J.D. Gross, Mousse au lait Creme Brulee

Końcówka dostępności limitowanych czekolad z musem z Lidla – białej kokosowej, deserowej adwokatowej i mlecznej migdałowo-cynamonowej – zbiegła się z początkiem dostępności musowych czekolad J.D. Gross Mousse au lait z Tygodnia Włoskiego. Tym razem w skład kolekcji weszły tylko dwa warianty smakowe, oba odpowiadające klasycznym deserom włoskim: creme brulee i tiramisu.

W obawie o stan słodyczy z białą i mleczną czekoladą pod koniec 2019 roku obiecałam sobie, że wyjem je, zanim nadejdzie wiosna. Wszystko szło zgodnie z planem aż do otrzymania paczek od słodkich koleżanek z blogosfery (jeśli przegapiliście prezentację, zachęcam do nadrobienia zaległości). Na tym etapie musiałam zmienić plan i przyznać wybranym słodyczom zawierającym czekoladę priorytety. Mousse au lait Creme Brulee i Mousse au lait Tiramisu J.D. Gross otrzymały najwyższy priorytet.

J.D. Gross, Mousse au lait Creme Brulee, czekolada z musem Lidl, copyright Olga Kublik

Mousse au lait Creme Brulee
mleczna czekolada z musem z Lidla

O ile poprzednie czekolady z musem z Lidla miały różne kolory opakowań, o tyle tabliczki z włoskiej linii zaprojektowano jako czarno-złote. Są eleganckie i przykuwają wzrok. Zachwycają oko także wnętrzem. Pokaźne i mięsiste czekolady odznaczają się wzorowo mlecznoczekoladowym kolorem, wygodnymi batonowymi rządkami i zaokrąglonymi kostkami ozdobionymi logo marki J.D. Gross.

Mousse au lait Creme Brulee marki J.D. Gross dostarcza 574 kcal w 100 g.
Mleczna czekolada karmelowa z Lidla w rządku (3 kostkach) waży 37,6 g i zawiera 216 kcal.

J.D. Gross, Mousse au lait Creme Brulee, czekolada z musem Lidl, copyright Olga Kublik

Lidlowa czekolada z musem Mousse au lait Creme Brulee pachnie przepięknie, aczkolwiek niezgodnie z nazwą. Mlecznoczekoladowość nie zdradza wysokiej kakaowości, za to zawiera tyle mleczności, ile sto mlecznych czekolad konkurencyjnych marek razem wziętych. Bogata mleczność zahacza wręcz o kinderkowość, co wprowadza nutę białej czekolady bądź po prostu mlecznego kremu. Creme brulee nie odnotowałam, karmelu ani toffi też nie. Całokształt jest rozkosznie słodki (bardzo!), plebejski, dziecięcy.

W Mousse au lait Creme Brulee – jak zresztą w każdej czekoladzie z musem z Lidla – warstwa polewy onieśmiela grubością. Kostki stawiają opór nożowi, który dla porównania w Milkę czy Millano wchodzi jak w masło. Zębom jednak czekolada ulega łatwo. W ustach rozpuszcza się w sekundę. Przemienia się w przemleczne i bardzo słodkie przegęste bagienko. Jest tłuściutka, aksamitna i kremowa, bez choćby cienia proszku. W smaku przewijają się wątki dziecięco mlecznego kremu, Kinderków i Grześków kakaowych bez czekolady. To esencja obłędnej rozkoszy i ideał plebejskości.

J.D. Gross, Mousse au lait Creme Brulee, czekolada z musem Lidl, copyright Olga Kublik

Przekroiwszy degustowaną niedługo wcześniej migdałowo-cynamonową tabliczkę z musem J.D. Gross, zasmuciłam się, że nadzienie – choć pokaźne – nie zostało zaserwowane aż tak szczodrze, jak zapowiada to obrazek na opakowaniu. Tymczasem czekolada Mousse au lait Creme Brulee nie daje powodów do zmartwień: nadzienia jest ogrom! A to i tak nie wszystko. Wnętrze jest obiecanym musem. Trochę cięższym od musu z Coconut Macaroon, ale jednak. Cechuje go niebywała lekkość. Jest mięciusieńki, potężnie tłusty, obłoczkowy, zwiewny, efemeryczny. Rozpływa się w ułamku sekundy i na zero. Zresztą rozpływa się to złe określenie – mus po postu znika. Smakuje karmelowo i słodko, a jednocześnie delikatnie kokosowo.

