Typy ludzi, których nie cierpię #2

Czas na kolejny seans nienawiści, czyli jedną z rzeczy, które lubię najbardziej. Jeśli nie wiecie, o co chodzi, bo nie przeczytaliście poprzedniej części, koniecznie nadróbcie zaległości. Nie ma znaczenia, czy przeczytacie ją przed, czy po dzisiejszej – nie są powiązane ani ułożone chronologicznie.

Enjoy!

Typy ludzi, których nie cierpię

„Będę o 20:00”

Nie cierpię ludzi, z którymi umawiam się na punkt 20:00, co traktują luźno i pojawiają się albo pół godziny wcześniej, albo pół godziny później. Nie życzę sobie, żeby przyłazili wcześniej i przeszkadzali mi w jedzeniu, stawianiu klocka, przebieraniu się, gapieniu się w ścianę czy czymkolwiek innym. Z kolei jeśli mają zamiar spóźnić się o milion lat, lepiej, żeby od razu poszukali innego towarzystwa na wyjście, bo mój czas przeznaczony dla nich minął piętnaście minut po umówionej godzinie. (Wyjątki to np. opóźnienia MPK).

„E, to ja też nie będę”

Nie mogę znieść ludzi, którym mówię, że nie przeszkadza mi, że będą przy mnie jedli, pili alkohol, bekali, opowiadali chamskie żarty, grzebali w zębach czy obcinali paznokcie, po prostu ja nie będę robiła tego samego, bo nie mam ochoty. Nienawidzę ludzi, którzy wolą siedzieć głodni niż zjeść coś tylko dlatego, że ja nie jestem głodna. Albo nie zamówią alkoholu i będą przez godzinę narzekać, że wszystko jest bez sensu, ponieważ ja nie piję. Skoro oni nie blogują, czy oznacza to, że ja mam usunąć blog? Czemu po prostu każdy nie może robić tego, co lubi, skoro druga osoba mówi, że jej to nie przeszkadza?!

„Ty wybierz”

Irytują mnie ludzie, którym ciągle jest wszystko jedno i mają zerowy wkład w rzeczy, które robimy wspólnie. Mam osobowość organizatora-zarządcy i planowanie naszego czasu sprawia mi ogromną radość, niemniej są sytuacje, w których liczę na wkład drugiej osoby i mówię jej o tym. Kiedy bez przerwy słyszę, że ja mam wybrać, zaczynam sądzić, że rozmawiam nie z człowiekiem, ale rozmiękłą kluchą bez osobowości.

„Ty zaproponuj”

Tak samo irytujący jak rozmiękłe kluchy – o ile nie bardziej – są ludzie, którzy każą mi coś zaproponować, mimo iż z góry wiedzą, że wybiorą swój pomysł, który uważają za niedościgniony i jedyny słuszny. Po kij dręczą moją kreatywność, skoro z założenia mają ją w czterech literach?!

„Co mówiłaś?”

Nie mogę znieść ludzi, którym opowiadam coś dla mnie ważnego bądź odpowiadam na zadane pytanie (!), podczas gdy oni przestają słuchać, gapią się w telefon albo przerywają i mówią o czymś innym. Potem następują wielkie zdziwienie i obraza, bo przestaję im mówić o ważnych rzeczach.

„Nie chcę niczego w zamian”

Moją idealną sytuacją życiową byłoby całkowite uniezależnienie się od ludzi, co niestety nie jest i nigdy nie będzie możliwe. Staram się jednak nie przyjmować pomocy ani nie korzystać z uprzejmości, żeby nie być dłużna. Szczególnie nie cierpię osób, które robią coś dla mnie – mimo iż powtarzam, że nie jest to konieczne – i milion razy podkreślają, że są w 100% bezinteresowne, jednak po jakimś czasie oczekują rewanżu.

Czy ja jestem niewidzialna?!

Na koniec zostali ludzie, o których wspomniałam w festiwalu sklepowej nienawiści. Mam na myśli osoby, według których najwyraźniej jestem przezroczysta, bo kiedy stoję w sklepie przy regale, walą mnie koszykiem, przy kasie zaś parkują wózkiem w moim tyłku. O przepraszam nie ma mowy, wszak to zupełnie normalne, że w sklepach rozjeżdża się innych kupujących, zwłaszcza wyglądających na młodszych.

***

Uff, koniec festiwalu nienawiści. Czy uzewnętrznienie się pomogło? Nie sądzę. Ale może pomoże wam, dlatego zachęcam do podzielenia się waszymi znienawidzonymi typami ludzi. Najprzyjemniej hejtuje się w grupie, więc ponarzekajmy razem.

