Kojarzycie sieć Flying Tiger? Niektóre należące do niej sklepy nazywają się Flying Tiger, inne zaś po prostu Tiger. Z uwagi na asortyment stanowią połączenie targowiska ze sklepami chińskimi i typu wszystko po 5 zł. Są wielobranżowe, zupełnie jak Pepco czy Nanu-Nana. Znajdziecie w nich mydło i powidło: produkty do kuchni i łazienki, wyprawkę szkolną, biżuterię i dodatki, odzież, koce i zasłony, a nawet żywność.
Mimo iż kupowanie produktów spożywczych w tego typu sklepach nieco mnie przeraża, parę razy zauważyłam coś, co chętne bym zjadła. Zresztą ludzie jedzą słodycze z Marks & Spencer i żyją. Chyba. Tak czy owak, musiałam zebrać się na odwagę, by otworzyć wielki, ważący aż 70 g baton Choco Bar French Nougat King Size ze sklepu Flying Tiger, który z myślą o mnie upolowała Kimiko (dziękuję!).
Choco Bar French Nougat King Size
baton czekoladowy ze sklepu Flying Tiger
Przeczytawszy nazwę batona i przyjrzawszy się skromnemu obrazkowi na opakowaniu, spodziewałam się zastać w środku podłużną i masywną bryłkę miękkiego waniliowego nugatu oblanego plebejską mleczną czekoladą. Skąd wanilia? Z uwagi na skojarzenie z Milky Wayem French Vanilla and Caramel. Wyobrażenie nastrajało mnie pozytywnie, choć jednocześnie dopuszczałam myśl o wysokiej plastikowości batona. W końcu to słodycz produkowany specjalnie dla sklepu Flying Tiger, a nie po prostu tam sprzedawany.
Baton Choco Bar French Nougat King Size z sieci sklepów Flying Tiger dostarcza 518 kcal w 100 g.
Baton czekoladowy z nugatem, karmelem i orzechami waży 70 g i zawiera 363 kcal.
Kiedy wyobrażałam sobie Choco Bar French Nougat King Size, nawet przez myśl mi nie przeszło, że okaże się odpowiednikiem Snickersa. Nie spodziewałam się ani karmelu, ani tym bardziej orzeszków ziemnych. Surprise! Baton jest twardy, zwarty i treściwy. Różnice pomiędzy nim a Snickersem są jednak łatwe do wychwycenia. Wystarczy porównać karmel. Podczas gdy w oryginale ciągnie się w nieskończoność, w batonie Choco Bar French Nougat King Size rwie się niczym sztywne, zwarte toffi. Inna różnica to proporcje. Słodycz ze sklepu Flying Tiger ma bardzo dużo nugatu i minimum karmelu. Zawiera mało fistaszków.
Aromatem Choco Bar French Nougat King Size odpowiada Snickersowi. Raczy nozdrza obłędnym połączeniem plebejskiej mlecznej czekolady z karmelem i nugatem. Tylko orzechy są nie do wychwycenia.
Mleczna czekolada okalająca baton jest atrakcyjnie gruba, może nawet odrobinę grubsza niż w Snickersie (ręki uciąć za to nie dam; utnijcie se swoją!). W dotyku daje się poznać jako lepka i wstępnie twarda, ale plastyczna. Odgryzienie jej od wnętrza nie jest łatwe. Położona na języku rozpuszcza się szybko, lecz nie błyskawicznie. Cechują ją gęstość i mlecznoczekoladowa bagienkowość. Ilość skrytego wewnątrz proszku przechodzi ludzkie pojęcie. Jest go wręcz tak dużo, że nie dałoby się zmieścić ani ziarenka więcej. Miękki pył przypomina mąkę. Czekolada smakuje tak, jak na plebejską mleczną czekoladę przystało. Sprawia, że gardło zaczyna płonąć cukrem. A przecież to dopiero początek degustacji!
Karmel w batonie Choco Bar French Nougat King Size jest specyficzny. Nie przypomina ani karmelu ze słodyczy MARSa, ani żadnego innego karmelu. Zamiast tego odpowiada… wysmażonemu toffi? Coś mi przypominał, lecz nie umiałam ustalić co. Jego smak jest dziwny, choć równocześnie atrakcyjny. Albo przy nim, albo przy nugacie pałęta się silna nuta plastiku. W konsystencji daje się poznać jako zwarty, twardy, ciągutkowy i przepotężnie właziwzębowy. Stanowi dalekiego krewnego Dumli.
Tytułowy nugat jest gęsty i gumkowy, ale nie gumowy. Zdaje się plastycznogęsty. Chlusta kanistrem benzyny w kierunku cukrowego ogniska, które rozpaliła mleczna czekolada. Na tym etapie gardło szczypie i drapie.