Ciemne kawałki karmelizowanego cukru są duże i sypnięto je od serca. Podczas chrupania zdradzają konsystencję treściwego szkła (nie są ani trochę kruche, tylko skaliście twarde i chrupiące). Odpowiadają rozdrobnionym cukierkom Werther’s Original. Smakują palonym maślanym toffi. Czuć w nich nutę starego tłuszczu, w którym wysmażono zbyt dużo pączków. Wolałabym je zamienić na coś innego.

J.D. Gross, Mousse au lait Creme Brulee, czekolada z musem Lidl, copyright Olga Kublik

Mousse au lait Creme Brulee J.D. Gross jest jednocześnie lepsza i gorsza od Mousse au lait Almond & Cinnamon. To prawdziwa mleczna czekolada z musem, więc jeśli chcecie poznać cudowną i wyjątkową konsystencję piankowego nadzienia, powinniście wybrać właśnie ją (albo białą Mousse au lait Coconut Macaroon, która zdobywa pierwsze miejsce w musowości). Jeżeli przegapiliście czas, w którym była dostępna w Lidlu, niczym się nie martwcie. Jak wynika z archiwalnych gazetek, Mousse au lait Creme Brulee wraca na półki, kiedy nastaje Tydzień Włoski. Nie wiem tylko, czy za każdym razem.

Z kolei pod względem dodatku włoska czekolada z musem z Lidla jest gorsza od migdałowo-cynamonowej. Palony cukier, który chrupie, wchodzi w zęby i zawiera nutę zbyt wiele razy smażonego tłuszczu, nie może się równać z mięsistymi i chrupiącymi migdałami. Kremy zaś – karmelowo-kokosowawy i cynamonowo-mleczny – są porównywalne pod względem sprawiania przyjemności.

PS Według mnie mus z czekolad J.D. Gross – przynajmniej z tych, w których występuje – jest po prostu lżejszą formą bardzo tłustego kremu. W białej kokosowej podchodził pod aero, niemniej nie spodziewajcie się prawdziwej pianki ani bitej śmietany. Takie atrakcje jedynie w Kinder Choco Fresh.

Ocena: 6 chi


Skład i wartości odżywcze:

J.D. Gross, Mousse au lait Creme Brulee, czekolada z musem Lidl, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

7 myśli na temat “J.D. Gross, Mousse au lait Creme Brulee

  1. Mleczna czekolada niczym Kinderki od razu brzmiała zachęcająco. Po przeczytaniu o musowym, lekkim kremie smakującym karmelowo i nawet lekko kokosowo już wiem że na pewno ta tabliczka by mi smakowała :D nie przeszkadalyby mi nawet te kawałki karmelu, bo lubię Werters original, choć może konsystencja byłaby lekko irytująca. Może gdyby na wierzchu musu umieścili płynny karmel wypadłoby to lepiej? ^^

  2. Mam ciekawostkę językową. Jak byłem w gimnazjum, to moja pani od polskiego ciągle nas poprawiała, że nie mówi się „niemniej coś tam”, tylko „niemniej jednak coś tam”. Ale to chyba bzdura, nie?

    1. Bzdura :) Samodzielne „niemniej” jest tak samo poprawne jak „niemniej jednak”. Istnieje sporo zwrotów, które można skracać. Mam jeden popularny z tyłu głowy, ale dziad nie chce się zbliżyć. Jak sobie przypomnę, dam znać.

  3. Ej no, mnie się sama czekolada już trochę z toffi kojarzyła. Prawda jednak, że była przemleczna!
    Mousse jak dla mnie był głównie śmietankowy i cukrowy, nie powiedziałabym, że karmelowy, a już na pewno kokosa nie czułam. Mimo to, smakował mi. Tak samo jak obłoczkowa konsystencja mnie kupiła i… nawet karmel wyszedł w porządku. Tutaj jednak mam wrażenie, że inaczej odbieramy bitą śmietankę – chodzi mi o jej postrzeganie. Ja pisząc o niej… w ogóle odnoszę się bardziej do realiów czekoladowych. :>

    Jak bardzo dziwi Cię, że i mnie zachwyciła?

    1. O, i właśnie! Zapomniałam ważnego zdania napisać przy obłoczkowej konsystencji i bitej śmietance. Że właśnie nadzienia tej czekolady i ja za nic bym mousse’em nie nazwała. Nie w 100 %ach.

    2. Hmm, nie do końca dziwi. Nie spodziewałam się słowa „zachwyciła” w Twoich ustach, niemniej pozytywny odbiór zakładałam.

      Bitej śmietany nie mogę postrzegać jako czegoś innego niż po prostu bitej śmietany. Pianka ma być pianką. Nie uznaję ulgowego traktowania i rozpatrywania jej jako innej w jogurcie, innej w czekoladzie, innej gdzieś jeszcze.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.