19 myśli na temat “Typy ludzi, których nie cierpię #2

  1. Ostatnie mnie ostatnio najbardziej irytuje więc zacznę od tej pozycji :) to masz całkowitą rację. Czy szacunek wobec drugiego człowieka to przywilej zarezerwowany tylko i wyłącznie dla ludzi starszych i obowiązek młodych ? No proszę … ja się pytam jak można rak jednostronnie do tego podchodzić?! Starsi domagają się od nas ustępstw, pierwszeństwa, uprzejmości a sami nieraz okazują pogardę młodszym od nich pokoleniom bo im wolno, bo są starsi wiekiem … no ludzie ! Ostatnio w biedronce ni z gruszki ni z pietruszki jakaś kobieta pod 70 albo po zwymyślała mnie tylko dlatego zw stałam przed nią w kolejce… no proszę …. wózki zakupowe tez coraz częściej garażują na moich 4 literach bo babcie traktują je jak balkonik…
    Warto też wspomnieć w tym miejscu o młodych (świeżo upieczonych) matkach które wszędzie pchają się z wózkiem taranując nim innych ludzi. Na chodniku i nie tylko . Wydaje im się że skoro jadą wózkiem to inni mają odskakiwac w tempie pasikonikow na boki … bo one są uprzywilejowane w pierwszej kolejności … no błagam
    Przechodząc dalej także nie nawidze swobody innych do ignorowania terminarzu. Szanujmy swój czas. Ja mam bardzo napięty grafik to raz. Dwa jestem bardzo uporządkowanąl, wręcz schematyczną osobą i nie lubię gdy coś nie jest tak jak założyłam z góry że ma być. Ja mam swoje rytuały i zwyczaje. Przygotowania do wyjścia. Skrupulatnie planuje dzień i nie lubię nieoczekiwanych zmian w harmonogramie ani przesunięć czasowych. Źle się z tym czuje.
    Jak ktoś jest z wcześnie to sorry ale czeka. Jak ktoś jest za późno to tak samo jak Ty. Czekam kwadrans max. Potem rezygnuje z tego punktu dnia.
    Co do ludzi rozmemlanych (Ty wybierz, ty zaproponuj) to chyba najgorsze co może być… nie wiesz czy ty jesteś taka apodyktyczna że bojąsię wybrać i będziesz niezadowolona albo co gorsza że ich wysmiejesz, czy naprawdę nie wiedzą czego chcą i są bezplciowi na tyle że ktoś musi nimi sterować albo organizować im czas… nie wiem co gorsze …
    Teksty typu skoro Ty nie chcesz to ja też nie będę tego jadł/robił/pil doprowadzają mnie zaś do białej gorączki … Potem ci do rezygnują z uwagi na nasze nawyki z jakiejś czynności mają do nas pretensje bo nie bawili się tak dobrze jakby mogli. Kurczę ale co ich do obchodzi że ja nie pije (Tak jak ty), nie jem tego czy tamtego, nie słucham tego czy tamtego, nie tańczę itp. Chcą wolna droga. Mi to nie przeszkadza – wyjatek palenie w mojej obecności bo tego nie toleruje! Niestety w ten sposób straciłam wiele koleżanek które zrezygnowały z mojego towarzystwa bo czuły się niekomfortowo w mojej obecności i wspólne wyjścia, spotkania itp. Ich wykańczały bo podobno nie mogły się normalnie zrelaksować i odpocząć, czuć przy mnie swobodnie …
    Ludzi którzy nie słuchają ciągle zaabsorbowanych swoją osobą i życiem omijam natomiast szerokim łukiem. Po co tracić na nich czas i nerwy. Nie zależy im to nie. Do widzenia. Mam już w życiu wystarczająco dużo stresorów itp.
    Ludzi fałszywie czynnych także omijam. Niby ok. Pomogą. Nie widzą problemu, a jak przyjdzie co do czego oczekują rewanżu i prosto w twarz wspominają że oni nam za darmo pomogli w tym i w tym… jakby ich ktoś o coś takiego prosił …

    Jak żyć …

    1. Dzięki za zaangażowanie <3 Odpowiem w punktach, żeby nie pogubić myśli.

      1. Masz całkowitą rację, że starsi ludzie często sądzą, iż szacunek to coś, co młodsi mają im okazywać, ale w przeciwną stronę to nie działa. W ostatnich tygodniach życia mojego dziadka, gdy leżał w szpitalu i był okropnie traktowany (np. pielęgniarka postawiła stojak z kroplówką na worku z moczem, który się rozerwał i powstała kałuża; przez ponad godzinę nie mogłam się doprosić, żeby przysłali kogoś, kto to posprząta; inna sytuacja - dziadek odmawiał jedzenia, bo pielęgniarki nie miały cierpliwości, w związku z czym... przestały go karmić i dziadek dostawał jedzenie dwa razy dziennie, kiedy przychodziłam do szpitala najpierw ja, a potem moja mama), wdałam się w kłótnię z lekarzem dyżurującym. Chciałam uzyskać jakieś informacje na temat zdrowia dziadka. Nie wiedziałam, o co dokładnie zapytać, więc zapytałam o zdrowie ogółem i czy mam coś przynieść z domu. Lekarz się zirytował i nawrzeszczał na mnie. Przez całą rozmowę siedział na krześle, podczas gdy ja stałam w drzwiach, i patrzył w monitor komputera. Przysięgam, że nie spojrzał na mnie ani razu. Tak się wkurzyłam, że powiedziałam mu, że przydałoby się trochę szacunku do rozmówcy. W odpowiedzi usłyszałam: "Nie mów mi o szacunku, jestem starszy od twojego ojca". A co to ma, k***a, za znaczenie, ile gość ma lat?! Wyprosili mnie ze szpitala. Zadzwonili do mojego taty i wycofali pozwolenie na odwiedzanie dziadka. To był jeden z ostatnich dni, jeśli nie ostatni, w których go widziałam. Parę dni później umarł. Aż się popłakałam. Nienawidzę tego szpitala.
      2. Z kobietami z wózkami nie mam złych doświadczeń. Irytują mnie za to rozpuszczone dzieci.
      3. Z grafikiem dnia mamy podobnie. Nie lubię tego, że jestem tak mało elastyczna, ale to sposób życia, dzięki któremu czuję się spokojna i bezpieczna.
      4. Uwielbiam się rządzić, ale od czasu do czasu liczę na wkład drugiej osoby we wspólną relację. Żeby nie było niedopowiedzeń i żeby nie mogła mi zarzucić, że się nie domyśliła, mówię jej o tym.
      5. Rozumiem, że drugiej osobie może być głupio, kiedy nie chcesz tańczyć, a idziecie na imprezę we dwójkę. Zawsze warto pogadać o oczekiwaniach dot. wspólnego czasu. Zamiast iść bawić się we dwoje, możecie umówić się w grupie. Część potańczy, część posiedzi - wszyscy zadowoleni.
      6. Niestety moja mama nigdy mnie nie słucha, dlatego przestałam jej o sobie mówić. Z kolei z tatą mam odwrotny problem. Tak naprawdę niczego o nim nie wiem, bo nigdy o sobie nie mówi. Ciekawe historie dotyczące go znam z drugiej ręki, od mamy. Obie sytuacje - i brak słuchania przez mamę, i powściągliwość taty - sprawiają mi przykrość, niemniej nauczyłam się z nimi żyć.

