6 sytuacji, w których bałam się o życie. [Uwaga: wpis poważny]

Ostatnie niedziele poświęcone zostały prezentacji najlepszych słodyczy z 2019 roku, a więc tematowi przyjemnemu, miłemu i wesołemu. Na chwilę zmienię klimat i dziś zaprezentuję wam coś poważnego. Jeśli nie lubicie czytać o przykrych i/lub strasznych rzeczach, które spotkały inne osoby, w tym miejscu musimy się pożegnać i zapraszam was na blog jutro bądź w innym terminie.

Uwaga: Kilku sytuacji nie opowiedziałam do końca, co każdorazowo zaznaczyłam. Pewnymi kwestiami nie chcę się dzielić, więc proszę o wyrozumiałość i uszanowanie decyzji.

Strach i wstyd odbierają głos

Pierwszego imprezowego sylwestra poza domem spędziłam w pierwszej klasie gimnazjum. Miałam 13 lat i dostałam zaproszenie od kolegi starszego o rok, mieszkającego na tym samym osiedlu. Na imprezie były tylko trzy osoby – gospodarz ze swoją dziewczyną i ja. Piliśmy, śmialiśmy się i było świetnie. W pewnym momencie dołączył do nas kolega, który snuł się od domu do domu, w każdym spędzał trochę czasu, po czym szedł dalej. On także był starszy ode mnie o rok, ale wszyscy ludzie, którzy go poznawali, dawali mu co najmniej 18 lat. Miał za sobą sporo przejść i nie należał do grzecznej, bezproblemowej młodzieży, niemniej bywał lubiany. Moja mama go wręcz uwielbiała. Pewnie to dlatego nigdy nie podziewałam jej o zdarzeniu, które opisuję. Poza tym czułam ogromny wstyd i uważałam, że jestem winna.

Kiedy zaprzyjaźniona para siedziała z dopiero przybyłym kolegą w pokoju, poszłam do toalety. Mieszkanie było skonstruowane tak, że łazienkę i pokój dzielił długi przedpokój. W drodze powrotnej natknęłam się na kolegę-numer-dwa, który też poszedł skorzystać. Zagrodził mi drogę, popatrzył w oczy i zupełnie poważnie, bez uśmiechu powiedział: teraz cię zgwałcę. Chyba nigdy wcześniej nie doświadczyłam strachu, który paraliżuje. Minęła może minuta, która wydawała mi się godziną. Po tej minucie dodał coś jeszcze, co było milion razy gorsze od poprzedniego, ale o tym nie chcę pisać.

Kolega – a raczej „kolega” – niczego mi nie zrobił. Wróciłam do pokoju i nigdy nikomu o tym nie powiedziałam. Potem wielokrotnie przychodził do mojego domu z resztą znajomych. Jak wspomniałam, moja mama bardzo go lubiła, więc sądziłam, że nie mogę powiedzieć, co zdarzyło się w sylwestra.

Miłość ważniejsza niż strach

Mimo iż uważam się za osobę, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, i bronię swojego zdania jak lwica, miłość przemienia mnie w rozgotowaną kluchę. Trzymam w pamięci tak wiele rzeczy, których nie powinnam była robić i na które nie powinnam była się zgadzać, że mam ochotę trzasnąć przeszłą siebie w łeb. Sądzę jednak, że gdyby minione sytuacje wydarzyły się ponownie, zachowałabym się tak samo.

Jedną z najstraszniejszych chwil życia podarował mi chłopak, którego kochałam. Na imieninach dziadka albo innego członka mojej rodziny dużo wypił, bo zależało mu na aprobacie moich bliskich i nie odmawiał nikomu wspólnego kieliszka. Kiedy postanowiliśmy wrócić do domu, był pijany jak… nie znajdę dobrego określenia. Stracił kontakt z rzeczywistością. Nie wiedział, jak mam na imię ani kim jestem. Uderzał pięścią w auta stojące na parkingu. Zaczęłam się bać, więc postanowiłam zadzwonić do mamy i jej ówczesnego chłopaka, żeby pomogli mi przyprowadzić go do domu. Niestety ubzdurał sobie, że mam w ręku jego telefon, który ukradłam, i postanowił go zabrać. Zaczął mnie gonić. Co jakiś czas potykał się i wywalał. Płakałam ze strachu – o niego i przed nim – ale bałam się podejść. Czekałam, aż wstanie. Dopiero wtedy zaczynałam biec dalej, bo wiedziałam, że tylko tak doprowadzę go do domu.

