Jeśli śledzicie mój blog regularnie – zwłaszcza w ostatnich tygodniach – doskonale wiecie, że nie przepadam za cukierkami i sama ich nie kupuję. Wydaje mi się jednak, że jeszcze nigdy nie napisałam o podziale sympatii wewnątrz cukierkowego zbioru. No to jedziem.
Najłatwiej przychodzi mi zmusić się do degustacji czekoladek z nadzieniem (pralinek), trufli, krówek i owoców w czekoladzie (głównie śliwek). Za nimi stoją cukierki w pełni czekoladowe, chociażby z kalendarza adwentowego. Trzecie miejsce zajmują draże, przede wszystkim takie jak Korsarze, ale M&M’s od biedy też można do nich zaliczyć. Na haniebnym końcu klęczą wszelkie cukierki twarde, np. landrynki.
Mimo iż wielkanocne jajka czekoladowe Chocolate M&M’s eggs marki MARS odznaczają się wielkością niektórych pralinek, na dodatek są nadziewane, wciąż zaliczam je do draży. Gdyby nie fakt, że przysłała mi je Martha (dziękuję!), nigdy bym ich nie spróbowała. Nawet gdybym znalazła je wsypane do miseczki poczęstunkowej, nie skusiłabym się. Zupełnie mnie nie interesują.
Chocolate M&M’s eggs
Może i czekoladowe jajeczka Chocolate M&M’s eggs leżą poza obszarem moich słodyczowych preferencji, ale nie mogę im odmówić uroku. Estetyką trafiają w punkt. Jasne barwy, urocze kropeczki…. ach! W paczce pojawia się pięć kolorów: biało-pudroworóżowy, różowy, żółty, zielony i niebieski. Czerwony przepadł.
Chocolate M&M’s eggs marki MARS dostarczają 494 kcal w 100 g.
10 jajeczek wielkanocnych M&M’s waży ok. 25 g i zawiera 123,5 kcal.
Do zliczenia wszystkich życiowych degustacji M&M’s wystarczyłyby mi palce obu dłoni. To sprawia, że nie za dobrze je znam. Na dodatek ostatni raz miałam draże MARSa w ustach w 2017 roku, a wcześniej w 2015 roku. Nie wiem zatem, czy Chocolate M&M’s eggs są wyjątkowe pod względem braku zapachu, czy to standard. Żeby wyczuć nikłą nutę słodkiej margarynowej masy czekoladowej z wątkiem sera topionego, trzeba desperacko wwąchiwać się w jajeczka wielkanocne MARSa przez godzinę.
Kolorowa skorupka okalająca Chocolate M&M’s eggs jest gruba w odniesieniu do małych jajeczek. Cukrowo chrupie. Nie ma smaku innego niż po prostu słodki.
Wnętrze jajeczek M&M’s jest gęstawe, proszkowate. Mimo twardości i zwartości rozpuszcza się szybko. Niestety ani nie rozwija pełni gęstości, ani nie przemienia się w bagienko. Charakteryzuje się smakiem esencjonalne czekoladowym, i to pochodzącym od mlecznej czekolady. Zawiera wyrazistą nutę kakao.
Wielkanocne jajeczka czekoladowe Chocolate M&M’s eggs są przepiękne (przypominają fasolki wszystkich smaków z Harry’ego Pottera) i przyjemne pod względem smaku. Niestety z uwagi na formę to kompletnie nie moja bajka, więc po chrupnięciu kilku sztuk zniechęciłam się i resztę oddałam rodzince.
Myślę, że dla miłośników M&M’s wielkanocne jajeczka to słodycze na 6 chi. Jeśli się do nich zaliczacie, kupujcie śmiało podczas promocji albo polujcie w przyszłym roku. Ja podziękuję.
Ocena: 3 chi
Skład i wartości odżywcze:
Skład: cukier, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, laktoza, skrobia, tłuszcz palmowy, masło shea, syrop glukozowy, stabilizator (guma arabska), emulgator (lecytyna sojowa), dekstryny, substancja glazurująca (wosk carnauba), barwniki (E100, E133, E153, E162, E170), olej z nasion palmowych, sól, naturalny ekstrakt z wanilii, aromat.
Kalorie w 100 g: 494 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 22 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 13 g), węglowodany 68 g (w tym cukry 64 g), białko 5,1 g, sól 0,13 g.
