Po kilku festiwalach nienawiści z rzędu – najpierw wobec siebie i własnego zdrowia, później wobec innych – stwierdziłam, że nadszedł czas na coś przeciwnego. Aktualnie w moim życiu z różnych powodów, których nie będę poruszać, dzieje się nie za dobrze. Na przekór całemu złu i w delikatnej formie autoterapii postanowiłam poszukać aspektów, które są dobre i które sprawiły lub wciąż sprawiają mi radość.
Enjoy!
Bilety na koncert Rammsteina
Tuż przed tegorocznym koncertem Rammsteina świat obiegła niespodziewana wiadomość o drugiej części europejskiej trasy. Mój ukochany zespół ma się pojawić w Polsce w przyszłoroczne wakacje – w lipcu 2020 roku. W dniu rozpoczęcia sprzedaży biletów odświeżałam stronę jak szalona, byle załapać się na dobre miejsce. Mimo iż Eventim jak zwykle się zawiesił i bilety dało się kupić dopiero po kilku godzinach od planowanego rozpoczęcia, udało mi się złowić zacną miejscówkę. Bilet przyszedł pocztą mniej więcej po miesiącu i obecnie czeka w honorowym miejscu na właściwy czas.
Nowa praca
Na przełomie maja i czerwca zaczęłam myśleć o znalezieniu nowej pracy. Jedna z rzeczy, których boję się w życiu najbardziej, to… zmiany. Jak się pewnie domyślacie, niełatwo żyje się z takim strachem. Kiedy więc trochę chciałam, a trochę musiałam rozejrzeć się za nową pracą, umierałam z obawy o to, jak bardzo zmieni się moje życie. Nie będę zagłębiać się w szczegóły, napiszę tylko, że faktycznie zmieniło się diametralnie, co jest jedną z cegiełek aktualnego samopoczucia. Abstrahując jednak od problemów własnych, muszę przyznać, że trafiłam w miejsce, o którym marzyłam. Mamy skromne, swojskie biuro, w którym pracuje sześć osób. Jesteśmy w podobnym wieku i złapaliśmy świetny kontakt. Szefowie to ludzie, z którymi można się kumplować. Dostałam umowę o pracę, na której bardzo mi zależało, a której nigdy nie miałam. Na dodatek robię to, co kocham. A kiedy praca stanowi pasję, pracuje się z przyjemnością.
Coraz mniej słodyczy na liście
Od lat powtarzam, że marzę o uszczupleniu listy posiadanych słodyczy. W idealnej sytuacji miałabym w domu zapas maksymalnie trzydziestu produktów, a nie ponad stu, jak dotychczas. Kiepski okres psychiczny sprzyja niekupowaniu nowości, więc wreszcie jestem bliska zrealizowaniu planu. Niemal codziennie skreślam z listy kolejne słodycze. Dzięki temu w grudniu będę mogła złożyć duże zamówienie.
Odzyskanie ważnych znajomych
W przeciągu ostatnich miesięcy odzyskałam dwóch znajomych, którzy byli dla mnie ważni, ale z jakiegoś powodu obrazili się i uznali, że nie chcą mnie znać. Pierwszy przemyślał sprawę po miesiącu albo dwóch i przyznał, że niepotrzebnie się uniósł. (Po kolejnych kilku miesiącach ponownie ze mnie zrezygnował, bo jestem zbyt depresyjna i przerosło go martwienie się o mnie. Tak czy owak, doświadczonej wcześniej radości nic mi nie odbierze). Drugi oprzytomniał po dwóch albo trzech latach. Obie sytuacje były i nadal są dla mnie bardzo ważne, toteż przyniosły mi ogrom radości. Jeśli ktoś choć przez chwilę był mi bliski, zawsze będzie. (Chyba że mnie skrzywdził). Choćby minęły lata bez kontaktu, ucieszę się, gdy się odezwie.
Czytanie książek
Dzięki temu, że po ponad sześciu miesiącach pracy zdalnej przyszło mi codziennie jeździć do biura, na dodatek położonego po drugiej stronie miasta, czytam więcej książek niż wcześniej. Co brzmi nieprawdopodobnie, jako że zawsze dużo czytałam. Czytam w drodze do pracy i podczas powrotu. Jeśli książka mnie wciągnie, zamiast wieczornego seansu serialowego urządzam sobie wieczór z lekturą. Aby stworzyć idealne warunki do czytania, włączam dziesięciogodzinną kompilację dźwięków burzy na YouTubie, zapalam zapachowe świeczki, wskakuję pod kołdrę i wołam Rubi. To aktualnie jeden z moich ulubionych sposobów na spędzanie wieczorów. (Drugi to bezmózgi maraton seriali).