Zanim zaczęłam uciekać, złapał mnie za ramiona i pchnął na ogrodzenie. Powiedział: Koniec planszy World of Warcraft, dalej nie pójdziesz. Bałam się o jego życie, kiedy przechodziliśmy przez przejścia dla pieszych. Na ostatnim prawie się przewrócił. Złapałam go za kurtkę, żeby znalazł się na chodniku. Odepchnął mnie i upadłam. Cud sprawił, że w znajdującej się obok pizzerii byli moi koledzy z klasy. Zobaczyli, co się stało, i przybiegli. Płakałam i prosiłam, żeby nie robili mu krzywdy. Wrzucili go na tył samochodu i podwieźli nas do domu. Wnieśli go na górę i rzucili na podłogę w moim pokoju. Zaprowadziłam go do łóżka i dałam spać, żeby poczuł się lepiej. Wiedziałam, że to niczego nie zmienia i zostanę z nim.

Przygoda, która przemieniła się w koszmar

Od urodzenia do 9 roku życia mieszkałam w domu jednorodzinnym z rodzicami i dziadkami (mieliśmy osobne piętra). Na końcu sąsiedniej ulicy mieścił się sklep spożywczy, do którego w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym byłam wysyłana przez mamę po produkty, których zabrakło. Dzięki temu mogłam poczuć się dorosła i ważna. Kochałam te samotne wyprawy, jednak czasem czułam bezbrzeżny strach.

Na końcu naszej ulicy mieszkali właściciele wilczura, który ciągle przebywał na zewnątrz, na dodatek mógł wychodzić za ogrodzenie. Bałam się tego psa jak niczego innego. Kiedy mnie widział, podbiegał, skakał i opierał mi łapy na ramionach – był wówczas mojego wzrostu. Z perspektywy czasu sądzę, że wyczuwał jakiś zapach i robił to, co psy czasem robią z nogą właściciela. Wtedy jednak myślałam, że chce mnie zabić. Płakałam i uciekałam do domu. Nie pamiętam, czy powiedziałam rodzicom.

Sadystyczny sąsiad

Wydaje mi się, że właścicielem potwornego psa opisanego w powyższej historii był kilkunastoletni chłopak. Jeśli się mylę, chłopak ów mieszkał w domu obok, a więc także na końcu ulicy.

Nie pamiętam, skąd wracałam. Może po prostu bawiłam się na ulicy i byłam sama, bo koleżanki nie mogły wyjść. Chłopak zawołał mnie zza ogrodzenia i zapytał, czy chcę czekoladę. Nietrudno zgadnąć, że chciałam. Mama uczyła mnie, żeby nie słuchać obcych, ale to przecież nie jest obcy, prawda? To sąsiad!

Weszliśmy przez drzwi garażu do domu, w którym miała na mnie czekać obiecana czekolada. Zamiast niej jednak dostałam jedną z najgorszych chwil w życiu. Chłopak zamknął drzwi garażu i zrobiło się zupełnie ciemno. Nie odzywał się do mnie i nie wiedziałam, gdzie jest. Zaczęłam się bać i płakać. Podbiegłam do drzwi garażowych i uderzałam w nie pięściami, krzycząc, żeby mnie wypuścił. Nie wiem, ile czasu minęło. W końcu po prostu otworzył drzwi. Śmiał się i powiedział, że to żart. Zapłakana i roztrzęsiona pobiegłam do domu. Po raz kolejny nie mam pojęcia, czy powiedziałam o tym mamie.

Okrucieństwo wieku dziecięcego

To historia znana tylko paru osobom. Nie chcę jej opowiadać. Strach, który mnie spotkał, sprowadziłam na siebie sama i należał mi się w stu procentach. Zwykło się mawiać, że w życiu nie wolno niczego żałować, bo nawet najgorsze chwile prowadzą do czegoś dobrego, np. nauki na przyszłość. Nie podzielam tego zdania. Tę jedną rzecz – a pewne znalazłoby się coś jeszcze – cofnęłabym z wielką chęcią.

W wielkim skrócie rzecz ujmując, ja i X zrobiłyśmy w dzieciństwie – w wieku 9 lat – coś potwornego, co sprawiło, że prawie zabiłyśmy koleżankę. Mimo iż rzecz rozegrała się poza szkołą, ojciec koleżanki zgłosił sprawę w szkole i wychowawczyni dała nam trzy dni na samodzielne poinformowanie rodziców. Potem miałyśmy coś w rodzaju komisji wychowawczej, tylko na szczęście bez policji, bo ojciec koleżanki okazał się wyrozumiały i wiedział, że może zniszczyć życie nam i naszym rodzicom.

