16 maja 2017 roku o godzinie 10:37 pralinka opublikowała na livingu następujący komentarz:
Tylko ty potrafisz napisać wstęp do wstępu :D Za to lubię twoje recenzje :)
Dziękuję za komplement. Jestem również wdzięczna za inspirację do dzisiejszego wpisu, w którym to wzięłam na warsztat jedną z recenzji wzbudzających kontrowersje. Zaprezentowałam w niej starą wersję śliwek w czekoladzie z Biedronki, czyli spod skrzydeł Luximo Premium. Kluczowy jest fakt, że wydałam produktowi niepochlebną opinię. Nie miałam do niej prawa, ponieważ:
- jeden komentator ma już 62 lata i podobne produkty jadł za komuny, więc mój głos się nie liczy i jest niezgodny z prawdą. Każdy wie, że starsi ludzie są mądrzejsi,
- niesłusznie przyczepiłam się do braku informacji o składzie cukierków, z racji iż skład wytrawny smakosz potrafi ustalić sam podczas próby,
- sponsor (konkurencja) zapłacił mi za wypisywanie bzdur,
- wpis wprowadza w błąd, ponieważ jeden z komentatorów właśnie zjadł śliwkę i uważa, że jest pyszna,
- ciocia komentatorki kupiła te śliwki i zostawiła w kuchni na stole. Zniknęły w mgnieniu oka, a ciocia została zmuszona do zakupu kolejnych. To znana światowa prawda, że gdy słodycze znikają ze stołu cioci, są smaczne. Ale uwaga: jeśli znikną ze stołu wujka, oznacza to, że są wstrętne,
- Mariola wie, co mówi, a według niej śliwki są dobre,
- zasugerowałam się, że to śliwka z Biedronki, więc jest „be”. Zupełnie nie ma znaczenia fakt, iż produkty z Biedronki lubię. I tak się zasugerowałam.
I tak dalej, i tak dalej. Komentarze przeczytajcie sami – niezły ubaw. Niestety z czasem musiałam je zablokować. Niezgoda z czyimś (moim) zdaniem to jedno, ale na obrażanie tej osoby (mnie) nie wyrażam zgody (wy nadgniłe patisony zalegające na wysypisku śmieci). Pozdrawiam hejterów i ściskam mocno.
Recenzja recenzji Śliwki kandyzowanej w czekoladzie Luximo Premium
Pierwszą rzeczą, do której muszę się przyczepić, jest nazwa marki. Otóż mamy do czynienia ze słowem „Luximo”, czy raczej „Luxima”?
Osobiście zanotowałam ją jako „Luximo”, a pisownię tę potwierdziła strona Biedronki, na której znajdziemy inne produkty – czekolady – tej marki. Zawijas dołączony do ostatniej literki wydaje się jednak kontrowersyjny i wielu osobom sprawia nie lada kłopot.
Od razu widać, że recenzentka nie umie czytać po polsku, to jak ona chce pisać recenzje?! Na stos z nią. Albo kupcie jej na urodziny przedszkolną czytankę. Ja się nie dołożę, bo wolę kupić pyszne śliweczki.
Taką pisownię znajdziemy nie tylko w serwisie internetowym Bangla, ale i na kilku blogach. Nieświadomi swojego błędu bądź skonfundowani ludzie powielają go, zapisując nazwę raz tak, raz tak. I bynajmniej, nie jest to ich wina. Niski poziom wyobraźni zarzucam projektantowi związanemu z właścicielem marki oraz samemu właścicielowi. Podejrzewam, że wspólnie zdecydowali się na tak niejednoznacznie wyglądającą czcionkę, przy której nazwa marki nawet w wyszukiwarce Google podświetla się pod oboma wynikami (wystarczy wpisać hasło: biedronka luxi).
Miała recenzować śliwkę, a nie pitolić o nazwie. Śliweczka jest pyszna, mniam mniam, więc co kogo interesuje nazwa? Ma być tanio i dobrze! I tanio! My z Grażynką zawsze kupujemy te cukiereczki w Biedronce i smakują całej rodzinie. Nie trzeba ich czytać. To nie książka!
Druga rzecz, którą zarzucam recenzowanemu produktowi, to brak składu na opakowaniu. Rozumiem niepoinformowanie konsumenta o wartościach odżywczych, mało która firma wypuszczająca na rynek cukierki na wagę decyduje się na ten krok – chyba że sprzedaje te same cukierki w opakowaniach – ale o składnikach? Cóż to za problem wypisać je drobnym drukiem na boku sreberka albo papierka, jak postępują niemal wszyscy? Nie zasługujemy na to, by wiedzieć, co trafia do naszych żołądków?
Tu na szczęście wyręczył mnie w pracy komentator. Pozwólcie, że raz jeszcze przytoczę jego mądre słowa: skład wytrawny smakosz potrafi ustalić sam podczas próby. No i pozamiatane. Po co komu skład?
Pytanie było retoryczne, ale i tak na nie odpowiem. Tak w duchu marki Luximo. Nie, nie zasługujecie. Nie zasługujemy także na wysoką jakość świątecznego przysmaku, o czym miałam się przekonać w niedługim czasie od ugryzienia pierwszej ze śliwek.
Zaczyna się… Dziewczyna nie umie chyba jeść, skoro nie smakują jej te pyszne śliweczki!