      1. Bardzo mi przykro z powodu okoliczności jakie towarzyszyły Ci w ostatnich chwilach z dziadkiem.
        Niemniej to że ktoś nie szanuje naszego zdania z uwagi na młody wiek boli najbardziej w relacjach rodzinnych. W stosunku do obcych mniej, bo może rzeczywiście nie zdają sobie sprawy często ile ktoś tak naprawdę ma lat. Mój ojciec za to pomimo tego że skończyłam studia i aplikacje ( teraz już tylko egzamin zawodowy ) to nigdy nie traktuje mnie poważnie, jak dorosłą. Nigdy nie szanuje mojej oceny czy opinii, rad. Uważa że mam się nie odzywać bo się nie znam ( podczas dyskusji o sytuacji w kraju, czy zmianach w prawie ) chociaż tego dotyczy mój zawód i to jest moje życie :/

        Ostatni komentarz także świetnie rozumiem niestety. Tata wiecznie zamknięty w sobie i w swoim sosie. Nigdy nie okazywał i nadal tego nie robi, uczuć, bólu, miłości czy troski. Tzn. Okazywał ale na swój specyficzny sposób. Nie opowiada o sobie, wizycie u swoich rodziców. Jak to ktoś nie wygra to sam nie powie ale lepiej nie zaczynać bo się denerwuje i kłótnia gotowa :/
        „Nie lubię tego, że jestem tak mało elastyczna, ale to sposób życia, dzięki któremu czuję się spokojna i bezpieczna.
        4. Uwielbiam się rządzić”
        Tak jakbym czytała o sobie dosłownie :*
        To mój sposób na życie. Nie lubię zmian w grafiku bo zabużają moj rytm. Wprowadzają dezorientacje i niepokój o to co się wydarzy. Z drugiej strony to męczy bo nawet jeżeli sama coś zmienię w ostatniej chwili w rozkładzie dnia to czuje się niekomfortowo. Jakbym sama siebie zawiodła bo nie zrealizowałam zadań / planu itp. … to męczy i czasami przeszkadza żyć ale już wolę to niż dodatkowy stres.

        Tak przywódca to zdecydowanie ja. Ma być tak jak powiem bo inaczej jest źle ;) Co nie znaczy że nie potrafię pracować w grupie czy się podporządkować liderowi gdy wymaga tego sytuacja.
        Mama też nie słucha co do niej mówię. Znaczy niby słucha – Tak deklaruje, ale nic o mnie nie wie … to mnie boli :'( nie wie co lubię, co mnie cieszy, czego słucham … itp. A jak coś jej mówię albo o cis pyta odpowiada mechanicznie … toteż postąpiłam tak jak Ty „Obie sytuacje (…) sprawiają mi przykrość, niemniej nauczyłam się z nimi żyć.” Ale to bardzo dołujące :(

        1. Niektórzy rodzice tak już mają, że traktują swoje dziecko jako dosłowne dziecko, bez względu na jego wiek i doświadczenie życiowe. Przykro mi, że tato powoduje Twój smutek. Mama też, choć z innego powodu.

          Ja z kolei nie cierpię pracy w grupie. Mogę mieć lidera i wykonywać jego polecenia, zdecydowanie nie mam problemu z podporządkowaniem się komuś. Współpracować nienawidzę. To jeden z najbardziej frustrujących systemów pracy (zawodowej, naukowej, jakiejkolwiek).

  2. Jak to mówią – wspolni wrogowie łączą bardziej niż wspólni przyjaciele, a tu jak zwykle się z Tobą zgadzam :D
    Nienawidzę spóźnialskich. Po coś się umawiamy na konkretną godzinę, żeby właśnie o niej się spotkać, a nie wcześniej czy później. Co do tego „ja też nie będę” to mnie również to irytuje, zupełnie jakby druga osoba nie miała własnego zdania. Zresztą podobnie jest w kolejnych dwóch podpunktach. Nie cierpię sytuacji w której trzeba o czymś zadecydować i zostaje z tą decyzją sama, bo druga osoba kompletnie nie umie jej podjąć.
    Oj, nienawidzę być ignorowana. Najgorsze jest to, że teraz mnóstwo moich znajomych siedzi z telefonem w ręku i nawet nie można z nimi pogadac, bo nie słuchają.
    Nie przeszkadza mi bezinteresowna pomoc, ale jeżeli ktoś najpierw nowo mi ze nie chce nic w zamian, a potem nagle się upomina o rewanż, to to już jest nie w porządku.
    W sklepie to najgorsze są stare babcie :p ryją się w kolejce, uderzają w ramie, a jak śmiesz się im zwrócić uwagę, to jesteś bezczelnym gówniarzem który nie wie nic o życiu.
    Do głowy przychodzą mi jeszcze ludzie, którzy mi przerywają. Mówię coś, mówię, mówię, a tu nagle ktoś zaczyna gadać i nie mogę dokończyć myśli. Tak jakby moje słowa były mniej ważne.
    I jeszcze może typ ludzi którzy po wysłuchaniu jakiejś mojej dłuższej wypowiedzi albo zwierzenia się z problemów mówią tylko „aha” i zmieniają temat, jakbym ich nie interesowała.
    PS świetne zdjęcie dałaś do tego artykułu :D

    1. Nie lubię, gdy ktoś zwala na mnie podjęcie ważnej decyzji dotyczącej nas obojga, niemniej tak samo nie lubię, kiedy ktoś: 1) podejmuje decyzję za mnie, nawet nie wspominając, że trzeba ją podjąć (ergo odbiera mi prawo wyboru), 2) każe mi podjąć decyzję, a potem mnie pospiesza, przez co zaczynam się stresować i przestaję myśleć racjonalnie.

