Czekolada Studentska to klasyka barku mojego dziadka i jedna z tabliczek, które w dzieciństwie miałam za szczyt doskonałego smaku, wysokiej jakości i w ogóle wszystkiego, co najlepsze. Podczas rodzinnych wyjazdów na narty do Czech w latach 90 obowiązkowo polowaliśmy na tamtejsze przysmaki, przede wszystkim Studenstką i Lentilky. Na zielonej szkole również na Fidorkę i metrowe gumy do żucia.
Dziś czekolada Studentska nie robi na nikim wrażenia. Da się ją kupić w wielu polskich sklepach, na dodatek w milionach odsłon. Ponieważ jednak czekanie na słodycze z zagranicy uważam za urocze i romantyczne, o przywiezienie kilku wariantów smakowych poprosiłam mamę i jej ukochanego (są ludźmi gór, więc ciągle dokądś wyjeżdżają). Moim pierwszym łupem została Studentska z gruszką (dziękuję!).
Studentska mleczna czekolada z gruszką
Jeśli dobrze zrozumiałam informacje o wykupywaniu marek, pierwotnie czekolada Studentska należała po prostu do marki Studentska. Ja poznałam ją już jako czekoladę marki Orion, ponieważ do wykupienia doszło względnie niedługo po moich urodzinach: w 1994 roku. Nie mogłam jednak wiedzieć, że już wtedy – od 1992 roku – marka Orion należała do Nestle. Nabieraliśmy się więc z rodzicami na tę tradycyjną czeską czekoladę, która w rzeczywistości była wyrobem ogólnoświatowego koncernu.
Studentska mleczna czekolada z gruszką marki Orion dostarcza 513 kcal w 100 g.
Rządek czekolady Studentskiej z gruszką waży 22,5 g i zawiera 115 kcal.
Studentska gruszkowa to moja pierwsza czekolada tej marki od… gimnazjum? Mimo niepochlebnego zdania znajomych na temat całej serii nie chciałam wierzyć, że jest zła. W końcu to wyidealizowany produkt z dzieciństwa! Po wyciągnięciu z opakowania tabliczka zaimponowała mi mnogością dodatków: połówek fistaszków na sterydach i zielonkawych galaretek. Rządków jest dużo, można się dzielić.
Niestety wygląd to nie wszystko. Studentska z gruszką pachnie nieładnie, nieapetycznie. Oddaje tanią mleczną czekoladę no-name nawet nie z dołu regału, a spod regału. Do tego dochodzą przyjemna nuta wyprażonych fistaszków i neutralny wątek słodkich galaretek o smaku bliżej nieokreślonym.
Czekolada jest twarda i bogato najeżona dodatkami, więc łamie się trudno i według swojego widzimisię. Żeby ocenić jakość, odgryzłam w miarę czysty kawałek. Zaskoczył i oburzył mnie poziom proszkowatości: przeogromny! Czekolada rozpływa się gęstawo, lecz nie gęsto. Ani bagienkowo. Smakuje maksymalnie tanio i cukrowo. Nie to jednak jest najgorsze. Studentska gruszkowa zawdzięcza smak przewodni perfumom gruszkowym. Są lekko alkoholowe, sztuczne. Raz po raz kubki smakowe opływa syntetyczna gorycz, niezwiązana z orzechami czy owocami. Myślę, że ona również wynika z perfumowości.
Myślałam, że Studentska z gruszką ma kawałki gruszek lub gruszkowe galaretki. Nic z tego. Owoców nie zawiera wcale, galaretki zaś są bliżej nieokreślone, słodkie i kwaśnawe. Sprawiają wrażenie tworów o smaku waty cukrowej. Czy to z nich pochodzi perfumowość? Całkiem możliwe. Są duże. Pokrywa je skrystalizowana skorupka, z uwagi na którą wstrętnie chrupią i trzeszczą pod zębami.
Jedyny niekwestionowany plus czekolady Studentskiej gruszkowej to orzechy arachidowe. Są ogromne, świeże, chrupiące, wyprażone i pełne smaku.
Kiedy dostałam Studentską z gruszką – tradycyjną, oryginalną czekoladę z Czech, wcale nie masowej i kiepskiej produkcji Nestle – byłam pewna, że przeniesie mnie do beztroskiego dzieciństwa. Sądziłam, że na przekór niepochlebnym opiniom znajomych wystawię jej 5 lub 6 chi. I co z tego wyszło?
Studentska gruszkowa to czekolada maksymalnie nędzna i tania jakościowo. Jest proszkowata na potęgę, nie tworzy bagienka, została po chamsku zasypana cukrem i pełno w niej pseudogalaretek ze skrystalizowanymi otoczkami. Oferuje podły smak czekolady no-name i nieznośną, niezidentyfikowaną gorycz. Najgorsza jednak jest podła perfumowa gruszkowość: syntetyczna, niejadalna i jakby alkoholowa.
