Bakalland, BA!rdzo bakaliowa tabliczka w czekoladzie daktyle, śliwki, czarna porzeczka

Jak byłam dzieckiem, składniki posiłków ustawiałam od najgorszych do najlepszych. Jeśli dobrze pamiętam, na obiad najpierw jadłam surówkę, potem ziemniaki, na końcu zaś pyszne mięsko z sosem. Z jednej strony to trochę głupie, bo gdybym napchała się gorszymi produktami, mogłabym już nie mieć miejsca na lepsze lub wciskałabym je na siłę. Z drugiej w większości przypadków wciąż tak robię.

Ale nie tym razem. Rozplanowując degustacje nowych tabliczek bakaliowych BA!, na szczycie listy umieściłam potencjalnie najlepszą fistaszkową (i taka się okazała), następnie nieco gorszą, lecz wciąż obłędną kokosowo-kawową (tu również przewidywania się sprawdziły), za nimi zaś drugą propozycję kawową, tym razem w duecie z pomarańczą. Z ustaleniem kolejności tabliczek śliwkowo-porzeczkowej i wiśniowo-żurawinowej miałam problem. Tego, że owocowe warianty wypadną gorzej od orzechowego i kawowych, byłam pewna. Cóż jednak miało okazać się smakowo atrakcyjniejsze: śliwki czy wiśnie?

Bakalland, BArdzo bakaliowa tabliczka w czekoladzie daktyle, śliwki, czarna porzeczka, copyright Olga Kublik

BA!rdzo bakaliowa tabliczka w czekoladzie
daktyle, śliwki, czarna porzeczka

Ponieważ śliwki w postaciach świeżej i suszonej przedkładam ponad wiśnie i żurawinę, zawierzyłam tabliczce bakaliowej z fioletową etykietą. Powitała mnie względnie jednolitą budową i uroczo pofalowaną polewą z mlecznej czekolady. Po przekrojeniu jej zauważyłam, że nie zawiera żadnych orzechów – szkoda. Pojawiły się za to spore kawałki suszonych śliwek (29,2% względem 38,9% daktylowej bazy).

BA!rdzo bakaliowa tabliczka w czekoladzie marki Bakalland dostarcza 333 kcal w 100 g.
Baton z daktyli, śliwek i czarnej porzeczki waży 65 g i zwiera 217 kcal.

Bakalland, BArdzo bakaliowa tabliczka w czekoladzie daktyle, śliwki, czarna porzeczka, copyright Olga Kublik

Śliwkowo-porzeczkowa tabliczka z bakaliami marki Bakalland pachnie słodko-kwaśną kwaśno-słodką czarną porzeczką, mleczną czekoladą i… trudno mi określić czym, ale czymś nieatrakcyjnym, jakby skwaśniałym (śliwkami?). Owoce, polewa i nieokreślony smrodek tworzą niezbyt atrakcyjną kompozycję.

Z uwagi na brak orzechów czy innych dodatków rozluźniających daktylowo-śliwkowe wnętrze tabliczka jest twarda i stawia opór nożowi. Czekolada pokrywa ją szczelnie. Jest zwięzła, zwarta. Rozpuszcza się szybko i gęstawo, lecz równie szybko znika. Nie daje sobie szansy na zbagienkowienie, szkoda. Jest proszkowata. Smakuje słodko i mlecznie, bardzo smacznie.

Bakalland, BArdzo bakaliowa tabliczka w czekoladzie daktyle, śliwki, czarna porzeczka, copyright Olga Kublik

Wnętrze BA!rdzo bakaliowej tabliczki ze śliwkami i czarną porzeczką jest zgoła inne niż w poprzednikach. Z uwagi na obecność śliwek (?) daje się poznać jako nieprzyjemnie śliskie. Przypomina stwardniałą rawbarową galaretę. Znajduje się w nim sporo twardych i umiarkowanie właziwzębowych pesteczek pochodzących od czarnej porzeczki, jak również fragmenty porzeczkowej skórki. Tabliczka po ugryzieniu rozpada się na kawałki niczym zwarta galareta. Nie jest ani trochę daktylowo gęsta.

Główny bohater smaku to czarna porzeczka. Śliwki występują na setnym planie, na dodatek w nieatrakcyjnej formie. Masa owocowa jest jednocześnie słodka i kwaśna. Nie pasuje do mlecznej czekolady – połączenie warstw mnie odpycha. Ale nie to jest najgorsze! Dziwna, skwaśniała śliwkowość w toku degustacji przeobraża się w smak słodkiego wigilijnego barszczu, co jest maksymalnie wstrętne.