      Moja siostra jest przyklejona do telefonu. Przykładowo w święta, jak się z nią rozmawia, nie ma co liczyć na kontakt wzrokowy. Będzie wgapiona w komórkę. Nie przeszkadza mi to, bo po pierwsze ma podzielną uwagę, po drugie nasz kontakt jest luźny. Gdyby tak samo zachowywał się ktoś, z kim zamierzam dzielić życie, musielibyśmy odbyć długą rozmowę wychowawczą :P

      „Nie mogę znieść ludzi, którym opowiadam coś dla mnie ważnego bądź odpowiadam na zadane pytanie (!), podczas gdy oni przestają słuchać, gapią się w telefon albo przerywają i mówią o czymś innym.” – było o przerywaniu :) Zaczerpnęłam to z życia codziennego, bo moja mama ma ten brzydki nawyk. Tak samo nie znoszę „aha” i zmiany tematu. To świadczy o jednej z dwóch rzeczy: albo rozmówca ma cię w głębinach dupcy, albo nie słuchał.

      PS Dzięki <3 ;*

      1. O matko to też mnie boli. Ktoś mnie o coś pyta albo rozmawiamy ja się naopowiadam a rozmówca kończy aha i mówi dalej o sobie …. mam tak z mamą – to najgorsze – ale też z innymi ludźmi np. W pracy … czuje się wtedy jak idiotka i śmieć … Jakbym nikogo nie obchodziła :/
        XXI wiek i miliony ludzi wpatrzonych w ekran to nonsens. Zero kontaktu, szans na poznanie drugiego człowieka czy partnera …

        1. Coraz częściej nie mamy potrzeby szukania znajomości – czy w ogóle uczestniczenia – w rzeczywistości, ponieważ bliscy są w telefonie i to właśnie z nimi rozmawiamy, gdy się tak wgapiamy w smartfony. Nie demonizowałabym technologii za to, że nas pochłania. Zresztą ja chodzę wgapiona w książkę i ze słuchawkami w uszach. To nie telefon, ale przecież i tak mam minimum kontaktu ze światem zewnętrznym.

  3. Ja też nie lubię spóźnialskich, ale mam wrażenie, że niektórzy mają spóźnialstwo zaprogramowane genetycznie :P
    Osób w stylu „Co mówiłaś” jest bardzo dużo, zauważam to na każdym kroku. Ludzie pytają o coś i nawet wcale nie myślą słuchać. Ja mam podzielną uwagę i mogę robić wiele rzeczy na raz, zawsze słucham kogoś, gdy coś do mnie mówi i to zapamiętuje, ale np. mam w pracy kolegę, który umie skupić się tylko na jednej rzeczy i np. przeglądając internety wypytuje mnie o różne rzeczy, choć i tak nic z tego nie zapamięta :P I nawet ostatnio miałam takie przemyślenie, że trudno jest spotkać naprawdę słuchające drugiego człowieka osoby…
    A obijanie się o mnie innych ludzi w sklepach to już mnie nawet nie irytuje, przyzwyczaiłam się, zresztą ciągle się o coś obijam, to nie robi mi to już różnicy :P Irytują mnie z kolei ludzie czepialscy – ostatnio jedna babcia się przyczepiła, że wzięłam banany luzem i że niby pobrudzę taśmę nimi i po co tak, skoro są torebki ZA DARMO (oczywiście ona przykładnie każde jedno warzywo miała w osobnej foliówce ;/). Odpowiedziałam jej, że nie wzbogacę się na kilku toksycznych dla środowiska plastikowych torebkach i jak mogę to ich nie biorę, to się uciszyła :P. W ogóle to starsi ludzie to się mnie czepiają, że siadam na ławce, choć ponoć mam młode nogi albo że śmiem jechać w ogóle autobusem i miejsce zabierać, skoro mogę się przejść (to było w liceum, jak jeździłam spory kawałek do szkoły ;P). Dlatego też mam jakiś taki wewnętrzny uraz do staruszków i w ogóle nie lubię z nimi rozmawiać ;/

    1. Jak sobie radzisz ze spóźnialskimi? Masz na tyle dużo cierpliwości, że olewasz brak punktualności?

      Fakt, że ktoś nie słucha odpowiedzi na zadane przez niego pytanie, jest nawet bardziej frustrujący i idiotyczny, niż to, kiedy nie słucha spontanicznych zwierzeń, o które nie prosił. Ja zdecydowanie nie mam podzielnej uwagi, dlatego wkurzam się, kiedy coś robię, a ktoś usiłuje ze mną rozmawiać. Mówię, żeby chwilę poczekał, na co się obraża (nie każdy, wiadomo). Chyba lepiej, żebym skończyła to, co robię, a potem poświęciła mu całą uwagę, czyż nie?

