Dwa złote z hakiem czy nawet trzy to niewygórowana cena za dobry baton czekoladowy. Kiedy jednak mam tyle wydać na produkt nieznany i leżący na tej samej półce, co odpowiedniki o cenie dwukrotnie niższej, dłoń zaczyna mi drżeć. Upolowanie dwóch sztuk do testów to już ponad pięć złotych. Jeśli w serii jest kilka wariantów smakowych, wydatki się mnożą. I ponownie: gdybym wiedziała, że płacę za absolutny sztos, nie byłoby mi nawet odrobinę przykro. Kiedy jednak odchudzam portfel na rzecz niewiadomego, stawiam na szali ogromne pokłady nadziei (i potencjalnej irytacji).
Haselnuss Riegel Noir Pischingera to wafel czekoladowy elegancki, wyrafinowany. Tak się przynajmniej prezentuje. Wydał mi się na tyle obiecujący, że przełamałam niechęć do drogiego-i-nieznanego. Podczas kolejnych wizyt w Auchan trafiłam na inne warianty smakowe, jednak – cudem! – powstrzymałam się od zakupu przed spróbowaniem już posiadanego.
Pischinger Haselnuss Riegel Noir
Wafel w czekoladzie deserowej z orzechowym nadzieniem i kawałkami orzechów pod polewą jest piękny nie tylko ze w względu na szatę graficzną, lecz również wnętrze. Przywiódł mi na myśl nieznacznie zmodernizowaną wersję batona Lion. Okazał się apetycznie ciemny i ponadprzeciętnie najeżony fragmentami orzechów laskowych. Ma barwę matową, szarawą. Co istotne, dwutygodniowy maraton temperatur przekraczających 30 stopni Celsjusza nijak mu nie zaszkodził. Klasa!
Pischinger Haselnuss Riegel Noir marki Heindl dostarcza 542 kcal w 100 g.
Orzechowy wafel w ciemnej czekoladzie waży 33 g i zawiera 179 kcal.
Mimo iż oblany ciemną czekoladą, Haselnuss Riegel Noir Pischingera pachnie bardzo słodko. Jednocześnie oddaje czekoladę ciemną, a nie jakąkolwiek. Aromat przywiódł mi na myśl grubą polewę z lodów Magnum. Wydaje mi się, że słodycze pachną bardzo podobnie, jeśli nie identycznie.
Wstępnie dobrze zachowana polewa topi się w palcach (do czego w upale ma prawo). Jest jej bardzo dużo – brawa dla producenta. Cechują ją obłędna gęstość i proszkowatość. Niestety nie jest bagienkowa, raczej twardo-gęsta czy stało-gęsta. Po zgryzieniu sporego fragmentu w ustach tworzy się gęsta, stała, plastyczna, tłusta kula. Nie rozpada się ani nie topi, tylko… jest. Smakuje kakaowo i przesadnie słodko.
W polewie z ciemnej czekolady znajdują się fragmenty orzechów laskowych. Są duże i dodano ich sporo – kolejny plus dla producenta. Okazały się idealnie chrupiące, niestety pozbawione smaku.
Pod polewą znajdują się płaty waflowe i krem. Ten drugi został położony niby dwiema cieniutkimi warstwami, jednak po zgryzieniu czekolady okazuje się, że trzecia kryje się tuż pod nią. Krem zgryza się łatwo. Idzie w stronę margaryny, ale nie przekracza granicy przyzwoitości. Rozpuszcza się tłusto i parabagienkowo. Tworzy plastelinową masę. Jest ziarnisty od cukru. Smakuje fatalnie, jako że cukrem, cukrem, cukrem i czymś sztucznym, nieokreślonym, niemającym niczego wspólnego z orzechami.
Płaty waflowe są jasne, anemiczne. Niby kruche, ale jednak stetryczaławe. Dają się poznać jako smakowo wypieczone, słone i słodkie zarazem. W nich również tkwi dziwna nuta smakowa. Nie są orzechowo sztuczne, tylko sztucznie sztuczne. Sugerowana ceną przyzwoita jakość najwyraźniej mi umknęła.
Wafel w czekoladzie ciemnej Haselnuss Riegel Noir Pischingera to dla mnie ogromny zawód. Najsłabszym elementem jest krem: chwilowo gęsty, lecz rozpuszczający się w sekundę na niebyt, tłusty, cukrowo-sztuczny. Przywodzi na myśl tanie, plastikowe, a la orzechowe cappuccino. Wafle też są sztuczne, na dodatek odznaczają się umiarkowaną stetryczałością. To absolutnie niedopuszczalne.
Jedynym plusem wafla czekoladowego marki Heindl jest ciemna polewa – bardzo słodka, lecz podobna do tej z Magnuma. W całokształcie prezentuje się jako przesłodzony, sztuczny i daleki od ideału pod względem konsystencji. Zdecydowanie nie jest warty ceny popularnych wafli czekoladowych, a co dopiero wyższej.
Ocena: 2 chi
O matko aż tak źle !?
A prezentuje się dostojnie zarówno w opakowaniu jak i bez. Na pewno bym się na niego połakomiła prędzej czy później bo zachęcał by mnie wygląd – ach ten marketing … dobrze że nie wzięłaś innych wariantów smakowych !
Tak mnie wkurzył marną jakością, że drugą sztukę oddałam mamie, a to się zdarza raz na pół roku czy rok. W życiu nie kupię pozostałych.
Przyglądałam mu sie w Auchanie i też mi się bardzo spodobal. Wyglada normalnie jak jakiś arystokrata wyjęty balu w pałacu… Tutaj widzę że liczy się wnętrze, nie tylko papierka, ale i samego wafla :D myślał cwaniaczek, że wyrwie Cie na samą magnumową czekoladę? Nie wiedział na kogo trafil :D uff, dobrze że go nie kupilam, nie interesują mnie wafelkowe zaloty. Gdyby to był mięciuchny baton, to mooże…
Mięciuchnego batona tej jakości też byś nie chciała, gwarantuję :D
A już myślałam, że będziesz piała z zachwytu. :> Ileś tam dni temu spróbowałam migdałowego, żeby przykrości Mamie nie robić, ale… chciałam pluć. Mój skurczybyk też był tani i plastikowy, ale jeszcze zalany olejkiem migdałowym, smakujący nijakością grześkowego kremu i… bez ciemnego wierzchu. Jakaś tragedia, która przesądziła, że już nic mnie nie skłoni do sięgnięcia po zwykłe słodycze inne, niż czekolady (wyjątek to te „niezwykłe” np. od Legal Cakes albo ciastka różane, które jakiś czas temu dostałam). Musiałam się wyżyć, spoilerując, bo Mama próbowała mnie przekonać, że jak na wafla to to spoko jest. Pff.
O nie, nie. Rzadko zdarza mi się nie zgadzać z Twoją mamą, natomiast tu mamy potężną różnicę zdań.