Przegląd pudełek pełnych przeszłości. Nostalgia #3

Uporaliśmy się już z pięcioma przedmiotami z motywem przewodnim Młodzi nie znajo oraz pięcioma rzeczami osobistymi, których nie miałam serca wyrzucić. Dziś zobaczycie kolejną piątkę, tym razem spod szyldu: To pamięta każdy! Gadżety pochodzą z różnych okresów. Jednymi bawiłam się jako dziecko w wieku podstawówkowym, inne nabyłam w gimnazjum lub później. Dajcie znać, czy moja teza jest poprawna i rzeczywiście je znacie. Jeśli tak, koniecznie napiszcie, które mieliście lub macie nadal.

Miłej podróży w czasie!

Pełne lista wpisów nostalgicznych z przeglądem pudełek:

Syntetyczne warkoczyki nad morzem

Warkoczyki znad morza

Kiedy byłam mała, nad morzem panowała moda na przyklejane tatuaże. Cały rok czekało się na wyjazd, żeby wreszcie ozdobić ciało wzorem wybranym z katalogu, zupełnie jak w prawdziwym salonie tatuażu. Popularny był zwłaszcza symbol yin i yang. (Tatuaże z gum i chipsów nie były nawet w połowie tak fajne!)

Z biegiem lat przyklejane tatuaże ustąpiły miejsca malunkom z henny oraz kolorowym warkoczykom wplatanym we włosy. Pozbycie się tych drugich polegało na odcięciu splecionego z nimi kawałka włosów (można też było bawić się w czasochłonne rozplatanie, ale po co?; włosy nie zęby – odrosną!). Wydaje mi się, że zafundowałam sobie takie warkoczyki dwa razy. Za drugim razem byłam już studentką. Po powrocie znad morza, gdy pokazał się odrost, ścięłam warkoczyk i zostawiłam na pamiątkę.

Zabawka plastikowy pistolet na kulki, zabawki z XX wieku z lat 90

Pistolet na kulki

Kto nie miał w latach 90 pistoletu na kulki, ten nie zna życia. Moda na pistolety pojawiła się w tym samym roku, w którym wszystkie dziewczyny – ja również – nosiły elastyczne plastikowe chokery (dla niewtajemniczonych: to naszyjniki-obroże, które ponownie stały się modne parę lat temu). Z pistoletu na kulki strzelało się w tarcze ze styropianu i twarde płaszczyzny. W pierwszym przypadku było widać, kto i gdzie trafił, w drugim zaś słychać. Mniej rozsądne osoby strzelały w zwierzęta i ludzi. Raz dostałam z kulki w palce, bo zasłoniłam lufę pistoletu chłopaka, który wycelował w kota. I raz zarobiłam w pachę. Te dwa strzały pamiętam najbardziej, bo bolały jak jasna cholera.

Ostatni zapas plastikowych kulek kupiłam w liceum (pistolet został mi z podstawówki; to pierwszy i jedyny, jaki miałam). Myślałam, że znów pobawię się w strzelanie, niestety zabawka podzieliła los Tamagotchi. Wracanie do niektórych zajęć z dzieciństwa po postu się nie sprawdza.

Elastyczna metalowa linijka bransoletka na rękę

Linijka bransoletka

Jeśli nie kojarzycie elastycznych metalowych linijek, którymi uderza się w nadgarstek, żeby zwinęły się w bransoletkę, to naprawdę nie wiem, gdzie się wychowaliście. Rozgrzeszam wyłącznie osoby urodzone tuż przed lub w XXI wieku. Cała reszta powinna się wstydzić!

Kiedy linijki bransoletki stały się modne, miała je absolutnie każda dziewczyna i część chłopaków (wszak fajnie biło się nimi koleżanki). Moja z oczywistego powodu była różowa (nie pamiętam, czy ją kupiłam, czy dostałam). Zresztą jest nadal, bo w uwagi na sentyment zdecydowałam się ją zatrzymać.

Druciana zabawka zręcznościowa manualna Kwiat Lotosu

Druciana zabawka zręcznościowa Kwiat Lotosu

Kiedy zabrałam się za opis tego ustrojstwa, zupełnie nie wiedziałam, jak je nazwać. Wpisałam w Google: druciana zabawka ozdoba, licząc na pomoc. Tak oto znalazłam stare aukcje, na których sprzedawcy nazwali to coś drucianą zabawką zręcznościową, zabawką manualną zręcznościową, zabawką 3D. Przy wszystkich tych dziwnie brzmiących nazwach pojawiło się określenie: Kwiat Lotosu. W sumie całkiem trafne.