***
Co wesołego zdarzyło się lub wciąż dzieje się w waszych życiach? Jaka sytuacja sprawiła wam w ostatnim czasie największą radość? A może to wy daliście radość innej osobie?
Moje życie od momentu podjęcia decyzji o sprzedaży mieszkania i podjęcia działań realizacji przedsięwzięcia też legło w gruzach. To istny kołchoz. Stałe obniżenie nastroju, nerwica, stres sięgający zenitu. Kredyt jeden drugi. Zakup nowego mieszkania, decyzja o rezygnacji z tej drogi życiowej, obecna próba sprzedaży nowego mieszkania przy jednoczesnej rezerwacji segmentu domu poza miastem i staraniem o nowy kredyt mnie wykańcza … nie mam już ochoty żyć … rozumiem twój stan umysłu.
Sama wielokrotnie zmieniałam pracę będąc na aplikacji. By móc pracować w godnych człowieka z moim wykształceniem warunkach nie, lokalowych z dobrą pensją i zakresem zadań umożliwiających rozwój zawodowy … co kanca to więcej stresów i rozczarowań. Obecnie też jest nie najlepiej… Ale kredyt hipoteczny i konieczność złożenia wniosku o nowy od nowa blokują mi możliwość zmiany :( ważne że robimy to co nas interesuje :* tyle na pociechę
Moje problemy że zdrowiem uniemożliwiają optymistyczne patrzenie w przyszłość. Marzę od 2 lat o rodzinie i dziecku, ale na horyzoncie ani kandydata na partnera do związku ani szans na własne dzieci nie widzę. Żeby o tym nie myśleć i się całkiem nie pogrążyć chodzę od czasu do czasu do sklepów typu smyk i oglądam różności ale widok matek z dziećmi i młodych mezatek mnie dobija coraz mocniej … wszyscy znajomi bliżsi czy dalsi już po slubach i znaczną część ma dzieci. A ja nadal sama, choć niczego mi ponoc nie brakuje … ta …super.
Cieszę sie ze wreszcie zredukowałaś zapasy. Mi to nie wychodzi … nadal na półkach zalega sporo produktów więc jak coś moja propozycja nadal aktualna ;) choć ubozsza bo sporo rzeczy już po terminie ważności …
Książek nie czytałam latami. Nie widzę potrzeby. Nic mnie od dawna nie cieszy. Nie dbam o swoje potrzeby i przyjemności . Żyje dla innych a że nikt mnie nie potrzebuje oprócz kota i mamy to moje samopoczucie jest fatalne. Codzienny element dnia to tylko Twój blog i parę innych :* cieszę się że nadal publikujesz :)
Szczęścia i radości sobie życzmy :*
Podziwiam Cię w związku z decyzją o domu. Jesteś wytrwałą i silną babką. Wiedz, że masz we mnie wsparcie w dążeniu do upragnionego punktu w życiu. Gdybyś miała zły dzień albo chciała się wyżalić, śmiało wal na FB.
Za zmianę pracy również Cię podziwiam. Mnie zmiany przerażają wręcz tak bardzo, że mogłabym zgnić w kiepskiej sytuacji, byleby nie musieć stawiać czoła nowemu. Jestem bardzo, bardzo szczęśliwa, że kiedy już zebrałam się w sobie, aby zmienić pracę, trafiłam w świetne miejsce.
Moje problemy zdrowotne również blokują mnie przed wieloma rzeczami. Chwilowo nie nadaję się ani na bycie czyjąś dziewczyną, ani na bycie znajomą nowej osoby. Utrzymuję się w towarzyskim świecie dzięki pracy i blogowi. Gdyby nie te dwa elementy życia, siedziałabym zakopana w kołdrze. Nie ubierałabym się, nie malowałabym się i wychodziłabym jedynie do sklepu, żeby zebrać zapasy i móc ponownie zabarykadować się w domu. Sama już nie wiem, czy mam depresyjną osobowość, czy depresję.
