Co lubię, a kim jestem?

Podczas gdy wiosną i latem jestem nastawiona na rozrywkę, jesienią i zimą chętniej siedzę w domu i snuję refleksje na rozmaite tematy. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad rozróżnieniem tego, co lubię, od tego, kim jestem. Brzmi dziwnie, ale nie martwcie się, wszystko wyjaśnię. No, przynajmniej spróbuję.

Co lubię?

Są rzeczy, które bardzo lubię i które sprawiają mi wiele radości. Przebywanie z Rubi, kupowanie słodyczy, prowadzenie bloga, czytanie książek, słuchanie muzyki, oglądanie filmów i seriali, zabawa w wesołych miasteczkach, pobyt nad morzem, pływanie w jeziorze… długo by wymieniać. Jednak nie ze wszystkimi aktywnościami czy też pasjami się utożsamiam. Przykładowo ze słuchanej muzyki bez trudu wydzielę taką, która sprawia mi przyjemność, ale nie porusza niczego w środku. Wśród czytanych książek wskażę takie, do których chcę wracać, bo są interesujące, ale także takie, których utraty sobie nie wyobrażam.

Pozornie to, co lubię oraz to, kim jestem wygląda podobnie. W obu zbiorach znajdują się rzeczy, które poleciłabym innym i o których chętnie opowiadam. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego czuję, że są inne. Z tymi pierwszymi mogłabym się rozstać, z drugimi nie, bo czułabym się okradziona z samej siebie.

Kim jestem?

Przez chwilę myślałam, że rzeczy, którymi jestem wystarczyłyby mi do życia. Że osoba, z którą się zwiążę, musi dotrzeć tylko do tej części, do wnętrza. Dziś nie jestem już pewna, czy to prawda. Mimo iż mogłabym się pozbyć rzeczy, które lubię, bez nich byłabym smutna. Noszę w sobie – być może każdy tak ma, nie wiem – tak odmienne oblicza, że gdybym musiała wybrać tylko jedno, czułabym dotkliwy brak drugiego.

Potrafię odróżnić to, kim jestem od tego, co lubię chociażby w ten sposób, że kiedy dzielę się z kimś książką, filmem albo piosenką, którą lubię, nie oczekuję, że zyska aprobatę. Jeśli rozmówca uzna, że rzecz jest kiepska, trudno. Mamy różne gusta i tyle. Za to kiedy podzielę się rzeczą, którą jestem i zderzę się z obojętnością albo negatywną opinią, czuję się smutna, dotknięta i rozczarowana.

Co lubię, a kim jestem? – rozróżnienie

Temat tego, kim jestem i tego, co lubię jest na tyle zawiły, że martwię się, czy uda wam się zrozumieć, o co mi chodzi. Nie potrafię wytłumaczyć, jak rozróżnienie działa ani z czego wynika. Może czujecie się tak samo i będziecie wiedzieć. A może nie i treść dzisiejszego wpisu uznacie za dyrdymały.

Przygotowałam kilka przykładów rozróżnienia:

  • To jest piosenka, którą kocham. To jest piosenka, którą jestem.
  • Uwielbiam prowadzenie bloga, ale mogłabym bez niego żyć. Nie przeżyłabym bez pisania.
  • Tysiąc razy wracałam do filmu Dziennik Bridget Jones, lecz jeśli ktoś go skrytykuje, nie poczuję urazy. Nie zniosę krytyki A.I. Sztucznej inteligencji ani Labiryntu fauna.
  • Nie muszę mieszkać sama – potrafię dzielić życie z drugą osobą. Nie wyobrażam sobie jednak nie móc kilka razy w tygodniu uciec i być wyłącznie sama ze sobą.
  • Mam dwa opasłe regały książek, wśród których znajdują się powieści Katarzyny Grocholi, Grahama Mastertona, Orsona Scotta Carda, J.K. Rowling, Carlosa Ruiza Zafona i dziesiątek innych autorów, których uwielbiam i gorąco polecam. Ale książką mojego życia jest Mag Johna Fowlesa.
  • Lubię wesołe zdjęcia ze słodyczami, maskotkami i całą paletą kolorów. Prawdziwą mnie jednak zobaczycie na zdjęciach ze smutkiem, bólem i powszechnie uważanych za dziwne (podrzynane gardło, owinięta bandażami głowa, ciało spowite mgłą, pobrudzona czarną farbą skóra).
  • Kocham otaczać się uroczymi gadżetami, pluszowymi jednorożcami, jasnymi dodatkami do domu. W środku jestem czarna, bagnista i pokręcona.