      Naprawdę ktoś miał pretensję, że usiadłaś na ławce albo jechałaś autobusem? What? :D Jak wyglądały te sytuacje? I co zrobiłaś? Nie wyobrażam sobie tego. To absurd.

      Niestety podzielam Twoją niechęć do starszych ludzi.

      1. Godzę się z tym spoznialstwem, bo co mam za wyjście… Moja bliska rodzina się nie spóźnia, a to z nimi mam kontakt na codzień, w pracy kolega się spóźnia niemal zawsze, ale to on na tym traci, to co ja będę się martwić.
        Sytuacja z ławką była z przed może tygodnia… Wyszłam do galerii w przerwie w pracy i przed powrotem usiadłam na 10 minut zjeść jabłko, a jakaś babcia do mnie że ona tu chciała usiąść, a ja mam młode nogi to mogę postać. A wolnych ławek obok było pod dostatkiem :P Powiedziałam jej, że młode nogi też trzeba oszczędzać, jak bardzo chce to moze się dosiąść i sobie poszła :D Z autobusem to nie pamietam dokładnie, ciasno było i pretensje, że młodzi miejsce starszym zabierają. Nie wiem co ja mam w sobie, że irytuję te wszystkie babcie :P

        1. Jak mogłaś podsiąść biedną starszą panią! Na pewno nie zauważyłaś, że tamto miejsce było podpisane :/

          Podoba mi się to, że zamiast zagryźć zęby albo ustąpić, walczysz o swoje i wyrażasz sprzeciw na głos.

  4. Dużo widzę tu typów, których i ja nie cierpię.

    Sama jestem bardzo punktualna i wolę stawić się gdzieś dużo wcześniej i czekać. Nie wyobrażam sobie wbić komuś na chatę dużo przed czasem. W dzisiejszych czasach komunikacja przecież jest taka szybka, wszyscy pod ręką zawsze mają telefony, więc nie rozumiem takiego przyłażenia za wcześnie lub za późno bez słowa. Ostatnio w ogóle umówiłam się z kimś, bo musimy jedną rzecz uzgodnić na zajęcia, czekałam pół okienka (jakieś 40 min) i osoba ta w ogóle na wydział nie przyszła tego dnia.
    Rozumiem, że ludzie nie mają co zrobić z czasem i go nie szanują. Niech jednak nie szanują swojego, mój natomiast chcę, aby był szanowany. Lubię swój nieelastyczny tryb życia. Mam swoje pory, lubię robić konkretne rzeczy w konkretnym czasie.

    „To ja też nie będę” / „ty wybierz” czasem przechodzi w hybrydę i pojawia się typ, który mnie denerwuje i aż przygniata psychicznie. To osoby, które np. zamawiają to samo co ja albo kupują to samo, jakby wychodząc z założenia, że jak się gdzieś idzie razem, to trzeba jeść to samo. Od dziecka mam uraz do tego. Pamiętam jak z koleżankami kupowalysmy jakieś oranzadki itp. i ja zawsze wolałam pomarańczowe od truskawkowych przez co albo kupowałam tylko je, albo ich więcej czy coś, a koleżanki pilnowały, by robić to w tej samej kolejności. Albo pilnowanie żeby np. nie zjeść więcej ciastek niż ja, czekanie z sięgnięciem po kolejne, aż ja to zrobię (tendencja zwłaszcza u osób grubszych ode mnie). Albo „no czemu ty nie jesz? No weź, ty też. No masz” – bo np. stoimy na imprezie koło miski z chipsami / ten ktoś kupił sobie chipsy / jestem u kogoś, gdzie są postawione chipsy jako przekąska. A po prostu nie chcę.
    Właśnie ogólnie jak czegoś nie chcę to nie, a takie przymuszanie? I nie rozumiem, co ktoś ma z tego robienia wszystkiego tak samo.

    Osoby kompletnie bez własnego zdania też mnie denerwują. To raczej moja wada, ale zachowuję się tak, że zawsze musi być po mojemu, więc jak już pytam, co ktoś woli, to liczę, że mi powie. Albo właśnie jak akurat autentycznie to mi jest coś obojętne i słyszę „mi też” i ta osoba nie wie, co robić… Jak można? Podwójnie mnie wkurza, bo już jak zrobię wysiłek i pomyślę o drugim człowieku, zapytam, a tu takie coś…

    Na szczęście o radę mnie mało kto pyta. Raczej bliscy, którzy naprawdę na nią liczą. Większość osób z otoczenia już wie, że nie jestem partnerką do rozmówek o niczym.
    W podobnym guście jest chyba mówienie „nie wiem, gdzie to jest”, „o nie, nic nie umiem”, a potem dokładnie w sekundę „znajduje” dane miejsce, dostaje piątkę itp. Po co mówić, że nie, skoro dobrze się coś wie? Albo pytam o drogę, a ktoś zamiast przyznać, że nie wie, to kieruje w kompletnie innym kierunku.

    Popychanie, zajmowanie całego chodnika itp. bez żadnego „przepraszam” to jedno (i też mnie doprowadza do szału), ale jeszcze robienie tego celowo! To to już w ogóle. Brak słów.