W przypadku nowych słodyczy na wagę zwykle biorę po dwie sztuki, bo: 1) jednej może nie złapać waga, 2) żeby zapoznać się z walorami produktu nie wystarczy pojedynczy i mały koleżka, 3) drżę na myśl o pełnym pogardy wzroku kasjerki.
Co to kogo obchodzi?! Do d… z taką recenzją.
Tym razem jednak uległam i do woreczka włożyłam aż trzy śliwki. Bo trzeba się wprawić w świąteczny nastrój, bo tanie, bo potem nie będzie, bo Jutrzenka była taka dobra. Ponadto przez opakowanie wymacałam, iż jest to śliwka-śliwka, a nie śliwka-czekoladka. A że o takiej ostatnio marzyłam, miałam niepowtarzaną szansę, by marzenie owo spełnić.
No właśnie, to prawdziwa śliweczka w czekoladzie, a nie jakieś paskudne cukierki, w których niemal nie ma owocu. Powinna być maksymalna ocena!!! Przecież ciocia lubi te śliweczki!!!
Wydobywając śliwki, musiałam odkręcić skrzydełka klasycznego biało-niebieskiego opakowania, nawiązującego do całej „rodziny” świąteczno-śliwkowych wyrobów. Wtedy to moim oczom ukazały się trzy potężne kamienie, po których rozkrojeniu – dla ścisłości: jednego – ujrzałam bardzo grubą czekoladę i skrytą w środku suszoną śliwkę. Zapowiadało się naprawdę nieźle.”
Co za brednie. Jakie zapowiadało się? Śliweczki są pyszne przecież. Nie zniosę tego ani chwili dłużej… Grażyna, dawaj sekator. Natentychmiast odcinam nas od interneta.
Na zapowiadaniu owym się jednak zakończyło. Czekolada okazała się nie czekoladowa, a po prostu słodka, w konsystencji margarynowa, plastelinowa, ohydna. Paplała się* w ustach jak wyrób czekoladopodobny. Śliwka zaś wcale nie była lepsza. Duża i nawilżona, ale dziwnie kwaśna. Myślałam, że będzie sercem produktu, lecz w zasadzie to „czekolada”, przez swoją imponującą grubość, zawładnęła jestestwem cukierka.
Jaki wyrób czekoladopodobny?! Jeden z komentatorów wyraźnie napisał, że ma już 62 lata i podobne produkty jadł za komuny, więc chyba wie lepiej, że to doskonała czekolada, a nie żaden wyrób. Ta dzisiejsza młodzież nie ma o niczym pojęcia… Za naukę się wziąć powinna, a nie będzie się bawić w znawców smaku.
Trzy śliwki ważyły aż 50 g i wolę nie wiedzieć, ile z tego zajmowała czeko-papka, ile zaś skwaśniały owoc. Całość wypada baaardzo słabo i naprawdę nie radzę nikomu powielać mojego błędu, wydając na propozycję Luximo cenne polskie złote.
Polskie złote to jej płaci konkurencja!!! Wiem o tym, bo tak napisał jeden z komentatorów. Produkują gorsze paskudztwa, a ona się pysznych śliweczek w czekoladzie z Biedronki będzie czepiać. Poza tym myśli, że co… że jak śliweczki z Biedronki, to niby gorsze? Pewnie kupuje w tych szwabskich Lidlach!
Zjeść ją można tylko w jednym wypadku: jeśli przyszliście w odwiedziny do dziadków, którzy regularnie odwiedzają Biedronkę i nabrali tych ohydztw na całą zimę, a wy jesteście na głodzie. Żadne inne sytuacje nie usprawiedliwiają brania ich do ust.
Do dziadków? Pff. Wróćmy do głosów komentatorów: Ciocia kupiła te śliwki i zostawiła w kuchni na stole. Zniknęły w mgnieniu oka a ona została zmuszona do zakupu kolejnych. Ewidentnie wynika z tego, iż cukierki są smaczne. To oznacza, że recenzja jest zła, a recenzentka nie umie pisać.
Decyzja została podjęta.
Moja noga więcej w internecie nie postanie.
Podpisano,
Znamienity Recenzent (który ma już 69 lat i wie, co mówi)
O jak miło twój wpis mi przypomniał o zbliżających się urodzinach ;)
Pamietam ze czytalam te komentarze pod tamtą recenzją i sikalam ze śmiechu xDDD a teraz jeszcze Twoje wstawki… O nie, powietrza XDDD za to właśnie Cie kocham – za Twoje poczucie humoru i ogromny dysntans :D
Jaki dystans??? ŚLIWECZKI!!!
Tamte komentarze doprowadziły mnie do łez:-D Ty jeszcze bardziej, aż brzuch boli ;)
Zjedz śliwkę, przejdzie.
Ja chyba ich nigdy nie jadłam i jakoś nie jest mi z tego powodu smutno, za dużo w nich sprzeczności :D Wolę osobno ciemną czeko i osobno śliwki.
Popełniasz największy błąd w życiu. Ciocia komentatorki chyba wie, co robi, kupując śliweczki, no nie? :/
Te komentarze wyglądają jakby jakaś spora rodzina zebrała się na jakiś urodzinach wujka i postanowiła wspólnie hejtować Twoją recenzję, bo te śliwki są ich nieodłączną rodzinną tradycją :D
Niewykluczone, że tak właśnie było :P