Tottis-Bingo, Koukou Roukou wafel z nadzieniem kakaowym

Koukou Roukou to oldschoolowe wafelki z końca XX wieku. Wiele osób kojarzy je z młodością. Ja jednak – mimo iż urodziłam się we wczesnych latach 90 – nie. Albo wyszły ze sprzedaży tuż przed tym, jak pojawiłam się na świecie, albo po prostu nigdy nie zwróciłam na nie uwagi.

Powyższy fakt sprawia, że wafle Koukou Roukou zrecenzowałam jako produkt zupełnie nowy. Podczas degustacji nie towarzyszyły mi żadne emocje ani nie czułam sentymentu.

Tottis-Bingo, Koukou Roukou wafel z nadzieniem kakaowym, słodycze z XX wieku, copyright Olga Kublik

Koukou Roukou
Wafle z kremowym nadzieniem kakaowym oblane polewą z jednej strony

Kupując wafelki Koukou Roukou – upolowałam je w Kauflandzie – nie miałam pojęcia, że zostały jednostronnie oblane czekoladą. Dowiedziałam się o tym dopiero w dniu degustacji. Gdybym wiedziała, pewnie schowałabym je na czas letnich upałów w lodówce, jak wszystkie mleczne i białe czekolady. Całe szczęście, że Koukou Roukou zachowały się przyzwoicie. Podczas gdy droższe i popularniejsze produkty obeszły szarością i nieco się odkształciły, z nimi nie stało się absolutne nic złego.

Wafel Koukou Roukou greckiej marki Tottis-Bingo dotarcza 533 kcal w 100 g.
Wafel kakaowy z czekoladą waży 25 g i dostarcza 133,5 kcal.

Tottis-Bingo, Koukou Roukou wafel z nadzieniem kakaowym, słodycze z XX wieku, copyright Olga Kublik

Wafelki Koukou Roukou greckiej marki Tottis-Bingo robią bardzo dobre pierwsze wrażenie. Skrywają się w sympatycznym opakowaniu w stylu retro. W środku poza waflami znajdują się naklejki z personifikacjami zwierzaków i numerkami (niestety sztywne i ze słabym klejem). Jednostronne oblanie czekoladą sprawia, że przywodzą na myśl miniaturowe Lusette, czyli jedne z moich ulubionych wafli. Mają jednak tylko dwie warstwy nadzienia, zupełnie jak kruche batony Mieszka (je również bardzo lubię).

Drugie wrażenie dotyczące wafli Koukou Roukou wciąż jest dobre, acz nieco mniej. Oldschoolowe słodycze bowiem odznaczają się aromatem intensywnym i apetycznym, lecz niepozbawionym wad. Pachną przesłodzonym kakao z wyrazistą nutą orzechów laskowych i echem margaryny. Co jednak istotne, kakao to nie surowe kakao, ale kakałko dla dzieci w granulkach – Nesquik bądź Puchatek.

Tottis-Bingo, Koukou Roukou wafel z nadzieniem kakaowym, słodycze z XX wieku, copyright Olga Kublik

Czekoladowa polewa na waflach Koukou Roukou stanowi podstawę, co widać po kształcie, w jakim zastygła. Zgryza się ją bardzo łatwo. Jest elastyczna, miękka i tłuściutka, ale nie plastelinowa. Rozpuszcza się gęsto, niestety bez bagienka. Daje się poznać jako proszkowata w wysokim stopniu. Smakuje cukrowo do potęgi, jak również zgodnie z zapachem – oddaje 100% smaku dziecięcego kakałka. Trzecie wrażenie z degustacji jest więc wciąż dobre. (Domyślacie się już, w którą stronę zmierzamy?)

