Nestle, Princessa Intense Milk Chocolate

Princessa w mlecznej czekoladzie nie jest słodyczem oryginalnym ani przykuwającym wzrok z uwagi na rzadko spotykane zestawienie smaków. A jednak to właśnie taka propozycja – Princessa Intense Milk Chocolate z kremem kakaowym i dodatkiem czekolady deserowej, oblana czekoladą mleczną – pojawiła się wśród czterech nowości Nestle z końca 2019 roku. Ponieważ nauczyłam się kupować pojedynczo (juhu!), zaprosiłam do domu tylko sztukę. Pozostałe trzy warianty też przytuliłam pojedynczo.

Nestle, Princessa Intense Milk Chocolate, wafel kakaowy w czekoladzie mlecznej, copyright Olga Kublik

Princessa Intense Milk Chocolate
wafelek mleczna czekolada

Wizualnie Princessa Intense Milk Chocolate jest w porządku. Wygląda zdecydowanie apetycznie i trochę klasycznie, trochę nowocześnie. Jest smukła, elegancka. Pokrywa ją posypka złożona nie tylko z twardych chrupek pszennych, lecz także kawałków czekolady deserowej (dropsów czekoladowych).

Princessa Intense Milk Chocolate marki Nestle dostarcza 548 kcal w 100 g.
Wafelek Princessa mleczna czekolada waży 33 g i zawiera 181 kcal.

Nestle, Princessa Intense Milk Chocolate, wafel kakaowy w czekoladzie mlecznej, copyright Olga Kublik

Podczas gdy oblana czekoladą deserową Princessa Intense Dark Coconut pachnie podejrzanie mlecznie, skąpana w czekoladzie mlecznej Princessa Intense Milk Chocolate oddaje słodką i kakaową czekoladę deserową. Przywodzi na myśl ciemną czekoladę dla plebsu, a więc słodką i zawierającą niezbyt dużo kakao. Gdyby Nestle zaprezentowało ją w postaci tabliczki, właściwym miejscem dla niej byłaby środkowa półka, na której leżą przeciętniaki. Mleczność występuje tu jako wątek poboczny.

Kokosowe Princessy Intense – oblane czekoladą białą i deserową – dały się poznać jako plastyczne i miękkie już na dzień dobry. Princessa Intense Milk Chocolate jest inna. Wafel został pokryty czekoladą twardą, dobrze przylegającą do wnętrza. Da się ją zgryźć. Zdradza wysoką słodycz i kakaowość. Smakuje deserowo, co może wynikać z faktu, iż zagłuszyła ją spoczywająca niżej warstwa czekolady deserowej albo kawałki tejże czekolady występujące w formie posypki. Zdradza pylistość i rozpuszcza się na niebyt.

Nestle, Princessa Intense Milk Chocolate, wafel kakaowy w czekoladzie mlecznej, copyright Olga Kublik

Posypka mlecznej Princessy Intense składa się ze spodziewanie twardych chrupek pszennych i dropsów czekoladowych. Dzięki obecności tych drugich i ich wyraźnemu deserowemu smakowi sól występująca w chrupkach jest mniej odczuwalna – uff! Nie obraziłabym się, gdyby chrupek nie było wcale.

Krem kakaowy jest mięciutki, leciutki, piankowy, tłusty i ziarnisty od drobnego cukru. Da się go ściągnąć z wafli językiem, co najlepiej dowodzi jego lekkości i piankowości (skądinąd nigdy wcześniej takiego nie spotkałam). Ma smak przede wszystkim cukrowy, potem tępo kakaowy. Daje się poznać jako tłusty w sposób margarynowy, czego nie odnotowałam w jego kokosowych braciach.

Princessa Intense Milk Chocolate ma godne pochwały wafle, bo kruche, chrupiące, delikatne i zwiewne. Nie zawierają ani odrobiny stetryczenia. Mogłyby tylko nie być słodkie.

Nestle, Princessa Intense Milk Chocolate, wafel kakaowy w czekoladzie mlecznej, copyright Olga Kublik

Mimo iż w kokosowych Princessach Intense nie wyczułam margarynowości kremu, a w dzisiejszej bohaterce owszem, to właśnie Princessa Intense Milk Chocolate smakowała mi bardziej. Wolę mizerny i tępy krem kakaowy bez posmaków niż kokosowy z dziwną goryczą, kwaśnością i słonością.

W całokształcie Princessa Intense Milk Chocolate wypada nijako i przeciętnie. Zasługuje na miejsce na środkowej półce wśród wafli nieznanych marek i przedstawiających się jako słodycze w sam raz na raz. Z kolei jako limitowana edycja Princessa mleczna jest kiepska. Na pewno do niej nie wrócę.

