Kiedy niekonsekwencja spotyka się z blednącym wspomnieniem niechęci, powrotem sympatii wobec produktów pewnego rodzaju i promocyjną ceną, powstaje nierozsądna decyzja zakupu czegoś, czego tak naprawdę wcale się nie chce. Weźmy na przykład Musso marki Pilos, czyli pseudonaturalne jogurty z musem owocowym. Upolowałam je, ponieważ powoli przechodzi mi obraza na jogurty, trafiłam na obniżkę ceny i zupełnie zignorowałam fakt, że nie przepadam za deserami mlecznymi z Lidla.
W połowie 2019 roku zrecenzowałam sprzedawane w Aldim jogurty Frucht auf Joghurt, czyli odpowiedniki Froopów Mullera. Myślałam, że będą równie pyszne co oryginały. Nic z tego. Nie uznałam ich za wstrętne, niemniej sporo brakowało im do deserów, które chciałabym kupić ponownie. Zważywszy na fakt, że jogurty z Aldiego lubię bardziej niż te z Lidla, zakup Musso należy uznać za akt masochizmu.
Musso
jogurt z musem owocowym z Lidla
Z czterech dostępnych w Lidlu jogurtów z musem Musso upolowałam trzy. Jak się zapewne domyślacie, pominęłam morderczą malinę. Początkowo planowałam poświęcić osobną recenzję każdemu wariantowi. Kiedy jednak zjadłam desery mleczne Pilosa, uznałam, że są zbyt zwykłe, żeby marnować na nie aż trzy dni. Tak oto doszliśmy do punktu, w którym jesteśmy dziś – publikacji recenzji zbiorczej.
Jogurt Musso z musem truskawkowym dostarcza 101 kcal w 100 g i 151,5 kcal w 150 g.
Jogurt Musso z musem wiśniowym dostarcza 107 kcal w 100 g i 160,5 kcal w 150 g.
Jogurt Musso z musem brzoskwiniowo-marakujowym dostarcza 106 kcal w 100 g i 159 kcal w 150 g.
Zacznijmy od zapachów jogurtów z Lidla. Musso truskawka pachnie obłędnie, bo intensywnie słodkimi truskawkami jednocześnie z dżemu i kompotu. Owoce wydają się słodkie zarówno cukrem, jak i naturalnie. Aromat Musso wiśni jest bardzo intensywny. Oddaje czysto wiśniowy napój, np. Tymbark. Owoce są słodkie cukrem – tak bardzo, że aż mdli – przy czym w ową słodycz wpisane zostały wyrazisty kwasek i cierpkość. Na koniec został nam zapach Musso brzoskwni-marakui, który wydał mi się przepiękny. Znów cieszy intensywnością, jest przesłodki i przywodzi na myśl przede wszystkim brzoskwinie z puszki. Na drugim miejscu stoją brzoskwinie mięciutkie i przejrzałe, z których sok spływa po ręce.
Biały jogurt pseudonaturalny jest taki sam dla każdego wariantu smakowego Musso, choć w truskawkowym wydał mi się najrzadszy. Jest przeciętny pod względem gęstości, a już na pewno rzadszy niż we Froopie. Nabiałowo skleja zęby. Daje się poznać jako bardzo słodki i jakby… waniliowy? Smakowo przywodzi na myśl połączenie Fantasi z Danio waniliowym. Zawiera marginalny kwasek.
