Roshen, Blueberry Nougat Milk Chocolate

Wiele osób stroni od słodyczy z owocowym nadzieniem. Czy to ciastka, czy wafle, czy czekoladowe batony lub tabliczki – uważają je za równie nieatrakcyjne. Ja jednak owocowe kremy nie tylko akceptuję, lecz także bardzo lubię. Ba! w ciastkach i waflach wręcz wolę od oklepanych czekoladowych bądź waniliowych.

Ponieważ zostałam wychowana na jagodowych Yogo Waflach, z upolowania czekolady Blueberry Nougat Milk Chocolate bardzo się ucieszyłam. Miało to miejsce przed degustacją tabliczek orzechowej i kokosowej. Nie wiedziałam jeszcze, że lepiej było wydać 3 zł na cokolwiek innego, chociażby jednorazowe długopisy.

Roshen, Blueberry Nougat Milk Chocolate, mleczna czekolada z nugatem jagodowym, copyright Olga Kublik

Blueberry Nougat Milk Chocolate

O ile poprzednie dwie czekolady Roshen z nugatem dają się poznać jako twarde podczas krojenia, o tyle Blueberry Nougat Milk Chocolate jawi się jako przystępna. Nie zupełnie miękka, ale znacząco sympatyczniejsza w obcowaniu. Ma wnętrze o sztucznym jagodowym kolorze, dla mnie atrakcyjnym. Nugat jest gumkowy, lecz jednocześnie bardziej puszysty, więc inny niż orzechowy i kokosowy. Występuje go zdecydowanie więcej. Może właśnie to czyni tabliczkę miększą.

Blueberry Nougat Milk Chocolate marki Roshen dostarcza 470 kcal w 100 g.
Tabliczka czekolady z jagodowym nugatem waży 90 g i zawiera 423 kcal.

Roshen, Blueberry Nougat Milk Chocolate, mleczna czekolada z nugatem jagodowym, copyright Olga Kublik

Mleczna czekolada z nugatem jagodowym pachnie tylko częściowo zgodnie z nazwą. Czuć w niej owoce, ale to tyle. Bez poznania nazwy tabliczki obstawiałabym maliny lub truskawki, i to nie w postaci czystej, tylko galaretkowej. Aromat jest kwaśnawy i spodziewanie słodki (przesadnie). Blueberry Nougat Milk Chocolate pachnie jak baton Panna Cotta lub tabliczka Mleczna Truskawkowa Wedla, czyli w moim odczuciu rozkosznie. Owoce zdecydowanie pochodzą od galaretki lub dżemiku.

W orzechowej tabliczce polewa odchodzi od nadzienia łatwo, w kokosowej zaś opornie. Wariant jagodowy podziela los kokosowego. Z uwagi na trudność odseparowania warstw o czekoladzie nie da się powiedzieć wiele. Jest bardzo gruba i twarda. Rozpuszcza się, ale wolno. Nie przemienia się w gęste bagienko, lecz jest w jakimś stopniu bagienkowata. Smakuje mlecznie, słodko – cudownie. Raczej nie przypadnie do gustu osobom poszukującym w czekoladzie wysokiej jakości. Ma charakter prosty, dziecięcy, plebejski.

Roshen, Blueberry Nougat Milk Chocolate, mleczna czekolada z nugatem jagodowym, copyright Olga Kublik

Jagodowe nadzienie różni się od orzechowego i kokosowego, acz nieznacznie. Przypomina raczej połączenie gumy rozpuszczalnej typu Mamba z batonem proteinowym niż duet baton białkowy + wyschnięty nugat z Marsa. Wciąż jednak okrutnie się lepi i bez skrępowania osiada w zębach. Jest pełne drobnego proszku przypominającego cukier puder, trzeszczącego i rzężącego pod zębami. Blueberry Nougat Milk Chocolate to prawdopodobnie najbardziej proszkowata i rzężąca czekolada z nugatowej serii.

Smak nugatu nie jest jagodowy, lecz po prostu owocowy. Może malinowy, może truskawkowy, może wieloowocowy. Na pewno sztuczny jak w Yogo Waflu. Kojarzy się z galaretkami, nie zaś świeżymi owocami. Za korzystne uważam wprowadzenie wyraziście kwaśnej nuty do przecukrzonej masy nugatowej.

Roshen, Blueberry Nougat Milk Chocolate, mleczna czekolada z nugatem jagodowym, copyright Olga Kublik

Blueberry Nougat Milk Chocolate marki Roshen okazała się połączeniem świetnej, prostej, plebejskiej mlecznej czekolady z bardzo nieciekawym, odpychającym wnętrzem. To drugie ma konsystencję gumy połączonej z batonem proteinowym i smak cukru doprawionego kwaskiem bliżej nieokreślonych owoców sezonowych zaklętych pod postacią galaretki. Tabliczka nie jest ani dobra, ani zła – po prostu żadna.

Jeśli macie ochotę dać szansę którejś z nugatowych czekolad Roshen, ale powstrzymuje was myśl o przecukrzeniu, sięgnijcie po wariant jagodowy. Ze względu na owocowy kwasek słodycz odczuwalna jest w nieco niższym stopniu. Zdecydowanie bardziej jednak polecam odpuszczenie sobie przygody z tą serią. Jest do bólu przeciętna, a momentami wstrętna (patrz: tabliczka orzechowa).

Na koniec jeszcze jedna uwaga. Czekolady nugatowe Roshen są nieprzyjemne nie tylko z uwagi na cukrowo-sztuczny smak, lecz również konsystencję. Do degustacji zasiadałam z kawałkami ważącymi ok. 50-60 g. Za każdym razem w połowie od przeżuwania bolała mnie szczęka.

