Czekoladowe jajeczka wielkanocne nie należą do mojego repertuaru corocznych słodyczowych zakupów. Po pierwsze nie poluję na łakocie świąteczne, bo mam inne produkty na głowie. Po drugie czekoladowe jajka to jednak cukierki, a one stoją na dolnych szczeblach słodyczowej drabiny ulubieńców.
Neapolitaner Eier to czekoladowe jajka wielkanocne, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Produkuje je marka Manner kojarząca się głównie z waflami. Czy zatem czekoladki skrywają zatrzęsienie wafelków na podobieństwo Bajecznych Wedla? Tak sądziłam, zwłaszcza że Neapolitaner jest serią wafli Mannera.
Za dwa jajka czekoladowe Neapolitaner Eier dziękuję Marcie.
Neapolitaner Eier jajeczka wielkanocne czekoladowe
Nie ma się co oszukiwać, czekoladowe jajka Mannera są brzydkie. Wyglądają na wymęczone życiem, spocone, parafinowe. Kreski wycięte na bokach trudno nazwać ozdobnymi, choć rzekomo o gustach się nie dyskutuje (to powiedzenie jest głupie). Jajka czekoladowe dają się poznać jako miękkie, plastyczne. Ulegają palcom na podobieństwo Loffel Ei. Po przekrojeniu również przywodzą na myśl wielkanocny produkt Milki. Połowa komory jest pusta, połowę wypełnia ciemny krem wyglądający podejrzanie piankowo.
Jajeczka wielkanocne czekoladowe Neapolitaner Eier marki Manner dostarczają 544 kcal w 100 g.
1 czekoladowe jajko wielkanocne Manner waży ok. 15 g i zawiera 82 kcal.
Czekoladowe jajka Neapolitaner Eier pachną wyłącznie mleczną czekoladą, za to odznaczającą się sympatyczną zawartością kakao. Nie da się jej pomylić z Milką czy Lindtem. Ba! nie można nawet przypisać jej podobnej bajeczności. Jest przyjemna, tyle że w sposób zwykły, niewyszukany. Ponadto aromat całkiem nieźle oddaje wafle z nadzieniem kakaowym oblane mleczną czekoladą.
Mimo iż czekoladowe jajeczka wielkanocne pokrywa gruba polewa, poddają się palcom niczym plastelina. Gną się i zmieniają kształt nawet przy delikatnym dotyku (nie polecam na nich siadać). Dotyczy to obu komór: i pustej, i wypełnionej kremem. Elastyczność w połączeniu z przeogromnymi lepkością, kleistością i oleistością czekolady przywołuje wspomnienie Lindorów jedzonych w środku lata.
Czekolada pokrywająca jajeczka Neapolitaner Eier rozpuszcza się w sekundę. Robi to ślisko, oleiście i jednocześnie wodniście. Znika niczym profesjonalny iluzjonista wraz z pieniędzmi zarobionymi na błyskawicznym show. Jest pylista. Moim zdaniem żadna z niej czekolada, raczej polewa kakaowa. Ma konsystencję podobną do Lindorów – zwłaszcza pod względem oleistości – przy czym brakuje jej idealnego smaku pralinek Lindta. Raczy degustatora smakiem kremu kakaowego z wafli i torby cukru.
Ależ byłam naiwna, gdy po rozkrojeniu pomyślałam, że czekoladowe jajeczka wielkanocne Mannera mogą mieć konsystencję aero bliską Loffel Ei. Nadzienie jest zupełnie inne: gęste, zwarte, zbite, niemal sztywne. To krem z mnóstwem drobinek wafli, co odpowiada mojej wstępnej hipotezie. Pokruszone wafelki chrzęszczą jak szalone. Niewykluczone, że pomiędzy nimi są kryształki cukru. Wszystko to sprawia okropne wrażenie. Skądinąd z uwagi na zawartość cukru w połowie jajeczka ważącego 15 g miałam ochotę umrzeć. Kakaowość wprowadza goryczkę, która jednak nie równoważy słodyczy.
Jajeczka wielkanocne czekoladowe Mannera to jedna wielka pomyłka. Są brzydkie, odznaczają się niską jakością i sprawiają wrażenie złożonych w 90% z węglowodanów, w tym w 89% z cukru. Lekkość i oleistość pseudoczekolady nijak nie pasują do gęstego, topornego nadzienia. Podczas gdy polewa znika w mgnieniu oka, wnętrze straszy chrzęszczeniem i chrupaniem. Oddaje zmielone wafle kakaowe bez polewy z dużą ilością kremu. W teorii brzmi dobrze, w praktyce zaś daje poczucie jedzenia gęstej masy kakaowej wypełnionej kryształkami cukru. Wrzućcie masło i kakao do cukierniczki, wyjdzie na to samo.
