Ferrero, Kinder Maxi Dark & Mild

Wiele osób kojarzy dzieciństwo z Kinderkami (Kinder Czekoladą, nie zaś linią Kinder ogólnie). Ale nie ja. W moim dzieciństwie obecne były jajka Kinder Niespodzianki. Mama kupowała ich bardzo dużo, dzięki czemu kolekcji zabawek zazdrościły mi wszystkie koleżanki. Z kolei miejsce czekoladek Kinder zajmowała Mleczna Kraina. Jeśli wy też jedliście ją we wczesnym dzieciństwie i pamiętacie starą szatę graficzną z dziwnymi czekoludkami płynącymi na batoniku mleczną rzeką, przybijam wam wirtualną piątkę.

Kinder Maxi – czyli powiększone, jednopaluszkowe wydanie Kinder Czekolady – jadłam może ze trzy razy, na dodatek dopiero jako nastolatka. Nie jestem pewna, czy wcześniej istniał, acz to bez znaczenia. W tradycyjnych czekoladkach Kinder podoba mi się urocza miniaturowość. Z kolei Kinder Maxi to takie nie wiadomo co. Gdybym nie dostała nowości Kinder Maxi Dark & Mild od Marthy (dziękuję!), zachodzi małe prawdopodobieństwo, bym się na nią skusiła. Zwłaszcza że musiałabym kupić opakowanie zbiorcze.

Ferrero, Kinder Maxi Dark Mild, Kinderki baton w ciemnej czekoladzie, copyright Olga Kublik

Kinder Maxi Dark & Mild

Do klasycznej Kinder Czekolady straciłam serce parę lat temu. Podczas gdy w dzieciństwie miałam ją za mięciutką i idealną smakowo, dziś narzekam na rozczarowującą twardość i krytyczne przesłodzenie. Nie wiem, czy zmianie uległy batoniki Ferrero, czy mój gust. Może oba. Czyżby Kinder Maxi w ciemnej czekoladzie miał zrównoważyć piekielną cukrowość mlecznego wnętrza?

Kinder Maxi Dark & Mild marki Ferrero dostarcza 562 kcal w 100 g.
Kinderki w ciemnej czekoladzie ważą 21 g w batoniku i zawierają 117 kcal.

Ferrero, Kinder Maxi Dark Mild, Kinderki baton w ciemnej czekoladzie, copyright Olga Kublik

Kinder Maxi Dark & Mild pachnie przepięknie. Przede wszystkim bajecznie mlecznie i słodko w przyzwoitym stopniu. (Mlecznie jak mleko, nie jak mleczna czekolada!) Nie zapomniano jednak o drugim bohaterze kompozycji: ciemnej czekoladzie deserowej (zawierającej tylko 18,5% kakao?; hmm). Jest cierpka, kakaowo gorzka, a jednocześnie słodka. To ciemna czekolada łagodna, przystępna.

Nowy batonik Kinder składa się z pięciu kostek, podobnie jak klasyczny Kinder Maxi (i Kinderek). Pokrywająca go czekolada ma przeciętną grubość. Przy odrobinie gębowej gimnastyki i ćwiczeń akrobatycznych udaje się ją zgryźć. Początkowo daje się poznać jako gęstawa i prawdopodobnie pylista. Po chwili przemienia się w ujmujące tłuściutkie bagienko. Jest intensywnie słodka, acz przy okazji wyraziście kakaowa, minimalnie cierpka i subtelnie gorzka. Nie ma w niej kwachów ani dziwnych posmaków.

Ferrero, Kinder Maxi Dark Mild, Kinderki baton w ciemnej czekoladzie, copyright Olga Kublik

Serce batona Kinder Maxi Dark & Mild to oczywiście klasyczny mleczny krem. Mimo iż tradycyjne Kinderki wydają mi się zasmucająco twarde – odnośnie wnętrza Kinder Maxi nie mam wspomnień; ups – w nowości Ferrero nadzienie jest przyzwoicie mięciutkie, tłuste i kremowe. Aksamitności przeszkadza pylistość (zakładam, że mleka w proszku). Smakiem włada dziecięca słodka przemleczność.

Kostka Kinder Maxi Dark & Mild położona na języku rozpływa się wolno jak na plebejskie słodycze, ale za to bez trudu. Ciemna czekolada jest odrobinę twardsza od kremu. Całość przemienia się w cudownie gęste i tłuste bagienko. Pylistość jest tak drobna, że można ją przeoczyć.

Ferrero, Kinder Maxi Dark Mild, Kinderki baton w ciemnej czekoladzie, copyright Olga Kublik

Moje życie nie dobiegłoby końca, gdybym nie spróbowała Kinder Maxi Dark & Mild. Jednakowoż bardzo się cieszę, że nowy w ofercie Ferrero słodycz pojawił się w moich zbiorach. To batonik, w którym wszystko pasuje do siebie idealnie: zapachy, konsystencje, proporcje, smaki.

