Erdbeer Mousse to mleczna czekolada z musem truskawkowym, która pojawiła się na rynku u boku Zitronen-Waffel, czyli białej czekolady z waflem cytrynowym. Wraz z wariantem o smaku malinowego jogurtu (Himbeer Joghurt) stanowiły limitowane trio wiosennych czekolad Ritter Sport w 2019 roku.
Himbeer Joghurt nie kupiłam z wiadomych przyczyn. Zitronen-Waffel przerażała mnie podobieństwem do tragicznej Buttermilch-Zitrone. Jedynie Erdbeer Mousse przepełniała mnie błogością, bo uwielbiam serię Mousse Ritter Sporta, nawet jeśli zawarty w nich krem ma tyle wspólnego z musem, ile ja ze sportem.
Erdbeer Mousse mleczna czekolada z musem truskawkowym
Mleczna czekolada z musem truskawkowym, jak każda tabliczka z serii Mousse Rittera, składa się z dziewięciu dużych kostek. W mojej sztuce mleczna czekolada o ciemnej barwie pokryła się lekką szarością. Kupiłam ją w ciepłym sezonie w zeszłym roku, więc miała prawo nieco się zmęczyć trudnym żywotem.
Erdbeer Mousse marki Ritter Sport dostarcza 562 kcal w 100 g.
Mleczna czekolada z musem truskawkowym w 3 kostkach (33 g) zawiera 185,5 kcal.
Mimo iż nazwa wiosennej limitki stanowi uhonorowanie truskawkowego musu, w zapachu da się wyczuć wyłącznie mleczną czekoladę. I to nawet po rozkrojeniu kostek. Trudno jednak zżymać się na taką sytuację, skoro czekolada przedstawia się jako bajecznie plebejska, pełna mleka, sympatycznie kakaowa i słodka. Nawet jeśli nieadekwatny, aromat jest superapetyczny.
Czekolada z musem Erdbeer Mousse zawiera rozkosznie dużo nadzienia. Ma kolor różowy, ale w dwóch wyraźnie różnych odcieniach: bledszym i żywszym. Pojawiają się w nim ciemne truskawkowe kropeczki. Przywodzi mi na myśl lody gałkowe z lodziarni, do której chodziliśmy w dzieciństwie z mamą i tatą (częściej z samą mamą). Ochraniająca je polewa jest imponująco gruba, zwłaszcza na spodzie.
Mimo iż mus kojarzy mi się z tworem mięciutkim i lepliwym, czekoladę z tabliczki Erdbeer Mousse odseparowuje się od niego poprzez zgryzienie bardzo łatwo. Jest potężnie proszkowata. Rozpuszcza się bezproblemowo, acz wcale nie błyskawicznie. Tworzy urocze, choć niepotrzebnie przepełnione prochem bagienko. Smakuje pysznie mlecznie i łagodnie kakaowo. Niestety wcale nie to stanowi motyw przewodni. Przede wszystkim jest ordynarnie cukrowa. Od pierwszego gryza pali w gardziel.
Bałam się, że lekko ponad pół roku zwłoki sprawiło, iż pseudomusowe nadzienie z Erdbeer Mousse okaże się wyschnięte i twarde. Na szczęście zachowało klasę. Jest lekkie, tłuściutkie, kremowe i idealnie aksamitne (nie zawiera ani drobinki prochu; najwyraźniej całość przypadła czekoladzie). Początkowo gęstawe, szybko znika. Znajdują się w nim cząsteczki twardych truskawek: liofilizowanych owoców i pesteczek. Czy do twardej drobnicy dokładają się kryształki cukru albo czegoś innego? Możliwe. Smakuje słodko i odrobinę kwaśno. Bardzo pudrowo. Cudownie oddaje lody truskawkowe na mleku.
W momencie kupowania czekolady Erdbeer Mousse byłam bardzo ciekawa iście letniego smaku rodem z działki. W domu jednak odłożyłam ją do szafki. Na długie miesiące. Nie dlatego, że mi się odwidziało, ale z powodu kolejek słodyczy do recenzji. Może wiecie, jak to jest.
Na szczęście czas nie zaszkodził truskawkowej czekoladzie z musem Ritter Sporta. Polewa nadaje się do poprawy ze względu na potężną pylistość i ordynarną cukrowość, za to nadzienie… mmm. Oczywiście nie ma niczego wspólnego z tytułowym musem, natomiast jest cudne. Przypomina pudrowe lody z mleka i świeżych owoców. Całokształt zachwyca gęstością, tłustością, kremowością. Raczy jednocześnie sztucznością i naturalnością. Przełamuje słodycz liofilizowaną kwaskowatością. Zagęszcza ślinę cukrem.
Ocena: 5 chi ze wstążką
(minus za cukrowość warstwy czekolady)
Jejku, to nadzienie naprawdę wygląda jak lody! Też jadłam podobne z lodziarni ^^ a skoro jeszcze tak smakuje…. Mniaam, taka czekolada musi być pyszna :D szkoda tylko że właśnie sama czekolada zawiodła… Jakby Wedel wypuścił podobny smak to bym od razu kupiła :D
Myślę, że Wedel dla zachowania proporcji czekolady i nadzienia wypuściłby tabliczkę liczącą ok. 300 g :/
Ha! U mnie recenzja 01.06 i… uwaga, uwaga! Tego roku! Pytanie do „Milionerów”: kiedy ja ją zjadłam? U nas jednak te zakrzywianie czasoprzestrzeni… wiadomo. U Ciebie w przypadku tej czekolady też jakieś widzę, ale innego typu (przeleżała długo u Ciebie).
Przez tę czekoladę całość wydawała mi się zrobiona na bazie cukru.
Nie chcę za dużo spoilerować, bo w sumie publikacja niedługo, ale… przynajmniej odpowiedziałaś na pytanie, jakie mnie dręczyło. Zastanawiałam się, jak trwałe to nadzienie. Bałam się nawet przewiezienia dom-uczelnia, zostawienia na długo po porannej sesji zdjęciowej itd..
Zawsze, kiedy kupuję słodycze daleko od domu, wiozę je w torbie jak szkło albo jajka :D
Ja też, ale zazwyczaj to trasa sklep-dom, więc słodycze są zamknięte. A po sesji zdjęciowej kostka jest przekrojona, kostka nadgryziona i w przypadku nadzień zawsze oblatuje mnie strach, więc z takimi mam problem i na uczelnię raczej nie zabieram nadziewanych (odcinam się teraz od obecnej sytuacji). Sreberkuję dokładnie i umieszczam w pojemnikach (jeden okrągły na większe kawały, by nie latały), a drugi podłużny (czasem kostki / paski idealnie się z nim zgrywają).
Otwarta czekolada nadziewana kremem z miesiąc pozostanie okej. A to i tak nie zawsze. Potem zaczyna dziadzieć. Wybacz, że nie napisałam od razu. Nie wiem, czemu odniosłam się tylko do przewożenia.
Nadzienie mnie nie przekona… bo smak polewy czekopodobnej mnie odstrasza … aż mnie zemdlilo od czytania o jej cukrowości :(
Nie nazwałabym jej „polewą czekopodobną”. Została zasypana cukrem, niemniej to wciąż rasowa czekolada.
Smakowo to produkt nie dla mnie, ale wizualnie wygląda ciekawie – tak lekko i letnio :)
Lekko nie jest, bo cukier nie ma litości, ale truskawka przedstawia się cudnie lodowo.