Jak rozpoznać, że dana rzecz jest nami, a nie stanowi po prostu kolejnej rzeczy, którą lubimy? Wiedza przychodzi naturalnie. Możemy zjeść tysiąc czekolad, batonów i ciastek, które nam posmakują i do których będziemy wracać. Jednak kiedy trafimy na najlepszy, poczujmy, że to właśnie ten.

***

Zacznijmy od pytania: czy rozumiecie, o co mi chodzi? Jeżeli tak, czy też umiecie podzielić siebie na dwie – lub więcej – części, z których jedna ma rdzeń wewnątrz, a druga to nabudowana powłoka rzeczy lubianych? Jestem bardzo, bardzo ciekawa odpowiedzi.

25 myśli na temat “Co lubię, a kim jestem?

  1. Ja rozumiem doskonale. Na zewnątrz jestem kimś zupełnie innym niż w środku. Ostatnio jednak coraz mniej sięgam do wnętrza i nie raz czuje że tracę siebie …

  2. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale po przeczytaniu Twojego wpisu rozumiem o co chodzi i rzeczywiście potrafię wskazać kilka rzeczy które lubię oraz te, którymi jestem. Najprościej byłoby mi zacząć od książek – uwielbiam wszelkie horrory i fantastykę, ale jednak w moim sercu najgłębiej gości seria Harry’ego Pottera, bo trzymam go tam już praktycznie odkąd zanim jeszcze zaczęłam pierwszą klasę podstawówki.
    Z filmów kocham komedie, horrory, fanstasy i animacje, ale ten jeden jedyny, który od razu przyszedł mi do głowy to Godziny Szczytu.
    Uwielbiam podróże, zwiedzanie czy wizyty w wesołym miasteczku, ale tak naprawdę prawdziwą radość daje mi nie wyjazd gdzieś daleko, tylko spędzenie tego czasu z rodziną.
    Lubię przebywać z przyjaciółmi i lubię też czasem pobyć sama, ale ponownie to spędzanie czasu z rodziną jest tym, czym ja jestem.
    Naprawdę ciekawy pomysł na wpis, miło zrobić sobie taką refleksję z rana :)

    1. Ja ciągle snuję rozważania na dziwne tematy i przeprowadzam autoanalizy. Nie lubisz, nie masz czasu czy z natury nie przychodzą Ci do głowy tego typu refleksje?

      1. Chyba nie mam takiej natury, bo czas w weekend to bym miała, gdybym chciała (bo w tygodniu to robię wszystko na raz i mój mózg nie podołałby takim rozmyślaniom raczej – teraz np. czytam Twojego bloga, piszę na fb, słucham podcastu i kończę śniadanie, a zaraz czas brać się za pracę).

        1. To nie jest tak, że musisz usiąść i myśleć nad tematem. Przynajmniej u mnie wygląda to zupełnie inaczej. Myśli pojawiają się w dowolnym momencie. Przykładowo popatrzę na kiełbasę w Biedronce i nagle pojawia się refleksja o życiu.

            1. Ja nie byłam w Auchan ani Kauflandzie od wielu miesięcy. W ogóle odkąd zmieniłam pracę, chodzę tylko do Biedry, Lidla i Aldiego, bo mam je na osiedlu. Co kilka tygodni wypuszczę się do Leclerca, Carrefoura bądź dogorywającego Tesco.

              1. A Auchan jestem tylko gdy jestem w Łodzi, bo mam go na trasie do szpitala i to obowiązkowy punkt wycieczki (w grudniu tam będę, więc może trafią się jakieś fajne promki ;)), w Kauflandzie nie byłam z miesiąc, bo muszę przechodzić do niego przez ulicę na pasach do których mam daleko od Tesco, a tam najczęściej chodzę, bo ciągle jest dość dobrze wyposażony i nie ma kolejek do samoobsługowych kas. Aldiego nie mam w okolicy, do Lidla mam trochę daleko i teraz, gdy jest taki smog, nie chce mi się tam chodzić. Koło pracy mam dobrze wyposażony Społem i tam dość często jestem.

  3. Wydaje mi się, że rozumiem, o co Ci chodzi. Jestem też ciekawa, czy jak ja masz też kategorię rzeczy „wiem, że to chłam, ale i tak to lubię”.
    Samej mnie zabrało sporo czasu zrozumieć, że rzeczy, które mnie tworzą mogą przeoczyć tym, które lubię. A jeszcze dłużej lubienie tej różnorodności swoich potrzeb i nie wzbudzanie w sobie nienawiści do tej części, która czasem potrzebuje chałowatej przyjemności jak wieczór z milka i „nigdy nie mów nigdy” lub co gorsza łzawym romansidłem.

