Ponieważ w zeszłą niedzielę opublikowałam wpis pod tytułem 5 cech, które różnią mnie od rodziców, dziś nadeszła pora na oddanie owej kwestii sprawiedliwości i przedstawienie cech, które z rodzicami podzielam. Tym razem także prezentuję pięć, choć bez wątpienia znalazłoby się więcej.
O ile nie wiem, dlaczego pod niektórymi względami jestem zupełnie inna niż rodzice – przypuszczam, że źródłem jest odmienna osobowość – o tyle sądzę, iż cechy wymienione dziś mam właśnie dzięki nim.
Ponownie zachęcam was do poddania się autoanalizie i wychwycenia cech, które upodobniają was do rodziców. Czekam na komentarze, ponieważ jestem niezmiernie ciekawa, co odkryjecie. Mam też dodatkowe pytanie: uważacie się za bardziej podobnych, a może jednak innych od rodziców?
Mama – twarda sztuka
Uważam, że moja mama jest kobietą nowoczesną. Żeby jednak się nią stać, musiała stawić czoła różnym przeciwnościom losu (to one wzmacniają charakter!). Nauczyła się – i mnie – że jak jest źle, trzeba zagryźć zęby i iść do przodu, bo jeśli same o siebie nie zadbamy, nikt inny tego za nas nie zrobi.
Życiową zaradność mamy przekształciłam w coś nawet poważniejszego (gorszego?; trudno powiedzieć). Obudowałam się skorupą, przez którą może i nie przechodzi zło, ale często także dobro. Podczas gdy mama potrafi dać sobie pomóc, ja nie dopuszczam pomocy i gryzę ową pomocną dłoń. Odnoszę wrażenie, że samodzielność jest mi potrzebna, bo ludzie prędzej czy później zawodzą. Druga różnica polega na tym, że mama zaciska zęby i idzie w milczeniu, ja z kolei zawsze głośno mówię, co mi nie pasuje.
***
Mama – skarbonka na czarną godzinę
Mama uważa się za osobę oszczędną. Co prawda mam na ten temat odmienne zdanie, niemniej wiem, że bardzo dobrze zarządza budżetem i jest daleka od beztroskiego wydawania pieniędzy na zbytki. Mieszkając z nią, wykształciłam w sobie strach o to, że któregoś dnia zabraknie pieniędzy i będzie źle. Mimo iż sama nigdy nie byłam bliska stanu krytycznego, a kredyt jawi mi się jako nieznana choroba tropikalna, kiedy tylko mogę, oszczędzam i zbieram naddatek na przerażającą czarną godzinę.
Przyznaję, że to dość upierdliwa cecha. Czasem chciałabym kupić sobie nową rzecz, wyjechać – np. nad morze, o czym marzę od lat – czy zrobić dla siebie coś miłego, ale zaraz dostaję z bicza od wewnętrznego mechanizmu obronnego, że nie powinnam wydawać pieniędzy, bo kiedyś tam będzie źle.
***
Tato – kot chadzający swoimi ścieżkami
Mama jest duszą towarzystwa i kocha przebywanie z ludźmi. Tato też dobrze się czuje wśród ludzi, niemniej jest z nimi na innych zasadach. Zresztą może to tylko moje wrażenie, a rodzina i przyjaciele widzą go inaczej. Niemniej dla mnie tato zawsze był jak kot, który chadza swoimi ścieżkami. Lubi leżeć w salonie przy ludziach, ale czasem musi iść i nie wolno go zatrzymywać, bo taka już jego natura.
Kiedyś ceniłam towarzystwo ludzi i mogłam z nimi przebywać całą dobę, siedem dni w tygodniu. Zmieniłam się w liceum. Zaczęłam się izolować. Na przerwach wolałam już posiedzieć sama i posłuchać muzyki niż wygłupiać się ze znajomymi. Z upływem lat oddalałam się coraz bardziej i dziś jestem społeczna z doskoku. Jest to więc kolejna cecha, w której poszłam dalej niż rodzice. Tato jest bardziej towarzyski niż ja.
