Każdy ma smaki, których nie lubi bądź które traktuje z nieufnością. Na mojej liście nie-smaków znajduje się między innymi owocowy sernik. Jogurty, desery, lody, kremy w ciastkach czy nadzienia w czekoladach, nieważne. Jeśli mają smak owocowego sernika, w 99 przypadkach na 100 omijam je szerokim łukiem.
Ponieważ jednak chciałam odnowić wszystkie warianty smakowe z jedzonej i kochanej lata temu serii Hello marki Lindt (dawniej: Hello My Name Is), zdecydowałam się włożyć do koszyka także Hello Strawberry Cheesecake. Poza tym czasem lepiej kupić i żałować niż zaryzykować i… tym bardziej żałować. W razie klasycznej kobiecej zmiany decyzji z powodu bo tak raczej trudno byłoby mi wrócić do Niemiec.
Hello Strawberry Cheesecake
Mimo iż traktowany z dystansem, baton Hello Strawberry Cheesecake wydał mi się absolutnie piękny. Z zewnątrz ma apetyczny kolor jasnej mlecznej czekolady, ze środka zaś kusi połączeniem bieli i różu. Na kostkach występują efektowne ozdoby: buziaczek, serduszka, nazwy marki i linii, zaproszenia do zjedzenia. Z uwagi na stronę wizualną seria batonów Hello Lindta zasługuje na medal.
Hello Strawberry Cheesecake marki Lindt dostarcza 559 kcal w 100 g.
Czekoladowy baton z kremem o smaku truskawkowego sernika waży 39 g i zawiera 218 kcal.
Czekoladowy batonik Hello Strawberry Cheesecake pachnie zgodnie z nazwą: truskawkowym sernikiem. Czyli dokładnie tak, jak nie lubię. Wysoka słodycz miesza się z mleczną czekoladą, jogurtem (sernikiem) i owocami. Czy truskawkami? Możliwe, choć nie byłabym tego taka pewna. Przez głowę przelatują dwa skojarzenia: 7 Days truskawkowy oraz dżemik stanowiący nadzienie tabliczki mlecznej czekolady.
Polewa czekoladowa Lindta jest twarda, jednak plastyczna. Bagienkowieje w sekundę. Zalewa język gęstym i jedwabistym kremem, bez choćby cienia proszkowatości. Smakuje bardzo słodko, lecz także idealnie mlecznoczekoladowo. Nie jest jej ani za dużo, ani za mało.
Nadzienie składa się ze wstępnie jednolitego kremu w kolorze jasnoróżowym. Krem ów jest tłuściutki, gładki. Smakuje nie czysto jogurtowo, ale od razu truskawkowojogurtowo. Zatopiono w nim ciemnoróżowe truskawkowe punkciki będące liofilizowanymi truskawkami. Owoce są kwaśne i pumeksowe niczym batony Frupp. Odznaczają się idealną chrupkością i kruchością. Gdyby takie nadzienie produkowała marka z niższej półki, pewnie truskawki byłby skapcaniałe z uwagi na zatopienie w tłustym kremie.
W nadzieniu są też jasne chrupki zbożowe, o czym dowiedziałam się… ze zdjęcia.
Hello Strawberry Cheesecake zaskoczył mnie w pozytywnym sensie. Przede wszystkim odznacza się świetnymi konsystencjami w każdej warstwie. Czekolada Lindta jest aksamitna, gęsta i bagienkowa. Nadzienie osiąga idealną tłustość i kremowość. Truskawki z kolei są jak chrupiące owocowe ciasteczka (pewnie dlatego, że wspierają je chrupki zbożowe, o czym nie miałam pojęcia podczas degustacji).
Nie mniej istotny jest smak, wobec którego byłam sceptyczna. Prezentuje się przyjemnie. Bardzo słodką mleczną czekoladę mleczną przełamują kwaśne fragmenty liofilizowanych owoców. Sernik zdaje się jogurtowy, więc nie wprowadza dodatkowej słodyczy. Nie zapominajmy też, że nadzienia jest naprawdę dużo – można się porządnie wgryźć i rozsmakować. Jeśli baton Lindta wróci do Polski, chętnie go kupię.
Ocena: 5 chi
Przypomina mi to takie czekoladki, które kiedyś babcią kupowała mi w opakowaniu chyba z takim hipciem i one też byly truskawkowe i chyba jeszcze mleczne ^^ uwielbiam takie połączenie mlecznego/jogurtowego/sernikowego nadzienia z truskawkami albo innymi owocami :) co ciekawe dla mnie takim „nie-smakiem” jest wszystko, co czysto owocowe, ale jak już owoc wystepuje we wspomnianym wyżej duecie – mniam :) chyba dlatego, że przypomina mi to moją ukochaną truskawkową od wedla ^^ jakie masz jeszcze „nie-smaki”? :D ja bym dorzuciła wszystko co miętowe, biało-czekoladowe, lukrecjowe, imbirowe i alkoholowe :D
Ile kosztują te lindty za granicą? Pamiętasz po ile były w Polsce? :)
https://market-jan.pl/myslenice/photos/towary/11423/1371122517.jpg :) Ja z racji dinozaurzego wieku zajadałam się Mleczną Krainą. To było coś!
0,99 euro chyba, ale głowy nie dam.
Mam tyle nie-smaków, że musiałabym pisać przez godzinę :P Pierwsze z brzegu to: imbir, chilli, anyż/lukrecja, malina, sernik z owocami, melon.
Ooo, doklandie te czekoladki! Ale wydaje mi się, ze mleczną krainę też kojarze :)
Z którą szatą graficzną? Ja Mlecznej Krainy po zmianie już nie jadłam. Moje dzieciństwo to obrazek tymi dziwnymi czekoladowymi ludzikami.
To ja chyba bardziej kojarzę jakiegoś zwierzaka :)
Okej, czyli wersję po zmianie szaty graficznej. Nic dziwnego. Nie wszyscy są STARZY :D
Zdaje się, że smak mój, bo sernik i w ogóle, ale coś mi w nim nie grało. Chyba właśnie to, że nie był specjalnie sernikowy. Ach, przypomniałaś mi tą recenzją czasy, gdy byłam bardzo sceptyczna w kwestii truskawkowych słodyczy.
Pamiętam te czasy! Nawróciłaś się na NIEKTÓRE truskawki tak, jak ja na NIEKTÓRE wiórki :D
Nawet chętnie byśmy spróbowały, bo uwielbiamy serniki :D
W razie czego macie w Rossmannie tabliczkę, tyle że za bolesną dychę.