Twoja słodyczowa propozycja grzeje moje serducho. Bardzo chciałabym się zgodzić, ale wiem, że teraz lepsze będzie dla mnie osiągnięcie celu: zminimalizowanie posiadanych słodyczy. Nie chcę już gonić za datami ważności. Chcę móc co tydzień czy dwa kupować nowe słodycze i recenzować je na bieżąco. Jeśli na początku przyszłego roku nadal będziesz chętna podzielić się ze mną zbiorami, wtedy z wielką przyjemnością coś wezmę.
Spróbuj robić coś dla siebie. Jedną rzecz w tygodniu, która wywoła na Twojej twarzy szczery uśmiech. Zacznij od głupot. Kup ładnie pachnący balsam i się nim smaruj. Częściej przytulaj kota. Poczytaj kotu bajki. Kup uroczy kubek i pij z niego zamiast ze zwykłego. Może podziała to na Ciebie tak, jak na mnie opublikowany tu wpis.
Dużo ciepła w zimnym dniu <3
Zawsze trzeba szukać jak najwięcej pozytywów w życiu, choć nie zawsze jest to łatwe :( czasem jak mam doła to aż mam wrażenie że nic pozytywnego nie ma i wszystko nie ma sensu… Z tej bezsilności płacze, ale lubię sobie popłakać bo potem od razu mi lepiej :D w moim życiu ostatnio jest było trochę szczęśliwych chwil – ja też odzyskałam kilku znajomych, choć nie można powiedziec, że się pokłóciliśmy – po prostu straciliśmy kontakt, a teraz go odnowiłam. Udaje mi się też już mniej przejmować szkołą i już nie świruje za każdym razem, gdy dostane gorsza ocenę. Wcześniej trochę też zdrowie mi się pokruszylo, ale ostatnio byłam u lekarza i jest lepiej, także to też uznaje za szczęście w życiu :) a uszczuplenie listy słodyczy? Chyba nie ma nic bardziej satysfakcjonującego :D
Nie pamiętam już, kiedy płakałam płaczem, który oczyszcza i powoduje poprawę nastroju. Obecnie mój płacz jest nieskończony – zaczął się dawno temu i będzie trwał. Naprawdę mam bardzo, bardzo kiepski czas w życiu. Nawet te rzeczy, które wymieniłam we wpisie, to nic w porównaniu z ciężarem dramatów ciążących na przeciwnej szali.
Mam nadzieję, że zawsze będziesz taka radosna, jak jesteś teraz. Jesteś promyczkiem :)
<3
Jeśli jest Ci ciężko, to pamiętam że zawsze możesz mi się wygadać czy coś, jeśli mogę to chętnie Ci jakoś pomogę <3
Dziękuję ;* ale to nie jest ciężar, którym chciałabym obarczyć innych.
JESTEM! <3
Wiem :) Niczym się nie przejmuj. Przetrwam.
Przede wszystkim: to dobrze, że mimo wszystko wciąż także pozytywne sprawy potrafisz dostrzegać. Życzę Ci, aby było ich jak najwięcej. Pamiętaj, że służę ramieniem wsparcia / do wypłakania się. Jak trzeba będzie, to sobie kolejne dokleję.
Z tą pracą – to świetnie! Właśnie tylko co wczoraj miałam na zajęciach jednych, że grunt, to znać siebie, w jakich warunkach lubi się pracować i znaleźć sobie odpowiednie miejsce (omawiane jako odkrycie – dla mnie oczywistość), więc to fajnie, ale ta umowa o pracę! To jest to. Swoją drogą, zaciekawiłaś mnie, czym się tam zajmujesz. :P Mogę kiedyś na PW podpytać?
Takie sprawy słodyczowe – z jednej strony mam bardzo podobnie, z innej inaczej, ale rozumiem zjawisko.
Tak! Czas na książki. Jako że od dawna przerzuciłam się na komunikację miejską wreszcie wiem, o co chodzi, ale nie powiem, wolę czytać w domu. Ważne jednak, by w ogóle mieć na to czas.
Kocham swoją depresyjną osobowość. Nie wiem, jak to robię, ale jestem markotna, kochając swoje życie. Jakoś nie mam ochoty pisać o swoich wesołych chwilach (kurde, nawet dzisiejszą degustacją Original Beans jako taką traktuję), ale umiem cieszyć się z małych rzeczy jak z wielkich i… i to mnie cieszy. A jednocześnie jakoś nie mogłam ostatnio słuchać albumu „Four Seasons To A Depression” zespołu Nocturnal Depression, bo wydał mi się zbyt… wesoły, skoczny na obecne dni.