***
Tato – emocjonalnie niemy
Czas na coś przykrego, o czym tato pewnie nieszczególnie chciałby przeczytać, ale cóż – tak było (i jest). Wychowałam się z rodzicami, z których tylko jedno mówiło, że mnie kocha. Tato z uwagi na przejścia życiowe nie nauczył się mówić kocham, więc tyle dobrego, że nie chodzi o mnie, tylko o niego. Zawsze bardzo mi tego brakowało i marzyłam, że pewnego razu jednak powie, że mnie kocha.
Z początku pod względem emocjonalnym przypominałam mamę. Chętnie i często mówiłam ludziom, którzy byli mi bliscy, że ich kocham. Jednak i tu nastąpiła zmiana, prawdopodobnie w liceum. Dziś nie mam problemu z mówieniem, że kocham czekoladę, wesołe miasteczka czy książki, ale powiedzieć to komuś bliskiemu? Gardło się zaciska, i koniec. Wyjątek stanowią osoby, które kocham z wyboru, a nie z uwagi na więzy rodzinne. Wobec tego ostatnie kocham cię w kierunku człowieka padło rok temu, kiedy byłam w związku. Nawet gdy wyznaję miłość Rubi, czuję się skrępowana i zażenowana.
***
Mama i tato – serca utopione w książkach
To rodzice nauczyli mnie, że życie bez książek nie istnieje. Jestem im bardzo wdzięczna za kulturę czytania panującą w domu, bo dzięki niej stałam się tym, kim jestem. Zawodowo, ale nie tylko. Zamiłowanie do czytania i pisania stanowi ogromną część mojej osobowości i odciska się w historii mojego życia.
Czy czytamy tych samych autorów? Częściowo tak, jednak w znacznej większości nie. Nie przeszkadza nam to jednak we wzajemnym pożyczeniu sobie co ciekawszych pozycji (każde z nas ma w swoim domu regały zastawione literaturą). Właśnie w taki sposób poznałam moją ulubioną książkę: Maga Johna Fowlesa (kto nie czytał, marsz do biblioteki!). Najpierw pożyczyłam ją od taty, a następnie po chamsku przywłaszczyłam. Wolałabym poświęcić rękę, niż ją oddać. Jest dla mnie symboliczna.
***
Pod jakimi względami przypominacie swoich rodziców? Sądzicie, że jesteście jak oni, czy raczej zupełnie inni? Koniecznie wypiszcie wszystkie wspólne cechy w komentarzach. A jeśli nie zabraliście głosu tydzień temu, dodajcie też cechy różniące was i waszych rodziców.
Ja jestem zdecydowanie bardziej podobna do rodziców i łatwiej mi znaleźć nasze wspólne cechy, niż różniące. U mamy to będzie również miłość do książek, ale i opiekuńczość, trochę nieśmiałości, miłość do zakupów i podróży oraz wrażliwośc. Z tatą mam wspólne: oszczędność, poczucie humoru, cierpliwość, opanowanie, skrytość, spokoj i trochę zbyt duże ambicje i przepracowanie. Ale z każdym z nich łączy mnie miłość do całej rodziny, chęć pomocy, gościnność, empatia i miłość do zwierząt ;)
Rany koniecznie musimy się spotkać bo nie wątpię że moglybysmy się zaprzyjaźnić ! I w ze to by mogła być przyjaźń po grub!
Mamy naprawdę wiele wspólnego. Też jestem sknerą. Ciułam i ciulam te pieniądze ile się da … 3 lata nie byłam na wakacjach a teraz wróciłam z 3 dniowego wyjazdu do Gdańska gdzie wydałam z mamą 1/3 pensji … No cóż ale na pamiątkę przywiozłam sobie zapas słodyczy z przypadkowo znalezionego obok hostelu centrum handlowego i dealz. Do tego likier kawowy zakupiony na jarmarku dominikańskim :)
Też się izoluje i nie okazuje uczuć nawet ukochanemu kotu bo jakoś mi z tym nie swojo. Kocham samotność i tak właśnie od czasów liceum. Pod tym wzgledem jestem czystym ojcem. On ma taki trudny charakter. Zawsze wie wszystko najlepiej, nie lubi towarzystwa, nie przytula i nie mówi kocham Cię… on w ogóle nie okazuje swoich uczuć, nawet smutku czy bóli i nie przyznaje się do błędu … Ja też nie. Zawsze uparcie tkwie przy swoim. Jestem uparta, stanowcze i nieugięta choć brakuje mi drugiej połówki .