Rozumiem Twoją ocenę skoro jesteś zupełnie niedrażowa ale cieszę się że przynajmniej były dla Ciebie przyjemne w smaku i nie zmaltretowaly Twoich kubków smakowych :D no i przy okazji wyglądają przepięknie ^^ zgadzam się co do tego że dla miłośników M&M’s są godne 6 chi :D
U mnie z cukierkami sprawa wygląda trochę inaczej. Na pierwszym miejscu stoją właśnie draże (M&M’s, Korsarze) oraz krówki, potem różne cukierki z nadzieniem, pralinkii, trufle i adwentowe czekoladki, dopiero potem owoce w czekoladzie no i oczywiście na końcu twarde landrynki, bo za nimi też nie przepadam :D
Sympatią do krówek i czekoladek nadziewanych bardzo się nie różnimy. Piątka za twardzieli i inne landryny :P
Zastanawiam się, skoro o tym nie pisałaś, to skąd znałam kolejność. Może to po wczytywaniu się między wierszami / częstotliwość pojawiania się konkretnych produktów?
Moja kolejność… w pierwszej chwili chciałam napisać, że to chyba dziwne, ale chyba prawie taka sama, ale jak pomyślałam, to już nie wiem. W sumie obecnie do żadnych bym się nie zmotywowała, bo wszystkie są tak samo nie w moim guście. Cukierków typu śliwka w czekoladzie w ogóle nie jem (naprawdę, może raz w życiu w dzieciństwie próbowałam), draży też, bo nie moja forma, ale akurat na te to miałam dawno (w gimnazjum?) etap. Krówki i trufle jeszcze parę lat temu dobre „zjadłabym”, teraz kompletnie mnie nie ciekawią.
No tak, kiedyś, to może jeszcze bym spróbowała, by z tymi Mimi porównać, ale teraz czuję, że nawet jakbym dostała, to od razu bym oddała. Ładne parę tygodni temu popróbowałam słodyczy na tyle nie w moim typie, że utwierdziłam się w przekonaniu, że po prostu mnie nie kręcą i nudzą. I nawet nie bardzo mam takie rzeczy jak opisywać, bo np. czasem trudno stwierdzić, na ile coś jest potworne, a na ile ja nie lubię (bo może być po prostu kiepskie, ale na arenie produktów danego typu wygrywać, więc…).
Wiesz, że nawet mam wrażenie, że czuć różnicę, z jaką pasją opisałaś choćby ich urok i zapach, a smak / formę? W sensie, że emocjonalnie aż oddałaś, że produkt nie Twój. I świetnie to rozumiem, bo także ja jakiś czas temu pisałam o drażach. I pewnie nawet co do jednych i drugich mogłybyśmy się zgodzić, bo ty trafiłaś na najnormalniejsze draże, a ja na najnormalniejsze-trochęgorsze. Twoim jednak naprawdę nie można odmówić, że są… słodziutkie. Może nie jest to moja kolorystyka, a i źle się kojarzą z cukierkami pudrowymi, ale do docelowych konsumentów na pewno trafią. Szkoda, że zielone nie są bardziej miętowe (tak w ogóle to nie rozumiem, dlaczego kolor miętowy tak się nazywa, skoro mięta ma inny).
To jeden z tych produktów, o których ocenianiu pisałaś?
Wydaje mi się, że o położeniu cukierków na osi sympatii pisałyśmy w komentarzach na Twoim blogu, ale mogę się mylić. Wydaje mi się też, że regularnie stwierdzasz, że próbowałaś nie Twoich produktów i więcej nie spróbujesz, a po jakimś czasie piszesz to samo albo wręcz recenzujesz owe produkty :D To nie zarzut, tylko ciekawostka. Ostatnio omawiałam z kumplem kwestię twierdzenia, iż coś robimy albo czegoś nie robimy, choć w rzeczywistości jest odwrotnie, tylko nie mamy o tym pojęcia.
„Tak w ogóle to nie rozumiem, dlaczego kolor miętowy tak się nazywa, skoro mięta ma inny” – ja się przyzwyczaiłam. „Łososiowy” też nie jest łososiowy, „guma balonowa” ma wiele kolorów (smaków), a „kolor skóry” uprzywilejowuje jedną rasę ludzką, na dodatek biali mają różne odcienie skóry.
„To jeden z tych produktów, o których ocenianiu pisałaś?” – co masz na myśli? Podpowiedz, proszę, bo ostatnio pamięć wyparowuje mi przez uszy.
Regularnie? W 2015-16 miałam fazę na próbowanie Snickersów i KitKatów, czym obrzydziłam sobie batony, więc koniec z nimi. Jakoś w 2018 znów paru innych słodyczy chciałam spróbować – znów to samo. Parę miesięcy temu Mama nakupowała takich „przypomnieć sobie” i namawiała, więc popróbowałam (bo może się coś u mnie zmieni?), ale… to samo.
