Do tej pory to zawsze tato ze swoich zagranicznych podróży przywoził mi – i przywozi nadal – ciekawe lokalne słodycze. Mama i jej ukochany, Tomek, nigdy o upominkowym polowanku nie pomyśleli, mimo iż co rusz wyjeżdżają w góry: polskie i zagraniczne. W maju jednak coś ich tknęło i zapytali, czy nie chciałabym ciekawostek z Czech. Uniesiona brew i oczy jak pięć złotych wystarczyły za odpowiedź (acz sądzę, że ślina spływająca po brodzie też mogła posłużyć za wskazówkę).
Wśród cudowności otrzymanych od mamy i Tomka z Czech znalazł się porządny, 90-gramowy kawał batona Margot EXOTIC marki Orion, należącej do koncernu Nestle. Wbrew kuszącej nazwie nie jest ani ananasowy, ani mangowy, ani papajowy. Zamiast tego łączy dwa główne elementy: cytrynę i imbir (#najgorzej). Mimo iż wstępnie zachwyciłam się łupem, po odnotowaniu chyba jedynej przyprawy korzennej, której smaku nie toleruję, przerzuciłam się na emocjonalny dystans.
Margot EXOTIC
Czeski baton czekoladowy ma przepiękną, typowo letnią szatę graficzną. Sam również pieści oko, jako że pokrywa go jednolita gruba polewa w atrakcyjnym kolorze, a wnętrze jest pokaźne i mięsiste. Przy krojeniu i łamaniu daje się poznać jako przyjemnie mięciutki.
Margot EXOTIC marki Orion od Nestle dostarcza 449 kcal w 100 g.
Baton cytrynowo-imbirowy w polewie czekoladowej waży 90 g i zawiera 404 kcal.
Zapach batona Margot EXOTIC doskonale znam, tylko nie potrafię sobie przypomnieć skąd. Jest bardzo cytrynowy i bardzo imbirowy, przy czym imbir pochodzi od świeżego korzenia, nie zaś sproszkowanej przyprawy. Aromat jest również bardzo słodki. W tle pojawia się nuta mlecznej czekolady.
Grubą czekoladę z czeskiego batona marki Orion odgryza się niespodziewanie łatwo. Powód wychodzi na jaw szybko. Okazuje się, że ma konsystencję plasteliny, i to w najgorszym sensie. Jest na potęgę margarynowa, memła się w ustach. W chwili, gdy dotarł do mnie jej smak, wiedziałam już na pewno, że nie jest to żadna czekolada ani nawet tania polewa kakaowa. To czysty, bezczelny i obmierzły wyrób czekoladopodobny. Jestem zaskoczona, bo myślałam, że dziadostwo odeszło z tego świata wraz z polskim PRL-em. Tymczasem okazuje się, że Nestle wciąż wciska je klientom na całym świecie. Równy rok temu zrecenzowałam na blogu baton Balaton, który także pokrywa ów chamski XX-wieczny wyrób.
Wnętrze batona Margot EXOTIC Oriona jest mięciutkie. Wydaje się wilgotne od soku, a jednocześnie suche. Dualistyczne wrażenie wynika ze struktury. Suche wiórki kokosowe sprasowano niezbyt dokładnie, dzięki czemu pozostały między nimi szczeliny. Wtłoczono w nie soczysty soko-syrop i wsypano kawałki owoców, które wyglądają jak rodzynki, acz w rzeczywistości są to twarde a la galaretki o smaku cholera wie czego.
Imbirowość łakocia Nestle jest bardzo wysoka, z uwagi na co zaczyna piec język. Mimo iż nie przepadam za imbirem, dałam radę ją znieść. Ale to nie koniec atrakcji. Równie wyraziście co imbir czuć pozytywne składniki: cytrynę i kokos. Zastosowano też wór cukru, ponieważ cukrzyca w gratisie zawsze spoko.
Nie ma co owijać w bawełnę. Jakość czeskiego batona Margot EXOTIC marki Orion jest bardzo, bardzo zła. Polewa kakaowa to w rzeczywistości wyrób czekoladopodobny (brawa dla Nestle), a w mięciutkim nadzieniu poza chrzęszczącymi wiórkami kokosowymi występują kryształki cukru.
Jednocześnie imbirowo-cytrynowy baton Nestle ma interesujący i przyjemny smak. Jest intensywny, esencjonalny, zgodny z nazwą. Przywodzi na myśl bardzo korzenne herbatniki. Zdecydowanie nie powinien być aż tak słodki, bo przyprawia o zgrozę. Co jednak w kontekście polewy traci na znaczeniu.
Przy lepszej jakości nadzienia, odmienionej polewie i obniżonej słodyczy Margot EXOTIC mógłby otrzymać nawet 6 chi. Tyle że wówczas byłby innym produktem. Nie zjadłam całego, ani też nie mam ochoty do niego wracać. (Nawet wszystkożerna mama się skrzywiła). W obecnej formie zakupu nie polecam.
Ocena: 3 chi
Aż dziw, że nestle mogłoby wyprodukować coś tak nędznego. Myślałam że czekolada będzie taka jak w kit kacie… Ech, nadzieja matką głupich. Ale naprawdę, kto wymyślił połączenie kokosa, cytryny i imbiru? No to nie może dobrze smakować, po prostu NIE. Jeszcze sama cytryna – spoko, ale po cholerę ten imbir? :( nie znoszę imbiru!
„Aż dziw”? Mnie to wcale nie dziwi, po Nestle wręcz spodziewam się kiepskiej czekolady. „Taka jak w Kit Kacie” na pewno byłaby lepsza od czekoladopodobnego polewiszcza, co wcale nie oznacza, że smaczna, haha. Zdecydowanie się nie dogadamy w temacie słodyczy Nestle. Według mnie większość to bolesne przeciętniaki, a część fujki.
Imbir i cytryna w słodyczu to nie na moje nerwy, ale jeśli dobrze pamiętam, całkiem smakowała mi wersja kokosowa i chyba jadłam jeszcze wersję z rodzynkami.
Mam jeszcze jeden baton tego typu, ale innej marki. Jest w białej polewie. Smaku nie pamiętam. Może i kokosowy? Whatever, byleby okazał się smaczny :P
Ale Ci się trafiło… Normalnie szczęście miałaś jak ja. W takich sytuacjach zawsze coś bardzo niemojego mi wpada.
Soko-syrop brzmi strasznie. Skojarzyło mi się to z nadzieniem jednego pomarańczowego oblecha, którego ostatnio próbowałam. Po zamknięciu oczu widziałam jednak wodę zagęszczoną cukrem, który nie chce się już rozpuszcza (wór cukru w szklance wody). I w moim tworze były twarde rodzynki. I u mnie też nawet Mama się krzywila. Prawie jakbym o pewnym czekoladzisku z Aldi czytała, haha.
Powiedz mi tylko… Jakim cudem aż 3 chi?Czytając, obstawiałam raczej góra 2.
Jest kiepski, ale w tej kiepskości intrygujący.
Zjawisko rozumiem jak najbardziej.