    1. Zdecydowanie umiem wskazać rzeczy, które są obiektywnie kiepskie, ale subiektywnie sprawiają mi radość. Popularny w latach 90 gatunek muzyczny eurodance – kocham go całym serduchem i słucham co roku w porze wakacyjnej. Ponadto lubię serię filmów Disneya „High School Musical”, których poziomu better nie omawiać :P Lubię też ubrać się w domu w stare, wieśniackie i niepasujące do siebie rzeczy, które są cieplutkie i wygodne. Wyglądam tragicznie, aaale skoro nikt nie patrzy… (:

  4. Rozumiem doskonale. Nie raz myślałam właśnie o tym, kim jestem, a co lubię. Częściej chodziło raczej o rzeczy, które mnie definiują, ale tak, ogólnie też tak świat dzielę. Żeby tylko nie było – to co lubię, lubię i uwielbiam szczerze – to też ja. Są jednak różne płaszczyzny (?) na których jestem sobą.
    Może to zabrzmi dziwnie, ale bardzo lubię Twoją prawdziwą naturę (tę część, którą pokazałaś).

    Gdybym miała pokazać to na piosenkach, miałabym problem. Ja to ogólnie black i death metal, z różnymi pododmianami, bo właściwie nawet ich nie rozróżniam, a i nie słucham pojedynczych piosenek – włączam album i se leci. Tak też np. uwielbiam „Shadow Realms” Firespawn, „Pożeracze Słońc” Plagi itd. Gdyby nie one, znalazłabym inne, ale gdyby zabrać mi cały black / death, to wykroic część ze mnie.
    Lubię gotować, ale umarłabym bez wsmakowywania się w poszczególne smaki, nuty.
    Lubię czasem gdzieś coś pojechać, zobaczyć, ale konkretnie góry są mną. Mogę nie być w nich rok, ale wiem, że są. Jak już w nich jestem, czuję wolność.

    Nie mam problemu z przebywaniem z fajnymi ludźmi, ale ja to samotność. Nawet w tłumie czy mieszkając z Mamą. Cieszę się, że mnie rozumie, że gdy potrzebuję spokoju, nie wchodzimy sobie w drogę. Lubię wychodzić z nią do miasta na zakupy, w różne miejsca, ale czasami potrzebuję wyjść sama ze sobą.

    Gdy uznam, że coś jest fajne i smaczne, mogę się podzielić, nachalnie polecać. Swoimi dobrymi czekoladami, które kocham, które czuję, nie dzielę się jednak ani np. nie staram się nikogo do nich przekonać. Wiem, że niektóre są nie dla Ciebie, Mama nie lubi ciemnych, więc wolę, byście takich nie jadły, bo byłoby mi strasznie przykro, gdyby Wam nie smakowały.

    Mam swoje ukochane ubrania, ale nie utożsamiam się z nimi. Umarłabym, gdyby odebrano mi moje tatuaże. Wszystkie wyrażają mnie, są moimi wymysłami i mnie oddają, mają znaczenie.

    Mogłabym żyć bez bloga, ale nie bez recenzowania, opisywania itp. Robię to, odkąd pamiętam. I będę robić zawsze.

    Lubię fajne rzeczy i gadżety, gromadzenie, ale nie mogłabym mieszkać w miejscu z wieloma bibelotami. Mam pokój zapchany, czym się da, ale to przez mały metraż. Umarłabym, gdybym nie miała „czym oddychać”, a więc bez przejrzystych, spartańskich pomieszczeń typu kuchnia, korytarz. Muszę też właśnie mieć jedno miejsce małe, ciasne i ciemne (mój pokój, w którym np. prawie nigdy nie odsłaniam okien).

    Kocham zarówno to, kim jestem, jak i to, co lubię. Lubię to łączyć, bo wtedy wychodzi coś w ogóle wręcz psychodelicznego.

    Miałam w życiu okres (koniec podstawówki), kiedy próbowałam ukrywać prawdziwą mnie i to, co naprawdę lubię. To były beznadziejne lata. Teraz żyję, jak chcę i koniec. Wprawdzie częściej dzielę się tym, co lubię, bo to prostsze, niezobowiązujące, ale i nie kryję, kim jestem. Po prostu nie mam potrzeby, by się tym dzielić, ale jak ktoś chce mnie poznać, to chociaż częściowo szansę ma.

    1. Uśmiechnęła mi się mordka, kiedy wracałam z pracy i odpaliłam na telefonie blog, żeby zobaczyć, czy przybył jakiś komentarz :) Jak zwykle polecę w punktach, bo tak mi łatwiej.