„regularnie stwierdzasz, że próbowałaś nie Twoich produktów i więcej nie spróbujesz, a po jakimś czasie piszesz to samo albo wręcz recenzujesz owe produkty” Jeszcze nie podłapałaś, jak to u mnie jest? Np. w styczniu piszę: „próbowałam niesmaczne cytrynowe ciastka”, a w kwietniu pojawia się recenzja cytrynowych ciastek z niską notą. Myślisz, że spróbowałam coś i nie napisałam recenzji, a potem zjadłam jakieś pod bloga? Nie, po prostu mam tak długą kolejkę. Nie ma słodyczy, które bym zjadła, spróbowała i nie pojawiły się na blogu. One po prostu wchodzą z opóźnieniem. I tym samym… chyba już utwierdziłam się w przekonaniu, że zostały mi tylko czekolady, bo dosłownie nic innego mi nie pasuje. xD Znaczy… jeszcze lody, ale to trochę inna kategoria.
Nie zgodzę się z tym w pełni. Czasem rzeczywiście można np. „nie narzekam tak dużo”, a powiedzmy narzekam ciągle, tylko nie zdaję sobie z tego sprawy. Jednak jak Ci powiem, że nie czytam książek rano to naprawdę nie ma poranka, bym sobie jakąś książkę czytała.
Nie odebrałam tego jako zarzut. ;) Ostatnio jednak coś innego w komentarzach mi na zarzut wygląda, ha! I chyba to nawet pasuje do tematu „mówimy, że nie robimy, a nie zdajemy sobie sprawy”. Mam wrażenie, że punktujesz mnie strasznie, jeśli chodzi o zjadane ilości czekolad (czy ogólnie słodyczy), które okazują się nie w moim guście, za tłuste lub za słodkie, męczące, nudne. W sensie… ja nie widzę nic złego w tym, że jak po dwóch wielkich kostkach nie mam ochoty na więcej, to po prostu nie jem na siłę, a biorę coś, co lubię. Z tymi drażami zrobiłaś podobnie (?), a drugie jajko Manner zjadłaś, by nie wyrzucić (a ja jakoś w czwartek dojadałam za słodkiego i za tłustego Grossa, by właśnie nie wyrzucić, bo Mamie był za gorzki). Ja widzę podobieństwo w postępowaniu i nie widzę w tym nic złego.
No tak, ale mięta najbardziej mnie rusza, bo lubię ten kolor, a jednak jak na miętę patrzę, to widzę zieleń. :>
Mam na myśli Twoją odpowiedź tutaj: http://livingonmyown.pl/2020/06/09/ferrero-kinder-eggs-haselnuss-jajeczka-wielkanocne-czekoladowe/
„Nie zgodzę się z tym w pełni” – nie twierdzę, że ZAWSZE tak jest. Wiadomo, że nie.
Przepraszam, jeśli Cię tym uraziłam, a wydaje się, że tak. Już nie będę. Szczerze dziękuję za zwrócenie uwagi <3 Gdybym się zapomniała, dyscyplinuj mnie, proszę.
Ach. Niii, przecież jajka M&M's nie dostały 6 chi. Poza tym mam kilkumiesięczne kolejki recenzji. O produktach, które wspomniałam w komentarzu, jeszcze nie napisałam.
Nie, nie. Nie uraziłaś, ale dyscyplinować mogę, bo lubię rozstawiać ludzi po kątach, haha. Żartuję. Właściwie, tym jak piszę „jadłam ostatnio…”, a potem recenzja tego dopiero za pół roku to sama siebie trochę śmieszę (tak pozytywnie).
Zreflektowałam się zanim przeczytałam odpowiedź. Na ile miesięcy masz teraz kolejkę? U mnie już na marzec lecą, ale… cholera, parę dziadów mi się takich trafiło, że kupiłam dla siebie, nie na bloga, a okazały się zmienione do tego stopnia, że aż recenzje całe nowe pisałam, a nie tylko np. krótkie aktualizacje.
A, te „dyscyplinuj…” to było pewnie o ilościach (zdążyłam już zapomnieć, że o tym też w komentarzu tym napisałam – pamięć rybki normalnie). Nie no, tym też nie uraziłaś jakoś specjalnie. ;P
Dyscyplinowanie dotyczy fragmentu: „Mam wrażenie, że punktujesz mnie strasznie, jeśli chodzi o zjadane ilości czekolad (czy ogólnie słodyczy), które okazują się nie w moim guście, za tłuste lub za słodkie, męczące, nudne”. Nie chcę być wobec Ciebie czepialska i upierdliwa. Wybieram sympatię. Dlatego śmiało rozstawiaj mnie po kątach :D
Z zaplanowanymi recenzjami sprawa jest skomplikowana. W ostatnim czasie – z uwagi na coraz wyższe temperatury – zjadłam duuużo słodyczy z czekoladą i mam w zapasie duuuuuużo szkiców do recenzji. Ostatni szkic przypada na 24 września. Z kolei ostatnia napisana i zaplanowana recenzja przypada na 29 sierpnia. Nie liczę recenzji słodyczy, na które jesteśmy umówione na późniejsze terminy.