    Mnie denerwują jeszcze różnego rodzaju zachowania w tramwajach typu: stoi tylu ludzi (głównie przy drzwiach), że nie da się wsiąść, są wolne miejsca siedzące i nikt nie usiądzie. Pchanie się na chama, gdy jeszcze ludzie nie wysiedli to zło, ale też w drugą stronę. Tramwaj stoi już sto lat, ja wsiadam, a ktoś dopiero sobie przypomni, że ma wysiąść i wielce oburzony patrzy na mnie / popycha. Rzadko na coś takiego wprawdzie trafiam, ale jak trafię to od razu zawsze mnie to wkurzy.
    Tak samo nie lubię ostentacyjnego domagania się ustępowania itp. przez osoby starsze lub z dziećmi. Ok, czasem zrozumiałe, ale gdy ta osoba robi to kulturalnie, a nie np. wali mnie kijasem po nogach, pcha się na mnie wózkiem i jeszcze (na domiar złego) np. zbliża do mnie gęgającego dzieciaka, bo wystawia do mnie łapy. Nie życzę sobie tego. Nie lubię też chamstwa wokół drzwi, np. pchanie się przesadne, dosłowne trzasniecie drzwiami w twarz. Jednak i skrajności w drugą stronę nie lubię, np. nie chcę, by w nieuzasadnionych sytuacjach przytrzymywać mi drzwi. Jestem kobietą, która akurat ma ręce i drzwi potrafi sobie otworzyć. Dziwnie się czuję, gdy muszę dobiegać trzy metry, bo ktoś trzyma mi drzwi. Oczywiście co innego, gdy wchodzi tłum i po prostu jedna drugiej osobie przytrzymuje drzwi.
    Z resztą, nie lubię nawet tłoku w windach i denerwuje mnie dopychanie się, gdy już naprawdę nie ma miejsca.

    Nienawidzę, jak wgapiają mi się w talerz w restauracjach. Oczywiście spojrzeć nikomu nie zabraniam, ot, w sumie wtedy to nawet nie zauważam innych ludzi, ale chodzi mi raczej o zachowanie, jakby ten ktoś chciał mi dosłownie wleźć do talerza.

    Nie podoba mi się wypraszanie „daj trochę” ani bazowanie na pracy innej osoby. Ciągle „pożyczanie” choćby długopisów – człowieku, masz wykład, trzeba notować… Tak jest co tydzień, nie wierzę, że ciągle wypisują Ci się długopisy. Weź sobie kilka.

    Piekielnie się wpieniam, gdy ludzie zabierają do restauracji dzieciaki, które nie umieją się zachować (jak i ich rodzice). Zjawisko „dziecko restauracji / kolejki” – tak sobie nazwałam sytuację, kiedy dzieciak podbiega do wszystkich w miejscu publicznym, gdzie jesteśmy skazani na siedzenie razem, a rodzice oczekują, że wszyscy będą go zabawiać.

    Niesłuchanie irytuje mnie wyjątkowo, ale raczej tak ogółem jako zjawisko społeczne: że ludzie nie umieją słuchać. Przerywanie i wchodzenie w słowo mnie trochę wybija z rytmu, ale nie mam problemu z wybijaniem się. Raczej straciłabym chęć do dzielenia się swoimi przeżyciami z drugą osobą. Osobiście raczej nie opowiadam niczego ludziom, którzy by mnie nie słuchali, więc nie stykam się z tym. Chociaż… Wpadam prawie w furię, gdy Mama nie słucha, a na koniec przytaknie, jak akurat coś skomentuję podczas wspólnego oglądania polityki. To jednak co innego, bo to nawet nie opowieść. Tak samo, jak ona mi przerwie czasem (robi to rzadko), ale jest usprawiedliwiona, bo ma pamięć rybki.
    I cóż, rozmawiając ze mną, musiałabyś się nastawić, że będziesz musiała dużo powtarzać, bo na jedno ucho nie do słyszę i niestety słucham, a czasem i tak czegoś nie usłyszę. Dlatego też denerwuje mnie, gdy ludzie mówią strasznie cicho. Albo wkurza mnie, że kiedy powiem, że na prawą stronę nie słyszę i nachylam się drugą, chodzę zawsze po odpowiedniej stronie, a ta osoba dalej swoje i np. staje po mojej prawej, nachyla się i mówi coś na ucho. Ech.

    Szczerze to znalazłabym tego o wiele więcej, ale nie chcę Ci ilościowo konkurencji robić. :> Ogólnie denerwują mnie ludzie, więc ekhem… Tylko ci nadający na moim falach ok, ci denerwują czasami i troszeczkę. :D

    1. O, przypomniała mi się jeszcze bardzo ważna sprawa. To uważam prawie jak poochnięcie specjalnie. Gdy ktoś dosłownie dmucha we mnie papierosowym dymem, pali przy wejściu, w dużym tłumie – że nawet nie ma możliwości uciec od kogoś takiego. Albo jak ktoś idzie i tak macha ręką z papierosem, że prawie mnie nim po nogach wali. Po prostu… Aż wszystko we mnie buzuje. Palisz? Ok, pal, ale nie rób innym czegoś takiego. I przeciw samemu paleniu nic nie mam – jak ktoś chce, to jego sprawa. Że mnie to obrzydza… Hm, innych może obrzydzać surowa ryba czy czekolada, ale ja nikogo nie faszeruję nimi, a np. swojej muzyki słucham publicznie na słuchawkach. Mama pali, ale zawsze przy otwartym oknie, przy włączonym okapie i pyta mnie wcześniej, czy akurat na pewno nie będę nic jadła czy coś, by mi dym na mieszkanie nie walił.