Chciałam znaleźć w Studenstkiej z gruszką pozytywy inne niż wygląd i najeżenie, żeby wystawić chociaż 2 chi. Niestety nie podołałam. To tabliczka, której nie radzę dotykać nawet kijem.
Ocena: 1 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, 13% galaretki (cukier, syrop glukozowy, woda, substancja żelująca: pektyny; kwas cytrynowy, regulator kwasowości: cytrynian sodu; naturalny aromat, substancja żelująca: wosk Carnauba), 13% orzeszki ziemne, tłuszcz kakaowy, 10% kawałki o smaku gruszek (51% koncentrat gruszkowy, cukier, mielone cytryny, substancja żelująca: pektyny; naturalny aromat), pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcze roślinne (palmowy, shea), emulgatory (lecytyny, rycynolan poliglicerolu), tłuszcz mleczny, laktoza, serwatka w proszku, ekstrakt waniliowy.
Kalorie w 100 g: 513 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 28 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 14 g), węglowodany 57 g (w tym cukry 50 g), błonnik 2,3 g, białko 6,9 g, sól 0,12 g.
Haha, ja ją odebrałam zupełnie inaczej :D nie była dla mnie wcale tak proszkowa, tania, cukrowa, tylko po prostu smakowała jak zwykła, przeciętna mleczna czekolada :D w dodatku te galaretki miały taki słodziutki smak gruszeczkowy, trochę jak w Riso ^^ no i orzeszki to wisienka na torcie <3 chociaż i tak póki co najbardziej smakuje mi klasyczna studenstka ^^
Na szczęście tylko ten wariant smakowy przeorał mi podniebienie. Reszta rzeczywiście jest po prostu przeciętna (smakowo, bo z uwagi na jakość wpisuje się w dolną część środka regału).
Jadłam na razie tylko kokosową (z solonym karmelem jeszcze czeka) i odebrałam ją całkiem pozytywnie. Nie była może wybitna, ale spokojnie dałabym jej 4 chi. Ciekawa jestem czy po prostu była lepsza czy znów się okazuje, że mam totalnie plebejski gust.
Przed degustacjami otrzymanej trójki sądziłam, że resztę dokupię sama. Nope. O kokosową mogę kiedyś tam poprosić mamę, jako że była na mojej liście must-have, ale bez ciśnienia.
Ja pamiętam, jak zdobywałam te czekolady na szkolnej wycieczce w Pradze, do tego dla siostry szukałam największych Lentilkow we wszystkich możliwych sklepach, to były fajne czasy :) A teraz, masz rację – czekolady są wszędzie i na nikim nie robią wrażenia. Dawno ich nie jadłam (gruszkowej chyba nigdy) i jakoś nie planuję.
Ja również bardzo miło wspominam dawne czasy słodyczowych zakupów w Czechach.
Mam bekę z ludzi, którzy zachwycają się Studentską. Ten produkt to ikona profanacji czekolady. Moja druga beka dotyczy ludzi, którzy jedzą czekolady nienadziewane z lodówki. Ach, jak ja tym gardzę. Ach.
Ja tam z nikogo nie „cisnę beki”, niech sobie ludzie jedzą, jak lubią. Sama za to nie zjadłabym żadnej czekolady z lodówki, bo uważam, że połączenie czekolady z zimnem to złooo.
Wszystkie czekolady smakują prawie tak samo i mają taką samą konsystencję jak je się je z lodówki.
Ze wstępu wywnioskowałam, że należymy do tego samego pokolenia. Dziewczyno, żadne ,,Fiodorki”, tylko ,,Fidorki”! Oczywiście, mój świat się przez tę literówkę, podobnie jak moje dzieciństwo po recenzji, nie zawalił – Studentskiej spróbowałam dopiero w liceum, już wtedy była przeciętna. Na szczęście dawno przestali produkować batoniki Mlecznej Doliny, uniknę rozczarowań xd.
Dzięki za treści, które tworzysz. Miło spędzam czas czytając Twoje posty, po prostu.
Dziękuję za poprawkę, uwzględniłam <3
Mleczna Dolina? Chodzi o Mleczną Krainę od Alpen Gold?
Miło mi i zapraszam do częstego odwiedzania :)
A tak, widać nie tylko Ty się mylisz w nazwach (; Czekolada pod marką własną nabiału, to wszystko przez to mleczne nadzienie xd
Mleczny zawrót głowy :)
Zdecydowanie produkt nie dla mnie. Zwłaszcza że gruszka w czekoladzie do mnie nie przemawia … jakoś tak faktycznie wychodzi przeważnie sztucznie …
Nieczęsto mam do czynienia z gruszką w czekoladzie. W sumie niemal nigdy. Spróbowałabym czegoś porządnie wykonanego. Może być plebejskie, byle nie ohydne.
Powiem tak nie lubię tych czekolad dla mnie słodkie. Kupiłam ostatnio dla męża z wiśniami bo kocha te owoce i czekolada mi nie smakuje a jemu tak. Skuszona solonym karmelem kupiłam dla siebie i tak czeka od blisko 3 mc-y na spróbowanie .