Bakalland, BArdzo bakaliowa tabliczka w czekoladzie daktyle, śliwki, czarna porzeczka, copyright Olga Kublik

Mimo zachwytu czterema nowymi tabliczkami bakaliowymi Bakallandu, propozycji o smaku śliwek i czarnej porzeczki nie mogę zaliczyć do udanych. O ile samo wnętrze – śliskie, słodkie i kwaśne – dałoby się jeszcze przeżyć (dostałoby może ze 3 chi, choć to i tak wyraz łaski), o tyle jego połączenie z wyraziście słodką mleczną czekoladą wydaje mi się tragiczne. Na domiar złego pojawia się nieszczęsny słodki czerwony barszcz: zimny, zgęstniały, połączony z mleczną czekoladą. Brrr.

Niestety tym razem z trudem zjadłam jedną tabliczkę. Więcej nie tknę. Nie uważam jej za średnią, nieciekawą ani nawet żadną. Sądzę, że jest po prostu obleśna.

Ocena: 2 chi
(punkt za sympatyczną mleczną czekoladę)


 Skład i wartości odżywcze:

Bakalland, BArdzo bakaliowa tabliczka w czekoladzie daktyle, śliwki, czarna porzeczka, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

9 myśli na temat “Bakalland, BA!rdzo bakaliowa tabliczka w czekoladzie daktyle, śliwki, czarna porzeczka

      1. Nie powiedziałabym, że producentów, a przynajmniej nie w tym wypadku. To nie jest tabliczka o smaku barszczu, tylko śliwki i czarnej porzeczki.

      1. Tak czy siak słowo barszcz, które przeczytałam w połączeniu z „fujka”to wystarczająca rekomendacja aby odpuścić ten smak ;)

  1. Wstęp… Tak bardzo mój! Tylko że ja jako dziecko zaczynałam od obicanych „chociaż troszeczkę” ziemniaków, a ich resztę przez cały posiłek ganiałam po talerzu, by na koniec jęczeć, że już nie mogę, a po prostu ich nie chciałam. Odganiałam niby za dużą ilość sosu, jeśli akurat mięso w jakimś było. Surówki w środku, mięso? Mm, było na deserek.

    Teraz niby też zostawiam najlepsze na koniec, ale obecnie dużo czynników jakoś to modyfikuje czasem. Choćby i zwykła ochota. Z nowych Grossów z mousse’ami np. najpierw zjadłam (dwa dni po zakupie!) najbardziej ryzykowną, która może być najlepszą.

    U mnie sprawa ze wskazanymi owocami jest prosta. Świeże zdecydowanie wiśnie, suszone śliwki (ale nie kalifornijskie).

    O nie, śliskie nadzienie… Przypomniały mi się śliskie morelowe nadzienia Zotterów, za którymi nie przepadam. Śliwko-barszcz? Ja podziękuję. Ostatnio jadłam ciemną czekoladę, która smakowała m.in. czarnymi porzeczkami, czarnym bzem i zalatywało mi to… brakiem. W odróżnieniu od tego batona, całość wyszła pysznie, bo i jednak cały bukiet smakowy bogatszy.

    Znam i poczucie, że coś nie jest po prostu niesmaczne, a właśnie obleśne. Niestety. (Od razu przykładem walnę, a co tam – Roshen z nugatami).

    1. Jako dziecko lubiłam ziemniaki. W ogóle lubiłam niemal wszystko i mama nigdy nie miała utrapienia z wyżywieniem mnie. Dziś ziemniaki wręcz kocham. Od czasu do czasu przygotowuję sobie na obiad michę ziemniaków na parze. Albo samych, albo z przyprawą do kurczaka (niebo!; tyle że daję mało, bo przez wrzody nie mogę), albo z ketchupem (też mało, bo nie mogę).

      Dla mnie akurat Rosheny nie są obleśne, a po prostu niedobre. Niemniej zgadzamy się co do zasady :)

      1. Jako dziecko też nie byłam kłopotliwa, gdy chodzi o jedzenie, acz ilościowo jadłam mało i tu był problem. Za to do chrupkow itp. mnie nie ciągnęło. Rodzice mieli spokój.

        O nie, wyjątkowo nie dla mnie. Z pary wprawdzie uwielbiam prawie wszystko, ale ziemniaki by nie przeszły, tym bardziej z przyprawą do kurczaka. Mama często je jakieś chipsy, które właśnie taką jakąś mieszanką przypraw walą i wiem, że to nie dla mnie.
        Współczuję Ci, naprawdę z tym jedzeniem… A słodycze, nawet te chemiczne, normalnie możesz? Mama ostatnio przez żołądek ma problemy z czekoladą.

        1. Przy chorobie wrzodowej nie można jeść pewnych produktów, bo drażnią żołądek i w efekcie rany się rozwalają i bolą. Do zbioru zakazanych produktów należą m.in. czekolada i cola. Na szczęście każdy człowiek jest inny i mnie się trafiła choroba z wyjątkami na słodycze i colę. Z kolei nie mogę się napić kawy bezkofeinowej ani nawet zbożowej, choć w teorii obie są dla wrzodowców. Jestem zwolennikiem teorii testowania na sobie wszystkiego. U jednego coś zadziała, u drugiego nie. Nie ma „recepty na człowieka”.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.