Wcześniej byłam podobna do mamy troche. Przebywałam z ludźmi lubiłam to. teraz męczę się w towarzystwie rodziców a mieszkam z nimi bo się buduje … koszmar.
Moja zaradność zaś to wynik dziedziczenia miedzypokoleniowego :) mój dziadek był taki zaradny (dodatkowo też skąpy i odizolowany) i babcia ze strony mamy. Taka jest ciotka która miała na mnie bardzo duży wpływ bo mieszka obok nas na jednym piętrze w tym samym budynku :) jest zaradna, bezwzględna, bardzo ważna i niedostępna. Także nie okazuje uczuć jeśli już to pogardę dla innych członków dalszej rodziny i ludzi nie z jej kliki, tylko dla bliskich jest inna. Ja się jakoś załapałam do jej kręgu i choć przejęłam też od niej dużo negatywnych cech to się z tego cieszę. Jest dumną osobą i asertywną i nie da się skrzywdzić. Stwarza pozory ale potrafi być delikatna. Mam podobnie.
Martha, tylko nie po grób (a tym bardziej grub :P). Ja planuję zostać spalona!
Czemuż to na wakacjach kupiłaś tonę słodyczy, skoro potem bierzesz po gryzie i oddajesz mamie? (Gratuluję, że w ogóle pojechałaś <3) Pewnie jesteś już przyzwyczajona... Ja bym się chyba zapłakała. Czuję stres, gdy naciera na mnie stado końców dat ważności, ale nawet wtedy nie jestem skłonna oddać zbiorów innej osobie. Zwłaszcza jeśli to są zbiory, które smakują niczym przejażdżka na diamentowym unicornie.
"On w ogóle nie okazuje swoich uczuć, nawet smutku czy bólu i nie przyznaje się do błędu" - jakbym czytała o moim :) Podejrzewam, że mogłam widzieć tatę smutnego albo wręcz zrozpaczonego, tyle że nie miałam o tym pojęcia, bo zawsze nosi maskę uśmiechu. Jest chyba najradośniejszym człowiekiem, jakiego znam. W każdym zdaniu, które wypowiada - nawet gdy porusza poważne tematy - zawiera żarty. Obecnie sama to praktykuję. Nie tyle w życiu codziennym, bo jestem mało towarzyska i rzadko mam okazję, co w internecie. W tym samym czasie, w którym siedzę w domu i płaczę albo rozmyślam nad tym, czy moje dalsze życie ma w ogóle sens, dodaję na Insta komentarze pełne uśmiechniętych emotek. Tak bajecznie łatwo ukryć się za ekranem i udawać :)
Wiążesz zmianę charakteru z czymś konkretnym?
Madzia, masz jeszcze kilka lat na zdziwaczenie i zmianę :D A już poważniej mówiąc, pielęgnuj te cechy, bo są dobre i dzięki nim będzie Ci się łatwo i miło żyło między ludźmi :) Życie z moimi cechami to utrapienie.
Co Ty gadasz, jesteś przemiłą i niepowtarzalną osóbką i nie waz mi się ty zmieniać, bo jesteś cudowna taka, jaka jesteś :)
Kochanaś ;* Zdecydowanie mam nadzieję, że jestem niepowtarzalna, bo nikomu nie życzę życia moim życiem.
