Na początku 2020 roku pojawił się nowy, trzeci już bohater serii batonów Arcy dostępnych w Lidlu. Arcy Advocat to pierwszy baton czekoladowy z czekoladą ciemną (deserową o zawartości 50% kakao), nie zaś mleczną. Wypełnia go gęsty krem o smaku tytułowego adwokata bądź – jak twierdzi Lidl – nadzienie o smaku adwokat, wszak odmiana rzeczowników przez przypadki to rzecz znana jedynie wybrańcom.
Skoro już zaczęłam delikatnie heheszkować z Lidla i nieumiejętności odmieniania wyrazów, wspomnę także o niekonsekwencji i braku logiki odnośnie przypisywania produktom marek. Jak pewnie wiecie, w Lidlu występuje sporo marek własnych, nawet w obrębie produktów jednego rodzaju, np. słodyczy. O ile rozumiem, że cukierki na wagę zostały przypisane do marki Czekolateria, a ciastka do Sondey, o tyle nie potrafię zrozumieć, dlaczego batony z jednej serii mają różne marki. Arcy Orzech wyszedł jako twór First Nice, Arcy Karmel – Czekolaterii, Arcy Advocat zaś Mister Choc. Uszanowanko.
Arcy Advocat
baton adwokatowy z Lidla
Baton Arcy Advocat kupiłam 23 stycznia i zjadłam tydzień później. Mimo iż data wyznaczająca niechlubny koniec przydatności do spożycia przypadała na końcówkę grudnia, słodycz wyglądał na zmęczony życiem i mający za sobą poważne przejścia. Z braćmi z serii Arcy łączą go budowa i kształt. Liczy pięć kostek udekorowanych szlaczkami przywodzącymi mi na myśl linie papilarne. Składa się z przyjemnie grubej czekolady i nadzienia odpowiadającego kremowi z Pawełków Wedla. Z wedlowskimi batonami wspólną ma również zawartość spirytusu (Pawełek Deserowy Advocat liczy 2,4%, Arcy Advocat zaś… aż 5%!).
Arcy Advocat marki Mister Choc z Lidla dostarcza 475 kcal w 100 g.
Baton z czekolady ciemnej z kremem adwokatowym waży 42 g i zawiera 199,5 kcal.
Ponieważ uwielbiam alkohol w słodyczach, aromat batona Arcy Advocat oceniam wysoko. Składa się z bliżej nieokreślonej, choć wyraźnie kakaowej czekolady i intensywnego, obezwładniającego likieru. I to nie byle jakiego, lecz obiecanego w nazwie adwokata. Przywiódł mi na myśl Pawełka Deserowego Advocat, którego lata temu kochałam. (Mam w planach zweryfikowanie owego uczucia, więc wait for it!)
Anegdotka: Po wczytaniu się w skład trafiłam na tłuszcz roślinny shea z masłosza Parka. Mimo iż jest to normalny składnik, nazwa mnie rozbawiła. Pomyślałam o panu Masłoszu Parce – ekspercie z dziedziny technologii żywienia i projektancie serii batonów Arcy z Lidla.
Lidlowy baton Arcy Advocat ma czekoladę tak grubą, że nie sposób kulturalnie jej przekroić. Pod naciskiem noża pęka według własnego widzimisię. Rozpuszcza się bardzo szybko. Jest aksamitna, gęsta i bagienkowa. Zdradza rzężącą pylistość, co sprawia, że przypisałam ją cukrowi pudrowi, nie zaś kakao. Odznacza się cudownie kakaowym smakiem połączonym z przyjemną cierpkością. Jest słodka, ale nieprzesadnie. To bardzo smaczna deserówka wyprodukowana z myślą o plebsie, czyli m.in. o mnie.
Podczas zgryzania czekolady z batona Arcy Advocat momentami czułam wysoką słodycz, która jednak brała się z oblepiającego polewę nadzienia. Jest ono bajecznie gęste, obłędnie lepkie, niespodziewanie proszkowate. Przywodzi na myśl krem z Pawełków Wedla. Jak tylko dotknie się go językiem, kubki smakowe przeszywa wyrazista spirytusowość. Splata się z pyszną jajecznością adwokata, ale również przesadną, morderczą cukrowością. Na jeden baton Arcy Advocat przypada cysterna białego cukru.
Jak już wspomniałam, kocham alkohol w słodyczach. Połączenie czekolady i adwokata stanowi dla mnie strzał w dziesiątkę. Szansa na to, że Arcy Advocat nie przypadnie do gustu, była niemal zerowa. I rzeczywiście, baton z Lidla bardzo mi posmakował. Ma cudowną deserową czekoladę rozpuszczającą się na bagienko i gęsty, lepki, mocno spirytusowy krem. Ten ostatni smakuje adwokatem, do którego produkcji użyto ponadprzeciętnie dużej ilości żółtek jajek – to zaleta. Wadą natomiast jest okrutna cukrowość.
