To niezwykłe, że ja – osoba trzymająca się terminów ważności i jedząca te słodycze, które wymagają najpilniejszej degustacji – po czekolady kończące przydatność do spożycia pod koniec września i listopada sięgnęłam w lutym, prawda? Wbrew pozorom powody są rozsądne i inne niż jakaś tam błaha ochota.
Mleczną czekoladę z likierem wiśniowym Kirsch Lindta, a także jej trzy siostry – Whisky, Cognac i Williams – zdecydowałam się zjeść już na początku roku. Wiem, co by się z nimi stało, gdybym zwlekała do wiosny. Jak tylko na zewnątrz robi się ciepło, moje mieszkanie przemienia się w saunę. Słodycze zawierające czekoladę rozpływają się, zmieniają konsystencję nadzienia, szarzeją i ogólnie dziadzieją.
Lindt Kirsch – mleczna czekolada z likierem wiśniowym
Choć obecnie wiem, że nie uda mi się zjeść wszystkich czekoladowych słodyczy do nadejścia upałów – powodem jest zawartość paczek opisanych w tej publikacji – wybrałam kilkanaście kupionych samodzielnie, na których zależało mi najbardziej. Mleczne czekolady z alkoholem Lindta znalazły się w Zbiorze Szczególnej Troski obowiązkowo. Niech rękę podniesie ten, kto chciałby wydać 32 zł na cztery doskonałe czekolady, a potem jeść je wklęśnięte, przesuszone i bez płynnego nadzienia.
Mleczna czekolada z likierem wiśniowym Kirsch marki Lindt dostarcza 467 kcal w 100 g.
Rządek (3 kostki) czekolady z alkoholem Lindta waży 25 g i zawiera 117 kcal.
Kiedy otworzyłam czekoladę z koniakiem Lindta, zachwyciłam się, że mimo obecności płynnego alkoholowego nadzienia zachowała się nawet lepiej niż wariant z whisky. Trzeciego wieczora także czekał mnie zachwyt, jako że Kirsch okazała się najpiękniejsza z trójki. Odznacza się kolorem Mlecznej Czekolady Idealnej. Ma przyjemnie grubą czekoladę, zwłaszcza na spodzie. Delikatne nadzienie jest porządnie chronione, więc ryzyko przypadkowego rozgniecenia kostek wydaje się minimalne.
Mleczna czekolada z likierem wiśniowym pachnie absolutnie obłędnie. Mleczna Czekolada Idealna łączy się z cudownie spirytusową nalewką wiśniową (ale nie jakimś tam tanim żulerskim nalewatorem typu Dzban wiśniowy z Żabki czy Amarena z Biedry; oba wycofano z obiegu). Podkreślam: nalewką, nie zaś likierem. Mnie likier kojarzy się z alkoholem gęstym niczym śmietanka. Doskonały przykład stanowi adwokat. Z kolei nalewka może być słodka, ale gęstością odpowiada wódce, whisky, koniakowi, winu itp.
Mleczna Czekolada Idealna jest gruba. Przy łamaniu trzaska, przy gryzieniu sprawia wrażenie treściwej. Kiedy trafia na język, szybko bagienkowieje. Jest gęsta i aksamitna. Może się wydawać pylista, ale koniec końców nie zwiera ani pyłu, ani tym bardziej proszku. Smakuje obłędnie mlecznie i słodko w punkt.
Na spodzie wewnątrz kostek nie ma skorupki, podobnie jak w wariancie Cognac. Ale skrystalizowany cukier w cienkich płytkach, przypominający lód zbierający się na kałużach w zimie albo lukier pokrywający pączki, w czekoladzie Kirsch Lindta zdecydowanie występuje. Zajmuje boki i wierzch komór kostkowych. (Myślę jednak, że położenie cukrowego szkiełka stanowi loterię). Głośno chrupie. W połączeniu z gęstą mleczną czekoladą przywodzi na myśl czekoladki z wafelkami bądź chrupkami zbożowymi.