Pilnuj daty ważności, żeby któregoś dnia nie wyszła z mieszkania o własnych siłach ;)
O tak! Ta „gęstawość” w gruncie rzeczy wodnistej polewy… I cukrowość, brr. Jak dobrze, że moja pachniała chociaż głównie fistaszkami, a nie polewą na pierwszym planie. Ta była dopiero za nimi.
Ta czekolada zawiera kawałki gruszkowe (nie kawałki gruszek, a „kawałki gruszkowe”) i galaretki. Nie wiem, czy galaretki miały byc gruszkowe – po smaku moich nie udało mi się zgadnąć. Były cukrowo-kwaśne, na pewno nie alkoholowe. Kawałki gruszkowe u mnie były jak nic, ale też tak specjalnie mocno gruszką nie smakowały… Dziwi mnie też ta dziwna gorycz u Ciebie. Haha, jakby u mnie zwietrzała perfumowość galaretek (tyle wygrać), a u Ciebie tłuszcz polewo-bazy (sorry, „czekolady”) zjełczał.
Mnie także nie smakowała, ale tak na ogląd po mojej, nie powiedziałabym, że Ty wystawisz niższą ocenę. Opis Twojej brzmi jednak jakoś inaczej.
Na pewno jednak zgadzamy się, że… to struktura jedna z możliwie najpodlejszych, co?
Dla mnie przedstawicielem podłej konsystencji jest wyrób czekoladopodobny. Mimo potworności Studentskiej z gruszką uważam, że pod względem konsystencji nawet nie zbliża się do wyrobu czekoladopodobnego. Tutaj najgorszy jest smak.
Ale wyrób czekoladopodobny nie jest czekoladą i wiesz co… ostatnio w lodach miałam do czynienia z „kawałkami polewy czekoladowej”, a nie czekoladą i… to miało lepszą strukturę, bardziej czekoladową niż Studentskie i Pergale. Poza tym, napisałam „jedna z”, a nie, że najpodlejsza.
Swoją drogą, Mama czytała i kazała mi napisać, że obstawia, że miałaś ją zepsutą. Ona jadła ostatnio zepsutą czekoladę i czuła podobne nuty, perfumą waliło itp. Od siebie dodam, że coś w tym może być (albo ja miałam zwietrzałą – ale to też nic, tylko po jakości jeździć, bo nie powinna się ani zepsuć, ani zwietrzeć, skoro jest w terminie). I… co nie zmienia faktu, że to po prostu tabliczka niesmaczna, czego by akurat pod lupę nie wziąć. :>
Nadal nie uważam, żeby Studenstka miała jedną z najgorszych konsystencji, jakie spotkałam. Jest średniokiepska. Dwie z trzech otrzymanych tabliczek zatrzymałam w całości dla siebie. Nie zrobiłabym tego w przypadku Wawelu, Vobro czy Roshena. Te czekolady uważam za O WIELE podlejsze jakościowo od Studenstkiej.
Mama nie powiedziała niczego złego o reszcie tabliczki, którą jej sprezentowałam. Myślę, że wyczułaby obrzydliwość zepsucia :P
Wawel – ja również. Studentska w paru wariantach nawet mnie zaciekawiła (a z karmelem bardzo mi smakowała), z tym że dla mnie to i tak śmietnik dodatków w polewowej czekoladzie. Wawel jednak to już taki poziom polewowości, że za nic nie spojrzę obecnie nawet. Vobro nie znam i mam nadzieję, że nie poznam. Roshen? Kpina, nie czekolada, acz… gdy masz nadziewanego nugatem to nawet ta jego czekolada wydaje się ok w porównaniu do wnętrza. Śmiech przez łzy. Reasumując… dobrze, że nie poznałam lepiej tych jeszcze gorszych. Ale… z Twoich recenzji obstawiam, że Pergale to coś między Studentską, a Wawel i Vobro.
O, to obstawiam „przykładanie się” producenta co do ilości aromatów. Na taką bylejakość można sobie pozwolić, bo w wartościach odżywczych / gramaturze i tak to nie wyjdzie. Cieszę się z tego, że moja była delikatnie gruszkowa. I jedna rzecz mnie dręczy – nie trafiłaś na ani jeden kawałek gruszkowy? Ewidentnie nie galaretka, a takie coś z owoców. Nie że kawałek gruszki, co to, to nie, ale takie dziwne, drobne?
Nie pamiętam. Jestem jednak pewna, że gdybym trafiła, zanotowałabym chociażby ze znakiem zapytania.
Wiedziałam, że z czymś mi się kojarzy nazwa Pergale. Obczaj: http://livingonmyown.pl/2014/11/23/slodycze-z-dalekiego-swiata-litwa/
Najlepsza Ta klasyczna i białą była ok też
Nie wiem, czy mleczna jest najlepsza, ale bez wątpienia wymienione przez Ciebie wersje są lepsze od zrecenzowanej przeze mnie :P