Szkoda, że Twoje ramię jest wirtualne. Pewnie bym skorzystała. W ogóle żałuję, że mieszkamy od siebie tak daleko.
Możesz zapytać o pracę i tu, i wiadomości prywatnej :) Jestem SEO copywriterką i młodszą specjalistką SEO. Piszę teksty dla klientów z każdej możliwej branży. Wraz z ekipą z pracy pozycjonuję strony internetowe. Mamy klientów sprzedających dewocjonalia, ale też sexshopy online :D
Prawdopodobnie na studiach odkryłam, że kiedy jest mi w życiu zbyt wesoło, specjalnie wyszukuję rzeczy, przez które jestem smutna. I świadomie władowuję się w sytuacje, które mogą mieć tylko smutny koniec. Ten cały smutek jest w dziwny sposób pociągający i sprawia mi radość.
Trzeba się kiedyś ogarnąć i spotkać się, bo teraz i tak to już odległość o wiele mniejsza niż jeszcze jakieś dwa lata temu. Brak samochodu nie pomaga, ale są inne sposoby dotarcia.
Brzmi fajnie, nie ma miejsca na nudę, co? I dużo, dużo pisania. Najpierw myślałam, że bardziej ogarniasz teksty na strony, żeby były chwytliwe, klikalne itp. (w sensie, że dobierasz słownictwo, układ tekstu itp.). Studiowałaś kulturoznawstwo, nie? Czy do tej pracy musiałaś jeszcze jakieś coś robić? Kursy czy tytuły? Pytam, bo tak i o sobie już myślę. Marzy mi się właśnie pisanie, ale… Najlepiej w domu, ale w takich sprawach, profesjonalnym pisaniu na zlecenie, czuję się zielona, a przez to… Ja wiem? Dziwnie jak na mnie nieśmiała? Trochę jakbym nie wiedziała, gdzie w pierwszej kolejności uderzyć (ja!). Liczę jednak, że wraz ze studiami nagle coś mnie olśni, bo teraz jakoś tak – nie nadążam za rynkiem? Za technologią? Trochę mnie przeraża? (Właśnie tak już nawet pomyślałam, czy Ty edytujesz jakoś konkretnie teksty czy coś przy użyciu np. skomplikowanych programów – bo czuję, że to by mnie przerosło, ale… SEO copywriterzy jednak też tak… Piszą po prostu?). Głupio mi, że tak pytam, haha.
Wyszukiwanie sobie smutków i mi paradoksalnie sprawia radość. Nawet nie lubię być w pobliżu wiecznie zbyt wesołych osób (ale oczywiście dobrze, że ludzie są szczęśliwi – ani trochę mi to nie przeszkadza, a gdy kto ktoś, kogo znam to mnie cieszy).
Chętnie się do Ciebie kopsnę, przy czym raczej poczekam do wiosny, ażeby nie kopnąć w kalendarz z zimna :P
Układ tekstu zależy w dużej mierze od szablonu strony. Można wprowadzać poprawki np. kodem HTML, ale to upierdliwe i w większości przypadków pracuję na takim CMS-ie, jaki zainstalował klient (WordPress, Magento, Shoplo, Shoper etc.; pewnie i tak niewiele Ci to mówi). Chwytliwość tekstów a klikalność linków to różne rzeczy, ale kiedy pisze się arty dla klientów, ogarnia się obie (i wiele innych). Tak, skończyłam kulturoznawstwo. Nie, nie robiłam kursów. Znalezienie pracy zdalnej dla copy przy zerowym doświadczeniu wg mnie jest niestety niemożliwe. Nawet jako copy z kilkuletnim stażem nie wyżyłabym z pracy na własną rękę, bo: 1) nie mam siły ani umiejętności zdobywania klientów, 2) na rynku copy – jak na każdym innym wolnym rynku – klient woli więcej i taniej, więc weźmie tę osobę, która mu machnie artykuł za 5 zł. A to na pewno nie będę ja. Wstępem do zostania copy jest umiejętność pisania: poprawnego językowo i stylistycznie, ciekawego. Ja miałam do dyspozycji tylko to, kiedy poszłam do pierwszej pracy, także luzik. Tam mnie wszystkiego nauczyli. Dopiero po latach mogłam pracować z domu. Ach, no i umowa o pracę z pracą zdalną zdecydowanie nie idzie w parze. Musiałabyś założyć działalność, żeby mieć NFZ i grosz na emeryturę. Moim zdaniem przeszłam dobrą drogę i takiej Ci życzę. Znajdź firmę, w której będziesz się dobrze czuła i której pracownicy będą chcieli przekazać Ci wiedzę. „Zielone” osoby potrafiące pisać są korzystne, bo płaci im się na początku mało, a jeśli są chętne do nauki, szybko się wyszkolą i mogą zacząć zarabiać przystojny pieniądz. Z innej beczki, nie chciałaś czasem być dziennikarką? ;>
Lubię chodzić do pracy, bo tam są ludzie „wiecznie szczęśliwi”. Żartujemy, śmiejemy się i czuję się dobrze. Wiem jednak, że nie mogłabym być z za bardzo wesołą osobą, bo sądzę, że nie zrozumiałaby ani nie potraktowałaby poważnie mojego „smutnego ja”.