Mimo iż nie mam porównania z klasycznymi Kinderkami, bo ostatni raz jadłam je dawno temu, wydaje mi się, że nowość w ciemnej czekoladzie jest łagodniejsza pod względem słodyczy. Po zjedzeniu Kinder Maxi Dark & Mild nie czułam przesłodzenia, a w moim gardle nie płonęło ognisko. Dobra robota!

Ocena: 6 chi


Skład i wartości odżywcze:

Ferrero, Kinder Maxi Dark Mild, Kinderki baton w ciemnej czekoladzie, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

22 myśli na temat “Ferrero, Kinder Maxi Dark & Mild

  1. W dzieciństwie też jadłam takie batoniki z Mlecznej Krainy (ale z taką myszką na opakowaniu) i mlekoladki Hibbi, ale wydaje mi się że częściej mimo wszystko miałam w łapkach kinderki (choć i tak nie jakoś często, bo nie były to moje ulubione słodycze). Znacznie częściej dostawałam Kinder niespodzianki i Kinder joy, co jak najbardziej mi pasowało – dla zabawki :D
    Ten ciemny Kinderek baaardzo mi smakował, bardziej niż klasyczne ^^ co prawda faktycznie jest bardzo słodki, no ale właśnie w końcu nie ma tu przesłodzenia jak w zwykłych Kinderkach, a właśnie przez te fale cukru nigdy za nimi nie szalałam, bo wydawały mi się mdłe :p

    1. Szata graficzna Mlecznej Krainy, o której wspominasz, jest nowszym projektem. Jajko Kinder Joy weszło na rynek, jak kończyłam podstawówkę albo zaczynałam gimnazjum. To czyni mnie dinozaurem :P

      1. Ha! Kinder Joy jadałam w tajemnicy przed wszystkimi parę razy! Ojciec nigdy nie chciał mi kupić „bo już chyba za stara na jajka jesteś, weź przestań”, koleżanki pod koniec podstawówki szalały za 7Daysami, Chipitami i wolały naklejki, podśmiewując się, że dalej pewnie o durne zabawki z jajek mi chodzi. A ja lubiłam w domowym zaciszu, takimi specjalnymi maluśkimi łyżeczkami to jeść (pokażę Ci zdjęcie, bo z całego kompletu zostały mi dwie: zbielała różowa i zbrązowiała czarna).

        1. Kinder Joy jadłam dokładnie raz. Zrobiło na mnie zerowe wrażenie i tylko się wkurzyłam, że mogłam kupić za tę kasę ze dwa smaczne noł nejmy.

  2. Też same Kinder Czekolady mi się z dzieciństwem specjalnie nie kojarzą. Nie szalałam za nimi tak bardzo-bardzo. Wolałam jajka, ale też ich tak u mnie w domu nigdy za wiele nie było, bo Mama wychodziła z założenia, że nie ma sensu za wcześnie wprowadzać mi słodyczy. Zabawki lubiłam, więc czasem jadłam. Jak nam Kaufland wybudowali to zdarzyło mi się Kinder Maxi parę razy jeść (drogie, ale na te jakoś ojciec inaczej niż na czekoladki patrzył – może wychodziły taniej? Co kupić 1 to nie paczkę; teraz wtf, nie ogarniam jego punktu widzenia).
    Znając moje uwielbienie do ciemnego Wedla właśnie w latach dzieciństwa, ten wariant mógłby mi wydać się atrakcyjny.
    Obecnie… mogłabym spróbować ze sztukę / dwie, ale opakowania całego na pewno bym sobie nie kupiła. Za dobrze pamiętam proszkowość wnętrza klasycznych, do których parę lat temu wróciłam. Dla mnie to już nawet nie pylistość była, a prochowość – i smakowa (mleka w proszku) również.

    1. Co do wprowadzania do diety dziecka słodyczy, parę miesięcy temu usłyszałam zadziwiającą i niezrozumiałą dla mnie rzecz. Otóż znajomy, ojciec małego chłopca (jednorocznego?; głowy nie dam), powiedział, że jak syn dostał pierwszą czekoladkę – właśnie Kinderka – wypluł ją, bo nie był przyzwyczajony do słodyczy. Zamiast się cieszyć, że maluchowi wystarczają zdrowe domowe posiłki, co jakiś czas na próbę podają mu z żoną słodycze, żeby się przyzwyczaił. Wtf?