Zanim powiedziałam mamie, przeżyłam najgorsze dni i noce życia. Odczuwałam ciągły strach, który nie pozwalał mi spać. Mało tego, po kilku latach od zdarzenia przypomniałam sobie o nim i znów nie mogłam spać ze strachu. Nie wiem, czy doświadczacie czasem uczuć związanych z przeszłymi wydarzeniami. Jeśli tak, na pewno wiecie, że miniony koszmar przeżywany na nowo wywołuje dokładnie takie same pokładu strachu. Szczerze uważam, że na nie zasłużyłam, bo wszystko to nie powinno było się wydarzyć.

Samoobrona, która nie pomogła

Jestem niemal pewna, że o tym wydarzeniu już opowiadałam. Ponieważ jednak zdecydowałam się opisać wszystkie sytuacje związane z największym strachem o życie, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam, nie mogę jej pominąć. Rzecz rozegrała się na wakacjach w Polanicy, na które pojechałam z babcią H. W naszym ośrodku wypoczynkowym było rodzeństwo – dziewczyna i chłopak – które bardzo mnie nie polubiło. Niestety znaleźli satysfakcję w dręczeniu mnie i wyzywaniu, rujnując mi wakacje.

Któregoś dnia bawiłam się z dziećmi, które mnie lubiły. Poszliśmy na łąkę. Niedaleko niej znajdował się kompost należący do ośrodka. Gniły w nim owoce i inne obrzydlistwa wyrzucane przez właścicieli, a korzystne dla środowiska. Kiedy podeszliśmy do kompostu pooglądać, co się w nim znajduje, zjawił się chłopak, który mnie nie lubił. Tym razem nie poprzestał na wyzwiskach i popchnął mnie prosto na górę obrzydlistwa. Za każdym razem, gdy wstawałam, popychał mnie znowu. W końcu udało mi się przeturlać albo odejść na kolanach obok. Złapałam leżący na łące kij i uderzyłam go na oślep.

Trafiłam kijem tuż pod oko. Załapał się za nie. Popatrzył na mnie tak, że wiedziałam, iż zaraz mnie zabije. Zaczęłam uciekać. Do dziś nie wiem, jak dziewczynka w wieku przedszkolnym albo wczesnoszkolnym w chodakach zdołała uciec starszemu i zwinnemu chłopakowi. Może to przez jego bolące, chwilowo ślepe oko. A może strach o życie sprawił, że biegłam szybciej niż kiedykolwiek.

Pędziłam przed siebie, prosto w miasto, którego nawet nie znałam (z uwagi na wiek nie wychodziłam poza ośrodek bez babci). W końcu zorientowałam się, że przestał mnie gonić. Bałam się wrócić do ośrodka. Weszłam tylną bramką i udało mi się bezpiecznie dotrzeć do pokoju, z którego nie wychodziłam już bez babci. Wieczorem, kiedy zeszłyśmy wziąć prysznic do wspólnej łazienki, widziałam chłopaka z mamą. Miał ogromne bordowo-fioletowe limo tuż pod okiem. Gdybym trafiła centymetr wyżej, wybiłabym mu oko. Nie pamiętam, żebym go przepraszała, więc chyba nie powiedział rodzicom, co się stało. W przeciwnym razie musiałby wyjaśnić, że mnie dręczył. Reszta wakacji była fatalna.

***

Dziś bez pytań. Nie szukam współczucia ani litości. To stare historie, które obecnie nie budzą we mnie strachu. Raczej żal wobec przeszłej małej mnie. Poczułam, że chcę je opowiedzieć. Jeśli dotrwaliście do końca – gratuluję wytrwałości. I jeżeli sami przeżyliście podobne lub inne potworności, nie martwcie się. Każdego w życiu spotyka coś niemiłego, przykrego i strasznego. Z czasem ból mija.