Główny bohater deserów z Lidla – owocowy mus – jest śliski, żelowo-żelkowy, wilgotno-wodnisty, ciężki. Nijak nie przypomina prawdziwie piankowego musu z Froopów Mullera. Nabrany na łyżeczkę po trzech sekundach z niej spływa. Zanim jednak spłynie, trzęsie się niczym nie do końca zgęstniała galaretka. Po wsadzeniu do ust momentalnie znika. W zależności od smaku prezentuje się następująco:
- mus truskawkowy jest bogaty w pesteczki owoców, które przyjemnie strzelają. Ma smak żelko-pianek truskawkowych obsypanych cukrem, np. Buziaczków Fruit-telli,
- mus wiśniowy ma świetny, bo esencjonalny kolor. Okazał się wyraziście kwaśny, ale przede wszystkim porażająco cukrowy. Cukier rozpala w gardle miniaturowe ognisko (albo stos dla degustatora). Mus jest bardzo cierpki na podobieństwo cierpkiego napoju wiśniowego odnotowanego w zapachu. Zawiera mikrokawałki wiśni wielkości 1/3 ziarenek maku,
- mus brzoskwiniowo-marakujowy ma idealnie zpuszkowy kolor. Mimo iż uwielbiam jogurty i serki brzoskwiniowe, smak tego Musso wydał mi się tragiczny. A to i tak eufemizm. W kubki smakowe najpierw uderzają dotkliwa gorycz i plastikowość, następnie zaś zawartość cukierniczki wyjętej z bajki o olbrzymach. Dopiero potem dociera smak brzoskwini z puszki. Do kompozycji dołączają kwaśność i cierpkość. Gorycz jest niezrozumiała i maksymalnie obleśna.
Jogurty z Lidla okazały się znacznie gorsze, niż przypuszczałam. Szkoda, że nie zaufałam swojej opinii sprzed kilku lat i złamałam przyrzeczenie trzymania się od słodkiego nabiału Pilosa z daleka. Jogurt, woda, cukier – oto początek składów Musso i idealne podsumowanie tego, czym są.
Tylko do jednego Musso mogłabym wrócić, a to i tak wyłącznie w sytuacji, w której nie chciałoby mi się iść do innego sklepu. Wybrałabym wówczas wariant truskawkowy. Brzoskwiniowo-marakujowego nie tknę nigdy więcej, mimo iż po wymieszaniu musu wodnistego, śliskiego żelu z rzadkim jogurtem wstrętna gorycz nieco się zaciera. O wiśniowym zaś już zapomniałam, taki jest fantastyczny.
Jeżeli oczekujecie tego, że traficie na godny odpowiednik Froopów Mullera, srogo się zawiedziecie. Ale, ale! Istnieje szansa, że desery Musso spodobają się osobom, które lubią Fantasię i nie przeszkadzają im wodnista konsystencja ani jedzenie cukru prosto z cukierniczki łyżeczką.
Ocena dla jogurtu truskawkowego: 4 chi ze wstążką
Ocena dla jogurtu wiśniowego: 3 chi
Ocena dla jogurtu brzoskwiniowo-marakujowego: 2 chi
Jak to dobrze że unikam białego cukru w jogurtach bo mogłabym się nadziać na te perełki. Kiedyś jadłam bardzo dużo froopów razem z ojcem ale to było chyba w gimnazjum …
Ja z kolei miałam fazę froopową na studiach.
Ja lubię fantasie, ale jej cały urok tkwi w dodatkach, które tutaj niestety nie trzymają klasy – jedzenie cukru wprost z cukierniczki wcale mi się nie uśmiecha :p tak właśnie myślałam że truskawkowy będzie najlepszy, ewentualnie jeszcze mogłabym obstawiać wiśnie. Zastanawiam się tylko skąd ta gorycz w brzoskwiniowym :/
Jadłaś kiedyś cukier w kostkach? To jest sztos i wydaje się zupełnie inny od sypkiego cukru prosto z cukierniczki czy nawet torby :P
Takie jogurty to nie na moje nerwy. Już patrząc na opakowanie wiem, że to nie moje smaki, ale na szczęście nie testuję kolorowych przysmaków nabiałowych ;)
Nie żałuję spróbowania Musso, bo jednak mogłam napisać recenzję. Natomiast gdybym nie prowadziła bloga, byłabym wkurzona trzema przeciętnie udanymi degustacjami.
Mam czasem wrażenie, że produkty Pilos powstają w różnych fabrykach zależnie od regionu. Bo moje doświadczenia z produktami tej marki są całkowicie odmienne niż Twoje.