Ja tak samo … W środku co innego na zewnątrz też :/ od środka to ze mnie jeden wrak … ciągle szukam swojego miejsca na ziemi, drogi która by tu obrać :/ A na zewnątrz plote głupoty czasami (głównie w pracy bo tylko tam mam się do kogo odezwać poza rodzicami w domu …) Ale i tak nie mam tam nikogo życzliwego … wciąż się zastanawiam czego chce od życia i czy aby na pewno żyć tak jak obecnie …
No cóż lubię nowości toteż próbuje jak jest okazja :) rodzice słodyczy sami nie kupują bo i tak dostają praktycznie całe paczki bez pojedynczych egzemplarzy ;) nic nie zmarnuje się a w ich wieku nowości też są pożądane :D poza tym nie oddaje im wszystkiego no Co Ty … tylko to co niezbyt mi podeszło albo jest nudne lub oklepane w smaku bo szkoda na to miejsca kalorycznego ;) też walczę o swoje jedzenie jak lew i bardzo mnie denerwuje jak ktoś czegoś kawałek ode mnie chce już pisałam o tym pod wpisem o tym co Cię denerwuje u ludzi :) Też mam stresa gdy to co uwielbiam kończy żywot ale na szczęście słodycze w dniu upływu terminu ważności się nie denaterializuja :P można je zjeść ;) A to do czego mam wątpliwości mroze :)
Oj tam oj tam grób to znowu autokorekta … widocznie telefon jest w lepszym humorze niż ja na codzień :P
Smutne te nasze historie, tyle Ci powiem.
Mrozisz słodycze? Ja tylko chleb, bo z oczywistych względów nie zjem całego sama w trzy dni.
Po rodzicach na pewno mam skłonność do oszczędzania i nie wyobrażam sobie nie mieć zapasów finansowych na czarną godzinę, a wiem, że mnóstwo ludzi tak żyje (kolega siostry z pracy ciągle bierze rzeczy na kredyt, zamawia pizzę czy kebaby do pracy codziennie, nawet kupił samochód nie mając prawa jazdy, a potem narzeka, że mu niestarczy do wypłaty :P). Mój tata zawsze mówił, że powinno się mieć zapasy na przeżycie kilku lat na obecnym poziomie życia po nieprzewidzianych zdarzeniach, np. stracie pracy. Ale chociaż bez zapasów sobie nie wyobrażam życia, to są dziedziny na których nie oszczędzam (np. na podróże czy jedzenie, choć promki lubię :P), ale nie kupuję zbędnych mi rzeczy i zagracających mieszkanie pierdół.
Przyszła mi jeszcze do głowy cecha różniąca mnie od mamy – ona nie umie żyć z tajemnicą i jak ktoś coś jej powie to trudno jej wytrzymać, żeby nie przekazać tego dalej (a zdanie „ja coś wiem, ale ci nie powiem” to u niej norma :P), podczas gdy mi można zaufać w 100% i nigdy nie wyjawiłam cudzej tajemnicy na światło dzienne.
Co do książek, to rodzice choć czytać lubią, to rzadko to robią, ja mam podobnie, choć mnie niewiele książek interesuje. Za to wszyscy czytamy regularnie rzeczy związane z pracą, rodzice regularnie przynoszą do domu sterty jakichś odpowiadających ich zawodom rzeczy. Za to moja siostra czyta bardzo dużo, ciekawe po kim to ma :P
Cała moja rodzina lubi dużo chodzić na własnych nogach, z kolei nie lubimy biegać. Moja mama chodzi od kilku lat do pracy na własnych nogach, ja tam gdzie mogę też docieram bez użycia samochodu, podobnie moja siostra (tata też by chętnie chodził, ale ma trochę dalej, a bez samochodu byłby uziemiony w pracy). Więcej rzeczy nie przychodzi mi do głowy, ale pewnie trochę tego jest.