Podczas jedzenia batona Arcy Advocat język szczypie i pulsuje od spirytusu. Mimo tego alkoholowość adwokata nie zabija smaku czekolady deserowej. W którejś warstwie odnotowałam nutę przypraw korzennych. Tuż po degustacji gardło płonie cukrem i spirytusem, a po głowie krążą procenty.
Arcy Advocat to mój ulubieniec z serii batonów Arcy z Lidla. Kiedy będę miała ochotę na porządną dawkę alkoholu w smacznej i gęstej czekoladzie, sięgnę właśnie po niego.
Ocena: 5 chi ze wstążką
(przy niższej słodyczy byłoby 6 chi)
Małe sprostowanie: arcyorzech teraz też już jest czekolaterii, najwyraźniej zmienił markę :) zobacz na zdjęcie w mojej recenzji, teraz arcyorzech wygląda nieco inaczej niż w Twojej ;)
Plebejska czekolada deserowa brzmi obiecująco (dobrze że nie mleczna, bo pewnie byłoby zbyt słodko), a nadzienie adwokatowe z dużą ilością żółtek też mnie kusi, bo ostatnio naprawdę polubiłam słodycze z alkoholem. Muszę w końcu ruszyć swój tylek do Lidla ;p
Biedny masłosz parka… Przerobili go na tłuszcz roślinny :(
Oks, dzięki za info ;*
Myślę, że jako początkujący amator słodyczy z alkoholem tutaj mogłabyś umrzeć z przesytu spirytusem.
ej to podróbka Pawełka??
E tam zaraz podróbka. ODPOWIEDNIK :D
Pamiętam, jak go pokazałaś na instagramie i jakoś na dniach Mamie pokazałam. I uznała, że paskudztwo – zjechała czekoladę. Raz, że ciemna (to z zasady), ale upierała się, że ogółem jakaś tłuszczowo-polewowa.
Co do niekonsekwencji w sprawie marek własnych – może to wynikać też z tego, że pod różne różni producenci robią. Np. jeden to ukryty Pawełek, drugi ukryta Danusia czy jeszcze coś innego.
Wracając do recenzji – wspomnianego Pawełka właśnie zdarzało się Mamie jadać w przypadku braku toffi i tolerowała w nim nawet czekoladę. Więc… Liczyła, że i tu da radę. Ty piszesz, że smaczna czekolada, więc obstawiam, że Mama po prosty zasugerowała się kolorem i złością na producentów, że advocata prawie do mlecznej nie dają. Swoją drogą tego i ja zrozumieć nie mogę. Znaczy niby rozumiem, że dla równowagi, ale skoro coś tak słodkiego jak toffi łączą z mleczną, to i advocata czasem by mogli.
Nie zaskoczył mnie jego opis. Oczywiście nie dla mnie, ale i tak jakoś mi smutno, jak o takim przecukrzeniu czytam. Swoją drogą, ostatnio jedna dziewczyna dosłownie mnie zaatakowała, że nie widzi problemu, gdy coś jest za słodkie – zjeść pół. Taak, bo tak fajnie jest dzielić smacznego, ale za słodkiego batona. Albo jak ja czasem – na smak w sumie chciałabym zjeść więcej, ale np. w gardle tak drapie, że nie da się.
Opis nie, ale to, że aż tak Ci posmakował, już trochę tak. Takie palenie alkoholu w język nie brzmi po prostu no… Dla mnie to przesada,więc nawet gdyby to była tabliczka czekolady, nie skusiłabym się. (Ale na Grossa juz na szczęście się skusiłam. <3)
Może istnieje alternatywna księga żywieniowych faux pas, o której nie wiemy? Napisano w niej, że adwokata czy wiśni w likierze nie można łączyć z mleczną czekoladą. Marcepana z mleczną raczej się nie powinno, ale da się przeżyć, podobnie jak kremu nugatowego z ciemną. I tak dalej.
Za to pizzową białą czekoladę to robią. -.- Albo białą z solą i brokułami.
Masłosz Parek – no brzmi jak dane osobowe technologa żywności, kto wie – może taki pan tworzy te batony :D
Osobiście nie lubię alkoholu w słodyczach, a wedlowski Pawełek to był jeden z ulubionych batonów mojego taty, więc przewijał się w moim dzieciństwie i kilka razy – w skrajnym niedoborze cukru – zdarzyło mi się go spróbować (a raczej obgryźć czekoladę :P), z własnej woli nigdy go nie kupiłam i nie planuję, jego odpowiedników także.
Kiedy uczęszczałam do podstawówki – tylko nie pamiętam, do której klasy – przechodziłyśmy z mamą fazę pawełkową. Wiosną i latem codziennie wybierałyśmy się na spacer z psem tą samą drogą – nawet pies wybiegał z bramy i wiedział, dokąd idziemy – na której końcu stał sklepik osiedlowy. Kupowałyśmy po Pawełku toffi i wracałyśmy. Naszym numerem dwa był baton adwokatowy. O pozostałych Pawełkach z podstawowej serii niewiele wiem, choć na bank kiedyś tam ich próbowałam.