      1. Miałam się jeszcze do „Nie chcę niczego w zamian” odnieść. Taak, czasem sama lubię zrobić coś naprawdę bezinteresownie i wtedy denerwuje mnie z kolei „nie musiałaś” powtarzane wielokrotnie. Ależ ja wiem, że NIE MUSIAŁAM. Po prostu CHCIAŁAM. Bezinteresowność jest ok, tak jak ok jest „przysługa za przysługę”, jednak gdy sytuacja jest jasna – ot, taka niepisana umowa. Według mnie jednak chore jest gadanie o tym, jakie to bezinteresowne było coś tam, a potem nieme wręcz wymuszanie czegoś w zamian.
        Albo sytuacja sprzed paru dni: brałam mleko z lodówki w Biedrze, trzymałam drzwiczki otwarte i jakaś kobieta sięgnęła po coś. Nie miałabym problemu z przytrzymaniem przez sekundę drzwiczek, ale ona zaczęła tam strasznie długo coś przestawiać, wybierać… Ja w końcu delikatnie przymknęłam drzwiczki, że oparły się o jej ramię (nie chciałam jej nimi przytrzasnąć, ale ej, trzymać ich nie będę), a ta… spojrzała oburzona i prychnęła. Co ci ludzie mają w głowach? Liczyła, że… yy… będę jej te drzwiczki trzymała w nieskończoność?
        Do tego podpisuję sytuację, w której Mama przyzwyczaiła ojca, że jak ten raz w miesiącu przyjeżdża, to coś na obiad dla niego jest (wcześniej tak nie było, raz się zdarzyło, że jakieś wyjątkowo podłe frytki kupiła, nie miał kto skończyć, więc jemu podgrzała, a potem ten tak po cichu ciągle zaczął na jakiś obiad czekać). Doszło do tego, że jak ma przyjeżdżać, to kupuje mu np. kurczaka z rożna, białe bułki itp. , a więc coś, czego u nas się nie je. Cuchnie mi to i w ogóle, no ale ok, przetrwałabym, gdyby nie to, że ciągle pada „czemu wy nie jecie? / no też bierz” i Mama się zmusza, bo wypada, żeby nie zostało itp.

        Wracając do domu w ogóle naszła mnie taka myśl, że wszystkie zachowania, które mnie denerwują po prostu godzą w moje marzenie o świecie, w którym wszyscy się szanują i żyją tak, by innym, a więc i sobie nie wadzić. Chodzi o małe rzeczy, które nic nie kosztują, a obu stronom ułatwiają życie. Np. nie rozumiem rozwalania się na kilka miejsc czy obleganie przycisków do otwarcia drzwi w komunikacji miejskiej. Po co iść środkiem chodnika prosto na innych ludzi? Ja jakoś a to się uchylę, a to się przesunę, by inni mieli jak wejść gdzieś / stanąć / przejść – cokolwiek.

        1. Jestem zachwycona ilością treści w Twoim komentarzu, a w zasadzie to w trzech. Dziękuję <3 Odpowiem w punktach, bo to pomoże mi uniknąć pogubienia się.

          1. Kiedyś bardzo skrupulatnie trzymałam się godzin oficjalnych wydarzeń typu festiwal, pokaz, wykład, otwarcie czegoś etc. Niestety życie mnie nauczyło, że nawet jak przychodzi się na czas, i tak się czeka, bo organizatorzy wstrzymują się, by dojechali spóźnialscy. Co to, k&%@a, ma być?! Dlatego teraz przychodzę maksymalnie minutę przed czasem, bo dzięki temu szlag mnie trafia "jedynie" przez pół godziny, a nie przez godzinę, jak dawniej. "Rozumiem, że ludzie nie mają co zrobić z czasem i go nie szanują. Niech jednak nie szanują swojego, mój natomiast chcę, aby był szanowany" - dokładnie!

          2. Nie znam wielu osób, które kupowałyby/zamawiałyby to samo co ja, tylko po to, żeby... hmm... właściwie po co? Pewnie byłaś dla nich wzorem. Tak czy owak, w rzeczywistości tego nie doświadczyłam. W internecie - owszem ;) Bardzo nie lubię, gdy ktoś uzależnia sięgnięcie po coś, poczęstowanie się albo wzięcie dokładki od tego, czy ja też wezmę.

          3. "To raczej moja wada, ale zachowuję się tak, że zawsze musi być po mojemu, więc jak już pytam, co ktoś woli, to liczę, że mi powie. Albo właśnie jak akurat autentycznie to mi jest coś obojętne i słyszę „mi też” i ta osoba nie wie, co robić… Jak można?" - amen.

          4. "Albo pytam o drogę, a ktoś zamiast przyznać, że nie wie, to kieruje w kompletnie innym kierunku" - nie zdarza mi się pytać o drogę, ale znam opisane zjawisko. Ludzie wstydzą się niewiedzy, więc wyślą cię dokądkolwiek, byle nie odsłonić swojej słabości. Ja od razu walę, że nie wiem, gdzie jest jakaś tam ulica, kiedy ktoś mnie pyta. Znam się na topografii Wrocławia jak na budowie traktora.

          5. "Zajmowanie całego chodnika" - albo idą, idą... i nagle STOP, a ty wpadasz komuś na plecy.

          6. "Jestem kobietą, która akurat ma ręce i drzwi potrafi sobie otworzyć" - lubię i doceniam fakt, że facet przytrzyma drzwi, żebym weszła. Ponieważ jednak zazwyczaj puszcza mnie przodem, do drzwi dochodzę pierwsza, otwieram i przepuszczam go. Wtedy rodzi się problem, bo nie każdy chce przejść i zaczynają się durne i niewygodne przepychanki, kto trzyma, a kto idzie. Rany... jak trzymam ci drzwi, to przez nie przejdź, a nie kombinujesz tylko po to, żeby wykazać się męskością.

          7. "Nie podoba mi się wypraszanie „daj trochę” ani bazowanie na pracy innej osoby. Ciągle „pożyczanie” choćby długopisów – człowieku, masz wykład, trzeba notować… Tak jest co tydzień, nie wierzę, że ciągle wypisują Ci się długopisy. Weź sobie kilka" - zgadzam się z każdą z opisanych sytuacji. Bardzo się zgadzam.