Podejście do pieniędzy mamy zatem podobne. Lubię promocje, ale i bez promocji kupuję masę rzeczy na blog. Jak coś mi bardzo smakuje – np. Protein Puddingi Ehrmanna – nabywam to hurtowo. Pasty do smarowania kanapek też kupuję porządne, wegańskie i z działów eko. Ale to są drobnostki dnia powszedniego. Nie wydałabym dużej sumy np. na nowy telefon czy laptop, bo stary mi się znudził. I bynajmniej nie dlatego, że mnie nie stać. Uważam, że mam ogromny szacunek do rzeczy, które kupuję (lub dostaję). Poza tym przywiązuję się do nich emocjonalnie, co brzmi zabawnie, ale naprawdę odczuwam smutek, kiedy muszę się pozbyć czegoś starego i zniszczonego. Odnoszę wówczas wrażenie, że porzucam ten przedmiot. Z Twojej opowieści o finansach zastanawia mnie tylko jedna rzecz, mianowicie podejście Twojego taty do oszczędności. Życie przez parę lat na tym samym poziomie przy braku bieżącego dochodu to bardzo długo. Nie jestem pewna, czy przeciętna polska rodzina jest w stanie to osiągnąć. Parę miesięcy – okej. Lat? Chyba za dużo.
Twoja mama i jej tajemnice – skąd ja to znam? (: Z moją jest identycznie.
W kwestii chodzenia nie umiem stwierdzić, jak sprawy się mają w mojej rodzinie. Mama na wyjazdach w góry łazi dużo, ale w mieście chyba preferuje MPK i ew. taksówki. Co do taty też nie wiem, jak jest. W mieście wydaje się zrośnięty z autem. Poza miastem nie mam okazji go obserwować.
Ja też niestety mam ogromne skłonności do zapasów. Jak kupię produkt z napisem edycja limitowana to robię zapas podobnie z promocjami ale jak najdzie mnie ochota na unikat to kupię chociaż później często żałuję wydanych pieniędzy gdy smakowo mi nie podejdzie … :( dobrze wiedzieć że są na tej planecie jeszcze inni ludzie którzy na jedzenie nie żałują pieniędzy :) U mnie w pracy zawsze od koleżanki słyszę po co ci tyle jedzenia nie wolisz wydać na ciuch ? No nie. Mam tak samo jak Ty ;) przywiązuje się do rzeczy osobistych i nie odczuwam potrzeby zagracania swojej przestrzeni pierdolami … nie kupuje dekoracji, biżuterii itp. Nie muszę mieć najnowszych modeli telefonów, laptopów, itd. Mój telefon to mój towarzysz życia :* Za to nadwyżkę wydam na spozywke :)
Po ubrania i buty jeżdżę tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebuję, bo poprzednie się zepsuło. Czyli mam podobnie jak w przypadku sprzętu elektronicznego. Nie lubię łażenia po sklepach i mierzenia. Najgorsze są buty jesienne i zimowe oraz spodnie.
Myślę, co kupować lubię, oczywiście poza żarełkiem. Kocham stragany, więc jak gdzieś jadę, zdarza mi się polować na urocze duperele bez wartości. W przeciwieństwie do Ciebie lubię kupować rzeczy do domu. Jest mój, więc upiększając go, wiję gniazdko.
No widzisz jak ja miałam swoje mieszkanie to też kupowałam dodatki no a teraz na walizach … Ale w tyle głowy mam juz wymarzony nowy dom i to mnie trzyma przy życiu ….
Na zapas kupuję tylko sprawdzone jedzenie, żadne limitowane przysmaki na szczęście mnie nie interesują ;) Ciuchów też nie lubię kupować, chodzenie po sklepach wykańcza mnie nerwowo, dlatego ostatnio wolę shoppingi przez internet.
O niee, według mnie kupowanie ciuchów przez internet jest jeszcze gorsze niż polowanie w galeriach handlowych. Muszę przymierzyć rzecz, żeby wiedzieć, że jest dla mnie. Nawet jeśli mam darmowy zwrot, nie chce mi się srać z chodzeniem na pocztę i traceniem czasu na pierdoły.
A mi jest tak wygodniej – zamawiam hurtem i zazwyczaj większość ciuchów zostawiam, przez internet jakoś łatwiej mi je dobrać ;) Zamawiam na Zalando i odsyłka tam jest bardzo prosta – pakuję wszystko w opakowanie, w którym dostałam przesyłkę, naklejam gotową – czekającą w tym opakowaniu – kartkę na zwrot i odnoszę do mieszczącej się obok mieszkania Żabki ;)
Brzmi nieskomplikowanie. Do Żaby nie trzeba się spieszyć, więc i ja dałabym radę tak robić. Tyle że przez internet mogłabym zamawiać co najwyżej bluzki i bluzy. Spodni absolutnie nie. Nawet w rl nienawidzę ich kupować, bo każdej parze mam coś do zarzucenia, a co dopiero online.
