W kategorii słodyczy o dziwnych i niespotykanych nazwach baton czekoladowy Whatchamacallit popularnej na Zachodzie marki Hershey’s zajmuje należne mu pierwsze miejsce. Zanim stworzyłam tytuł niniejszej recenzji, musiałam sprawdzić w Google, czy to aby na pewno jedno słowo.
Okazało się, że whatchamacallit to nie tylko jedno słowo, ale na dodatek słowo istniejące! Jego synonimami są – w krajach anglojęzycznych – thingy, thingamajig, doohickey. Tłumacząc na polski, to taki przedmiot, którego nazwy nie możemy sobie przypomnieć. Mówimy na niego: tenteges, teges, to-tamto, to-to, ustrojstwo, wihajster, dynks, a podążając za Wikipedią nawet pierdolnik. Oryginalne słowo whatchamacallit pochodzi po prostu od what-you-may-call-it. Nie wiem, jak wy, ale ja uważam to za genialne.
Za czekoladowy pierdolnik marki Hershey’s dziękuję zaprzyjaźnionemu fotografowi Radkowi. Polecam jego konto na Instagramie, na którym dzieje się psychodeliczna magia.
Whatchamacallit
baton z karmelem i chrupkami orzechowymi
Baton Whatchamacallit zachwycił mnie nie tylko nazwą, ale również komiksową szatą graficzną. Ma przyjemną, spójną kolorystykę. Jest uroczo popkulturowy i młodzieżowy. Od razu widać, że został stworzony z myślą o młodej grupie docelowej i jest esencjonalnie plebejski. Miłośnicy wyrafinowanych smaków i elegancji nie mają tu czego szukać. Tak oto szata graficzna pomaga uniknąć rozczarowania.
Whatchamacallit marki Hershey’s dostarcza ok. 511 kcal w 100 g.
Baton czekoladowy Hershey’s waży 45 g i zawiera 230 kcal.
Czekoladowy baton od Hershey’s pękł podczas podróży, na szczęście udało mi się złożyć go do kupy (call me Victor Frankenstein). Zgodnie z zapowiedzią producenta powinien ważyć 45 g, jednak mój wykazał na wadze aż 50 g. Whatchamacallit składa się z okrągłych chrupek pozlepianych słodkim spoiwem, nieznacznej dawki karmelu umieszczonego pod czekoladą i mlecznej czekolady. Z uwagi na całokształt przypomina mi oldschoolowe słodycze z lat 90: Picnica, Alibi, No-name i całą plebejską resztę.
Whatchamacallit od Hershey’s pachnie i ładnie, i nie. Jest wyraziście fistaszkowy, czym przywodzi na myśl cukierki michałki. Z drugiej strony jednak czuć wysoką cukrowość i tanią polewowość czekolady, na dodatek wykonanej na bazie margaryny. W efekcie zamiast apetycznych michałków otrzymujemy michałki tanie i omijane przez rozsądnych konsumentów, przez co zalegające w sklepach miesiącami.
Mleczna czekolada Hershey’s jest cienka i szczelnie przylega do wnętrza. Daje się poznać jako przepotężnie cukrowa i nie tyle proszkowata, co ziarnista. W jej smaku nie sposób odnotować choćby cienia kakao – jest mleczno-cukrowa albo wręcz cukrowo-cukrowa. Zdecydowanie nie przypomina rzygowinowej mlecznej tabliczki. Cechują ją miękkość i plastyczność. O gęstości czy bagienku można tylko pomarzyć.
Tuż pod górną warstwą mlecznej czekolady znajduje się cieniuteńkie, potwornie cukrowe lepiszcze jedynie udające karmel. Jest ono karmelowe co najwyżej w odległym posmaku.
Najpokaźniejsza część batona Whatchamacallit to oczywiście okrągłe chrupki zbożowe. Są twarde i chrupiące, ale nie kruche. Czuć w nich orzechy arachidowe, podchodzące wręcz pod masło orzechowe. Fistaszkowy smak jest wyrazisty i przyjemny. Dopełnia go subtelna nuta soli. W chrupkowej warstwie znajduje się najmniej cukru, co czyni ją najprzyjemniejszą.