No tak, własna działalność to… No, wiem, że i nie dla mnie.
Dziękuję. Mam szczęście poniekąd, że coraz więcej ludzi nie lubi i nie umie pisać, więc może moje pisanie komuś się tam spodoba.
Niee, dziennikarką nigdy nie chciałam być, a studiuję dziennikarstwo, ponieważ mam na nich wiele przedmiotów związanych z pisaniem i mediami. Naprawdę chciałabym pisać książki, ale wiadomo jak to jest. Myślałam zawsze o pisaniu jakiś tekstów reklamowych czy jakichkolwiek. Owszem, może i z dziennikarstwem związanych, ale nie tak, jak to się od razu kojarzy, nie tak ambitniej. Ot, mogłabym siedzieć w malutkiej redakcji, coś małego, ale własnego pisać na spokojnie (nie patrzę na to jak na dziennikarstwo, a tak… „pisarsko” z uczuciem).
Mogę być szczęśliwa z innymi, dobrze się bawić czasowo – max. parę godzin, ale nawet i parę dni, jak chodzi o jakiś wyjazd czy coś.
W kwestii Twojego przyjazdu – wiosna bardzo mi odpowiada. Raz, że pogoda zacna, dwa Mama wybiera się do Suwałk.
Mnie to najbardziej cieszy myśl o nadchodzącym weekendzie, ewentualnie o urlopie (ale że z jednego dopiero co wróciłam, to póki co nie ma dla mnie nadziei :P), a tak poza tym to bardzo lubię jeść w spokoju śniadanie, obiad czy kolację przy filmikach na yt, robić wieczorny przegląd instagrama czy chodzić na zakupy spożywcze, poza tym nic na obecną chwilę nie przychodzi mi do głowy, ale niewiele rzeczy mnie cieszy niestety.
Na koncerty chodzić nie lubię, książek nie chce mi się czytać, jak nie muszę (mało która tematyka mnie interesuje), a ze słodyczy tak się oczyściłam, że prawie nie mam już co jeść w weekendy (nie wliczam w to gorzkich czekolad, od których ciągle pęka mi szuflada i super krówek), ale wiernie tkwię w postanowieniu niekupowania słodyczy samemu i poczekam na dostawę do mikołajek ;)
Z urlopem czekam na zimę, żeby nie musieć wychodzić z domu, jak będzie mróz, haha :D Za to w przyszłym roku biorę wolne w lipcu albo sierpniu i jadę nad polskie morze, nie ma przebacz.
Przykro mi, że mało Cię aktualnie cieszy. Łączę się z Tobą w złym samopoczuciu. Wykończenia słodyczy gratuluję! Ja też czekam do mikołajek, przy czym kupię sobie słodycze sama. Ty, jak mniemam, spodziewasz się prezentów od bliskich?
