wiem dlaczego, skoro z grzybami nie ma niczego wspólnego. Jest to zapach przyjemny, kuszący i apetyczny. Masło orzechowe ani ciastko niczego do niego nie wnoszą, zupełnie jakby nie istniały.
Czekolada Peanut Butter Cookie ma konstrukcję 3Bita. Rządek składa się z trzech atrakcyjnych wizualnie kostek. Polewa zajmuje sporą część kompozycji. Odgryza się ją bez najmniejszego problemu. Daje się poznać jako dramatycznie pylista – czy czekolady Wedla zawsze takie były?! – gęsta, cudownie bagienkowa. Rozpuszcza się szybko, tak jak lubię. Smakuje słodko, mlecznie i typowo wedlowsko. Nie sposób pomylić jej z czekoladą konkurencji.
Wnętrze Peanut Butter Cookie składa się z dwóch warstw. Górna to gęsty, idealnie aksamitny i bardzo tłusty krem. Ma smak orzechów, ale jakby rozwodnionych. Mimo iż bohaterowie ci są łatwo rozpoznawalni, nie cechują ich intensywność ani wyrazistość. Słodycz kremu jest przesadnie wysoka, lecz nie wyższa niż słoność. Ughr, nienawidzę soli w słodyczach, a na nieszczęście dla mnie Wedel podczas produkcji nie poskąpił jej (cóż, to bardzo tani surowiec). W kremie są też chrupki zbożowe: leciutkie, kruche, chrupiące.
Z uwagi na to, że krem i ciastko mają ten sam kolor, sądziłam, że to drugie jest grube do kwadratu. Nic bardziej mylnego, elementy nadzienia zdają się rozkładać w proporcjach 1:1. Herbatnik niczym się nie różni od klasycznych BeBe. Jest twardy, kruchy, chrupiący, wyraziście maślany. Smakuje przesadnie słodko. Nie rozumiem, dlaczego producent władował w niego tyle cukru, zwłaszcza że pozostałe warstwy także nie mają litości dla bioder. Nie wiem też, po co dodatkowe ciasteczka/chrupki w kremie.
3bitowa czekolada Peanut Butter Cookie marki Wedel nie zostanie mogą ulubioną, to na pewno. Jest szatańsko słodka w sposób cukrowy, a jednocześnie bezlitośnie chłoszcze jęzor solą. Uważam, że nie spełnia obietnicy złożonej w nazwie. Zamiast odpowiadać masłu orzechowemu, przypomina raczej przeciętne smakowo, cukrowo-słone michałki. Nie zapominajmy też o pylistości w polewie czekoladowej, zbędnych chrupkach w kremie i oburzająco słodkim ciastku. Why?!
Jednocześnie wedlowska czekolada Peanut Butter Cookie czaruje konsystencją. Herbatnik jest gruby, świeży i chrrrupiący, krem gęsty i tłusty, a mleczna czekolada bagienkowa. Całokształt przypomina mi ciastka Kardynałki marki Tago, których nigdy nie zrecenzowałam, ale które kocham i mają u mnie unicorna smaku. To z uwagi na konsystencję przyznałam dzisiejszej bohaterce aż 4 chi.
Ocena: 4 chi
Nie wiem czy tylko ja tak mam ale na stronie głównej bloga nie wyswietla mi się zdjęcie tej czekolady ;)
Ja dostalam raz czekolade z tej serii, ale nie pamiętam dokładnie z jakim nadzieniem. Moze to była wlasnie ta? Na pewno nie była owocowa. A skoro jej nie pamiętam to znaczy że szału nie było i najwyraźniej nie warto pamiętać xD nie lubie, gdy jeden rzadek czekolady waży aż tak dużo. Jakbym miała zjeść jednego batonika 50g to spoko, ale rzadek czekolady? Kurcze, wydaje mi się to strasznie malo, mimo że wiem że ważą tyle samo :D
Zapomniałam dodać miniaturę, już naprawione. Dzięki ;*
Gdybym miała ochotę na tabliczkę czekolady, wysoka waga rządka rzeczywiście mogłaby mnie zirytować. Ponieważ jednak podeszłam do sprawy batonowo, wyszło zacnie.
Nie wierzę! Nasze odczucia nie są skrajne! Racja, poniekąd, w kwestii konsystencji – to na pewno. Tylko, że Tobie to odpowiadało, mi nie. Herbatnik rzeczywiście był spoko, acz u mnie zachowywał się inaczej. Owszem, był chrupiący, ale mój rozpływał się w ustach. To pewnie kwestia sposobu jedzenia. Cieszę się jednak, że zrobili go tak, że nas obie zadowolił.
Krem… o właśnie! Doskonały przykład czegoś cukrowego i przesolonego, co wcale nie jest zgrane. Bardzo mi przeszkadzała i jego słodycz, i słoność. Wow, no nie… nawet w ocenach aż takiej rozbieżności nie będzie (a, niech stracę; zdradzę, że wystawiłam 5).
Będziemy świętować w dniu publikacji Twojej recenzji. Najlepiej ruskim szampanem i świeżymi malinami :P
Ja też nie jestem zwolenniczką takich czekoladowych zbloczy i pewnie jadłabym ją przez rok. Czeko jak dla mnie jest zbyt wysycona różnościami i cieszę się, że nie mam jej w zapasach. Nie pogardziłabym teraz za to herbatnikiem w czekoladzie :D
Lubisz Maltanki? Co prawda one są oblane wyrobem czekoladopodobnym, ale kurde… to klasyk, na dodatek genialny.
Wiesz, że chyba nigdy nie jadłam… Kiedyś lubiłam za to Lu Petitki w czekoladzie.
Ja też :) I Łakotki Holenderskie. Tyle że Maltanki to inny rodzaj herbatników. Petitki i Łakotki są lekkie, puste. BeBe czy Maltanki „mają ciężar”. Są zbite, treściwe.
Aż zwróciłam na nie uwagę w piątek w Biedrze, ale skład od razu zniechęcił mnie do zakupu :P
Nie zniechęcaj się, serio. Są na maksa dziadowskie, ale pyszne.
Po tej recenzji już mi nie jest tak przykro, że u mnie w mieście ich nie ma :P
Wróć jutro ;>
No co za maruda! ; )
Zaczekaaaj! :P
Niestety kolejne rozczarowanie dla nas a bardzo chciałyśmy poczuć wyraźny smak fistaszków :( Kokosowa również z kokosem nie ma za wiele wspólnego, także w ogóle Wedel coś żałuje tych głównych smaków xD
Kokosowej nie jadłam, ale jestem zainteresowana. Tej z nadzieniem kakaowo-orzechowym próbowałyście?
Akurat kakaowo-orzechowej nie jadłyśmy ;)
Coś mi się nie wydaje, abyście planowały to zmienić. Szkoda kasy i czasu. Dobrze myślę?
Mój Tata jadł i stwierdził, że bardzo smaczna ;)
To dobrze, że mu smakowała :)