Łe tam. Bardziej niż denerwujesz tym, to rozbudzasz takie „co w tym dziwnego, że tak robię?!”. Jest coś dziwnego? Bo właśnie chyba, jak coś nie leży, a pchać na chama jest dziwniejsze. :P
Aa. U mnie szkice to zawsze góra 5 produktów. I tak jestem bardziej obłożona. Marzec, kuźwa… Ale to też przez porzucane dziadostwa. Nawet jak mnie autentycznie na jakieś ciastka naszło, smród mnie walnął jak kijem, a gdyby nie zdjęcia itp. itd. (tyle zachodu!) to nawet bym nie ugryzła, by spróbować, haha.
Nie mam czasu pisać recenzji na bieżąco. Odpowiadanie na codzienne komentarze to przeszło godzina. Muszę coś wymyślić. Może w ogóle przestanę odpisywać. Jestem skrajnie wymęczona blogiem.
Ja także nie przepadam za drażami i innymi miniaturowymi słodyczami: po 1. cięzko, żeby nie były zbyt słodkie: wydaje się, że im mniejsze- tym ta słodycz bardziej skondensowana, po kilku sztukach generalnie rzyg. Po 2. ząb: ubytek wielki jak krater Etny :/ Czuję, że jedno takie jajeczko „zaplombowałoby” mi tą dziurę i zostało w niej na zawsze o_0 (dziwna wizualizacja) po 3. [komentarz 18+] Jajka interesują mnie tylko w 1 odsłonie (dosłownej xD) i nie mam na myśli tych kurzych xD
„Po kilku sztukach generalnie rzyg” – hahaha :D <3
"Ząb: ubytek wielki jak krater Etny" - jakiś dentysta by się przydał, co? Ja ostatnio poszłam, bo mnie nawalał ząb i byłam pewna, że zrobiło się dziursko. Pani obejrzała i okazała się, że zero ubytków w paszczy. Ponieważ mam wrażliwe zęby, musiałam wytypować winnego w menu. Odstawiłam Pepsi Max, co było przykre, ale po dwóch-trzech tygodniach ból przeszedł. Kolejny lubiany produkt wylądował na zakazanej liście :/
"Jajka interesują mnie tylko w 1 odsłonie [...] i nie mam na myśli tych kurzych" - tymczasem ja już nawet nie pamiętam, jak wyglądają :'(
Dentysta 0_o znienawidzona jednostka. Ale to fakt,nie minie mnie..do tego wez tu zaaplikuj przeciwbòla jak żołądek ledwo przebiera (znasz zapewne).
Pepsi Max <333 wspolczuje kolejnej straty :< niemniej jeśli bòl minął, to nieduże poświęcenie,chcialabym zeby moj ubytek okazał się jakąś fatamorganą, dziurą-widmo. Ze np odstawiam wafle ryzowe-nie boli, magia:D a co do jajek..yy jeju :X ale(wole dopytać) nie pamiętasz jak wyglądają te kurze czy te "w 1 odsłonie"?
Przeszedł ból zęba, ale rozpoczęła się katastrofa żołądkowa. Nie pamiętam, kiedy ostatnio głupi wór bolał tak bardzo. Do tego mam wysyp aft i cokolwiek jem lub piję, cierpię. Chce mi się płakać z bezsilności.
Kurze mogę przynajmniej pooglądać z bliska w sklepie. Z tymi drugimi bieda.
Znam to :(( bardzo mi przykro,mam nadzieje ze w miare szybko uporasz sie z tymi dolegliwosciami, nie lubie takich oklepanych frazesow w stylu „bedzie dobrze”, zawsze chce jakos „praktycznie”,realnie pomoc, same slowa niewiele daja.
A w zwiazku z tymi jajkami to wiesz co? Ch.j z nimi ! xD(sorki za wulg,ale wybitnie mi tutaj pasowalo:D ) pozdrawiam Cie barrrdzo mocno i trzymam kciuki za szybki powrot do pelni sil <3 (standardowo sorki za brak diakrytycznych..pisanie z telefonu nie jest moja super-mocą)
Co do przeklinania, na blogu tego nie robię, bo jest publiczny i wchodzą na niego ludzie w zróżnicowanym wieku, natomiast w życiu prywatnym klnę jak ostatni cham :P
W takim razie przepraszam za ten wytleniony zwrot xD mozesz usunąć komentarz, spoko!
Zupełnie nie o to mi chodziło! Chciałam przekazać, że nie masz za co przepraszać, bo sama klnę :)