Dopiero czwarty etap degustacji Koukou Roukou budzi niesmak. Kiedy zęby trafiają na wafle, te dają się poznać jako wstępnie chrupiące, a jednak esencjonalnie stetryczałe. Przypominają drewniane wióry zebrane do kupy i sklejone w prostokąty. Smakują cukrowo i – o dziwo – śmietankowowaniliowo. Przywodzą na myśl wafelki do lodów starego typu, przy czym przecukrzone i muśnięte śmietanką i wanilią.

Och, moi mili! Do piątego etapu degustacji Koukou Roukou wolałabym nigdy nie dojść. Do tej pory wafelki zdawały się dobre lub przeciętne. Kiedy jednak trafiłam na nadzienie, wszelkie pozytywne cechy umarły śmiercią nagłą i bolesną. Jak wspomniałam, kremu są tu tylko dwie warstwy, lecz bardzo grube – zupełnie jak w Lusette. Ale! O ile w waflach I.D.C. Polonii grubość nadzienia skrada serce, w Koukou Roukou obrzydza. Wszystko przez fakt, iż krem to 100% mdłej, pseudokakaowej margaryny. Osadza się na wargach i podniebieniu w charakterystyczny dla margaryny sposób i nidyrydy się jej pozbyć. Istna masakra.

Tottis-Bingo, Koukou Roukou wafel z nadzieniem kakaowym, słodycze z XX wieku, copyright Olga Kublik

Niektóre słodycze o nędznych cechach pojedynczej warstwy mają tę zaletę, że jedzone jako całokształt skutecznie maskują wady i sprawiają przyjemność. Koukou Roukou niestety do nich nie należą. Nawet gdy oldschoolowe wafle chrupie się w całości, gruba margaryna ukryta między do bólu stetryczałymi płatami waflowymi niczym generał przejmuje dowodzenie. W efekcie wafelki Koukou Roukou są obleśne zarówno w smaku, jak i strukturze. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby zostały wyprodukowane w latach 80.

Sięgając po Koukou Roukou, byłam wprost pewna, że kultowe wafle zawładną moim sercem. Naiwna ja! Sztukę zjadłam na sucho, sztukę zaś postanowiłam podratować herbatą. Wolne żarty. Tym paskudom nie pomaga nawet zanurzenie w ciepłym napoju. Przyznaję im wstążkę wyłącznie dlatego, że dziecięco kakałkowy wstęp mnie urzekł. Reszta pozostaje milczeniem (i margarynowym obrzydzeniem).

Ocena: 1 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Tottis-Bingo, Koukou Roukou wafel z nadzieniem kakaowym, słodycze z XX wieku, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

18 myśli na temat “Tottis-Bingo, Koukou Roukou wafel z nadzieniem kakaowym

  1. Słyszałam dużo entuzjastycznych głosów, że „kultowe wafelki koukou roukou powróciły!”, ale ja też zupełnie ich nie kojarzę, więc również oceniałam je bez żadnego sentymentu. No i zaczynając od tej naklejki to faktycznie jakaś słabizna, ona nawet do zwykłej kartki nie chce się przykleić xD wafelek rzeczywiście nie najwyższej jakości i ze smakiem margarynki, ale ja nie odebrałam go tak tragicznie i zjadłam go nawet ze smakiem. Ot, taki tam zwyklak do zjedzenia i zapomnienia, acz jeden ze słabszych wafelków, jakie jadłam. Czytając dość pozytywne pierwsze wrażenia nie spodziewałam się aż tak tragicznego obrotu sprawy :D

  2. Wygląda tandetnie xD

    PS Widziałaś, że Dobra Kaloria zmieniła papierki batoników? Zmianie trochę uległ również skład a przynajmniej wersji z kakao. Będziesz sprawdzać? ;)

    1. Nie wiedziałam, dziękuję za info :) Nie będę jednak sprawdzała, bo Dobra Kaloria nie grzeje mojego serducha.

      1. Nie ma za co :) Dowiedziałam się dzięki Pandkom – w sumie to niewielkie zmiany.. trochę więcej kakao (5% a nie 1%) co wpływa na strukturę bo baton wydaje mi się nieco twardszy w dotyku a i chrupki są na innym miejscu w składzie. Jeszcze nie jadłam ale nie nastawiam się na wow i lepszy smak. DK również nie zyskała mojego uznania i nie podbiła kubków smakowych ;)

