Rzadko mam gości, za to kiedy już się jakiś rodzynek trafi, w większości przypadków jest zacny. Zacność może wynikać między innymi z faktu, że nie przychodzi z pustymi rękoma. Wręcz przeciwnie – zajęte ma obie. W jednej znajdują się ciastka Pieguski, w drugiej plastikowy koszyczek borówek amerykańskich, wszak nigdy nie wiadomo, na co gospodynię najdzie ochota (#unicornuroczości).
Takim oto sposobem zyskałam: chwilowo miłego gościa oraz na nieco dłużej herbatniki Pieguski Milki, czyli klasykę polskiego barku. Nigdy za nimi nie przepadałam – american cookies leżą nisko w mojej hierarchii smaku – ale się ucieszyłam. Po pierwsze to coś nowego do ocenienia na blogu. Po drugie skoro zaprezentowałam nielubiane dawniej Delicje, to czemu by nie dać szansy Pieguskom? Po trzecie przykład Delicji pokazuje, że po latach niejedzenia i sądzenia, że coś jest niedobre, można się miło zaskoczyć.
Pieguski Choco Cookie
Może i nie przepadam za american cookies, ale jedno im przyznać muszę: są efektowne! Pieguski Milki wyglądają uroczo i w opakowaniu, i bez. Są ozdobione kawałkami mlecznej czekolady, których producent zdecydowanie nie pożałował. Ciastka odznaczają się idealną kruchością, co można odnotować już podczas dotykania (AKA obmacingu). Stanowią wręcz esencję kruchości. Po palcami dają się poznać jako tłuste.
Pieguski Choco Cookie marki Milka dostarczają 495 kcal w 100 g.
Paczka herbatników z czekoladą waży 135 g i zawiera 668,5 kcal.
1 kruche ciastko z czekoladą waży 13,5 g i dostarcza 67 kcal.
Czekoladowe ciastka Pieguski pachną pięknie, lecz w taki sposób, jakiego się nie spodziewałam. Nie oddają herbatników, ale bardzo słodkie kakao Nesquik zalane ciepłym mlekiem. Alternatywne skojarzenie to płatki Nesquik w ciepłym mleku. Zaskoczeni? Ja byłam.
Kruche ciastka pokrywa warstewka tłuszczu i piaszczystych okruszków. Kiedy liźnie się powierzchnię (#niepytajcie), można wyłapać drobne kryształki cukru i soli.
Kawałki czekolady mlecznej rozpuszczają się bardzo szybko. Są przesadnie słodkie i… no, powiedzmy, że mleczne. Znacznie bardziej jednak przypominają twór mleczno-nesquikowy. Mają daleki posmak orzechów. Znajdują się nie tylko na powierzchni Piegusków, ale i wewnątrz.
Ciastko w Pieguskach Milki jest chrupiące i kruche. Delikatne i zarazem lekko skaliste. W połączeniu ze śliną ani nie gęstnieje, ani nie przemienia się w ciastową masę – szkoda. Zamiast tego po rozgryzieniu przeobraża się w duże pszenne okruchy, które nieznacznie kaleczą/drażnią język. W smaku przewodzi przyjemna wypieczona nuta. Niestety pół kroku za nią stoi przesadna i cukrowa słodycz. W tle czai się kokosowość.
O ile degustacja Delicji Szampańskich po wielu latach niejedzenia miło mnie zaskoczyła i sprawiła, że chętnie zgłębię resztę serii jaffa cakes Mojej Bajki, o tyle Pieguski potwierdziły dawną tezę, iż są produktem nie dla mnie. W całokształcie daleko im do dobrych ciastek, choć bez wątpienia są poprawne.
Uważam, że kawałki czekoladowy w Pieguskach Milki powinny być mleczną czekoladą, nie zaś przesłodzonym tworem mleczno-nesquikowym. Ciastka są za twarde/ostre, co nie jest przyjemne dla języka. Nie przemieniają się w ciastową masę jak inne kruche ciastka, a tego wymagam od porządnych herbatników. Nie mam ochoty do nich wracać ani próbować wersji z orzechami.