      1. W moim życiu muzyka pełni bardzo, bardzo ważną funkcję. Gdyby ktoś odebrał mi muzykę – tak w ogóle, całokształt muzyki – chyba bym umarła. Zapytałaś mnie ostatnio na swoim blogu, czy gdyby ktoś usunął moje ulubione słodycze, zaczęłabym je robić. Jakoś tak to szło. Zdecydowanie mogłabym przeżyć bez słodyczy. Są fajne, ale tylko tyle. Natomiast muzyka jest częścią tego, kim się czuję i kim jestem. Swoją drogą, widzę tu pole do wprowadzenia nowego podziału. Nie zawsze to, kim się czujesz, jest tym, kim jesteś. Czasem się udaje (z miliona różnych powodów, od perfidnych po samoobronne).

      2. Czym dla Ciebie są góry, dla mnie jest woda. Najbardziej lubię jeździć nad morze, bo poddaję się panującej tam atmosferze dziecięcej beztroski. Pewnie dlatego, że kojarzę Bałtyk z dzieciństwem właśnie. Natomiast jezioro jest tą wodą, z którą się utożsamiam.

      3. Nie jestem pewna, czy jestem samotnością. Albo inaczej: wydaje mi się, że nie jestem. Najbardziej na świecie lubię budować mikroświat z jedną wybraną osobą w danym momencie. Czy to jest przyjaciel, czy partner, czy kobieta, czy mężczyzna, czy ktoś starszy, czy młodszy – whatever. Jeśli nadajemy na tych samych falach, tyle mi wystarczy. Nigdy nie umiałam ani nie lubiłam mieć paczek znajomych, w których trzeba lubić wszystkich po równo. Zdecydowanie jestem osobą „jednotowarzyszową”.

      4. Rozumiem niechęć do tego, żeby ważne dla nas osoby jadły (bądź robiły) coś, co my kochamy, a im nie posmakuje/nie przypadnie do gustu. To okropnie i ogromnie przykre uczucie, kiedy widzi się na twarzy osoby, z którą dzielimy się czymś ważnym, niezrozumienie, obojętność albo niechęć. Jeszcze pół biedy, jak to jest ulubiona czekolada czy piosenka. O wiele gorzej, jak powiesz coś o sobie. Coś, czego nie mówisz nikomu albo bardzo niewielu osobom. I właśnie to ta rzecz zostanie odrzucona.

      5. Utożsamiam się z konkretnym rodzajem ubrań (moje ulubione to duże, luźne, ciepłe, szare), ale gdyby ktoś mi je odebrał, nie poczułabym utraty siebie. Po prostu kupiłabym kolejne w tym samym stylu. Nie wiem, czy fizycznie jest coś, co można by mi odebrać, żebym straciła siebie. Może wzrok albo słuch. Tysiąc razy bardziej wolałabym stracić węch lub smak niż wzrok bądź słuch. Podejrzewam, że u Ciebie na pierwszym miejscu stoi smak. Co jest kolejne?

      6. Nauczyłam się, że w każdej przestrzeni umiem poczuć się dobrze, jeśli właściciel pozwoli mi urządzić kącik po swojemu. Nie mogłabym pracować w miejscu, w którym biurka byłby sterylne i np. co tydzień trzeba by się było przesiadać. Albo na drugą zmianę przychodziłby ktoś, kto siedziałby na moim miejscu. Brr. W szkole to normalne, ale nawet na studiach starałam się zawsze zajmować „swoją”, oswojoną ławkę.

      Dziękuję za podzielenie się ze mną kawałkiem Ciebie :) I za wiadomość na Instagramie. Sprawiłaś mi ogromną radość.

      1. 1. O, to też w kwestii podziału. I znów – to kogo i jak udajesz, też jakoś mówi, kim jesteś.

        2. Można powiedzieć, że wychowałam się w jeziorze. :D Ale obecnie nie dla mnie. Aczkolwiek i dla wody mam tatuaż (odnoszę się do tego, że kiedyś stwierdziłam, że w zasadzie czuję, że mam coś z każdego żywiołu).

        3. Też nigdy nie miałam paczek.

        4. Prawda, chociaż w komnatarzach łatwiej jest podawać te prostsze przykłady.

        5. Smak niestety jest związany z węchem (ponoć bez węchu nie czuje się smaku), więc te na równi. Potem wzrok.

        6. Mam swoje miejsca i nikt mi ich na studiach nie zabiera, bo np. w momencie, gdy wszyscy uciekają na tył, ja z chęcią lecę na przód.