          8. Nienawidzę niewychowanych dzieciaków. Myślę, że to jeden z kluczowych powodów, dla których nie chcę mieć dzieci. 90% współczesnych dzieci jest nie do przeżycia. Mam oczywiście na myśli kraje rozwinięte i rozwijające się, a nie dzieci na świecie ogółem.

          9. "Raczej straciłabym chęć do dzielenia się swoimi przeżyciami z drugą osobą" - i dlatego aktualnie prawie nikomu nie opowiadam o tym, co się dzieje w moim życiu. To trochę przykre, bo wszystkie smutki trzymam dla siebie i kisnę w nich.

          10. "Gdy ktoś dosłownie dmucha we mnie papierosowym dymem, pali przy wejściu, w dużym tłumie – że nawet nie ma możliwości uciec od kogoś takiego" - wyobraź sobie pokazy fontanny multimedialnej (chodzę na nie co roku). Zbiera się tłum ludzi, czasem ponad setka. Pokaz trwa od 10 do 20 minut. I niektórzy nie mogą wytrzymać tego czasu, więc... odpalają papierosy w tłumie!!!!!! W tym roku spotkałam się z tym kilkakrotnie. Jakiś absurd! Wali to jak cholera, niektórzy się duszą (np. ja), odejść na bok się nie da, ludzie gromią palacza wzrokiem, a on nic, pali dalej. Albo inna sytuacja: pada deszcz bądź wiatr urywa łeb. Ludzie kulą się pod wiatą na przystanku, a nagle ktoś odpala - tak, również pod wiatą - fajkę. WTF?!?!?!

          11. Baba od mleka z Biedry - jest mnóstwo takich osób. Niestety. Mama - przykro mi :/ Może z uwagi na dawne relacje z ojcem... wiesz. Teraz czuje się samotna. Nie jako człowiek, ale jako kobieta.

          12. "Wszystkie zachowania, które mnie denerwują po prostu godzą w moje marzenie o świecie, w którym wszyscy się szanują i żyją tak, by innym, a więc i sobie nie wadzić" - celna uwaga. Nie myślałam o tym w ten sposób, ale masz zupełną rację.

          13. Do frustracji autobusowo-tramwajowych dorzucę jeszcze jedną. Mianowicie jest ścisk, a ja stoję niedaleko drzwi i trzymam się rurki, żeby nie upaść. Powoli dojeżdżamy do przystanku, ale jeszcze sporo czasu do zatrzymania i otwarcia drzwi. Ten fakt jednak nie obchodzi baby stojącej za mną, która całym ciałem napiera na moją rękę i jest wielce oburzona, że nie puszczam rurki i daję jej przejść. A co ja mam, k^$*a, przez te parę minut lewitować, żeby się nie wywalić?!

          14. Jak będziemy rozmawiały, będę krzyczała, żebyś słyszała :D ;*

          Jeszcze raz dziękuję za komentarz(e) <3

          1. 2. W dzieciństwie na moim osiedlu była jakaś taka dziwna, niewypowiedziana zasada, że np. brało się po paczce chipsów i dwie gumy, były dwie dziewczyny, to każda brała te same smaki i jadła w tej samej kolejności. Chore jakieś to. Ie lubiłam innych dzieci. Ale serio z tamtych lat potem jedną koleżankę miałam, z którą kontakt utrzymywałam i np. już po latach jak otworzyli knajpkę sushi, zamawiałam z surową rybą i ona zawsze też, chociaż jak jadła, to miała odruchy wymiotne (a wiem, że np. lubiła a to z jakąś pastą tuńczyka, pieczonego łososia itd.). Nie rozumiem tego nadal.

            4. Też raczej nie pytam, ale zdarzyło mi się. Mamie o wiele częściej i to, jak czasem ją ludzie w kółko ganiają jest aż absurdalne.

            5. Albo nagły obrót i wejście prosto we mnie.

            10. Straszne, zupełnie ich nie rozumiem.

            11. Nie, nie! To w żadnym wypadku nie o to chodzi. Po prostu relacja kat-ofiara… Nie na komentarze rzecz. Ale to jeszcze bardziej przykra sprawa.

            13. Tak! W ogóle takie pchanie się na kogoś… Człowieku, chcesz mi na kolana usiąść / wepchnąć mnie w ścianę czy co?

            14. Megafon przygotuj. :D

            Nie masz za co dziękować. To ja dziękuję, że tak się odniosłaś do wszystkiego.

            1. 2. Pod koniec podstawówki na moim osiedlu wybudowano Lidla. Kiedy bawiłyśmy się z Kaśką na dworze i kupowała dużą oranżadę, dawała się napić chłopakom. W efekcie pod koniec dnia piłyśmy z butelki, z której piło sto innych dzieci, głównie płci męskiej. Póki to nie było moje picie – tj. kupione przeze mnie – spoko. Ja się dzieliłam tylko z najbliższymi. Nie ma to wielkiego związku z Twoimi wspomnieniami, niemniej przypomniało mi się, kiedy czytałam o Twoich dziecięcych doświadczeniach zakupowych.

              11. :(

              14. Ok, złożę zamówienie przez internety na jakiś ładny, może z unicornami. Przez magiczny megafon usłyszysz nawet lepiej niż przez zwykły!

              1. Dzieci różne mają… Dziwności z kupowaniem. Lidla poznałam dopiero w gimnazjum, cholera, i było to wielkie wydarzenie. Gdzież ja mieszkałam, na jakiejś wiosce, haha. To nie teraz, że same Lidle na każdym kroku. O Żabkach itp. nie mówiąc.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.