Nie wiem, co można zrobić z zaprezentowaną drucianą zabawką. Chyba tylko kupić, wygiąć na kilka sposobów i rzucić w kąt. Prawdę mówiąc, jest nudna. Ale ładna! W mojej powykrzywiały się nieco druciki, niemniej nadal wygląda uroczo. Jeśli znacie jej tajemne zastosowanie, koniecznie dajcie znać.

Kolorowe żyłki breloczek

Breloczek z kolorowych żyłek

Kolorowe żyłki pojawiły się i zyskały popularność pod koniec mojej podstawówki. Kupowałyśmy je z koleżankami w papierniczym i w każdej możliwej chwili wolnego wyplatałyśmy breloczki. Pamiętam, że były różne techniki, dzięki którym można było zrobić breloczki o przekrojach: kwadratu, koła, kwiatka itd. Podstawowe żyłki były po prostu kolorowe, te wypasione zaś zawierały dodatkowo brokat.

W tamtym okresie wyplotłam kilkadziesiąt breloczków. Sądziłam, że gdzieś je mam, możliwe jednak, że oddałam wszystkie wraz z niewykorzystanymi żyłkami. (A może są w piwnicy mamy? Musiałabym sprawdzić). Ten jeden breloczek zostawiłam, bo od kogoś go dostałam (niestety nie pamiętam od kogo). Nie planuję go wyrzucać, bo gdyby nie on, zupełnie zapomniałabym o żyłkowej modzie.

***

I jak, kojarzycie przedmioty z dzisiejszego wpisu? Które znacie tylko z widzenia, a które mieliście lub wciąż macie? A może wychowaliście się w jaskini i zaprezentowane gadżety są wam obce? Dajcie znać.

Jeśli moje propozycje przypomniały wam o innym przedmiocie, koniecznie go opiszcie. Być może ja też go znam, ale nie mam w mojej kolekcji przeszłości.

22 myśli na temat “Przegląd pudełek pełnych przeszłości. Nostalgia #3

  1. Warkoczyki z nad morza są super! Zrobiłam je sobie nawet w tym roku :) pierwszy raz miałem je na wakacjach nas morzem jak miałam 10 lat ^^ nie kojarzę przyklejanych tatuaży, ale te z henny już tak :) choć nigdy ich nie robiłam :D
    Pistolet na kulki to był atrybut mojego brata. Dosłownie na każdym odpuście chciał żeby rodzice kupili mu petardy i taki pistolet właśnie. On ma szczęście nie strzelał do ludzi ani zwierząt, tylko w ścianę domu, więc później cała ściana miała małe blizny :D
    Czy te bransoletki to takie odblaski? Jeśli tak, to mam tego mnóstwo. Jeśli nie, to wstydzę się mej niewiedzy :D nie znam też kwiatu lotosu, szczerze mówiąc widzę to pierwszy raz na oczy i nawet nie zdawałam sobie sprawy z istnienia tego czegoś. Ale żyłki za to znam! Może nie wkręciłam się w to tak bardzo, jak Ty, ale kilka breloczków zrobiłam :) ja jednak wolałam robić sobie warkoczyki z muliny i potem nosić je jak bransoletki ^^
    Z takich rzeczy które zna każdy dorzucilabym jeszcze może segregatory z kartkami i patyczki do lodów z danonków :D

    1. Niestety bransoletki linijki nie były odblaskowe, ale wiem, o których pomyślałaś :) Segregatory z karteczkami i – osobno – pocztówkami mam do dziś, tyle że w innej szafce. Trzymam w niej również Złote Myśli i zeszyty zabierane na zielone szkoły, wakacje itd. :D Tyle że dla mnie to baaardzo stare czasy. Głównie przedszkole. Mulina kojarzy mi się z moją babcią, która miała szydełko i druty. Na szydełku nauczyła mnie robić prosty wzór. Drutów nigdy nie ogarnęłam.

  2. Tatuaże pamiętam – zarówno te znad morza, jak i z gum (te drugie nie podobały mi się zbytnio, ale w wakacje często jeździłam do babci na wieś i tam wśród dzieci była na to moda, więc i ja chodziłam cała wytatuowana :P), a warkocze we włosach pojawiły się w czasach, gdy ja już przestałam jeździć nad polskie morze (ostatni raz na takich prawdziwych wakacjach tam byłam chyba w podstawówce), ale pamiętam, że moja koleżanka z gimnazjum miała takiego zaplatańca we włosach po wakacjach – to się chyba nazywało raps.
    Pistoletu na kulki nie miałam, więc chyba nie znam życia ;)
    Linijki bransoletki dostawało się często na jakichś pokazach np. o zasadach ruchu drogowego czy o zdrowym jedzeniu, ale nigdy nie myślałam, że one były modne i nigdy ich nie nosiłam na nadgarstku (i prawdę mówiąc myślałam, że to służy do trzaskania się nawzajem po rękach i sprawdzaniu, kto więcej zniesie :P)
    Drucianej zabawki nigdy nie miałam, ale coś mi się kojarzy, że gdzieś ją widziałam… Na żyłki z kolei pamiętam wielki szał pod koniec podstawówki i do tej pory mam gdzieś na strychu pudełko z nimi chyba. U nas nazywało się to filofuny i miałam tego mnóstwo – wersje brokatowe, matowe i pachnące pamiętam. A jeszcze wcześniej była u nas moda na wyplatanie bransoletek z muliny :D

