Lubię cukierki typu michałki. Mimo iż nie kupuję ani nie jadam ich często – w końcu to cukierki, czyli produkt spoza mojej bajki – smak uważam za stuprocentowo przyjemny. To właśnie dlatego zainteresowałam się względnie nowym na rynku batonem Michaszki Crunchy.
Dodatkowy powód zainteresowania stanowi fakt, że w opublikowanym na blogu zestawieniu michałków Mieszka, Śnieżki i Wawelu przedstawiłam Michaszki jako najlepsze z trójki. Chciałam się przekonać, czy wersja batonowa – rozszerzona o chrupki zbożowe i większa – również zdobędzie moje uznanie.
Michaszki Crunchy
Baton Michaszki Crunchy bez wątpienia podziela z cukierkami konsystencję. Co prawda polewa nie zostaje na papierku, jak dzieje się to w maluchach, ale jest równie plastyczna i mięciutka. Palce zapadają się już przy lekkim naciśnięciu. Nóż wchodzi w baton jak w masło.
Nowość Mieszka jest niska i szeroka. W przekroju występuje bardzo dużo orzechów, co stanowi ogromną zaletę. Czekolada jest ciemna, wnętrze jaśniejsze. Baton uważam za atrakcyjny wizualnie.
Michaszki Crunchy marki Mieszko dostarcza 520 kcal w 100 g.
Baton czekoladowy ze zbożami i orzechami waży 40 g i zawiera 208 kcal.
Aromat roztaczany przez Michaszki Crunchy to połączenie masy kakaowej z dozą margarynowości i mocą truflowej alkoholowości. Jest wyrazisty. Na początku ładny, acz z czasem uwydatnia się margarynowość.
Polewa w czekoladowo-orzechowym batonie Mieszka jest tak miękka, że trudno uznać ją za zastygłą. Ma smak deserowy i jednocześnie słodki. Zawiera przyjemną alkoholową nutę. Rozpuszcza się łatwo – w końcu już na starcie jest na granicy rozpuszczenia – lecz bez bagienka. Okazała się pylista. Odniosłam wrażenie, że od spodu przylega do niej skrystalizowany cukier, choć mogły to być wafelki (tu: chrupki zbożowe) podobne do tych z Bajecznego Wedla. Tak czy owak, wrażenie to nie należy do pozytywnych.
Mocną stroną batona Michaszki Crunchy jest zawartość i jakość orzechów. Okazy są ogromne, pełne smaku i cudownie chrupiące. Towarzyszą im chrupki zbożowe o umiarkowanie atrakcyjnej konsystencji, gdyż przywodzące na myśl skrystalizowany cukier. A może rzeczywiście są skrystalizowanym cukrem? Miałoby to sens, gdyż część chrupek jest duża i chrupiąca w sposób pożądany.
Masa otaczająca orzechy i chrupki stanowi nadzienie typu suchego. Odznacza się tłustością margaryny. Jest jej mniej niż dodatków, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Nie przemienia się w bagienko. Smakuje zapewne orzechowo, choć fakt ów umyka z uwagi na intensywność fistaszków.
Mam mieszane uczucia względem batona Michaszki Crunchy. Jest smaczny, lecz cierpi na wiele niedociągnięć. Chrupki są niepotrzebne, ale że w niczym nie przeszkadzają, niech będą. Gorzej przedstawia się kwestia margarynowości wnętrza. W cukierkach jej nie czuć, tu jednak – gdy waga produktu wzrosła do 40 g – owszem. W efekcie każdemu kęsowi batona towarzyszy mdłe wykończenie.
Do zalet batona marki Mieszko należą ilość i jakość orzechów, miękkość produktu i pierniczkowa nuta. Podczas jednorazowej degustacji sprawdzi się świetnie, acz do powrotu nie zachęca.
Sprawdźcie, jak poradził sobie baton Michałki Śnieżki!
Ocena: 4 chi
Kusil mnie ten baton w sklepie, ale nie wzięłam go przez zbyt dużą kolejkę slodyczy. jesli chodzi o Michalki to jadlam te z Mieszka, Hanki i Wawelu i jak dla mnie Mieszko wygrywa! Więc mimo że batonik szalu nie robi to koniecznie sprobuje :) nie rozumiem tylko tego namiętnego dodawania chrupek do slodyczy przez producentow. Nie lubie tego zabiegu, tak samo mam w Nutelli Bready. Po co to? Tylko mnie wkurzają, a do smaku nic nie wnoszą :/
Dokładnie tak samo uważam. Chrupki to chyba tani wypełniacz, bo na pewno nie korzystne urozmaicenie.
Teraz czas na opowieść, jak to poszłam do sklepu po jakiegoś batona, a wróciłam z bezpiecznymi Jeżykami.
Chciałabym zobaczyć teraz Twoją minę. Ok, już tłumaczę. „Kup mi coś dobrego” – usłyszałam od Mamy. I właśnie wzięłam nawet do rąk tego batona, pamiętając Twoje całkiem pozytywne słowa o cukierkach, ale… Wzięłam to do rąk i poczułam, że pod papierkiem polewa jakby się rozsuwa, przemieszcza. Od razu na sklep się zirytowałam, co oni z tym robili, gdzieś w piecu trzymali, czy co… Smutne, że ta czekolada po prostu taka jest. Teraz w sumie cieszę się, że jednak Mamie nie kupiłam. Wprawdzie wypełniacz pod postaci chrupek by jej się spodobał, ale ogólnie łe. Jak zechce, to sobie kupi. Żeby na mnie nie było. Tak swoją drogą, ja bym dołożyła więcej orzeszków zamiast tych chrupek. Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy jak moja Mama, nawet wolą chrupki od kawałków orzechów itp.
A co do cukru, czytałam ostatnio, że tak wszystko w nim karmelizują, bo to najlepiej oddziela od tłuszczu… No, jestem w stanie zrozumieć niby, ale też tego nie lubię. Ja bym po prostu mniej margaryny dała.
A co do nuty pierniczków: ostatnio jadłam parę czekolad z niższej półce i czułam ją w nich. Mało tego! Też postrzegam ją jako zaletę. Przez to zjadłabym podobną czekoladę, tylko żeby była dobrze, na dobrych składnikach zrobiona.
Oho, to ten rzadki moment, w którym zgadzam się z Tobą, nie zaś Twoją mamą. Więcej orzechów, chrupki do śmieci! I też bym zjadła dobrą czekoladę pierniczkową. Nawet bez nadzienia, po prostu o smaku.
O smaku piernika to mnie ojciec obdarował jakiś czas temu… Heidi.
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE. Współczuję.
Przez margarynowość i alkoholowość będę się trzymać od niego z daleka :)
Więcej dla… hmm, innych, bo ja też nie planuję powrotu :P
Całkiem spoko, może nie kupimy go ponownie ale degustację zaliczyłyśmy do udanych :D
Jest lepszy od batona Śnieżki, to pewne.