Ocena: 3 chi


Skład i wartości odżywcze:

Roshen, Blueberry Nougat Milk Chocolate, mleczna czekolada z nugatem jagodowym, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

26 myśli na temat “Roshen, Blueberry Nougat Milk Chocolate

        1. Chodzi mi o to, że mamy już w sklepach na tyle dużo tabliczek Roshena, że Twój komentarz wydał mi się niezrozumiały. To tak, jakbym opublikowała recenzję Milki truskawkowej, a ktoś napisałby „jest jeszcze z orzechami” :D

          1. Aha a… to przepraszam. Ta marka w ogóle mnie nie interesowała do czasu opublikowania przez Ciebie wpisu o tej tabliczce z jagodami ;) mało tego nie przyswoiłam nawet sobie że taki producent wszedł na rynek polski …

            1. Nie przepraszaj. To ja przepraszam, że założyłam, iż wiesz o tym producencie i jego wejściu do Polski ;*

  1. Po tej recenzji wyobraziłam sobie mambę oblaną czekoladą…. I jakoś nie wydaje mi się to apetyczne :D i tak nie mialam zamiaru kupować nic z Roshen więc teraz tym bardziej cieszę się, że ominął mnie szał na jego produkty :)

    1. Batony Roshena Cię nie kuszą? Ja wciąż na nie liczę… Rzeczywistość może się okazać bolesna :P

        1. Yyy… Czy Ty aby na pewno pamiętasz, z kim rozmawiasz? :’D Ziomcu zacny, ja jem produkty milion lat po kupieniu. Te batony może uda się zjeść do końca lipca, z naciskiem na może.

  2. Czekolada nie dla mnie, ale jagodowe Yogo wafle i mnie towarzyszyły przez całe dzieciństwo (nie mogę jednak napisać, żebym była na nich wychowana, bo jadłam sporadycznie, zwykle po wizycie w Selgrosie, w którym to zawsze tata mi kupował całe opakowanie ;))

    1. Trochę przesadziłam z tym wychowaniem się na Yogo Waflach. Pierwszy raz jadłam je po przeprowadzce do bloku, więc miałam co najmniej 9 lat. Niemniej prawdą jest, że oddałam im dziecięce serce. Moje serce było wówczas sprzedajne, zwłaszcza gdy na język trafiło coś taniego i plebejskiego. Kwaśne spraye, oranżady za 1 zł, dziadowskie chipsy, żelki szczęki i oczy… ach!

      1. To moje serce było bardziej wybredne :P Spraye, oranżady czy dziadowskie chipsy dla mnie nie istniały (z chipsów jadłam tylko Lays’y i pamiętam, że mama często mi je kupowała po kryjomu przed tatą w sobotę, bo tata był wybitnie anty chipsowy (za to monte, danonki, wafle, lody czy drożdżówki już nie były dla niego niezdrowe i rakotwórcze :P), rzadziej cheetosy, pringlesy i monstery.
        Yogo wafle przewijały się we wczesnych latach mojego życia, ale w sumie to jadłam je może ze 4 razy… Jeśli chodzi o wafle i batony to z dzieciństwem kojarzy mi się Kinder Bueno, Milky Way i Princessa najbardziej. W późniejszych latach, gdy po szkole zdarzyło mi się iść do pracy mamy, to kupowała mi w pobliskim sklepie Picnica. Pamiętam jeszcze takie niebieskie batony przypominające Milky Way’e – te kupował mi tata po basenie (mam dużo wspomnień spożywczych :P)

          1. W moim życiu zapewne było obecne wiele niemarkowego jedzenia, ale takie trudniej zapamiętać… Kojarzę serki homogenizowane (i jestem ciekawa jakiej one były firmy, zapytam przy okazji taty, może kojarzy, bo on ogarnia wszystkie mleczarnie :P) i takie lizaki w kształcie stopy, co maczało się w strzelającym proszku.

            1. Pamiętam maczane lizaki! :D Serków homo z dzieciństwa nie umiem namierzyć. Sto razy przeglądałam grafikę Google. Kilka produktów jest bardzo blisko wpasowania się w obraz z pamięci, jednak czuję, że to nie one. Hmm.

  3. Yogo Wafli nie znam, ale… aż się zaplułam ze śmiechu czytając. Mamba w czekoladzie? Ależ tak, to to! Ja jeszcze czułam jakieś takie lody wodne, nibyowocowe w wersji mdłej (Kolorki czy coś takiego, kojarzysz?). Mimo że obiektywnie nie wiem, czym nie była lepsza (bardziej integralna) niż orzechowa, to dosłownie mnie cofnęło przy pierwszym kęsie. Ale nie no… dzieciństwo w cieniu bloków przypomina, powiedzieć nie mogę.
    Pomijam, jakie to dzieciństwo było i to, jak koniec końców odebrałyśmy i oceniłyśmy czekoladę.

    1. PS Mnie też kojarzył się z batonem od Marsa, ale nie z Marsem, a z Milky Wayem. Podtrzymuję swoje stanowisko, a teraz tak się zastanawiam, który jest według mnie obrzydliwszy. Latami nie mogłam się zdecydować.

    2. Kolorki jadłam dokładnie raz w życiu, więc nie mam zdania na temat ich smaku czy konsystencji. Nie moja bajka. Czekoladę wciągnęłam całą, bo nie było komu oddać. Na pewno do niej nie wrócę.

      1. Ja parę razy, za dzieciaka. Jadłam, co było, acz owocowe wodne nigdy nie były w kręgu moich ulubionych.

        O rany… Umarłabym. Wolałabym się inaczej zabić.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.