Ostatni element batona Choco Bar French Nougat King Size to orzechy arachidowe. Są mięsiste, acz miękkawe. Mają świeży, niewyprażony smak. Odznaczają się skromnym rozmiarem i zastosowano ich niewiele, co stanowi jedną z największych różnic pomiędzy batonem ze sklepu Flying Tiger a Snickersem. Ale uwaga! Między atrakcyjnymi i pysznymi orzechami zaplątało się parę bezczelnie zjełczałych.
Niepotrzebnie bałam się batona Choco Bar French Nougat King Size ze sklepu wielobranżowego Flying Tiger. To produkt prosty, skierowany do mas i mordujący cukrem, ale pyszny. Martwiłam się, że w smaku i konsystencji zafunduje mi plastik. Choć w smaku rzeczywiście odnotowałam plastikowy rys – w warstwie karmelu, nugatu lub pomiędzy nimi – w konsystencji zdecydowanie go nie ma. Zresztą plastikowa nuta smakowa nie obrzydza, a co najwyżej nurtuje i daje do myślenia.
Ostatecznie batona Choco Bar French Nougat King Size nie da się pomylić ze Snickersem. Po zjedzeniu… ba! już w czasie jedzenia baton rozpala w gardle ognisko podsycane coraz to większymi dawkami cukru. Usta lepią się od tłustej, gęstej mlecznej czekolady. Toffikarmel zakleja zęby i osadza się w zakamarkach. Wszystko jest miękko-treściwe, gęste i bajeczne w ordynarności. Bez barbarzyńskiego wylizania bądź cywilizowanego umycia palców się nie obejdzie. Szkoda mi tylko paru zbłądzonych zjełczorzechów.
Jeśli najdzie was na degustację, szukajcie batona we Flying Tigerze pomiędzy szczotkami do muszli klozetowej i oponami do tirów. Opisano go etykietą: Gadżety plastikowe, prawdopodobnie jadalne.
Ocena: 5 chi
Kiedyś w Toruniu zachwyciłam się tym sklepem. U nas na Zachodzie takich nie było :D wszystko tam było i trochu i takie przystępne ceny. Teraz zgroza. Ceny podnieśli produkty ciągle te same – chociaż to wrażenie mam pomimo bywania w nim chyba 2-3 razy w roku odkąd go u mnie otworzyli 4 lata temu. Nic nie jest aktualnie tam warte swojej ceny …
Baton ciekawy ale jakoś mnie nie kusi żeby osobiście go poddać degustacji :/
Znam kilka sieci tego rodzaju i jeszcze więcej pojedynczych sklepów. Zawsze lubiłam je za miszmasz w przystępnych cenach. Z czasem właściciele się wycwanili i przestali oferować produkty tanio, zgadzam się. Co do częstotliwości wymiany asortymentu nie umiem się wypowiedzieć, bo brak mi aktualnych danych.
Uwielbiam ten sklep! Jeden z moich ulubionych <3 często wchodzę tam zeby po prostu pochodzić i pooglądać co tam jest ciekawego, a na moje szczęście mam jednego tigera bardzo blisko domu :D chyba nigdy nie kupowałam tam słodyczy, bo zawsze odstraszała mnie lukrecja – tam jest tyle rzeczy z lukrecją że nawet się nie zbliżałam do półki ze słodyczami. Ten batonik w sumie brzmi smakowicie, choć po samym tylko opakowaniu w życiu nie zgadłabym, że ma orzechy. Jeśli lekka plastikowosc nie razi i zjelczalych orzechów nie ma duzo, to nawet mogłabym go kupić, gdyby nie był taki ogromny. Czemu nie może być wielkości zwykłego Snickersa? :/ Mam wrażenie że po takim olbrzymie umrę z przecukrzenia :(
Uwielbiam chodzić i po prostu oglądać ofertę niektórych „bajeranckich” sklepów (Tigera, Dealz, dużych marketów z miszmaszem).
Haha, doskonale pamiętam ogrom lukrecjowych słodyczy z Tigera. Stoją naprzeciwko kas, trudno nie zwrócić uwagi. Brr :P
Flying Tiger… mam stamtąd mięciutkie, grube skarpety w kulki, notesy i zeszyty (sto razy taniej niż w Empikach!), magnes, talerzyk w kształcie serduszka, który miał być dla szczurasów albo Mamy, ale jednak przywłaszczyłam sobie w obecnej sytuacji (do sosu sojowego do sushi, którego… właściwie nie używam, albo „używam psychicznie / teoretycznie”)… Ekhem… dobra, kończę. Zaczęłam się o byle czym rozpisywać, bo boję się czytać, co też Ci wysłałam…
Oglądając go, czytając opis w sklepie, pomyślałam o Marso-Snickersie, nie o Milky Wayu i miałam nadzieję, że tak właśnie wyjdzie.
