Z wczesnym dzieciństwem kojarzę sporo słodyczy, które zostały wycofane. Niektóre wróciły (Pringles, Frugo), innych niestety nie sposób dostać (baton No-name, Picnic z waflem Wedla, mnóstwo lodów Algidy). W drugim zbiorze do niedawna znajdował się baton Alibi, budową przypominający Picnica i Liona. O jego powrocie dowiedziałam się od Magdy (Cukrowej Drwalowej), która przy okazji wysłała mi batony – klasyczny i kokosowy – żebym nie musiała czekać, aż pojawią się we Wrocławiu. Dziękuję!
XXI-wieczny baton Alibi różni się od słodycza z końca XX wieku szatą graficzną. Mnie bardziej podoba się stara: prostsza i nie zgapiolionowa. Słodycz Coliana występuje w dwóch wariantach: klasycznym i kokosowym, podczas gdy dawniej był tylko klasyczny. Mimo iż zajadałam się nim w dzieciństwie i bardzo chciałabym odpowiedzieć na pytanie: Czy to ten sam baton?, nie jestem w stanie. Wątpię, by ktokolwiek mógł. Jak porównać wrażenia kilkuletniego dziecka po dwudziestu latach niejedzenia słodycza?
baton Alibi klasyczny
Jestem sceptycznie nastawiona do wielkich powrotów słodyczy sprzed lat, toteż wobec batona Alibi zachowałam ostrożność. Po wyciągnięciu czekoladowego pana z opakowania uznałam, że nie wygląda jak Lion czy Picnic, ale raczej jak pierwszy lepszy baton złożony z chrupek do mleka. Kolejne rozczarowanie czekało mnie przy dzieleniu batona. Chciałam ukazać na zdjęciu cudownie ciągnący się karmel, co niestety okazało się niemożliwe. Baton Alibi nie zawiera karmelu o przyzwoicie karmelowej konsystencji.
Klasyczny baton Alibi marki Colian dostarcza 495 kcal w 100 g.
Baton czekoladowy z karmelem i waflem waży 36 g i zawiera 178,5 kcal.
Baton Alibi pachnie mleczną czekoladą: bardzo słodką i bardzo mleczną, bez choćby cienia kakao. Przywiódł mi na myśl tani kalendarz adwentowy. Niby smaczny, ale podszyty margaryną, która skrywa się w tle aromatu. Po przecięciu batona do głosu dochodzą słodki i apetyczny karmel, jak również pszenna nuta wafla. Całokształt wychodzi esencjonalnie plebejsko i dolnopółkowo, niemniej dla osoby tolerującej plebejskie słodycze w porządku. Nawet zasłodkość batona Alibi wydaje się urocza.
W moim odczuciu wizualnie baton Alibi przegrywa z Lionem. Składa się z wysokiego wafla – ma aż pięć płatów waflowych przedzielonych czterema warstwami kremu. Karmel znajduje się na górze i po bokach. Tuż pod czekoladą tkwi masa małych chrupek zbożowych. To własnie one szpecą baton Alibi.
Degustację zaczęłam od zgryzienia czekolady. Baton Alibi został nią oblany szczelnie – producent nie oszczędzał. (Skądinąd Colian to właściciel marek takich jak Jutrzenka, Goplana, Grześki, Solidarność czy Jeżyki). Po zgryzieniu czekolada rozpuszcza się szybko, przy czym nie tworzy bagienka. Przemienia się w wodę i znika. Smakuje adekwatnie do zapachu: cukrowo, przemlecznie. Przy kakao nawet nie stała.
Chrupki znajdujące się pod czekoladą to porażka. Baton Alibi został najeżony małymi i twardymi skałami, które wiekiem sięgają do poprzedniego stulecia. Nie zdziwiłabym się, gdyby zostały wydłubane ze starych, niesprzedanych batonów Alibi. Drapią podniebienie, co jest niedopuszczalne. Na dodatek nie mają smaku.
Baton Alibi zawiera karmel, który kolorem przywodzi na myśl raczej toffi. Smakiem w 100% odpowiada cukierkom Werther’s Original, a zatem stanowi miękki odpowiednik przesłodzonego maślanego toffi.
Wafel podtrzymuje złą passę. Nie ma smaku i jest stetryczały, co pozwala myśleć, że baton Alibi przeleżał w fabrykach Coliana od końca XX wieku. Płaty waflowe zostały przełożone przepotężnie ziarnistym od cukru i tłustym kremem o smaku taniego kakao, przypieczonej skórki chleba i wiadra cukru. Mmm, pyszności!
Jedzony w całości baton Alibi zdaje się lepszy, niż kiedy warstw próbuje się osobno. Niestety nie sprawia to, że jest godny uwagi. Według mnie wypada gorzej niż Lion, którego parę lat temu przestałam lubić ze względu na podłą jakość. Możecie się zatem domyślić, jak bardzo rozczarował mnie baton Alibi. Faworyta z młodości uważam za niewypał. Na usta ciśnie się złośliwe: a nie mówiłam?!