Spodni też nie zamawiam, ale rzadko w nich chodzę, więc sukienki i spódniczki są mi bardziej potrzebne.
Na jedzeniu i ja nie oszczędzam i nie wyobrażam sobie życia bez czekolad, super krówek, eko bananów i innych pyszniastych owoców. Słodyczy akurat nie kupuję (tylko ciemną czeko, ale nie wiem, czy to słodycz :P) , bo mało jem, a to co dostanę, w zupełności mi wystarcza ;)
Z telefonem mam problem, bo chciałabym nowy, a ten mój – choć już niemłody – cały czas działa, no a nie wyrzucę przecież działającego telefonu, chociażby ze względu na to, jak bardzo takie śmieci zanieczyszczają świat (ostatnio staram się żyć bardziej eko i less waste ;))
To wszystko na pewno zależy od sytuacji finansowej rodziny i rozumiem, że niewiele zarabiając i mając dzieci, trudno jest cokolwiek odłożyć, dlatego cieszę się, że mam taką możliwość i w przypadku kryzysu będę miała z czego żyć.
Co do ochrony środowiska, staram się dbać o nienadużywanie wody i gaszenie świateł, gdy niepotrzebnie się palą. W moim domu ma to dodatkowo walor oszczędnościowy, ale poza domem również pilnuję. Moja mama ma tendencję do zostawiania włączonych świateł, więc jak ją odwiedzam, zawsze gaszę to, co nadprogramowe. W pracy z kolei uważam na ilość wody zużywanej podczas mycia naczyń i rąk. Coś jeszcze mi podpowiesz? Tylko nie segregację śmieci, bo mam za małą kuchnię. W starciu estetyka (i funkcjonalność!) vs. ekologia wygrywa ta pierwsza.
Największą rzeczą jaką robię dla środowiska jest niejedzenie mięsa – nic tak destrukcyjnie nie wpływa na świat jak przemysł mięsny. Staram się też kupować sezonowe produkty i od dłuższego już czasu bardzo rzadko kupuję awokado, którego uprawa nie jest korzystna dla środowiska, podobnie jak uprawa oleju palmowego (zwracam uwagę na jego zawartość w jedzeniu, ale nie udaje mi się wszystkiego wyeliminować).
Segregowanie śmieci mam wpojone od dzieciństwa i nawet nie umiem wyrzucić plastikowego opakowania do śmieci ogólnych – nawet jak wytworzy mi się taki odpadek w pracy, to wiozę go do domu i tam umieszczam w odpowiednim koszu ;)
Do sklepu zawsze zabieram swoją torbę, staram się nie brać foliówek (np. banany zawsze ważę bez torebki, to samo marchewki czy buraki, gorzej z małymi owocami), ale widzę, że mnóstwo ludzi wsadza do foliówki jednego ogórka czy nawet kalafiora ;/ Jeśli kupuję banany nie eko, to biorę te samotne, bo te nie cieszą się dużym zainteresowaniem i są potem wywalane, a tak to chociaż trochę się przyczynię do mniejszego marnowania jedzenia.
Jedzenie do pracy zabieram w lunch boxach, maksymalnie ograniczam ilość towarzyszących mi torebek, a jeszcze kilka lat temu pakowałam owoce do osobnych folii, nawet marchewkę miałam osobno uszykowaną :P Muszę zamówić specjalne torebki do pakowania warzyw czy owoców, żeby w ogóle nie musieć korzystać z tych plastikowych.