Ocena: 3 chi ze wstążką
A wersji z rodzynkami i orzechami :P
No proszę! Byłam zaskoczona tematem dzisiejszej recenzji po Twoim komentarzu na blogu cukrowejdrwalowej którą w tym miejscu pozdrawiam. Pisałaś że za nimi nie przepadasz i miałaś rację :) A tu o wpis ;)
Ja jak już je zjem to tylko te z rodzynkami :D jeszcze przejdą …
Napisałam wspomniany komentarz właśnie z uwagi na to, że parę tygodni temu miałam okazję stawić czoła Pieguskom i mojemu wyobrażeniu o nich. Cóż, nie uległo zmianie.
Ja uwielbiam pieguski i wszelkie ciastka tego typu ^^ ostatnio zakochałam się w Kruszynkach z Biedronki. Pieguski jednak też uwielbiam i za dzieciaka zawsze chciałam je kupować, ale rodzice rzadko pozwalali, bo drogie :D teraz w sumie wolę domowe ciastka z kawałkami czekolady – kiedyś zrobiłam z genialnego przepisu i smakowały jak cookie Crisp <3
Coś jest w tych ciastkach takiego, że ich nie lubię. Konsystencja?
U mnie natomiast american cookies to szczyt hierarchii. Tych nie jadłam, ale te duże z Milki uwielbiam.
Pozostaję przy markizach, miękkich kapciach i cantuccini.
Pierwsze jeszcze zdzierżę, ale kapcie i cantuccini to dla mnie koszmar.
No i… więcej dla mnie :P
O matko, wieki ich nie jadłam!
Pamiętam, że kiedyś je uwielbiałam i potrafiłam zjeść całą paczkę ma raz :P
Na razie ich nie kupię, bo mam masę słodyczy w domu ( chyba z 8 lodów, 20 batonów i 3 mleczne kanapki + chrupki i chipsy :P )
Ale…No nie, muszę je kupić.
Czasem tęsknię za czasami, gdy podaną przez Ciebie liczbę słodyczy uważałam za dużo.
Haha, podejrzewam, że to dla Ciebie malitka kolekcja? ^^
Malutka* Boże, co ja piszę :P
Na chwilę obecną mam na liście posiadanych słodyczy 78 pozycji, przy czym pozycja = jeden słodycz danego rodzaju, a nie jedna sztuka. Jeśli mam dziesięć raw barów kakaowych Alesto – a mam – to zajmują jedną pozycję, bo odznaczają się tą samą datą ważności. Gdybym uczciwie policzyła wszystko na sztuki, wyszłoby ok. 150 słodyczy. Nie wliczam w to wafli ryżowych w czekoladzie, deserów do zalewania wodą ani lodów.
Podziwiam za kolekcję i składam pokłony :P
Tu trzeba tylko współczuć, a nie podziwiać :D
Sama z siebie nie kupuję takich tworów, ale u rodziców nie pogardzę (a u nich – w szafie z przysmakami dla gości – zawsze jakieś pieguski są).
Czy w szafce poczęstunkowej przeważają Koperniki? :P
Nie przeważają, ale są tam obecne :P Dominują chyba różniaste ciastka (jeżyki zwłaszcza), wafelki i czekolady :D
Brzmi smakowicie. Jeżyki pokradłabym przed wyjazdem :P
Nawet jak kiedyś zdarzało mi się jadać ciastka, za tym typem nie szalałam. Te próbowałam jakoś jak weszły, a więc w ogóle kiedy nastawiłam się, że jak Milki to na pewno jakieś wyjątkowe, a tu takie coś. W sumie mało pamiętam, ale jak tak czytam, wydaje mi się głupie, że nie dali tam kawałków swojej czekolady.
Może dali, tylko w połączeniu z ciastkiem przeobraża się w jakieś byle co.