Wypijając alkohol z tabliczki Kirsch Lindta, pomyślałam, że mogłyby się w nim znajdować skórki wiśni. Likier wiśniowy okazał się intensywnie wódkowy, a zaraz potem cukrowy. Nie wyczułam w nim ani wiśni, ani innych owoców. Według mnie to bliżej nieokreślony, bardzo słodki alkohol typu wódkowego.
Mleczna czekolada z likierem wiśniowym Lindta to pierwsza tabliczka z tej serii, podczas jedzenia której pomyślałam, iż alkohol stanowiący serce produktu sam w sobie jest kiepski. Gdyby występował poza czekoladą, pewnie nie chciałabym go wypić. Nie ma smaku wiśni ani nie przypomina tytułowego likieru. Jest niczym zdecydowanie za słodka, zasypana cukrem wódka. Chociaż i tak lepsze to niż Amarena.
Połączenie bagienkowej Mlecznej Czekolady Idealnej ze skrystalizowanym cukrem początkowo – podczas degustacji Whisky – irytowało mnie, ale trzeciego wieczora, kiedy to sięgnęłam po Kirsch Lindta, byłam już do niego przyzwyczajona. Do tabliczki mogłabym wrócić, jednak nie chętniej niż do Whisky, Cognac i Williams. Tu rodzaj alkoholu okazał się najgorszy, ponadto według mnie niespójny z opisem.
Ocena: 5 chi
Tej tabliczki akurat nie chciałabym spróbować nawet z ciekawości – kojarzy mi się z czekoladkami wiśnie w likierze, a ja tych czekoladek strasznie nie lubię :p po pierwsze są gorzkie i obleśne, po drugie zawsze jak je rozgryzam to muszę się ufajdać tym płynnym nadzieniem. Coś czuje, że i przy tej czekoladzie tak by się stało, skoro to nadzienie można wypić :p nie lubię aż tak płynnych nadzien :(
W każdej alkoholowej czekoladzie Lindta z tej serii nadzienie ma identyczną konsystencję ;>
Wiśnie w likierze i czekoladzie uwielbiam.
Ja czaiłam się na tą czekoladę bo mój mąż lubi wszystko co ma wiśnie . Ostatnio dorwałam nalewkę babuni wiśniową,bardzo mu smakowała . Jak spotkam jeszcze tą czekoladę to kupię .
Ojeej, pamiętam Nalewkę Babuni z młodości <3 Zawsze piłam miodową. Sto lat jej nie widziałam.
Długo nalewki nie było bo ja czasem kupowałam sąsiadce wiśniową. Teraz po kilku latach sie pojawiła w Biedronce .
No i wszystko jasne :)
Napisałaś „Jak tylko na zewnątrz robi się ciepło, moje mieszkanie przemienia się w saunę. Słodycze zawierające czekoladę rozpływają się, zmieniają konsystencję nadzienia, szarzeją i ogólnie dziadzieją.” Doskonałe Cię rozumiem. Mam takie same warunki obecnie u rodziców. Na swoim było tak samo … Okna od południowego zachodu i nie ma ściany bez słońca
.. słodycze trzymałam w szafie typu komandor w przedpokoju, albo w łazience na kaflach … zgroza
Teraz będę komentować Twoje wpisy zapewne jako ostatnia. Od wczoraj pracuje i trening i prasówke blogów robię przed 5 … nie ma niestety pracy zdalnej w moim wydziale ..
Ale jestem :)
A zapomniałam. Tej wersji nie jadłam bo jakoś nie po drodze mi z wiśniami w alkoholu ostatnimi laty. Gdybym wiedziała że nie czuć ich w odbiorze to bym ją już tyle razy przytuliła na przecenie..
. Ich zostaje najwięcej :/ km
Gratuluję i życzę sukcesów w nowej miejscówce ;*
Mam malutki przedpokój i niewiele większą łazienkę. Dwa kroki i ściana.
Likiery wiśniowe jakoś mnie realnie nie kręcą. Jedynie jako nuty w czystych ciemnych. Ten Lindt tak średnio mi podszedł, już kieeedyś.
Mnie podszedł zdecydowanie bardziej niż średnio, acz raczej do niego nie wrócę.