Póki co tyle przychodzi mi do głowy, ale pewnie jeszcze coś pro eko robię ;)
Bardzo dziękuję :) Na żywność nie chcę i nie mogę zwracać tak dużej uwagi, bo oszaleję. Do sklepów obowiązkowo zabieram płócienne worki (uwielbiam je <3). Do pracy noszę jedzonko w plastikowych opakowaniach do przechowywania żywności. O niepakowaniu owoców i warzyw w sklepach nie pomyślałam, masz rację. Niestety to nie przejdzie, bo gdybym włożyła je do lodówki bez siatek, po kilku dniach byłyby pomarszczone i zdychające (wiem, bo próbowałam). Za to czystych siatek nie wywalam, tylko zostawiam, żeby trzymać w nich kolejne kupione owoce i warzywa. Na pewno zacznę wybierać pojedyncze owoce i warzywa - np. pomidory oderwane od gałązek - bo mnie to obojętne, a skoro piszesz, że potem lecą do śmieci, warto otoczyć je miłością.
Z Mamą obie też jesteśmy oszczędne. Nie mogłabym żyć na kredyt.
Mama i ja kochany książki. Tata nie cierpi czytać.
Jak tata, jestem egoistką, ale… On zawsze i wszędzie, a ja potrafię pomyśleć o Mamie, Lunie, Lili…
Pod wieloma względami przypominam albo Mamę, albo Tatę. Mam wiele jego wad, staram się z nimi walczyć, zwłaszcza z tymi godzącymi w Mamę. Trudno o coś, co łączy nas trzech. I to w ogóle dłuższa rozpiska niż na komentarz, a i nie chcę pisać negatywnie o sobie, obgadując razem tatę, więc sobi daruję. :>
Niedawno odbyłam niezwykle interesującą rozmowę ze znajomymi w pracy. Powiedziałam, że nigdy nie brałam kredytu i nie zamierzam. Uświadomili mnie, że nie ma z czego się cieszyć. Nigdy nie wiadomo, jak się człowiekowi ułoży życie. Jeśli pewnego dnia z jakiegokolwiek powodu będziesz musiała pożyczyć pieniądze, a bank zobaczy, że nie masz historii kredytowej, wlepi Ci takie koszty dodatkowe, że się zesrasz. Dlatego w interesie młodego człowieka jest kupowanie od czasu do czasu czegoś na raty. Najlepiej 0%, bo nic nie tracisz, a skoro na starcie miałaś całą sumę, to problemów ze spłatą nie napotkasz. No i zbudujesz tę nieszczęsną historię kredytową, która kiedyś może się okazać istotna. Mnie to dało do myślenia.
Święta prawda. Jak teraz brałam hipoteczny to poczułam różnicę …
Tata zaszczepił we mnie umiłowanie książek. Chyba odziedziczyłam po nim też skrytość i spokój. Podobnie jak on długo potrafię być opanowana, ale kiedy już wybuchnę, boję się sama siebie. Ludzie mówią, że oboje mamy też specyficzny sposób wyrażania się i podobno przez to można odnieść wrażenie, że jesteśmy trochę przemądrzali. Moja mama teraz jest bardzo pewna siebie, ale wiem, że w młodości było całkowicie na odwrót, więc myślę, że niskie poczucie własnej wartości odziedziczyłam właśnie po niej. Nauczyła mnie też powściągliwości i wręcz przesadnego dbania o czystość.
Jestem niezmiernie ciekawa, w jaki sposób się wyrażasz ;> Chodzi o ton głosu? Dobór słów? Mówienie czegoś konkretnego w sytuacjach, w których wypada powiedzieć coś innego?
Jestem wzruszona tymi słowami. Zawsze czekam z dziecięcą niecierpliwością na każdy Twój niedzielny wpis. Jednak są takie, jak między innymi te o podobieństwach i różnicach między Tobą, a rodzicami, że jestem dogłębnie poruszona i uszczęśliwiona, że tak mnie widzisz i tak odbierasz. <3 Myślę, że mając TAKĄ WYJĄTKOWĄ CÓRKĘ, jesteśmy z tatą szczęśliwcami <3 Nasze marzenia o dziecku, przerosły nasze najśmielsze oczekiwania i pragnienia <3
Aj tam, przestań, bo się zawstydzę :) <3