7 myśli na temat “6 sytuacji, w których bałam się o życie. [Uwaga: wpis poważny]

  1. Jejku, ile przerażających sytuacji :o w pierwszej historii też byłabym okropnie wystraszona, dobrze że ten debil nic Ci nie zrobił. W drugiej naprawdę Cię podziwiam – nie każdy poświęcił by się tak jak Ty dla drugiej osoby, zwlaszcza w sytuacji takiego strachu. Z tym psem to właściciele powinni ponieść jakieś konsekwencje, przecież taki wielki pies nie może sobie latać luzem :/ no i ten sąsiad z czekoladą… On to chyba musiał mieć jakieś problemu psychiczne żeby Cię tak nastraszyć :o przecież nikt normalny nie robi takich rzeczy :o
    Jeśli chodzi o takie rozmyślanie o przeszłości to kiedyś miałam z tym ogromny problem, ale moje życie chyba nie było aż tak przerażające, żebym czuła wtedy strach… Częściej raczej wyrzuty sumienia, przez które nie mogłam spać.
    A ten chłopak z ostatniej historii jest jakiś posrany :o gdybyś mu wybiła oko to by mu się nalezalo, wcale bym mu nie współczuła. Jak można tak traktować małą dziewczynkę -,-
    Ja przypominam sobie tylko trzy sytuacje, podczas których bałam się o życie, ale one nieco się różnią. Pierwsza to kiedy byłam na coś okropnie chora i miałam gorączkę 40,2°C, wtedy to nawet moja mama była przerażona. Druga to jak spędziłam miesiąc w szpitalu bo miałam zapalenie płuc, a lekarze nie mogli mi podać lekarstwa na to bo akurat na nie jestem uczulona. No i trzecia i w sumie najstraszniejsza – jak jechalismy zimą samochodem, wpadliśmy w poślizg i dachowalismy, po czym wpadliśmy do rowu. Całe życie przeleciało mi przed oczami :/ na szczęście nikomu nic się nie stało.

    1. Twoje historie, choć niezwiązane z okrucieństwem drugiego człowieka, są straszne. Tylko raz – o ile dobrze pamiętam – miałam gorączkę 40°C (+ podobno w dzieciństwie prawie umarłam w chorobie, ale o to musiałabym zapytać mamę, bo miałam zaledwie parę miesięcy). Byłam pod Poznaniem u chłopaka i nie mogłam nawet otwierać oczu. Przyjechał po mnie tato, bo nie doszłabym na pociąg. W późniejszych latach miałam porażenie słoneczne, o którym pisałam chyba w cyklu chorobowym. Wtedy też myślałam, że umrę, ale nie mierzyłam temperatury, bo odkąd wyprowadziłam się z domu, nie mam termometru. Wolę wierzyć ciału niż pomiarom. Dachowania nie umiem nawet skomentować. Bardzo dobrze, że nikomu nic się nie stało.

  2. Dobrze, że z wszystkich tych mało miłych przygód udało Ci się wyjść w całości, było groźnie. Nie umiem sobie wyobrazić, co zrobiłabym w takich sytuacjach i myślę, że to, że bardzo mało imprezowałam uchroniło mnie przed wieloma przeżyciami. I trudno mi zrozumieć, że po takiej akcji z tym pijanym chłopakiem, go nie zostawiłaś, ja bym nie potrafiła żyć z człowiekiem, który jest skłonny do takich wyczynów. Co do okrucieństwa wieku dziecięcego, w podstawówce miałam koleżankę, która szantażowała inne dziewczyny w klasie, w tym moją najlepszą (mnie też próbowała, ale ja jej wprost powiedziałam, że się jej nie boję i jak jeszcze raz spróbuje mi grozić to podejmę odpowiednie kroki :P), która panicznie się jej bała i ciągle żyła w stresie – niewiele trzeba, żeby uprzykrzyć komuś życie ;/ Nigdy nie przepadałam też za skaczącymi na mnie psami, a na moim osiedlu było sporo krążących psów i czasem np. jak jechałam na rolkach to taki pies potrafił biec za mną i szczekać przez kilka kilometrów. Do tej pory denerwują mnie takie zwierzęta, a jeszcze bardziej ich właściciele z tekstem „On nie gryzie”.

    1. Po tym, jak przeprowadziłam się na osiedle, mnie i K. gnębiła dziewczyna starsza o kilka lat. Nazywała się Julita, nigdy tego nie zapomnę. Przykładowo goniła nas, wywalała na ziemię, groziła, że nas pobije. Skąd się tacy ludzie biorą, nie wiem.

      1. Jak mieszkałam w bloku, to i mnie raz goniła starsza koleżanka – aż do klatki próbowała mnie dopaść i na koniec mi zagroziła, żebym lepiej nie wychodziła z domu, bo mnie dopadnie (ja nie byłam nigdy specjalnie bojąca i nie wpłynęło to na moją psychikę, ale wyobrażam sobie, co muszą czuć niektóre dzieci w takiej sytuacji ;/)

  3. Dla mnie straszne jest to, że nie powiedziałaś nic o tym :( Gdyby coś Ci się stało, nigdy bym sobie tego nie darowała :(

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.