Mdlejecie z bezsilności na widok kolejnej, milionowej już recenzji wafli ryżowych, kukurydzianych i innych na livingu? Cóż, jeszcze trochę ich będzie, więc zepnijcie pośladki i zagryźcie zęby. A nuż sami któregoś dnia uznacie – jak ja rok temu – że wafle zbożowe są wam niezbędne do życia. Wówczas będziecie mogli wrócić do wzgardzonych wcześniej recenzji i zdecydować, na które wydacie swoje cenne polskie złote.
W dzisiejszej recenzji znajdziecie jeden z dwóch wariantów wafli KUKU marki Kupiec. Wafelki kukurydziane naturalne nie zawierają glutenu i mają cudowny skład liczący zaledwie dwa surowce: kukurydzę pełnoziarnistą z Argentyny (70%) i grys kukurydziany (którego zwartość trudno obliczyć).
KUKU Wafelki kukurydziane naturalne bez glutenu
O ile wafle ryżowe są mi obojętne, bo najczęściej trafiam na styropianowo-waciane, o tyle wafle kukurydziane bardzo lubię. Te drugie jawią mi się jako zawsze świeże i chrupiące, mimo iż parę razy srogo się rozczarowałam, trafiając na styropian. Czy jednak wafle KUKU Kupca mogą wydawać się złe, kiedy wyglądają tak pięknie i przywodzą na myśl doskonałe wafle kukurydziane Granexu?
KUKU Wafelki kukurydziane naturalne bez glutenu maki Kupiec dostarczają 390 kcal w 100 g.
Bezglutenowe wafle kukurydziane (5 sztuk) ważą 18 g i zawierają 70,5 kcal.
1 wafel kukurydziany bez glutenu waży ok. 3,6 g i dostarcza 14 kcal.
Naturalne wafle KUKU Kupca są bledsze od wariantu wzbogaconego solą, o czym przekonacie się niebawem (dzień po dzisiejszej publikacji). Mała paczka mieści 5 wafli ważących 18 g, nieco większa zaś 10 wafli ważących 36 g. Krążki pachną intensywnie kukurydziano. Oddają dopiero co wyprażony popcorn. I to nie byle jaki, bo maślany i doprawiony solą w punkt (przypominam: nie ma w nich soli).
Uwielbiam ciemne wysepki, ziarna i łuski kukurydziane widoczne w złocistych waflach, dlatego naturalne wafle KUKU Kupca pod względem wizualnym oceniam wysoko.
Ponieważ wafle kukurydziane są z zasady odpowiednio twarde i chrupiące, spodziewałam się zakochać w KUKU Kupca. Nic z tego. Złociste krążki dają się poznać jako styropian. Może nie aż tak zaawansowany jak w odpowiedniku ryżowym, ale jednak. Ciemne wysepki tworzone przez kawałki kukurydzy przyjemnie chrupią. To najlepszy element konsystencji. (Ale, ale! W drugim opakowaniu, jako że kupiłam również 36-gramowe, wafle kukurydziane Kupca były już twardo-chrupiące z elementem stetryczenia ujawniającym się dopiero na wykończeniu. Mamy tu zatem klasyczną sytuację z loterią jakości).
Smak wafli kukurydzianych mogę określić jako irytujący. Przede wszystkim kukurydziany i oleisty, ale jednocześnie – być może przez oleistość – mało wyrazisty, stłumiony, tępy. Z uwagi na ów fakt jedzenie wafli przypomina lizanie wodnego loda o wysokiej zawartości wody. Rozpaczliwie próbujecie dolizać się do ulubionego smaku, ale na pierwszym planie uporczywie stoi frustrująca woda. (Druga paczka, ta z twardo-chrupiącymi waflami, oferowała wyrazistszy smak, acz nadal nie był rozwinięty do 100%).
Naturalne wafle kukurydziane KUKU Kupca zostały odciśnięte ze smaku. Bywają też irytująco styropianowe, choć powinny być świeże i chrupiące, jak na kukurydziane krążki przystało. Co istotne: bywają, a nie są, jako że wszystko zależy od partii. Mimo tych wad całkiem nieźle oddają dopiero co uprażony maślany popcorn. Zdecydowanie nie są tłuste w dotyku, natomiast mają oleisty smak.
Naturalne KUKU Kupca nie są niedobre, ale też nie są rewelacyjne. Mają ogromny potencjał, który nie w każdej partii został wykorzystany. Być może za brak wyrazistego smaku odpowiada skład ubogi w sól. Nie wrócę do nich z dwóch powodów: 1) wypadają nijako, zwłaszcza na tle KUKU z solą, 2) nie uśmiecha mi się grać w ruletkę i płacić za produkt, który może okazać się albo irytująco stetryczały, albo akceptowalny. Wafle Kupca sprawdzą się w diecie osób, które mają za sobą kilkudniowe zatrucie pokarmowe i muszą jeść delikatne, bezpłciowe produkty, żeby rurociąg odpoczął i dolegliwości nie wróciły.
Ocena: 4 chi ze wstążką
(5 chi dla wersji chrupiącej, 3 chi ze wstążką dla stetryczałej)
Haha ostatnie zdanie rządzi :*
Sama prawda! :D
Zawsze można posypać je sola, ale… W sumie od takich wafli oczekuje się że będą dobre same w sobie :p ale ten dreszczyk emocji może być uzależniający – trafię na chrupkie czy stetryczale? Cóż za adrenalina!
Życie na krawędzi.
Możesz przyznać mi Najwyższe Odznaczenie Najbardziej Zbędnego Komentarza na Twoim blogu.
Tak tylko pomyślałam, że z dwojga złego, jakbym już musiała coś zjeść, to wolałabym to od maślanego popcornu, bo może przynajmniej bym się nim nie dławiła. Ale zaraz nadeszła myśl, że cały fun w jedzeniu popcornu jest chyba właśnie w tym, że ma formę popcornu.
Nie myślałam o tym, ale faktycznie obcowanie z popcornem jest świetne w dużej mierze z uwagi na kształt. Oprócz tego dzięki temperaturze. Zimny popcorn sprzedawany w opakowaniach chipsowych to pomyłka.
U mnie w szkole (uczyłam się w najgorszej podstawówce i gimnazjum w mieście, brr) chuligani ciągle wpieprzali ten z chipsowych worów. Kolejny minus dla czegoś takiego – złe wspomnienia, haha.
Nic dziwnego, że mieli żal do życia i byli niemili dla innych, skoro żarli takie kupsko.