    1. Tatuaże z gum, chipsów i słodyczy były brzydkie, natomiast takie kupowane w sklepie papierniczym wyglądały spoko. Pierwszy bloczek tatuażowy kupiłam w Hiszpanii na wakacjach z rodzicami. Byłam w przedszkolu albo między 1 a 2 klasą podstawówki. Zużyłam ze trzy, bo zawsze mi było szkoda takich rzeczy i zamiast z nich korzystać, trzymałam w szafce :P Tak oto zostały mi do dziś.

      Nigdy nie byłam na pokazie, na którym dostawało się bransoletkę linijkę :( Natomiast doskonale pamiętam walenie się po rękach, tylko nie kojarzę czym. Były też „mięśniaki”, czyli mocne uderzenia z pięści w mięsień ramienia albo uda. Masakra :D

      1. Jakoś nigdy nie zwróciłam uwagi na takie bloczki z tatuażami…
        Pamiętam takie „urazowe” zabawy – zawsze byłam w nich dobra, bo miałam wysoki próg bólu :D

    1. Nigdy nie miałam pistoletu na kapiszony, ale doskonale je pamiętam. W czasach ich popularności wszędzie leżały czerwone plastikowe „kwiatki” po wystrzelanych nabojach.

  3. Hm. Ja z tatuaży pamiętam tylko te z gum do żucia i rogali chipicao. Nad morze jako dziecko nie jeździłam. Pierwszy raz w liceum.
    Pistoletu i drucianej zabawki nie miałam. O tej zabawce czytam pierwszy raz.
    Te trzaskajace linijki były hitem. Tera z robią takie dla dzieci z maskotkami ;) np. W h&m można kupić.
    Wyplataniem żyłek także ja się zajmowałam. Z niektórych splotow robiłam potem zabawki dla zwierząt tylko że używałam liny.
    Warkoczyki też są mi obce :/

      1. Karteczki w segregatorach były w 1 i 2 klasie podstawówki. Nalepki pokemony, ale nie pamiętam w czym :/ też chyba w rogalach chipicao? Jakoś nic innego do głowy mi nie przychodzi :(
        W gean były kiedyś takie kulki do zakupów :) to się zbierało ;) no ale jakoś nic innego nie mogę wymyśleć ..

        1. U mnie nie było naklejek z Pokemonami. Zbieraliśmy kapsle Tazo, a to i tak nie na podwórku, tylko na wakacjach z kuzynem i jego kolegą. Karteczki i widokówki wymienialiśmy – w zasadzie wymieniałyśmy, bo tylko dziewczyny bawiły się segregatorami – w przedszkolu i zerówce, w szkole już nie.

  4. I prawie cały post o różnościach, które mnie akurat nigdy specjalnie nie kręciły.
    Warkoczyki widywałam, dalej widuję dzieciaki z nimi, ale nigdy mi się nie podobały. Jako dziecko nie lubiłam kucyków i warkoczy, ale chciałam mieć pofarbowane pasemko. Warkoczyki z kolei tolerowałam tylko takie, które mi jedna ciotka robiła – bardzo cieniutkie na całej głowie, całe mnóstwo. Wprawdzie nie były wygodne, ale podobałam się sobie w nich.

    Pistoletów na kulki nienawidziłam, bo syn wyżej wspomnianej ciotki (ten z kocimi oczami) zawsze strzelał nim we wszystkich, bolało jak cholera i… No właśnie.
    Pistolet na kulki jednak sobie kupiłam w gimnazjum, potem były repliki, ale to inna historia.

    Nie miałam takiej bransoletki, walenie się tym uważałam za głupie.

    Te zabawki zręcznościowe zawsze w wyobraźni przerabiałam na parki rozrywki lub urządzenia z laboratorium. Lubiłam tak o nich myśleć. Żadnej nie miałam.