Baton Alibi smakuje cukrem, mleczną czekoladą z taniego kalendarza adwentowego i toffi-werthersoriginalowym pseudokarmelem. Zawiera kamienne i drażniące podniebienie chrupki bez smaku, nijaki stetryczały wafel, rzężąco-tłuste nadzienie fujkakaowe i delikatnie właziwzębowy twór karmelowaty. Po degustacji gardło płonie cukrowym ogniem w stopniu umiarkowanym, ale jednak.
Wskrzeszony baton Alibi żegnam ozięble bez szans na ponowną degustację.
Ocena: 2 chi ze wstążką
No wiesz :P
Mi smakował ale dopiero za drugim razem. Za pierwszym podejściem odebrałam go tak jak Ty i rozczarowana oddałam mamie :/ degustację podjęłam tak jak Ty. Odkrywając smak poszczególnych warstw osobno. Baton wypadł fatalnie jednak fakt tego że rozentuzjazmowana po spotkaniu go w sklepie długo po recenzji cukrowejdrwalowej zrobiłam zapas. No cóż miał się zmarnować?! Więc zabrałam go do pracy i ugryzlam wszystkie warstwy na raz. Poczułam powiew wspomnień z dzieciństwa :)
Chociaż może to placebo ;)
To również moje czasy wczesnoszkolne :D obok picnica i lodów na patyku w kształcie gwiazdek był numerem jeden. Picnic nie powrócił, lodów już pewnie nie będzie mi pisane spróbować ale chociaż alibi mnie trochę rozweselil :)
Dobrze, że koniec końców Twój zapas się nie zmarnuje. Ja nie dam batonowi drugiej szansy.
Ach, czekałam na tą recenzję, byłam bardzo ciekawa jak go odbierzesz :D dość mocno się zaskoczylam, bo mi bardzo smakował :p zgadzam się z tym, że Lion mimo wszystko lepszy, ale w Alibi jest smaczniejsza czekolada. Karmel faktycznie mógłby się bardziej ciągnąć, ale przez dobry smak mu wybaczyłam :D no i wiemy też że mamy inne gusta odnośnie konsystencji wafelków więc w sumie nie powinnam się dziwić, że mi bardziej smakowal nim Tobie :D ale też może to dlatego że więcej od niego wymagałaś, w końcu ja jadłam go pierwszy raz i w sumie nie wiedziałam, czego nam się po nim spodziewać :)
Mam nadzieję że kokosowego odebrałaś lepiej :D
Karmel mógłby się ciągnąć w jakimkolwiek stopniu, bo obecnie nie robi tego wcale. Czekoladę trudno mi nazwać lepszą od lionowego polewiszcza, gdyż to produkty podobnej jakości. Zawód był przykry :(
Zgadzam się, że do „smaku dzieciństwa” nie da się wrócić.
Z wieloma słodyczami mam tak, że po prostu wiem, że były. Tam gdzie mieszkałam, właściwie mało co i było (Pringelsy to się z Litwy przywoziło!), ale jak gdzieś jechałam z rodzicami to widywałam różne rzeczy. Tylko jakoś za słodyczami się nie uganiałam, rodzice sami z inicjatywą kupowania mi ich nie wychodzili, a i już wtedy stroniłam od ludzi, to nie wiem, co rówieśnicy jedli.
Opakowanie mi się nie podoba, ale baton faktycznie wygląda lepiej niż Lion. Jego chrupki są taką warstwą, jakby przemyślaną, a w Lionie… jak by ktoś się…
O dziwo, na tle okropności, smakowo ten karmel brzmi dobrze. Miękki werthersowy mi też mógłby odpowiadać, ale ekhem. Reszta. No tak, smak sprzed lat. Cudnie.
Nie żal mi go, ot. Obojętny mi jest, cieszę się, że nie ja go miałam. A gdybym miała… I tak bym nawet nie spróbowała.
Chciałabym napisać, że mi żal, ale nie byłoby to prawdą. Po rozczarowaniu degustacją straciłam zainteresowanie batonem.
A ja, mimo Twojej niepochlebnej opinii, wciąż żywię nadzieję, że będzie mi smakował.
Kokos jutro?
Jak zwykle czekam na opinię po :)
Kokos już wjechał, zatem częstuj się.
Super napisane
Dziękuję :)
Gdzie mogę kupić barona ALIBI
Baton był bardzo dobry. Sprzedawany był na wagę w sklepach ze słodyczami bez opakowania. Jutrzenka produkowała w moim mieście wiele słodyczy. Jak dla mnie był wystarczająco dobry.
Teraz pewnie robią je po taniości zresztą co smakowało kiedyś lepiej teraz każdy producent zniszczył smak i nic nie jest takie jakie było kiedyś.
Co do tego czy pamiętacie smak czy nie to już nie wiem co ma to wpływ. Jeżeli macie 30+ lat to jeszcze do gimbów nie zaliczacie się
Nie da się pamiętać smaku sprzed dwudziestu lat. Można co najwyżej mieć wrażenie, że się pamięta.