Bloki oraz batony orzechowe złożone jedynie z bakalii i słodkiego spoiwa to słodycze, które kocham całym sercem. Kupuję i jadam je rzadko tylko dlatego, że są dostępne w zbyt dużych porcjach, np. po 70 lub 80 g. Skądinąd warto je ważyć samemu, bo zazwyczaj okazują się cięższe (#protip).
Jeśli śledzicie mój blog od dłuższego czasu, zapewne wiecie, że bardzo nie lubię otwierać słodkości i zjadać tylko części. Myśl o pozostawionej na kiedyś reszcie zalęga się w mojej głowie, dręczy mnie i przyprawia o wyrzuty sumienia. Poza tym otwarta żywność wysycha bądź nabiera wilgoci i kusi robactwo. To powody, dla których niechętnie kupuję np. tabliczki czekolad. Z kolei najbardziej cenię łakocie w sam raz na raz. Otwierasz takie cudo, zjadasz i po kłopocie. Ewentualnie powtarzasz degustację na drugi dzień, by upewnić się w ocenie (oto dlaczego nigdy nie kupuję słodyczy pojedynczo).
Nut Bar with Peaanuts zdecydowałam się potraktować jak mniejszy baton i zjadłam go podczas jednego podejścia. Przywędrował do mnie prosto z Grecji w walizce koleżanki, która wypoczywała tam na wakacjach (dziękuję). Choć nie miałam pojęcia, jak smakuje, z góry wiedziałam, że dobrze.
Nut Bar with Peanuts
Z ostatnio próbowanych orzechowych/nasiennych bloków batonowych najlepiej zapamiętałam dwa: migdałowy z Lidla i sezamowy od taty z zagranicy. Ten pierwszy jest tak twardy, że prawie pogubiłam zęby, za to smakuje bezbłędnie. Drugi z kolei okazał się nadto suchy oraz jednocześnie kamienny i waciany. W Nut Barze with Peaanuts miałam stawić czoła mieszance orzechów ziemnych i sezamu. Słodkie spoiwo stanowi tu mieszanka syropu glukozowego, cukru (po co?!) i miodu.
Nut Bar with Peanuts marki Smell Greece dostarcza 545 kcal w 100 g.
Baton orzechowy z fistaszkami waży 70 g i zawiera 381,5 kcal.
Baton orzechowo-sezamowy z Grecji pachnie słonawymi, świeżymi i cudownie intensywnymi fistaszkami prażonymi w miodzie. W orzechach występuje naturalna goryczka. Po zamknięciu oczu i poddaniu się inhalacji do mojej głowy przypłynął obraz trójkątnej torebki wypełnionej ciepłymi, dopiero co uprażonymi w miodzie orzeszkami ziemnymi oprószonymi solą. Upolujecie je np. na jarmarku lub festynie.
Grecki baton jest twardy, czego można się było spodziewać. Na szczęście nie na tyle, by połamać na nim zęby. Ma powierzchnię lepką, acz nieprzesadnie. Tylko w miejscu, na które nachuchałam podczas wąchania, wytworzyła się prawdziwe kleista syropowo-miodowa kałuża.
Pierwszy gryz Nut Bara with Peaanuts marki Smell Greece przyniósł mi moc słodkiego sezamu rodem z sezamków. Nie minęło jednak nawet kilka sekund, a język opłynęła intensywna fistaszkowość. Nie odnotowałam ani ziarenka wyczutej w aromacie soli. Orzechy okazały się cudownie świeże, wyraziste, przepyszne. Odniosłam wrażenie, że zostały dopiero co wyłuskane ze skorupek i koszulek.
W słodkim spoiwie nie odnalazłam miodu, co stanowi plus, jako że za nim nie przepadam. Część syropowej substancji wkradła się do orzechów, odbierając im idealną kruchość.
Grecki baton orzechowy Nut Bar with Peaanuts od Smell Greece jest bardzo chrupiący. Kruchy – nie, ponieważ orzechy zostały zainfekowane mieszanką syropu glukozowego, cukru i miodu. Smakuje wyraziście i cudownie, przede wszystkim fistaszkami. Sezam stanowi przyjemne tło.
Uwaga: Moja sztuka ważyła 79 g zamiast zapowiadanych 70 g. Jeśli zależy wam na kontrolowaniu spożycia kalorii albo konkretnych składników, polecam ważyć tego typu słodycze. Jak wspomniałam we wstępie, jeszcze nigdy nie trafiłam na baton orzechowy o wadze odpowiadającej wartości podanej przez producenta. Co oczywiście nie musi stanowić wady (więcej pyszności w tej samej cenie i tak dalej).