Ocena: 3 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Nestle, Princessa Intense Milk Chocolate, wafel kakaowy w czekoladzie mlecznej, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

12 myśli na temat “Nestle, Princessa Intense Milk Chocolate

  1. Dla mnie byla w sumie smaczna i przyjemna, ale jednak chyba na tyle przeciętna, że już nie pamiętam jej smaku :D o ile Peanut Butter wciąż pamiętam że bardzo mi smakowała, tak ta mleczna jest mi zupełnie obojętna, mimo że dałam jej wysoką ocenę, bo jako słodycz na raz była pyszna. Ale zgadzam się, że jej miejsce jest na środkowej półce. nic specjalnego :p

  2. Zobaczyłam tę całą serię niedawno w Gdańsku i myślałam już, że to jakiś lokalny specjał, ale dobrze że mi wtedy uświadomiłaś, że to ogólnopolska nowość i nie ma co spieszyć się z zakupem ;) Może kiedyś kupię na spróbowanie jak ukrócą mi się zapasy słodyczy, ale póki co sobie daruję.

    1. Myślę, że jest nieskończenie wiele ciekawszych słodyczy do upolowania, niemniej decyzja pozostaje w Twoich monetach. W razie czego daj znać :)

  3. Jestem przekonana, że odbiorę bardziej pozytywnie całą serię. Ach, jak dobrze mieć plebejski gust ; )

    1. Mnie się wydaje, że nadal wielbię plebejskie słodycze. Princessy i Prince Polo nie lubię od dawna. Jak określiłabyś mój gust, jeśli nie jako plebejski?

      1. Może nie jesteś koneserem wykwintnych wyrobów, ale w kwestii plebejskich słodyczy jesteś dość wymagającym konsumentem.

        Mnie rzadko coś naprawdę zachwyca smakiem, ale równie rzadko odrzuca.

        1. A może po prostu robimy maślane oczy do innych plebejskich słodyczy? Ty nie sikasz na widok Hitów, podczas gdy ja tak ;>

  4. Zamiast chrupek mogli by dać… „kieszonki z półpłynną masą”! Ha! Takie nutellowate coś, do reklamowanej „delikatności” Princessy chyba by pasowało?
    Piankowy i margarynowy krem? To mi kojarzy się z moim wyobrażeniem Milky Waya, ale obstawiam tu co innego.
    Nie chciałabym zjeść – o nie! – za to jak zwykle przy tego typu recenzjach aż straciłam pewność, czy kiedykolwiek jadłam zwykłą mleczną Princessę.

    1. Milky Way i margaryna to jak brokuły i budyń. Zero punktów wspólnych. „Kieszonki” brzmią obleśnie. Kojarzą mi się z kieszonkami wypełnionymi ropą, które robią się niektórym na dziąsłach (?!) :D

      1. Zauważyłam, że margarynowe wydają mi się te rzeczy, które mają dużo oleju palmowego. Masło to dla mnie taki konkretniejszy, gęstszy tłuszcz, a te kiepskie, oleisto-rzadsze, miękkie to margaryny. Nie mówię, że Milky Way jest margarynowy. Postrzegam go jako „piankową margarynę”, tak jak są „bąbelkowe czekolady” – są takie, ale bąbelkowość nie jest naturalną cechą każdej czekolady. Milky Way to dla mnie przede wszystkim obłoczko-pianka, ale jednak trochę zmargarynowiona, bo gdyby taka nie była, postrzegałabym go bardziej jako marshmallowy, bite śmietanki, mousse’y, a jednak zawsze w pewien sposób był według mnie ciężkawy. Jadłam go jednak tak dawno i tak mało, że mam zamiar kiedyś do niego wrócić. Nie lubię czuć, że mogę coś zupełnie błędnie sobie wyobrażać (podobnie jak z tym, że nie mogę znieść, że na blogu wciąż są Raffaello z 10/10).

        Nigdy w życiu bym sama nie wymyśliła tych „kieszonek z sosem”, bo brzmi to okropnie, ale bardzo często pojawia się w opisach m.in. lodów Haagen-Dazs i na takie zjawisko po prostu po prostu nie udało mi się niczego innego wymyślić.

        1. Spróbuj podłej margaryny na łyżeczce deserowej. Myślę, że po takiej próbie zrezygnowałabyś z porównywania do niej większości słodyczy, które obecnie porównujesz. Pewnie tego nie zrobisz, ale eksperyment byłby interesujący.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.