        Miło mi. I samą siebie tym bardzo ucieszyłam. :D

        1. Na studiach miałam problem, bo najchętniej siadałabym na przodzie. Zawsze dużo gadałam i wykłócałam się z innymi studentami. Z kolei moja kumpela nie mówiła sama z siebie i chciała chować się z tyłu, żeby nie zostać zapytana. Wybierałyśmy zatem środek. Na dupnych przedmiotach zajmowałyśmy tył, a na superważnych – głównie dla mnie – przód.

          1. Ja jestem sama jedna, w dodtaku przygłucha, haha. I, jak na wykładzie jem czekoladę, nie chcę, by ktoś blisko mnie szamał jakieś chrupki czy pił energetyki, mdli mnie od tego. Hah.

  5. Each season has its own nature and results in a special contemplation and love of the individual, and can include contextual contexts that are of particular value to one and to the other. The same goes for the amount of one’s desires and nature

  6. Fantastyczny wpis. Kim jestem? Co lubię? Myślałam, że będę dłużej się zastanawiać, jednak to przyszło samo. Myśląc nad odpowiedziami, przyszły mi jeszcze do głowy dwa inne ważne dla mnie pytania, które razem stworzył perfekcyjny obraz mnie samej i co ciekawe, były dla mnie samej zaskoczeniem. Zapytałam siebie jeszcze: Kim jestem dla innych? Jak postrzegają mnie Ci inni? To, kim jestem, co lubię, kim jestem dla innych i jak oni mnie postrzegają u mnie bardzo się przeplata i najlepiej odzwierciedlają to słowa Korteza: „Wyjdź po cichu, nie pal światła. We śnie dotknij mojej skroni.
    Jeśli kiedyś zechcesz wrócić wiedz, że tutaj nic nie zmieni się. Te stare płyty weź, lubiłaś je
    i tak na pamięć znam ich każdy dźwięk. Dzieciom mów, że tyram gdzieś na chleb i kłam, i kłam, że wciąż kochasz mnie, że chcesz. Wierz mi lub nie, od dawna już wiem. Wierz mi albo nie, sam się dziwię ile można znieść. A moje wiersze spal, zrób co chcesz bo jawnie szydzi z nas ich każdy wers. Dzieciom mów, że w święta odwiedzę je i kłam i kłam i kłam, że wciąż kochasz mnie, że chcesz. Wierz mi lub nie od dawna już wiem”

  7. Dziś Olga, gdybym miała określić to kim jestem, to byłaby jego kolejna piosenka: „Pewnie ciągle Ci się zdaje, że niejedno już widziałeś,
    niech się tylko skończy dzień
    i król weźmie czego chce.

    Będzie krążył po ulicach,
    będzie ubaw jak na filmach.
    Powiedz czy się kiedyś bałeś,
    że na zawsze będziesz mały.

    Wracaj do domu, jeszcze czas.
    Ten za kim idziesz, nie jest aż tyle wart.
    Więcej niż inni szczęścia masz.
    Wracaj do domu, tutaj zostaniesz sam.

    Z czasem w żyłach płynie wściekłość,
    zmienia twarz, sylwetkę, głos.
    Umiem patrzeć tylko tak,
    żeby mogli się mnie bać.

    Moje święte tatuaże,
    są mi w życiu drogowskazem.
    Kiedyś też mi się zdawało,
    że za dużo już widziałem.

    Wracaj do domu, jeszcze czas.
    Ten za kim idziesz, nie jest aż tyle wart.
    Więcej niż inni szczęścia masz.
    Wracaj do domu, tutaj zostaniesz sam.”

    To kim jestem dziś, sprawiło, że nie wróciłam, ale dziś tego żałuję całym sercem, całymi trzewiami i NIKT nie jest w stanie tego zmienić, choć wiem, że nie byłabym dziś tym, kim jestem. Jeszcze raz dziękuję za ten wpis.

    Nie zawsze zostawiam komentarz, choć zawsze staram się zbierać i czytać te niedzielne wpisy. Niektóre z nich mnie rozśmieszają do łez, niektóre wprawiają w nostalgię, zadumę, a niektóre są po prostu niezwykle dojrzałe, mądre i zwyczajnie warto je czytać – nie koniecznie komentując. Pozdrawiam. <3

    1. Smutno u Ciebie. Wydaje mi się, że wiem, o jakim wracaniu i o którym momencie życia napisałaś. Jeśli się nie mylę, mówiłaś mi o tym parę razy na żywo, w różnych trudnych sytuacjach.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.