Ja chętnie wracam do wersji malinowej i wiśniowej tych jogurtów. Delikatnie słodki, kremowy jogurt i kwaskowa, puszysta pianka tworzą przyjemny duet.
Możesz mieć rację. Spójrz na coś ciekawego: https://wzorowy.blogspot.com/2020/02/lidlowe-mleczko-niejedno-ma-imie.html
Pilos w Suwałkach był paskudny, a w Krakowie nie lepszy. :>
We włocławku dobry, w bydgoszczy też :)
Nie kupuję nic Pilosu, za to Mama twierdzi, że ich jogurty i serki są okropne. Na te się nacięła, bo uwielbia ten typ. O goryczy i plastiku jednak nie mówiła, słyszałam coś o cukrze i wodzie… Tylko że nie wiem, o którym to smaku było. :>
Dobry brzoskwiniowy mus… kurde, zjadłabym takiego Grossa. Nie skomentuję, jak wyszedł jogurt. Zaskoczyłaś mnie pozytywnym odbiorem pestek z truskawkowego. Mnie pestki truskawek nigdy nie przeszkadzają, ale myślałam, że Tobie w musie raczej będą. Teraz tak sobie pomyślałam – mimo że nie przeszkadzają ogółem, jak ja się cieszę, że RS z truskawkowym mousse’em był bez pestek!
(Haha, ta moja odmiana mousse’ów – jogurty to już z „mussem”, bo nazywają się Musso i wyszły źle, a słowo „mousse” wolę używać do smacznych produktów, bo mi się podoba.)
Plastiku wyczuć nie musiała. Grunt, że woda i cukier się zgadzają. Jak rozumiem, nigdy do nich nie wróciła? Czy też miewa resety pamięci, jak my, i daje kolejne szansy fujkom z przeszłości?
Wczoraj jadłam deserowego Grossa z „musem” truflowym i warstwą adwokata. O ile dobrze kojarzę, napisałaś ostatnio, że go kupiłaś. Jeśli tak, żałuj. ZERO musu, czekolada jak wodnisto-śliska polewa na lodach typu magnumowego, a główny smak całości to cukier. Tytułowego adwokata tyle, co kot napłakał. Kasa w błoto.
Kupuje, bo nigdy nie pamięta, co już jadła, a codziennie zjada jeden jogurt, nie może się powtórzyć, że dwa dni z rzędu ten sam smak, więc dużo tego przerabia. Umyślnie jednak tym konkretnym szansy by nie dała.
Napisałam. Mało tego! Dawno, dawno Cię już pytałam, czy Twój też był stary, bo zjadłam go już dawno. Moja czekolada była dobra, mus był… niemusowy, słaby – on właśnie według mnie był ślisko-wodnisty; krem adwokatowy trochę zdziadział, ale mnie walnął alkoholem i takim jajecznym smakiem. Zdradzę, że dałam 8 (bo że zdziadział, to trochę trudno oceniać), ale jak na ciemną to cukier mnie zabił. Mleczna cynamonowa i biała kokosowa za o wiele bardziej mi smakowały.
„Kupuje, bo nigdy nie pamięta, co już jadła” <3 Gdyby nie blog, miałabym tak samo.
Zapomniałam, wybacz. A zatem tak, moja czekolada też była na maksa stara i zdziadziała.
To współczuję. No tak, patrz, że składy mają niezłe – niektórzy tak chwalą, a jak widać, nie zawsze to pracuje. Ale pocieszę (może chociaż trochę)! Obstawiam w dodatku, że z ciemnymi Grossami jest jak z Zotterami – ja je uwielbiam, a to po prostu nie Twoja konsystencja (o samej czekoladzie piszę). Chociaż… Tych wiśnia-chili zjadłam trzy tabliczki, a czwarta już była parę dni po terminie i jak otworzyłam… Wywaliłam, bo to było coś strasznego (i właśnie już czekolada też wodnista, w momencie gdy przy świeżych tego efektu nie było).
A jak Twoja mleczna? Moja świeża była i… Powiem po Twojemu: SZTOS! :D
Mleczna dziesięć sztosów (: Ale nie unicorn.