O, mało snickersowego karmelu to chyba plus…? Pomyślałam, że tak dla mnie, ale potem dotarło do mnie, że i tych nugatów nie lubię. Dalej! Zdecydowanie wolę karmel niż toffi… O, ale to brzmi jak Snickers marzeń Mamy… prawie. Marzeniem by był taki z taką ilością nugatu, ale i jeszcze większą toffi.
A autentyczny smak tego – wysmażone toffi… jak ja tego nienawidzę! W jakiś jednych Hershey’s to czułam bardzo, bardzo mocno. Paskudne to było.
Proszek – obstawiam, że dlatego że czekolada była głównie na pełnym mleku w proszku (chyba rozpływa się mniej chętnie niż odtłuszczone w proszku).
Zapłonęła cukrowość… ot, cukrowy napaleniec jeden! Rozpaliłam tym podarkiem Twe kubki smakowe mówisz? :> Czułam, że będzie SŁOOODKI, ale właśnie liczyłam na to, że masz wyższą tolerancję niż ja.
Dalej. Nuta plastiku? Uf, już w końcu się strasznie bałam, że po prostu będzie plastikiem.
Orzechy – o fistaszkach akurat umiem się wypowiedzieć. W słodyczach zdecydowanie lepiej widzą mi się wyprażone niż surowe. Samych nie chrupię (mimo że lubię, ale jak same to koniecznie ze skórką). Parę zjełczałych… kurde, to to już jestem pewna, że z mojej winy (data). Za to więc bardzo przepraszam.
O tak, mnie by obrzydził! Stąd, jak go sobie wyobraziłam, myśl, że może Ci posmakować. A potem się bałam… Mamy więc tu pewną zgodność! Obie się bałyśmy. I w sumie cieszę się, że źle nie było.
W zeszłym roku pewien facet, podobno znawca tematu, powiedział mi, że orzechy w słodyczach nie mogą zjełczeć z uwagi na zakonserwowanie cukrem i innymi składnikami. Jeśli są zjełczałe, znaczy, że były takie jeszcze przed dodaniem. Nie wiem, ile w tym prawdy. Kiedy mi powiedział, nie wierzyłam. Nadal jestem sceptyczna. Piszę, bo mi się przypomniało.
Info od ludzi od Zottera, a więc wydaje mi się, że od znawców: orzechy mogą zjełczeć w słodyczach zwłaszcza, gdy są to słodycze naturalne (to akurat Tigera nie dotyczy, haha) albo właśnie po dłuższym okresie czasu, bo wtedy wszelkie inne substancje też zaczynają się psuć, a to przechodzi na orzechy.
Ale! Z tego co wiem, żeby właśnie zakonserwować cukrem, orzechy się karmelizuje. Wtedy ponoć rzeczywiście trudno, by po karmelizowaniu zjełczały. A skoro w tym batonie nie były karmelizowane… Czyli ten facet częściowo rację miał. Z czasem jednak jego teoria chyba przegrywa. Też jednak piszę tylko to, co słyszałam.
Teoria dotyczyła cukierków typu michałki, więc raczej coś mu nie wyszło.
Wygląda smakowicie w przekroju, ale nie zanosi się, abym kiedykolwiek go spróbowała, bo do Tigera nie chodzę, a kupowanie tam jakichkolwiek rzeczy, a zwłaszcza jedzenia mnie przeraża :P
Mimo pozytywnego odbioru batona kupowanie słodyczy w tego typu sklepach nadal mnie przeraża. Nie lubię robić zakupów spożywczych nawet w Dealz. Mam wrażenie, że wszystko tam jest z plastiku i zostało nasączone rakiem. Mimo iż to sklep brytyjski, w 100% kojarzy mi się z chińską tandetą.
Do Dealz akurat lubię czasem wejść, bo tam znajduję dużo fajnych słodyczy dla siostry do prezentów :)
A Tiger kojarzy mi się z wyzyskiem biednych dzieci, które muszą składać te wszystkie rupiecie, żeby ktoś sobie mógł kupić jakiegoś mało potrzebnego bubla za 5 zł ;/
Kojarzy Ci się czy tak jest? Jesteś proekologiczna, więc i o takich rzeczach zapewne wiesz więcej niż ja.
Nie wnikałam w to nigdy, ale wydaje mi się, że tak jest, bo niemożliwością jest wyprodukowanie niektórych rzeczy tak tanio. To samo w Pepco – no jak wytworzyć bluzkę za 9.99, a takie widziałam w gazetkach, musi się to odbywać czyimś kosztem. Więc wolę się od takich sklepów trzymać z daleka.
Ok, dzięki <3