  3. Mnie tak czasem zastanawiają te „wielkie powroty”, a właściwie otoczka wokół nich. Kto się niby niby tak zachwyca? Jak widzę nastolatki zachwycające się kultowym smakiem prawiePRL-u to… A z kolei np. Mama – kiedyś kochała jakieś batony Krymskie, ale stwierdziła, że gdyby teraz je zobaczyła, to by zbojkotowała, bo byłaby pewna, że to już nie będzie to samo.

    Tego wafelka i ja nie kojarzę. I dobrze.

    Upały przetrwał – z jednej strony dobrze, z drugiej… Ileż chemii musieli upchnąć.

    O, margarynę wywąchałaś! To mnie by pewnie powaliła.
    Aż dziwne, że te wafle w ogóle jakiś tam jeszcze posmak miały.
    I… O rany. Opis kremu – no mniam po prostu.
    I tak swoją drogą, pomyślałam, że nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy piekąc coś czy cokolwiek robiąc myślą, że np. zmiana masła na margarynę to nic wielkiego etc.

    Herbata? A ją potem dopiłaś? Margaryna się w nią nie… Spuściła? xD Nie no, naprawdę dziwię się, że po kęsie sobie nie darowałaś. Chyba tylko zanurzenie w kwasie albo glucie z „Obcego” mogłoby pomóc.

    PS „jedne w moich ulubionych wafli” – literówka.

    1. Masz rację, wskrzeszonymi dinozaurami często ekscytują się osoby, które urodziły się kilka lat po ich wycofaniu. Ja tam nie mam problemu z przyznaniem, że czegoś nie znam, bo mnie jeszcze nie było na świecie albo miałam za mało lat. Nie będę się chwalić, że oto wrócił wafel, za którym tęskniłam, bo w rzeczywistości nawet nie wiedziałam, że istniał. Szkoda mi czasu na nieuczciwość, ale co kto lubi :)

      Herbatę dopiłam. Prawie zawsze dopijam. Czasem tylko, kiedy maczane w niej słodycze puszczają łodzie zwiadowcze, na dnie kubka pozostawiam wraki.

      Dzieny, poprawiona litera ;*

      1. O, z tym, że szkoda czasu na nieuczciwość też tak mam. Nigdy nie widziałam sensu w kłamaniu itp., jako dziecko nawet po prostu… z lenistwa. Bo bym musiała pamiętać, co komu nagadała!

        I właśnie – ja z dopijaniem kiedyś miałam problem. Wszelkie pozostałości mnie brzydziły.

  4. Wafelek mojego dzieciństwa,ich smak mam ciagle w pamięci były obłędnie pyszne . Oczywiście kupiłam teraz te po powrocie i gorzko się rozczarowałam:(

    1. Brzmi znajomo. W rzeczywistości oldschoolowe słodycze nie wracają. Wracają wyłącznie ich nazwy.

  5. Uwielbiałem te wafelki. Marzeniem moim było mieć ich całą paczkę. Teraz dowiedziałem się, że są znów w sprzedaży, więc pobiegłem szybko i kupiłem na próbę 4 szt. i niestety, ale mocno się zdziwiłem. To już nie ten sam cudowny smak:/ Rzeczywiście czuć margarynę, a w tamtych nie czuć było niczego złego. Myślełem, że sen się spełni, lecz nie udało się. To samo mogę powiedzieć o gumach Turbo. Daleko im od oryginału produkowanego w latach 80-tych.

  6. Oryginalne koukou roukou nie były w polewie czekoladowej i smakowały zupełnie inaczej niż te recenzowane.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.