    Breloczki i takie bransoletki z żyłek dzieciaki robiły, ale ani bransoletki, ani robiący je ludzie mnie nie interesowali. Jednego „wężyka” dostałam i ot, był. Ładne kolory łączył – różowy i granatowy, jakoś wyjątkowo do siebie pasowały.

    Właściwie nie mam rozeznania w „to zna każdy” / „to miał każdy”, bo unikalam kontaktów z innymi.

    1. W podstawówce babcia zaplatała mi warkoczyki na całej głowie. Chodziłam w nich przez tydzień czy dwa, a potem rozplatałyśmy i miałam wielką puchatą szopę. Uwielbiałam zarówno warkoczyki, jak i końcowego puchacza (na specjalne okazje, np. sylwestra). Co do kolorów, na studiach miałam parę razy czerwone włosy. Gdyby nie było mi żal blondu – kocham blond! – miałabym różowy łeb.

      Plastikowe kulki są malutkie, a bolą tak, że można się popłakać. Repliki? Zainteresowałaś mnie ;>

      Druciane zabawki zręcznościowe z koralikami kojarzą mi się z kalejdoskopami. Jako dziecko miałam jeden po starszym synu sąsiada, ale szkiełko było w nim pęknięte i nie odbijało wszystkich kształtów. Mam kalejdoskop na liście rzeczy do kupienia. Jest magiczny.

      1. Tak, z moimi warkoczykami było to samo. W ogóle jako dziecko chciałam czasami mieć mocno kręcone włosy (a’la Michael Jackson z „Bad”).
        Miałam kiedyś połowę włosów na blond zrobioną. Dredy częściowo też były koloru jasnego blondu. Nawet ksywkę miałam Blondi, ale akurat mi się to nie podobało.

        Pistolety, shotgun, kałach, co Pani chcesz… Teraz te duże u ojca w piwnicy, a replikę pistoletu sobie zachowałam.

        Dzisiaj widzialam w tramwaju ktoś miał breloczek z żyłek! A ja od razu banana na twarzy.

        1. Kojarzę Twoje zdjęcie z bardzo dawna. Miałaś jasne włosy i chyba warkoczyki.

          Jara mnie broń palna. Muszę dorwać kogoś z wiatrówką, żebym mogła wiosną/latem postrzelać do tarczy. Strzelałam tylko raz. Tzn. jednego dnia przez kilka godzin. Byłam w wieku gimnazjalnym, pojechałam na wakacje do ówczesnego chłopaka i ktoś z jego rodziny miał wiatrówkę i tarcze. Świetnie mi szło. Baaardzo lubię strzelać.

          Może właściciel breloczka wiedział, że czytałaś mój wpis, wobec czego postanowił wystawić Cię na próbę spostrzegawczości ;>

          1. Nie warkoczyki. To były dredy z wplecionymi dredlokami.

            Kupiłam mieszkanie, była w nim szafa. A w niej… Wiatrówka.

            Ja strzelałam ze trzy razy w życiu. Super sprawa, ale przy moich gabarytach to nie taka łatwa sprawa. :>
            Intrygujesz tym, co lubisz coraz bardziej.

            1. Ale sztos!!! Sprawna? Zostawiłaś ją?

              Z prawdziwej broni strzelałam w tym roku po raz pierwszy. Wrzuciłam na Insta i FB zdjęcie plakatu-tarczy, który zatrzymałam. Czułam jednocześnie strach i ekscytację. Nie wyrwało mi ręki, ale po strzale z klasycznego pistoletu nie mogłam utrzymać rąk w poziomie i zawsze leciały o kilka-kilkanaście centymetrów w górę. Przy karabinie (?) i strzelbie już nie.

  5. Kilka razy miałem takie 'colty’… Zwłaszcza z kulkami, tylko łatwo było zrobić je na śruty. Akurat ślepaki są ciekawsze. 😀

    A te warkoczyki to chyba z fellofunu? Pamiętam jak je kiedyś reklamowali w TV.

    1. Przerabiałeś pistolety na plastikowe kulki w pistolety na śrut?!

      Pierwszy raz słyszę słowo „fellofun”. Co to jest?

      1. Były takie udogodnienia do robienia przeróbek na śrut z tego co wiem.

        A fellofun ponoć dystrybuowała chyba firma TM Toys. Ale na google nie ma żadnych wyników, ale do końca nie pamiętam nazwy, wiem że kończyła się na „fun”.

        1. Myślę, że dziewczyny mniej interesują się przerabianiem broni, zwłaszcza małe. Za to teraz chętnie dorwałabym pistolet lepszy od mojego, bo plastikowe kulki znosi wiatr.

          Zanim napisałam poprzedni komentarz, zgooglowałam nazwę. Faktycznie niewiele to daje.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.