Niestety czekoladowe jajka wielkanocne Neapolitaner Eier uważam za paskudne zarówno przez konsystencje – przede wszystkim chrzęszczące nadzienie – jak i poziom słodyczy. Jak można wsypać tyle cukru do czegokolwiek, nawet jeśli to łakocie?! Po jedynym jajku (przypominam: waży ok. 15 g) było mi tak słodko, jakbym zjadła baton chałwowy liczący 50 g. Przysięgam. Ponieważ nie chciałam wywalać drugiego, zjadłam i je. Umarłam, więc dziękuję za uwagę i do niewidzenia.
Ocena: 2 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, masło kakaowe, pełne mleko w proszku, olej roślinny, orzechy laskowe (12% w kremie), odtłuszczone kakao w proszku, cukier mleczny, masa kakaowa, utwardzony tłuszcz roślinny, mąka pszenna, odtłuszczone mleko w proszku, emulgator: lecytyna sojowa, słodka serwatka w proszku, aromaty, sól. ALBO: cukier, masło kakaowe, tłuszcze roślinne (kokos, palma), pełne mleko w proszku, orzechy (6%), cukier mleczny, odtłuszczone kakao w proszku, masa kakaowa, mąka pszenna, odtłuszczone mleko w proszku, emulgator: lecytyny (soja), serwatka, naturalny aromat w proszku. Może zawierać śladowe ilości innych orzechów.
Kalorie w 100 g: 544 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 31 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 19 g), węglowodany 60 g (w tym cukry 56 g), błonnik 2,4 g, białko 5 g, sól 0,12 g.
Faktycznie są brzydkie, ale w sumie takie wafelkowe wnętrze brzmi dla mnie naprawdę dobrze (zawsze masło w cukiernicze z kakao jest lepsze niż margaryna). Konsystencja polewy jednak mnie nie przekonuje bo nie lubię Lindorów, a skoro to smakuje gorzej… (Choć ja w Lindorach czuję margarynę, może to smakowałoby dla mnie tak samo). Aż dziwne że są takie słodkie, w sumie zawartość 56g cukrów na 100g to nie jest jakaś szaleńcza wartość na słodycze. Muszą być naprawdę niskiej jakości :D
Inną formę tego paskudztwa zrecenzowała na Insta moja żona. Nie polecam za żadne skarby. Fuj, ble i brr.
Żonka potwierdza, girą tego nawet nie warto rozdeptać i ją ,,wygównić” w tych zbukach.
Jak na wyrob czekoladowy, 56g cukrow to ogromna ilosc, na tle innych slodyczy raczej standard chociaz wciaz z tych gornych wartosci..cukrowosc wynika zapewne z olbrzymiego udzialu cukru jak i z podlej jakosci reszty skladnikow. Ja bym nie tknela,zdecydowanie wole lzejsze desery..
I dobrze, że byś nie tknęła. Taki koszmar prześladowałby Cię do końca życia. W snach i na jawie.
Nauczona na bledach nie jem juz NIC co nie posiada chociaz 5chi, jesli nie ma tego czegos na blogu-rezygnuje z konsumpcji. Czesto gra nie warta swieczki a bebechy cierpia.
O mamo <3
Zjadłabym dobrą czekoladę nadzianą a’la Bajeczny. Nawet taką średnio dobrą, ale nie tak cukrowo-margarynową jak ten Wedel.
Co do jajek… chyba zakochałam się w pazłotkach. Jeśli są granatowo-złote (czy beżowe? bo kolor na zdjęciu może odbiegać od rzeczywistego), to wielbię je.
Aromat Milki i Lindta jest u Ciebie na jednym poziomie? Gdybyś miała wybrać, który wolisz, to…?
Siadać nie można?! A weź Ty, wysiedzieć je zamierzałam, by kurczaki małe mieć.
Może mieli zamiar do tej luki w nadzieniu zasadzić jakąś rurkę waflową? Brzmi, jakby to był właśnie wafelek, ale bez wafla. Wtedy może nie byłoby tak tragicznie.
I właśnie – ostatnio z Mamą ciągle wracamy do tematu, po co tak cukrzyć wszystko? Słodycze mają być słodkie, rozumiem. Ale… mają być słodkie tak, by dało się je zjeść. Tutaj po połowie było Ci za słodko. Pamiętasz, jak mi kiedyś wytknęłaś, że niemożliwym jest, by mnie aż od słodyczy przytykało po takich małych ilościach? No właśnie, to możliwe. Tylko właśnie, odnosząc się do tego… podziwiam, że zjadłaś dwa. Ja jednak mam łatwiej, bo Mamę mam pod ręką i… nie mam tych jajek. Ani żadnych innych, hyhy. Czasem się zastanawiam, jak oni upychają tyle cukru do czegoś z czekolady, skoro często jeszcze jakieś 30 % odlatuje na kakao, pewnie z 10 % na mleko… a wydaje się, że cukier to 99 % właśnie.
Swoją drogą, marka kojarzyła mi się raczej z neutralniejszymi, nie tak cukrowymi słodyczami.
Wolę aromat mlecznej czekolady Lindta, niemniej pod względem sprawiania przyjemności jest na równi z milkowym.
Ja też nie wiem, cóż to za czary, dzięki którym producentom udaje się tak zasypać słodycze cukrem. Gińcie, konsumenci!!!!111!!1!1oneoneone