Byłam nad morzem latem w tym roku pierwszy raz od kilkunastu lat (chyba w czerwcu) i wymarzłam bardziej niż zimą (od kilku lat co roku jeżdżę w grudniu na kilka dni po świętach). Zimą to wiadomo, że trzeba wziąć kurtkę, a latem to nie wiadomo w czym chodzić (odczuwanie temperatury to też subiektywna rzecz, bo podczas gdy ja marzłam spacerując w bluzie, wiele osób się opalało, a nawet kąpało :P). Ale wiadomo, że jak chcesz zaznać plażingu to zima odpada, ja nie plażuję, więc wybieram zimę lub jesień, gdy nie ma tłumów ;)
A kolejny urlop planuję zimą i chciałabym jechać gdzieś się powygrzewać ;)
U mnie z tym cieszeniem to jest inaczej niż u Ciebie… Mało co mnie cieszy faktycznie, ale nie umartwiam się też na co dzień jakoś specjalnie – nie wiele mam czasu na rozmyślanie nad swoim stanem i nie czuję się smutna.
Od jednej bliskiej osoby owszem – zawsze dostaję jakieś trafione przysmaki zgodne z moim aktualnym zapotrzebowaniem, drugiej muszę trochę podpowiedzieć, a od rodziców to sama sobie muszę wszystko wybrać albo zamówić, bo trafność mają nędzną, a nie słuchają mnie na tyle, żeby wiedzieć, co obecnie bym chciała.
Nigdy nie byłam nad morzem jesienią ani zimą. Rozumiem, że można to lubić, niemniej dla mnie to jak lizanie loda przez folię. Kocham lato za temperatury i wyjeżdżając nad morze, oczekuję plażingu, smażingu i kąpingu.
Może nie powinnam uprawiać autoanalizy, bo wtedy nie byłabym smutna? Niee, odpada. To część mnie. Nie szukam refleksyjnych myśli na siłę. One po prostu we mnie są.
Z moimi rodzicami – głównie mamą, bo z tatą niestety mam słaby kontakt – jest tak samo. Myślę, że gdybym powiedziała tacie, że ma szukać za granicą słodyczy konkretnego rodzaju, szukałby takich. Wolę jednak, jak wybiera sam. I tak jest mi supermiło, że myśli o mnie podczas podróży. Z kolei jak powiem mamie, że chcę ciemnego Wedla kokosowego, dostanę mlecznego Wawela kokosowo-truskawkowego (ofc nie ma takiego, to tylko przykład).
Nad polskim morzem trafić w pogodę to trzeba mieć szczęście… Rodzice byli w czerwcu w Kołobrzegu i mieli tam 19 – 24 stopnie, podczas gdy w centrum było 35 :P Ja się nie opalam, na plaży nie uleżę, więc nad morze jeżdżę pochodzić i jesień czy zima nadają mi się do tego najlepiej. A w Bałtyku to nawet nogi nie jestem w stanie zamoczyć :P Do kąpieli to muszę mieć naprawdę ciepłe morze.
Jakiś czas temu powiedziałam rodzicom, że jak nie wiedzą, co mi kupić, to najlepiej niech biorą ciemne czekolady, bo te zjem zawsze. No i ostatnio dostałam ciemne pralinki Lindor, mimo że je lubię najmniej, a nie raz im mówiłam, że ciemna czeko to taka 85% +. Zagraniczne słodycze już mnie nie emocjonują tak jak wcześniej, ale kiedyś, jak tata przywoził mi przysmaki z innych krajów, to przeważnie trafił w te dostępne w Polsce :P Ostatnio wyszukał mi jakieś niby zdrowe ciastka owsiane, ale oczywiście z olejem palmowym, więc już lepiej niech on się nie stara :P
„Naprawdę ciepłe morze” zazwyczaj jest bardzo słone. Mam tak delikatny organizm, że jak włażę do przesolonego zbiornika wodnego, boli mnie skóra. Pamiętam, że jako dziecko weszłam do morza w Hiszpanii i płakałam. W gimnazjum byłam w Chorwacji i zanurzyłam się tylko do kolan, bo nie mogłam wytrzymać. Dziwne, ale tak mam.
Perypetie z rodzicami i słodyczami bezcenne :’D
To ja tak nie mam z zasoleniem (choć sól ogólnie mnie denerwuje w wodach, nie pamiętam już gdzie to byłam, że z nóg jej nie mogłam doczyścić), ale wody w Hiszpanii czy Chorwacji to też nie do kąpieli dla mnie, plażą mogę tam pochodzić ewentualnie :P
W Chorwacji nie miałam plaży. Wszędzie był beton.