Whatchamacallit to baton złożony z mlecznej czekolady, chrupek o smaku orzechowym i karmelu. Tak przynajmniej twierdzi producent: Hershey’s. Według mnie to baton stworzony z margarynowej polewy nibyczekoladowej, cukrowego lepiszcza podszywającego się pod karmel i chrupiących, twardych, zwartych chrupek o smaku słonawego masła orzechowego. Ze wszystkich elementów batona czekoladowego przyjemny jest wyłącznie ostatni, czego zdecydowanie się nie spodziewałam.
Baton Whatchamacallit przywodzi na myśl tanie michałki oblane polewą margarynową i przeładowane białym cukrem. Jest ciekawy i mógłby być bardzo smaczny, gdyby nie kiepskie wykonanie. Chciałam mu przyznać 3 chi na zachętę, niestety przepotężna cukrowość odebrała mi tę możliwość.
Ocena: 2 chi ze wstążką
No raczej się nie zdecyduje. Do Polski to nie trafi a ja na zagraniczne ciekawostki ap nie pewniki zawskorników nie poświęcę :P
Coś się wydarzyło w drugiej połowie Twojego komentarza :P
Wygląd opakowania i nazwa rzeczywiście są super, ale niestety od Hersheys nie ma się co spodziewać wysokiej jakości czekolady :D według mnie najlepiej wychodzi mu masło orzechowe w reeses, a czekolada – i jak widać karmel też – są słabiutkie. Niech się trzyma już tylko orzechowych rzeczy, skoro re chrupeczki też są przyjemne.
Swoją drogą chaialabym żeby w Polsce zrobili batona o nazwie Pierdolnik :D
Oj, nie lubię masła orzechowego z Reese’s. Póki co mój ulubiony produkt od Hershey’s to biała czekolada z kakaowymi ciasteczkami.
Fajny cosiek, tak na pierwszy rzut oka. Jakoś opakowanie takie przyjazne mi się wydało, świetne, mimo że nie mój klimat.
Swoją drogą, uwielbiam dowiadywać się nowych rzeczy! I jak zacnie, że słodycze edukują, nie tylko te moje czekolady geograficznie, ale właśnie tu nawet Hershey’s.
Frankenstein? Hm, akurat wczoraj oglądałam „Z Archiwum X: Chcę wierzyć” (film z 2008)… Biedne psiaki. Oglądałaś może?
Znowu badziewny karmel, jeszcze przy zapachu tanich michałków, no mniam. Dobrze, że nie skarpet za długo noszonych przez jakiś Michałów (no weźże przyznaj choć wstążkę za ten aspekt!).
Ogólne zestawienie, zwłaszcza gdy doszło masło orzechowe, brzmi genialnie, ale właśnie tym bardziej szkoda, że wyszło, jak wyszło. Z jednej strony było to do przewidzenia, jednak i tak irytujące jest takie marnowanie potencjału. Marzy mi się świat, w którym większość konsumentów byłaby o wiele bardziej wymagająca. Producenci nie mogli by wtedy tentegować i takie kaszany odwalać.
Oglądałam i filmy, i każdy odcinek serialu. Mam też w domu komiks sprzed paru lat. Bardzo lubię „Z Archiwum X”, choć preferuję serial.
Wstążkę to bym dała, gdyby były skarpety. Na co mi taki baton bez zapachu skarpet? Za ich smak podciągnęłabym nawet o chi!
Podsumowując: Zawodzący efekt, ale nauka czegoś nowego (słowa) na plus.
Ten film średnio mi się akurat podobał. Wolę, gdy wszystko się tam na UFO skupiało i taak, pierwsze sezony serialu wręcz uwielbiam. Komiks? Zazdro. :D
To nie wiesz, co się robi? Nosisz skarpetki parę tygodni, potem sru, wsadzasz w nie batona i dopiero po tym, jak jakiś czas w nich sezonuje, jesz.
Żeby to tak łatwo było można opanować słownictwo związane z czekoladnictwem lub zagadnienia, które pojawiają się w opisach niektórych czekolad Zottera…
Świetny sposób na poprawę aromatu i smaku słodyczy. Praktykuję od zaraz! W koszu na brudne rzeczy mam parę znoszonych skarpet, akurat się nadadzą.
Żeby to tak łatwo można było opanować materiał szkolny…