Nie jadłam wielu czekolad Marabou, jednak po degustacji mlecznej tabliczki Oreo zapamiętałam producenta jako godnego uwagi. Mimo iż ma w ofercie same duże czekolady – m.in. 185-gramowe, jak zaprezentowana dziś Co-Co – ich kompozycje smakowe są bardzo zbliżone do propozycji Milki. To sprawia, że chętnie przyjrzałabym się im z bliska. Najlepiej z odległości na wyciągnięcie języka.
Niestety czekolady Marabou nie są dostępne w Polsce (chyba że w sklepach z zagranicznymi słodyczami). Sama miałam okazję stawić im czoła tylko dlatego, że ktoś podarował mi co najmniej kawałek. Dzisiejsza bohaterka – mleczna czekolada z wiórkami kokosowymi Co-Co – znalazła się w moich zbiorach dzięki słodyczowej wróżce Ani (dziękuję!). Już przez sklejone taśmą opakowanie pachniała bajecznie.
Co-Co
mleczna czekolada kokosowa
W 2018 roku zachwyciłam się wypuszczoną z okazji mistrzostw piłki nożnej Milką Champiolade, czyli mleczną czekoladą z wiórkami kokosowymi. Ania zresztą też. Obie miałyśmy nadzieję, że Co-Co okaże się godną zastępczynią cudownej Milki, która zniknęła niedługo po tym, jak się pojawiła. Innymi słowy: kokosowa czekolada Marabou miała poprzeczkę zawieszoną bardzo wysoko.
Mleczna czekolada kokosowa Co-Co marki Marabou dostarcza 560 kcal w 100 g.
Rządek mlecznej czekolady Marabou z wiórkami kokosowymi waży 26,5 g i zawiera 148 kcal.
Czekolada kokosowa pachnie obłędnie. Oddaje gęsty i mięsisty słodki kokos. Zdecydowanie jest to wilgotny miąższ, a nie przesuszone i stare wióry. Ów wiórkokosowy miąższ został zatopiony w bajecznej mlecznej czekoladzie. Całokształt oddaje batona Bounty (w którym skądinąd kocham tylko aromat).
Uważam, że czekolady Marabou są bardzo ładne, a Co-Co to doskonała przedstawicielka tradycyjnej estetyki szwedzkiej marki. Kostki mają miły dla oka kształt i czytelną literę M jak Marabou. Kolor mlecznej czekolady jest apetyczny. Najeżenie kostek wiórkami kokosowymi zdradza, że producent nie żałuje fanom tytułowych dodatków. Inne jedzone przeze mnie czekolady Marabou też były dobrze wyposażone.
Mleczna czekolada jest lepka, ale nie topi się w palcach jak wściekła. Odłamywaniu kostek nie towarzyszy żaden dźwięk. Dzieli się ją łatwo i miękko. Fragment położony na języku rozpływa się bardzo szybko. Nie przemienia się w pełne bagienko, jako że w czekoladzie zatopiono ogrom wiórków kokosowych, które trzymają tabliczkę w ryzach. Czuć jednak, że ma bagienkowe właściwości i gdyby nie dodatek, opłynęłaby usta. Jest przyzwoicie tłuściutka i gęsta. Smakuje bardzo słodko i jeszcze bardziej mlecznie.
Każda kostka Co-Co zawiera milion wiórków kokosowych. Są twarde i chrupiące, bez wątpienia zostały uprażone. Kiedy przestają chrupać, zaczynają chrzęścić. Początkowo nie memłają się, ale kiedy zbierze się ich za dużo, zbijają się w kupę i zaczynają to robić. Szkoda, bo nienawidzę wiórkowego memłania się.
Do degustacji otrzymałam rządek Co-Co liczący cztery kostki, niemniej tyle wystarczyło, abym odnotowała wady mlecznej czekolady kokosowej. Mimo iż jest wstępnie pyszna, poraża cukrowością. Na dodatek w tle odnotowałam gorzko-kwaśno-sztuczną nutę, którą z braku pomysłu przypisałam wiórkom kokosowym. Przez tę dziwną nutę czekolada Marabou zdaje się wykonana częściowo na mleku, częściowo zaś na jogurcie naturalnym. Nawet jeśli ów fakt nie brzmi drastycznie, jest okropny.
Kokosowa czekolada Co-Co nie przypomina ani doskonałej Champiolade Milki (wielka szkoda!), ani popularnego batona Bounty (to akurat dobrze). Jest raczej smaczną tabliczką ze środkowej półki. Daje się poznać jako nazbyt słodka, zawiera podejrzaną nutę smakową, a zatopione w niej wiórki momentami zdają się przesadnie twarde. Nie wróciłabym do niej, nawet gdyby była dostępna w Polsce.
Ocena: 4 chi
Przekrój zacny. Naprawdę dobrze nadziane wnętrze ;) nie jest to jednak produkt wpisujący się w moje gusta smakowe. Zatem mi nie żal :) ale przykro mi że nie dorównuje milce która tak Ci smakowała. Myślę jednak że jeszcze kiedyś milka ją wypuści na rynek :*
Oby! To była bardzo, bardzo dobra czekolada. Dziwię się, że Milka nie wprowadziła jej do stałego asortymentu.
Najpierw myślałam że to czekolada z nadzieniem kokosowym bo na opakowaniu jest batonik… W sumie szkoda że to wiórki, ja bym wolała właśnie coś w stylu Bounty :( chociaż zjadłabym ją nawet w takiej postaci, bo wiórki kokosowe ogólnie lubię. Tylko nie cierpię jogurtowych czekolad, więc ten gorzko – kwaśno – sztuczny posmak bardzo mnie zniechęcił :/
Milkę nadziewaną kremem kokosowym też bym chętnie zjadła.
Też niestety uważam, że do Miki jej daleko, ale przynajmniej zaspokoiłyśmy ciekawość.
„Otrzymałam rządek Co-Co liczący trzy kostki” – to skąd ta czwarta na zdjęciu? :D
Nie każdy umie liczyć, co? :/
Poprawione ;*
Aż mi się wierzyć nie chce w to, co czytam. I to podwójnie, bo mi smakowała (podobał mi się w niej kokos), mimo właśnie – tu zgoda! – aż drapania w gardle od cukru. Myślałam, że jest bardziej Twoja. Mamę zachwyciła.
I dwa… no jednak tamtej Milki… a nie, już mi przeszło. Już teraz mogę ją odżałować, acz zamieniłabym to, że poznałam akurat Marabou i kauflandową Katy, na znanie smaku Milki.
Któraś z nas nie umie liczyć czy… w trakcie zdjęć doszło do czegoś, o czym nie wiemy i kostki się rozmnożyły?
Baaarrrrdzo bym chciała, żeby Milka z wiórkami kokosowymi wróciła. Kupiłabym ją mimo niesprzyjającego rozmiaru.
Photoshop albo dysfunkcja umysłu.
Albo… wirus z maila!
Mam w zapasach czekolady tej firmy, ale w innych smakach – wydaje mi się, że zwykłą mleczną i Daim, ale nie jestem pewna, ale wyglądają sympatycznie ;))
Wyglądają sympatycznie, tu się zgodzę.