      1. Mama wyszła z założenia, że słodycze zdążę poznać sama, więc jak byłam mała nigdy mi nie kupowała. Nie lubiłam innych dzieci, wychodzenia do nich, a znajomi rodziców nie mieli takich w moim wieku. U rodziny ojca bywałam rzadko, dopiero tak od około 5 lat (?) co tydzień. Nie znałam więc słodyczy, po prostu. Ja nie widzę w tym nic dziwnego, a wręcz przeciwnie. Po co faszerować cukrem dziecko, które i tak jeszcze niespecjalnie ogarnia rzeczywistość?
        Mama jednak nie raz opowiadała mi, jak małą mnie zabrali do siostry ojca, u której właśnie akurat dzieci mniej więcej w moim wieku były. I „wspaniała ciocia” dała mi cukierka (takiego zawijanego w papierek) i nie wiedziałam nawet, co z nim zrobić. Udało mi się otworzyć, polizałam, pomacałam, próbowałam i wywaliłam, krzywiąc się i dziwiąc. Wszyscy byli w szoku, a rodziców niespecjalnie to obeszło.
        Mama ciągle powtarzała swojej mamie, by nie próbowała mnie niczym niezdrowym (pączkami i bułami) faszerować, jak mnie do niej na weekendy czasem oddawali, a ta próbowała. Ale… próbowała dawać mi pączki, co mi zupełnie nie wchodziło. I tyle.

        1. „Ja nie widzę w tym nic dziwnego” – w tym, co napisałam? „Po co faszerować cukrem dziecko, które i tak jeszcze niespecjalnie ogarnia rzeczywistość?” – Właśnie o to mi chodzi, czyli myślimy tak samo.

          Walka rodziców z dziadkami o niepasienie dzieci słodyczami to walka odwieczna i skazana na przegraną rodziców. No, przynajmniej w 99% przypadków.

  3. Pewnie by mi smakowała. Pewnie cię zdziwię, ale ja lubię pylistość w słodyczach. :) Raczej jej jednak nie kupię, ze względu na to, że kinderki i mleczna czekolada z mlecznym nadzieniem to dla mnie nudne twory, może i smaczne, ale wolę czekolady z ciekawszym wnętrzem i dodatkami; no chyba, że mówimy tu o dobrej czekoladzie gorzkiej.

    1. Owszem, zdziwiłaś. Umiesz wyjaśnić, czemu lubisz pylistość? Ja jej nie lubię, bo kojarzy mi się z czymś źle rozmieszanym i/lub niedopieczonym.

      Zdajesz sobie sprawę, że tu nie ma czekolady mlecznej? ;>

      1. Sorry, nie mleczą miałam na myśli, a z niską zawartością kakao. ;) Bo kakao poniekąd czyni dla mnie czekoladę – z tego powodu też np. Decomorreno zmiksowane ze skyrem i mrożonymi owocami przebija dla mnie wszelkie sklepowe jogurty i lodówkowe desery. :)
        Co do pylistości – lubię surowe ciasto, więc może ma to podobną genezę. :P Może ją lubię, gdyż dzięki temu produkt nie smakuje tak ,, tłusto” i, hmm, ,,jednolicie”. Nie lubię, gdy coś szybko i z tłustym posmakiem rozpuszcza się w ustach. Taki jest dla mnie np. Knoppers Nussriegel – nie mój gust. :)

        1. Okej, czyli po prostu lubimy inne rodzaje słodyczy. Co do surowego ciasta, w dzieciństwie zawsze podjadałam mamie surowe ciasto z miski, gdy piekła drożdżówki i skubańce. Mówiła, żebym za dużo nie jadła, bo mi zaszkodzi, ale trochę mogę. Pamiętam, że trzeszczał w nim cukier, niemniej było dooobre :)

  4. Bardzo się cieszę że kolejny baton Ci podpasował ;) ja jem po kostce więc z tego opakowania mam jeszcze 8 sztuk :P

  5. W dzieciństwie jadłam zarówno Kinder niespodzianki, Kinderki, jak i mleczną Krainę, więc wszystkie te słodycze to istotny element mojego dzieciństwa :) A te Kinder maxi kupiłam w Biedrze jakiś czas temu, ale jeszcze się do nich nie dobrałam. Dobrze wiedzieć, że Tobie smakują ;)

  6. Takiej wersji nie widziałam muszę poszukać. Ja mam 35 lat dla mnie Kinderki to nie jest smak dzieciństwa ,ja pamiętam czekoladę Wedla truskawkową rany jaka ona była pyszna nie to co teraz.

    1. Dawno nie jadłam Mlecznej Truskawkowej Wedla. Mam ją w pamięci jako obłędną. Nie strasz mnie pisaniem, że się pogorszyła!

      1. Niestety ,jakiś czas temu Jasio dostał tą truskawkową od sąsiadki i spróbowałam ,niestety to już nie to:(. Ja chyba znowu odejdę od słodyczy jak ich nie jadłam to czułam się o niebo lepiej teraz jestem jakaś taka senna,ciężka od słodyczy a nie jem ich jakoś dużo ,ale raz dziennie jem. Może będę jadła raz w tyg hmm

  7. Olgo, serce straciłaś po zjedzeniu Kinder Czekolady czy Kinder Maxi? Bo Maxi są twardsze i trochę inne w smaku (gorsze). Wg moich kubków smakowych, Kinder Czekolada się nie zmieniła od lat.

    1. Właśnie po obu :/ Najpierw myślałam, że to wina Maxi. Niestety kiedy sięgnęłam po klasyczne Kinderki, rozczarowanie nie ustąpiło.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.