Ocena: 6 chi
Pół biedy jak słodycz waży więcej niż deklarowana masa. Gorzej jak mniej – wtedy jestem zirytowana…
Ja nie lubię produktów ani znacząco cięższych (chyba że są w dużych opakowaniach), ani za lekkich (denerwuje mnie brak nawet 2 g).
Chyba jadlam kiedys cos podobnego z tygodnia greckiego w Lidlu, ale niespecjalnie mnie to urzeklo wlasnie przez konsystencję. Tego bym chętniej sprobowala, no ale jest ociupinke za duży… Wolalabym żeby sprzedawali takie batoniki wieklosci polowy z tego byka :D mam podobne odczucia co Ty, gdy otworze jakies slodycze xD dlatego wtedy albo zjadam reszte od razu na drugi dzien, albo dziele się z rodzinką, zwlaszcza jeśli cos okazalo sie niesmaczne :D
Jak coś jest niezbyt dobre, też się tym dzielę z rodziną :’D
„Jeśli śledzicie regularnie…” no i jak ja mogłam ten post przegapić?! Pewnie miałam przeczytać kolejnego dnia i zapomniałam (starość nieradość).
Co do słodyczy, też lubię takie, które mogę zjeść na raz. Dopiero jakiś rok czy dwa lata temu odkryłam, że w sumie czekolada jest czymś podzielnym i nie mam problemu z zasreberkowaniem na kiedyś tam za dużej ilości – ciemne dobrze to znoszą. Chociaż takiego Zottera nigdy nie podzieliłabym na dwa dni. Ewentualnie rano zdjęcia i wstępny test i resztę biorę na uczelnię (więc w sreberku w torbie góra parę godzin).
Z Twoimi czekoladami jednak mógłby być większy problem, gdy chodzi o świeżość itp.
Chyba w życiu spróbowałam tylko jednego orzeszka w miodzie i soli i uważam takie rzeczy za paskudne. W ogóle orzeszki w czymkolwiek – ble.
A w takim słodkim spoiwie (mm, syropek) to już… Chyba tylko smażona skorupka przeraża mnie bardziej.
Chociaż.. Nie. Nie przeraża mnie taki baton przez to słodkie spoiwo, ale ze względu na twardość, np. sezamki kiedyś lubiłam i nawet raz kiedyś pomyślałam, że z ciekawości muszę jakieś kupić, zobaczyć, jak odbiorę. W ich przypadku jednak twardość nie wydaje mi się aż taka straszna.
Ten baton właśnie ze względu na sezam nie wydaje mi się aż taki przerażający. Miodu mogłoby mi być żal, ale z drugiej strony, gdyby miał być sztuczny, to lepiej, że nie czuć.
Co myślisz o niezgodności gramatury w przypadku, gdy jest wyższa niż deklarowana? Gdy jest znacząco niższa uważam to za oszustwo, ale tak to mam mieszane uczucia.
Wyobraź sobie twardość batona, który jest sześcioma albo siedmioma zlepionymi sezamkami. Można połamać zęby. Ja się zawsze boję o język. Orzechy gryzie się tak mocno, że jak baton w końcu pęka, szczęki zatrzaskują się z maksymalną siłą. Gdyby był między nimi język… brr.
Waga niższa = niedopuszczalne (oszustwo, zgadzam się, bo płacisz za więcej, niż dostajesz). Waga w punkt = miłe zaskoczenie i szacun. Waga większa o parę gramów = spoko, producent zrobił miłą niespodziankę. Waga większa o kilkanaście lub kilkadziesiąt gramów = nie wiem, kogo zatrudnili do odmierzania porcji, ale powinni zweryfikować kadrę pracowniczą. Prawdopodobnie więcej tego nie kupię.
O nie, czegoś takiego na pewno nie chciałabym jeść.
Podzielam Twoje zdanie. W sumie tylko co do tej małej nadwyżki dalej nie jestem przekonana, chyba zależy od produktu, bo czasami odmierzenie jest wyjątkowo łatwe, w niektórych różnice zrozumiałe, no i jednak lubię, jak jest porządek. Mamie raz się trafiło „opakowanie zawiera 10 ciastek”, a było 11 i bardzo ją zirytowało, bo nie wiedziała, jak podzielić i w konsekwencji zjadła 11, bo ani jednego nie chciałam, haha.
W Choc & Choc Milki trafiłam na bonusowe ciastko, co mnie baaardzo ucieszyło. Nie cieszyłabym się, gdyby to były ciastka ocenione na ok. 3 chi.